C H A P T E R T W E N T Y O N E

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
No i słuchajcie, wracam na salony! W końcu rozdziały będą regularnie ❤

Ciemność to idealne określenie co ja właśnie czuję. Czułam jednocześnie pustkę, żal i spragnienie. Chciałam móc uwolnić się od tego, co właśnie mnie trzyma. A trzyma mnie bezsilność, która z każdym kolejnym krokiem napierała na moje serce.
Słyszałam wołanie mojego imienia przez osoby, które oszukiwały mnie całe życie. Osoby, które powinny być ze mną szczere i pomagać mi w trudnym okresie życia.
Kiri nie miała mamy, miała ją tylko w tym cholernym inkubatorze i w wizjach, które tylko doprowadzały ją do śpiączki.

Byłam cholernie głupia wierząc, że jest dla mnie miejsce. Nie było go. Nigdzie nie byłam bezpieczna. Nawet w ramionach Neyrate, który wiedział o wszystkim.

- Ewna, obudź się, proszę.

Słyszałam ich głosy. Wołali mnie. A ja czułam, że nie mogę do nich powrócić. Nie teraz. Nie kiedy znam prawdę.
- Ewna...kochanie, wróć do nas.

Głos mojej matki drżał. Serce jej się krajało na widok nieprzytomnej mnie. Cóż miałam zrobić? Nie wiem, kiedy się obudzę, nie wiem też czy chce, abym się budziła.

- Ewna, wróć. Błagam.

Słyszałam jego głos. Czułam jak moje ciało powoli drga. Mój umysł nie chciał do niego wracać, ale serce krzyczało inaczej.

To była zguba.

Od tego wszystkiego się zaczęło. Miłość jest skąplikowana i trudna. I tylko raz zdarza się ona, że trwa wiecznie.

Ewna.

Ewna.

Ewna.
Dość. Nie miałam siły stawić teraz im czoła. Nie chciałam tej konfrontacji i bólu, który jeszcze bardziej mi przysporzą.

- Ewna...- znowu powiedział.

Koniec. Za późno.

Powstałam.

Mam nadziej, że ten krótki rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro