Rozdział 44. (część 3.)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

BUUUU/!

Hexa wyrwała się ze snu. Usiadła i rozejrzała się czujnie po ciemnym pomieszczeniu. Światło księżyca wpadało do pokoju oświetlając całe pomieszczenie srebrzystym blaskiem. Niczego nie dostrzegła.

BUUUUU!

Znowu to samo uczucie. Stachu. Obecności.

— Czy ktoś tu jest? — zapytała szeptem.

Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ujrzała niewyraźną sylwetkę. W następnej sekundzie twarz Niny.

— To ty! — szepnęła Hexa zaskoczona. — Przecież nie żyjesz!

— Tak i tak. — odpowiedziała Nina pospiesznie. — Tu masz klucz do piwnicy. Bądź ostrożna. Nie wszystko co wygląda jest tym na co wygląda. Trzymaj się. Dzięki za wszystko i pomóż Valentynowi uporać się z moją śmiercią.

Hexa skinęła głową i uważnie obserwowała gdzie Nina położyła klucz do piwnicy.

W następnej sekundzie otworzyła oczy. Serce waliło jej jak młotem. Poderwała się z łóżka i wciąż mając obraz Niny i klucza w głowie doskoczyła do komody.

— Co jest?!

Na meblu nigdzie nie dostrzegła klucza. Nie poddała się jednak i postanowiła go przeszukać. Po kilku długich chwilach rozłożyła bezradnie dłonie.

— To był sen — stwierdziła z westchnieniem.

Usiadła na podłodze zrezygnowana.

Bezradnie rozejrzała się dookoła. I teraz nagle ujrzała ogromne lustro przysłaniające jedną ze ścian. W nim odbijał się cały pokój. W pewnej chwili dostrzegła klucz. Tafla rozpływała się jak fale na wodzie, po czym pokazał się klucz – na ułamek sekundy – po czym tafla ponownie zafalowała, a lustro na powrót stało się zwykłym lustrem.

— Co? — szepnęła niepewna.

Hexa wstała pod wpływem impulsu i podeszła do lustra. Ostrożnie jakby bała się patrzeć. Tafla powinna być chłodna i stabilna. Zamiast tego emanowała ciepłem i silnie wibrowała. Hexa zabrała dłoń. Przyjrzała się jeszcze uważniej ramie i lustru. Rama była rzeźbiona i stara, a tafla wydawała się wciąż emanować blaskiem i załamywać światło. Ponownie położyła dłoń na powierzchni, ale tym razem dołożyła drugą.

— AAAAAAAAAA! — krzyknęła zaskoczona.

Została wciągnięta przez lustro. Przez krótki czas nic nie widziała.

Wreszcie wylądowała na twardej, kamiennej podłodze. Otworzyła oczy i z jękiem podniosła się na nogi. Skołowana rozejrzała się dokoła. Znajdowała się w wysokiej, kamiennej komnacie w kształcie prostokąta. Na ścianie znajdowały się tylko lustra. Konkretnie trzy. I jaśniały różnokolorowym blaskiem.

— Cieszę się, że cię widzę — usłyszała znajomy głos

Spojrzała w bok. Nina podnosiła się z podłogi. Jej długa złota suknia zaszeleściła. Kreacja odsłaniała szczupłe, długie nogi. Szal z włosów opadał na ramiona i dekolt. Na szyi i nadgarstkach dostrzegła elegancka biżuterię.

Nina podeszła i z szerokim uśmiechem, przygarnęła zaskoczoną i nic nie rozumiejącą demonkę.

— Jesteś już blisko — szepnęła jej do ucha.

— Co mam zrobić? — zapytała Hexa.

— Zabierz to co znajduje się na podeście i ruszaj — nakazała Nina stanowczo delikatnie popychając przyjaciółkę.

Hexa nie czekała dłużej. Szybkim ruchem zabrała brązowy klucz. I nim wyszła, ostatni raz spojrzała na Ninę. Pomyślała z żalem, że nie przypuszczałaby, że ta niepozorna dziewczyna może zmienić tak wiele w życiu jej i jej przyjaciół. I ku swemu zaskoczeniu, poczuła żal z powodu tego co się stało. W następnej sekundzie wskoczyła w taflę. I po chwili ponownie znalazła się w pokoju.

Szybko ogarnęła wzrokiem lampkę. Zapaliła ją i podeszła do komody. Grzebiac w szufladach. Schowane pod bielizną znalazła latarkę i noż do listów.

— To może się przydać — powiedziała chowając broń.

Chwilę odczekała aż zawroty głowy minął. I ruszyła w dalszą drogę. 

-------------------

Kilkanaście minut później stała przed drzwiami do piwnicy. Oparła się o nie. Ta wędrówka dość mocno ją wyczerpała. Kiedy poczuła się pewniej, drżącą dłonią wsadziła klucz do dziury i przekręciła go. Pchnęła drzwi, gdy zamek puścił. W drugiej ręce trzymała latarkę, którą teraz włączyła. Drzwi z delikatnym trzaskiem uderzyły w ścianę. Spojrzała po niewielkim pomieszczeniu. Znajdowały się tutaj szafki z różnego typu rzeczami. Z narzędziami, z doniczkami, z segregatorami i pudłami.

— Są narzędzia, może tutaj znajdę coś co mi się przyda — powiedziała do siebie Hexa zaczynając przeszukiwać poszczególne szafki.

Podskoczyła, kiedy drzwi od piwnicy się zatrzasnęły.

— Co...? — zawołała zaskoczona.

Powolnymi ruchami przemieściła się ku drzwiom. Kiedy wreszcie dopełzła do drzwi i spróbowała je otworzyć, okazało się, że to nic nie da były zablokowane.

— Hej, wypuście mnie! — zaskomlała uderzając kilkakrotnie w drzwi. Nic to jednak nie dało.

Osunęła się po nich bezwładna. Jęknęła z bólu. W głowie jej szumiało, a przed oczami mieniło się. Nie miała siły żeby się ruszyć, a tu nagle ujrzała jak po ścianach i po podłodze sunie woda. Otoczyła ją natychmiast. Poczuła dreszcz, kiedy lodowata woda dotknęła jej ciała. Czuła jak każda cząstka jej ciała jest paraliżowana. Bezwładna. Czuła jakby w jej ciało wbijały się tysiące zimnych igieł.

— To koniec — wyszeptała prawie bezgłośnie- Przepraszam ukochany!

Otoczyła ją głucha mgła niemocy.

— Mamo! Musimy z tym walczyć! — sama nie wiedziała czy usłyszała te słowa naprawdę. 

--------------------------

Gdy odzyskała świadomość, uniosła się na wodzie pośród wzburzonego morza wody. Zamrugała kilkakrotnie, zakrztusiła się i wypluła mnóstwo wody. Nie czuła swojego ciała. Ponownie straciła przytomność. 

-----------------

— Hexa, nic ci nie jest?! — usłyszała gdzieś z oddali znajomy głos.

Nie miała siły by się odezwać.

— Proszę, obudź się — ktoś nią potrząsnął

Zaprotestowała bezwiednie jęcząc z bólu.

— Zabierzmy ją stąd — w głosie pobrzmiewała desperacja.

— Nie utrzymam was obydwojga! — sprzeciwiła się.

Nic więcej nie usłyszała.

— Wreszcie dotarłeś — powiedział z szyderczym uśmiechem. — Nie myślałem, że ci się to uda. Liczyłem jednak na kogoś innego.

Valentyn stanął pewniej na nogach. Stał przed Ognistym Ptakiem Zemsty, który teraz przybrał swą najbardziej pierwotną formę. Cały płonął. Odwrócił się w jego stronę. Nie miał ludzkiej twarzy. Tylko ptasią demoniczną formę.

— To tak wyglądasz naprawdę? — spytał Valentyn z obrzydzeniem w głosie.

— Nie jesteś w stanie mnie pokonać, jesteś jak mrówka — oznajmił Ognisty Ptak Zemsty. – Zmiotę cię jednym ciosem. Tylko jedna osoba mogła mnie pozbawić cielesności z tego świata. Ale widzę, że jej tutaj nie ma – rzucił w niego potężnym językiem ognia.

Szpakowski instynktownie rzucił się w bok. Było tutaj bardzo mało miejsca. Z hukiem uderzył w ścianę. Po całym ciele rozszedł się potworny ból, który sprawił, że przed oczami zamajaczyły Valentynowi czarne plamki. Z oczu popłynęły łzy. Z bólu upuścił miecz, który zawisł nisko nad podłogą.

— To będzie szybka walka — stwierdził z szyderczym uśmiechem Ognisty Ptak Zemsty.

Wyciągnął w bok dłonie i używając swej mocy rozjarzył powietrze i całe ściany. Valentyn chwiejnie ruszył do przodu, by w następnej chwili znów zostać poparzonym. Ból mącił mu zmysły. Upadł na kolana, ale i tam było zbyt gorąco. Zawył z bólu. Nigdzie nie było ochrony.

Ognisty Ptak Zemsty rzucił w jego stronę potężną kulę ognia.

Był pewny zwycięstwa, ale w tym momencie dostrzegł jakieś błysk w prawej dłoni Valentyna.

Szpakowki był zbyt otumaniony i oszołomiony. Miał wrażenie, że wyszedł z ciała. I tak w gruncie po części było. Nina wstąpiła w jego ciało. On zabrał ze sobą cały ból cielesny, zostawiając tylko puste naczynie, które Nina mogła swobodnie zarządzać , by dotrzymać złożonej sobie obietnicy.

— No tatuśku, czas chyba się stąd ewakuować! — zawołała blokując mieczem potężna kulę.

Ognisty pocisk rozpadł się na kawałki, a Nina wykorzystała moment dezorientacji i zaskoczenia przeciwnika i doskoczyła do niego tnąc powietrze z półobrotu i raniąc go w ramię, którym się zasłonił.

— Co ty? Kim ty? — wysapał.

— No nie udawaj, że nie poznajesz? — zapytała z naganą w głosie

Odskoczyła do tyłu na bezpieczną odległość. Zachwiała się trochę, ponieważ to jednak nie było jej ciało. Nie mogła korzystać jednocześnie z mocy jakie posiadał Valentyn, gdyż indywidualne moce należały zawsze do posiadacza dusz y.

— Nina? Córa Ognia?

— A jakże — zawołała

Z tymi słowami uderzyła ponownie, ale tym razem Ognisty Ptak Zemsty nie dał się zaskoczyć, i tarczą zablokował jej cios. Siła była tak potężna, że odrzuciło ją do tyłu. Z głuchym łoskotem uderzyła w ścianę i upadła na ziemię. Jęknęła głucho. W uszach szumiała krew.

— Drugi raz nie dam się pokonać! — zawołał rozłoszczony. I potężnymi mackami przygwoździł jej ciało do ziemi.

Miecz spadł jej koło nóg.

— Marzyłem o tej chwili od momentu, w którym odmówiłaś przyłączenia się do mnie – usłyszała głos zadowolenia.

Stał nad ciałem Valentyna. Usłyszała jak w powietrzu śmiga klinka. To była jej ostatnia szansa na zrobienie czegokolwiek by uratować ciało Valenttyna

Skupiła się w sobie i uwolniła całą swoja energię. Poczuła jak uwalnia się ciała, znika na mini sekundy, a po tym jest ciemność. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro