Rozdział 12. (część 1.)
Markus Popławski był demonem uzdrowicielem, który większość swojego życia spędzał w pracy. Pracował w jednej z przychodni, która znajdowała się w pobliżu agencji. Właśnie wracał z pracy po kolejnym ciężkim dniu. Od kilku lat prowadził razem ze swoim kumplem i przyjacielem klinikę.
Markus był niskim, krępym demonem o rudych, kręconych włosach i przenikliwych zielonych oczach. Dość przystojny. Największą dumą napawały uzdrowiciela białe i równe zęby. Należał do osób dbających o siebie i ceniących wygląd. Zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym, starał się znaleźć najbardziej optymalne rozwiązanie problemu. Wiewlu znajomych ceniło go za dokładność, umiejętność słuchania i skromność. Wkładał całego siebie w to co robił, z precyzją i dokładnością godną chirurga. Uwielbiał nieść pomoc wszystkim. Gdy się czemuś poświęcał robił to na sto procent.
W niewielkim domku w centrum miasta czekała na niego żona i trójką dzieci. Czuł się spełniony na wszystkich płaszczyznach życia. Jednak lubił eksperymentować i rozwijać się.
Demon należał także do bardzo zapominalskich. Dość często zdarzało mu się czegoś zapomnieć i musiał wracać się po to. Przeklinał swoją wadę, ale w tej chwili miał sobie za to podziękować, bo w innym przypadku nie znalazłby się w tym miejscu i czasie.
W ciszy kończącego się dnia wdarł się potężny huk. Markus podskoczył zaskoczony i zatrwożony. Bez zastanowienia ruszył w tamtym kierunku. Wyszedł na jedną z dwóch głównych ulic. W pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca ujrzał przewrócony samochód, atak na demona przez jednego z dwóch napstników i porwanie innego. Zamurowało go. Nie był w stanie nic zrobić. Patrzył tylko w niemym przerażeniu jak skrzydlaci napastnicy znikających w promieniach słońca. Kiedy sytuacja uspokoiła się, Markus podbiegł do samochodu i leżącego demona. Wtedy rozpoznał w nim swojego dobrego znajomego – Valentyna Szpakowskiego.
Valentyn i Markus poznali się w szpitalu. Ten pierwszy trafił do niego na odział kilka lat temu, kiedy detektyw ucierpiał z powodu jednej ze swoich szalonych imprez. Spotkali się później kilka razy. Musiał przyznać, że „zaiskrzyło" między nimi gdy tylko spotkali się. I od tej pory zostali znajomymi. Zawsze mogli na siebie liczyć. To detektyw nakłonił Markusa do nie rozstawania się z żoną i dania ich małżeństwu drugiej szansy. To Valentyn nakłonił ich do pójścia na terapię małżeńską. Teraz on i żona dogadywali się miedzy sobą. Markus odczuwał wdzięczność wobec Valentyna za pomoc i wiarę w miłość.
— Hej, Valentyn! — zawołał pomagając dźwignąć się na nogi rannemu demonowi. — Co się stało? Jak się czujesz?
— Nic mi nie jest — powiedział lekko obolały Valentyn czując jak po twarzy leci mu strużka krwi. — Zostaliśmy zaatakowani przez Anioła Mroku. Muszę przyznać, że ma silny prawy sierpowy.
— No właśnie widziałem — stwierdził Marku posępnie. — Przepraszam, że nie zareagowałem wcześniej. Ten ktoś porwał jakąś demonkę.
— Nidrox — odpowiedział Valentyn opierając się o samochód.
Markus wyciągnął telefon i zadzwonił po karetkę i detriadę. Nie za bardzo rozumiał co tutaj się wydarzyło.
— Zajmij się tym drugim — poprosił słabym głosem Valentyn.
Uzdrowiciel obszedł samochód i wyciągnął drugiego demona, który był nieprzytomny. Nieznajomy miał dość poważne obrażenia. Markus od razu zabrał się do pracy. Przyłożył dłonie do głowy poszkodowanego i powoli, w skupieniu przesuwał dłońmi po ciele demona. Z jego ręce otaczała ciepła ciemnoczerwona poświata, która od czasu do czasu zmieniała się w jasno białą.
Po kilku minutach oczekiwania pojawiła się karetka i demony. Zabrali nieprzytomnego, a Markus wrócił do Valentyna. Tamten spojrzał na Markusa mglistym spojrzeniem. Detriada także pojawiła się kilka chwil później. Obydwaj złożyli zeznania i byli wolni.
— Zabiorę cię do domu — stwierdził Markus biorąc pod ramię Valentyna.
— Dzięki — odpowiedział tamten.
We dwójkę ruszyli do biura i mieszkania jednocześnie. Słońce znajdowało się już naprawdę nisko i robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Na szczęście agencja znajdowała się naprawdę nisko.
Kilkanaście minut później znajdowali się na miejscu. Markus pomógł usadowić się Valentynowi na kanapie i uleczył
------------------------
Doktor Zuku biegła w stronę sali, w której leżała Nina. Została zaalarmowana przez jedną z pielęgniarek. Kiedy wpadła do sali ujrzała przerażający widok: Nina i pościel była cała we krwi. Z nowoutworzonych ran sączył się życiodajny, czerwony płyn.
— Skąd te rany?! — Zawołała zrzucając z łóżka zakrwawioną kołdrę. — Czy ktoś
wchodził od mojej ostatniej wizyty?
— Nie, pani doktor — zaprzeczyła drżącym głosem pielęgniarka.
— Podaj 30 miligrama Kretydohytydy i tyle samo Sahturyzyny — zarządzała Zuku spokojnym głosem. Odwróciła się za siebie. Gdzie znajdowała się zawieszona metalowa szafka. Otworzyła ją i wyjęła z niej sporo opkowań wysokiej jakości opatrunków. – Zawiadom więcej personelu.....
— Wszyscy są zajęci — oświadczyła kobieta ze smutkiem. Obie wymieniły spojrzenia.
— W takim razie musimy sobie radzić same — mruknęła doktorka. — Skąd te rozcięcia?
Wyglądają jakby ktoś ją zaatakował.
-----------------------
Obudził się przed południem. W mieszkaniu panowała niesamowita cisza. Wyciągnął się leniwie i skrzywił, bo nadal odczuwał ból po wydarzeniach z wczorajszego dnia. Nagle poderwał się gwałtownie przytomniejąc. Musiał odnaleźć Nidroź, która została porwana.
Ubrał się, zjadł śniadanie i wykąpał. W godzinę był gotowy do drogi. Pojechał do szpitala dla demonów. W Słonecznym Mieście znajdowało się ich cztery. Dwa największe z kilkunastoma oddziałami i dwa mniejsze. Valentyn z samochodu zadzwonił na detriadę i szybko uzyskał informację o miejscu pobytu swego nowego znajomego.
Do szpitala im. Uriszego Goriszoki dodarł w dwie i pół godziny. W miescie panowały dzisiaj wyjątkowe korki, a korki wprowadzały go w stan napięcia i nerwicy. A dzisiaj był wyjątkowo nerwowy.
Szybkimi, wprawnymi ruchami zamknął drzwi od samochodu i ruszył do budynku, który należał do jednych z najstarszych budowli w mieście. Według wpisów historycznych to tutaj mieścił się szpital polowy dla rannych w walce. Pod budynkiem znajdowała się sieć tuneli, w których ukrywali się zbiegowie.
Wnętrze uderzyło Valentyna ciepło i przytulność. Nowoczesne, jasne ściany mocno kontrastowały zarówno z pogodą jak fasadą budynku, która należała do najbardziej ponurych jakie detektyw kiedykolwiek widział. Demony krzątały się to tu to tam. Szpakowski podszedł do recepcji. Przed nim stało jeszcze kilka osób.
— Dzień dobry — przywitał się Szpakowski kiwając głową przed demonką z jego rasy.
Miała ładne rude włosy, a grzywka kręciła się seksownie na czole. — Czy miła pani mogłaby mi pomóc?
— W czym? — odpowiedziała szorstkim głosem.
— Szukam pacjenta przywiezionego tutaj wczoraj wieczorem — odpowiedział spokojnie.
— A jak się nazywa?
— Znam tylko imię — odpowiedział zakłopotany.
— A za tym niewiele będę mogła panu pomóc — stwierdziła demonka ze wzruszeniem ramion.
Valentyn odszedł niepocieszony, ale niestety spodziewał się takiego obrotu sprawy.
— Przepraszam — usłyszał delikatny głos za sobą.
Odwrócił się i ujrzał wusoką, czarnowłosą demonkę. Była smukła jak witka, bardzo urodziwa. Miała szmaragdowe, przenikliwe oczy. Pełne usta wykrzywiła w przyjaznym uśmiechu. Ubrana była w czarny kostium, który jeszcze bardziej podkreślał jej kształty. Czerń wyraźnie kontrastowała z bielą skrzydeł.
— Detektyw Szpakowski — stwierdziła przyjaźnie wyciągając rękę do zaskoczonego demona. Ucałował jej wypielęgnowaną dłoń.
— Zgadza się — odpowiedział wyraźnie zaskoczony i skonfundowany. – A pani kim jest?
— Nazywam się Lilia Jarytowicz, żona Sitrosa — dodała po chwili. — Możemy porozmawiać na osobności?
— Tak, chodźmy do kawiarenki szpitalnej — zaproponował detektyw. – Niech mi pani powie jak się czuje pani mąż?
- Jest nieprzytomny. Doznał poważnych obrażeń ciała, ale medycy robią co mogą by zaleczyć jego rany – rzekła smutno.
Na chwilę zapadła cisza.
— Ale ja jeszcze mam do pana jeszcze inną sprawę — powiedziała demonka.
— Jaką? — zapytał zaintrygowany.
— Rozumiem, że kojarzysz Ognistego Ptaka Zemsty?
— Tak, i co z związku z tym?
— Mam informację, że pewni wpływowe demony nie chcą abyśmy się wtrącali w sprawy Ognistego Ptaka Zemsty. I zrobią wszystko by pana i pańskich ludzi powstrzymać.
— Tego zdążyłem się domyślić — stwierdził Valentyn ze wzruszeniem ramion.
— Ja natomiast wiem, że podczas napadu na pana i mojego męża była z wami jeszcze jedna osoba – powiedziała Lilian. — I właśnie w tej sprawie przychodzę do pana. Mam informację, które pomogą panu w odnalezieniu jtej osoby. Rozumiem, że jest pan zainteresowany?
— Jak najbardziej — oznajmił Vakentyn z szerokim uśmiechem.
— Udzielę panu pomocy, ale nie za darmo — dodała po chwili.
Valentyn uniósł brwi w geście zdziwienia.
— W odpowiednim momencie będę potrzebowała pańskiej pomocy, a wtedy pan nie będzie mógł odmówić, a jeśli pan spróbuje przypomnę się o długu.
Detektyw westchnął niezadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł, ale miał wrażenie, ze nie miał innego wyjścia. Musiał się zgodzić na jej warunki, jeśli chciał uwolnić tę demonkę.
---------------------
W tym samym momencie w jednej z kryjówek Ognistego Ptaka Zemsty,
— Widzę, że dobrze się spisaliście – odezwał się demon szorstkim głosem patrząc na nieprzytomną Nidroź zamkniętą w stalowej klatce. Jego ludzie opatrzyli jej rany, ale demonka wciąż nie odzyskała świadomości. — Teraz gdy mamy w garści kuzynkę prezydenta Słonecznego Miasta ten zrobi wszystko aby uratować swoją ukochaną krewną. Valentyn Szpakowski był idiotą, że nie sprawdził tożsamości tej biedaczki. Nadal go obserwujecie, prawda?
— Tak jest panie — odpowiedział jeden z najbardziej oddanych sług. — Dzisiaj spotkał się z żoną Sitrosa, który jest w szpitalu.
— Tak, z nią także może być problem — mruknął Ognisty Ptak Zemsty. — Jej rodzina również jest jedną z potężnych w mieście, ale mam na nich haki i wkrótce odwiedzę ją w jej domu z propozycją nie do odrzucenia. – Od jego zimnego głosu przeszły ciarki. – Dopilnuj aby Szpakowski nie miał możliwości dowiedzenia się gdzie się znajdujemy inaczej zapłacisz głową.
— Tak jest panie — odpowiedział ponuro demon i kłaniając oddalił się.
Gdy został sam w komnacie, podszedł do uwiezionej. Po chwili sięgnął do biurka skrytego w mroku i zabrał z niego niewielki aparat fotograficzny i zrobił nim kilka zdjęć, które bardzo mu się przydadzą do planu jaki wysnuł w swej potwornej duszy. Mógłby zabić tę niewinną dusze, ale to na nic by mu się nie zdało. Jeśli chce wyeliminować zagrożenie musiał mieć jeszcze trochę czasu.
-------------------
Nina czuła ból na twarzy i ramionach. Wciąż opierała się o drzewo. Próbowała się zmotywować do dalszej ucieczki. Słyszała za sobą odgłosy pogoni. Ciało mrowiło i miała wrażenie ciężkości, i jednocześnie takiej dziwnego oderwania od rzeczywistości.
Wypluła krew z ust, otarła je wierzchem dłoni i zmusiła się do ruszenia. Kończyny strasznie jej ciążyły. Świat wirował przed oczami. Podążała od drzewa do drzewa. Potykała się, upadała i znów się podniosła. Pogoń zdawała się być jednak coraz bliżej.
Jak miała z nimi walczyć?
Wiedziała, że nie może zostać w jednym miejscu, gdy ta banda psychopatów z mieczami i pochodniami ją ściga. Z ogromnym zdziwieniem dostrzegła, że z rany przestały krwawić, a ona jest w stanie iść w miarę normalnie.
Nagle między drzewami zamajaczył czerwony dach.....?
Z nową energią i z ciężkim oddechem ruszyła do przodu.
Zamrugała kilkakrotnie, by wyostrzyć obraz przed sobą.
Rozglądała się.....
...... Tak jest!
----------------------
Witajcie,
Tak sobie pomyślałam, że skoro w niedzielę raczej mi nie wyjdzie opublikowanie tego rozdziału, to zrobię to dzisiaj😉 Niespodzianka!!
Dajcie mi znać, gdyby w tekście pojawiły się jakieś błędy.
Hej, zobaczę, ale może uda mi się drugą część zaplanować na niedzielę! Byłoby świetnie. :)
Życzę miłego czytania.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro