Rozdział 18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W tym samym czasie. Nina starała się nie denerwować, ale jakoś jej to nie wychodziło. Zdawała sobie sprawę, że Valentyn jest jednym z największych wojowników i na pewno sobie poradzi. Jednak jakaś część jej się przejmowała i szeptała, że to jest niebezpieczne i nie wszystko może pójść jak należy.

Podskoczyła, kiedy w ciszę wdarło się pukanie. Z szybko bijącym sercem otworzyła drzwi. Rozczarowała się na widok swojej matki. Była naturalną wampirzycą. {Piękną, wysoką, smukłą kobietą o czarnych, długich kręconych włosach. Z oczu biła życzliwość i troskliwość.

— Część, kochanie — powiedziała przygarniając ją i ściskając mocno. Kobietę ogarnął przyjemny zapach perfum.

— Cześć, mamo — powiedziała z uśmiechem. — Wejdę. Napijesz się czegoś?

— Pewnie — odpowiedziała wchodząc. — Napijemy się herbaty i pogadamy jak córa z matką.

Zrobiły sobie herbaty i usiadły na sofie.

— Naprawdę cieszę się, że jesteś — powiedziała Grażyna emocjonalnym głosem. — Tęskniłam za tobą, kiedy zniknęłaś. Martwiłam się o ciebie. Ciężko mi było myśląc, że nie wiem co się z tobą dzieje. Czy jest ci dobrze.

— Och, mamo — rzekła Nina wzruszona. — Ja też tęskniłam.... Bardzo.

— Dobrze cię traktuje? — zapytała cicho.

— Tak, jest w porządku — przytaknęła. — nasze relacje nie są łatwe. Sama sytuacja jest niełatwa. Ciężko mi. Czasami żałuję, że to wszystko tak się potoczyło. Nie powinnam była reagować na ten atak.

— Przestań! — obruszyła się matka. — Nigdy tak nie mów! Dobrze zrobiłaś! To prawo jest złe.

Zapadła cisza. Nina rozkoszowała się gorącym napojem. A deszcz uderzał o szyby.

— Martwisz się czymś? — zapytała zatroskana kobieta.

— O Valentyna — wypaliła mimochodem.

— To twój właściciel — powiedziała zaskoczona. — Czy was coś łączy?

— Co? Nie — zaprzeczyła gwałtownie. I dodała ciszej: — Po prostu się przyjaźnimy.

— Acha. To dobrze — oznajmiła przybrana matka dziewczyny. — Nie przejmuj się.

Wszystko będzie dobrze. Wróci.

------------------------

Akcja grupy ratunkowej udała się w stu procentach. Zakładnicy zostali odbici, a sprawcy schwytani. Następnego dnia na wyspę przybyli najwyższy sędzia z odziałem WDSN (Wydział Do Spraw Niezwykłych).

Odbył się sąd niejawny. Trwał on kilka ładnych godzin.

Po wieczór zebrano się na dziedzińcu portowym. Nina w blasku ognisk dostrzegła pale wbite w ziemie. Było ich piętnaście. Tyle ilu było napastników. Kobietę przeszły ciarki po plecach. Zdawała sobie sprawę co to może oznaczać.

Pojawił się sędzia i pięcioro członków organizacji. Po chwili wprowadzono skazanych. Siłą kazano im przyklęknąć. Byli nadzy od pasa w górę. Z rękami zakutymi z tyłu, na plecach.

— Drodzy zgromadzeni — odezwał się głośniej najwyższy sędzia. — Jesteśmy tutaj aby ukarać tych, którzy sprzeciwiają się prawom jakim podlegają. Jak wszyscy wiemy, niewolnicy muszą odpracować swe winy wobec demonów. Zadość uczynić im. Lecz nie mają prawa sprzeciwiać się naszej woli i występować przeciwko nam. W takiej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak skazać ich na śmierć.

Ninie zakręciło się w głowie z emocji. Zachwiała się.

— Wszystko w porządku? — zapytał szeptem Valentyn, który podtrzymał ją z tyłu. — Jak chcesz możemy stąd iść.

— Nie, chcę zostać — powiedziała z siłą w głosie. — Tylko uświadomiłam sobie, że mogłabym skończyć tak jak oni.

— Ale nie skończyłaś — stwierdził stanowczo.

Piętnastu ludzi przykuto do piętnastu pali i podpalono stosy. W tłumie panował grobowy spokój. Nikt nie zaprotestował. Wszyscy zdawali się patrzeć na egzekucję, krzyki palonych żywcem ludzi, zupełnie obojętnie.

Nagle nastała cisza. Krzyki urwały się niespodziewanie. Demony rozchodziły się do swoich zajęć, jakby właśnie przed chwila nie spalono istot żywych.

Nina nie potrafiła się z tym pogodzić. Cierpiała i opłakiwała tych, których nie znała. Zdawała sobie tylko sprawę, ze gdyby jej losy potoczyłby się inaczej, to ona mogłaby być na ich miejscu. Gdzieś w głębi duszy cieszyła się jednak, że stało się tak jak się stało.

Nagle uświadomiła sobie jakie demony potrafią być okrutne i bezduszne. Miała także pretensję do Valentyna i swego przybranego ojca o bezczynność.

Wszyscy wrócili do domu.

— Dlaczego nic nie zrobiliście?! — wykrzyczała im swoje zarzuty prosto w twarz. Po policzkach płynęły łzy rozpaczy. — Popatrzyliście tylko na to. Bezczynnie.

— Nina, uspokój się — poprosiła matka. — Nic nie mogliśmy zrobić. Jakbyśmy zareagowali, to sami moglibyśmy źle skończyć.

— A gdybym była to ja! — wrzasnęła wyszarpując się z objęć matki. — Co wtedy byście zrobili! Też byście tylko patrzyli jak mnie mordują!

Wybiegła z domu.

— Nina! — zawołał za nią Valentyn.

— Zostaw ją. — powiedziała przybrana matka. — Ona potrzebuje czasu. Musi to przetrawić.

-----------------------

Nina ukryła się w swojej sypialni. Cierpiała. Kiedy tylko zamykała oczy widziała te straszliwe sceny. A w uszach nadal odbijały się krzyki bólu, strachu i przerażenia skazanych. Nie mogła znieść tego. Wczesniej to miejsce kojarzyło się jej z ciepłem, przyjaźnią i miłością. A teraz w jej sercu na zawsze pojawiła się rana, której nie wiedziała czy się kiedykolwiek zabliźni. Cierpiała, bo po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła niesprawiedliwość i bierność demonów – bliskich jej osób. To ostatnie chyba najbardziej przyjęła do siebie. Nie potrafili nawet zareagować. Poinni byli przerwać to szaleństwo. A oni okazali się być tchórzami. Okazali się zdrajcami swoich własnych ideałów.

Czyż to nie oni przez całe dzieciństwo i młodość wpajali jej jak należy postępować?

Uczyli wrażliwości i uczciwości.

Odwagi i szlachetności.

A teraz co? Jak ma żyć po tym wszystkim?

Nagle okazuje się, że wszystko w co wierzyła było jednym wielkim kłamstwem

Kim teraz jest?

Sama nie wiedziała. I dlatego cierpiała.

Pragnęła nigdy więcej tutaj nie wracać. Chciała zapomnieć o wszystkim.

Statek wyruszył późnym po południem. Burza ustała prawie całkowicie, a z gęstych, białych chmur wyłaniało się nieśmiało słońce. Nina stojąc na pokładzie statku, obejrzała się ze smutkiem. Oto znowu opuszczała swój dom, ale tym razem już na zawsze. Albo przynajmniej na jakiś czas. Tak naprawdę miała już nigdy tutaj nie powrócić, ale tego nie wiedziała.

Do celu podróży zostało jeszcze ze cztery dni żeglugi.

Nina poczuła jak obok niej staje Valentyn.

— Jak się czujesz? — zapytał zatroskanym głosem.

— Jeszcze nie wiem — odpowiedziała mu szczerze. – To było trudne przeżycie.

— Wiem — mruknął zawstydzony. Nie wiedział nagle co jeszcze mógłby powiedzieć.

Nina przerwała milczenie.

— Co zrobimy jak już dotrzemy na miejsce? — zapytała Nina.

— Jeszcze nie wiem — stwierdził Valentyn wpatrzony w ocean. — Myślę, że gdy dopłyniemy będziemy wiedzieć co dalej.

— Denerwujesz się wyprawą?

— Tak. Mam dziwne przeczucie, że Ognisty Ptak Zemsty jeszcze nam nie odpuścił.

— To z pewnością — przytaknęła Nina zaciskając zęby. Tyle od niego doznała krzywd.

— Mam nadzieję, że uda nam się wreszcie czegoś dowiedzieć na temat naszego przeciwnika – powiedział Valentyn. — Ciągle mam wrażenie, że jest przed nami o dwa kroki. To irytujące.

— Nie dziw się — powiedziała Nina z błyskiem w ochach. — W końcu on jest odpowiedzialny za prawie całkowitą zagładę świata.

— Nina, pamiętasz coś ze swego życia jako Córa Ognia? — zapytał Valentyn zaciekawiony.

— Nie, przynajmniej niewiele — odpowiedziała powoli. I dodała po namyśle. — Czasami mam różne przebłyski.... Głownie we snie...

— A kiedy się to wszystko zaczęło? — zapytał.

Nina odwróciła głowę w bok. Milczała długo.

— Pierwszy sen miałam w wieku dziesięciu lat — powiedziała z bólem. Cicho. —Pamiętam, że nie mogłam długo zasnąć, panowała burza. Dopiero co się przeprowadziliśmy. Nie czułam się tam zbyt pewnie. W ogóle nie pamiętam tych snów. Zostają tylko uczucia. Teraz niedawno miałam sen, który pamiętam... — wyznała szczerze. — Ale szczegóły z czasem się zacierają.

Zapadła cisza.

— Naprawdę nie ma żadnej wzmianki o pochowaniu tej kobiety? — zapytała Nina z nadzieją patrząc na Valentyna.

— Nie, nie ma — pokręcił przecząco demon.

Stali w milczeniu wpatrując się w ocean. Kazde z nich pragnąc się przygotować na to co miało nadejść. 

--------------------------

W sen Niniy wkradło się coś zimnego i nieznanego. Piękna łąka rozmyła się w jednej chwili stając się zimną, ciemną jaskinią. Krzyk przerażenia odbił się od ścian groty, kiedy wpadła do rwącej, zimnej rzeki. Próbowała się wydostać z wiru wodnego, ale był on zbyt silny. Została pochłonięta w nicość.

Ocknęła się przy biurku. Nie mogła się ruszyć. Mogła tylko obserwować. Siedziała nad jakiś zeszytem. Jej ręka poruszyła się, namoczyła pióro i zaczęła pisać. Nina widziała jak na czystej karcie pojawiają się litery.

To jest pamiętnik Córy Ognia. Potomkini potężnego Ognistego Ptaka Zemsty. Pana i Władcę tych ziem. Pana nad demonami ludźmi. Wyzwoliciela demonów. Postanowiłam to zmienić.

Nigdy nie pisałam żadnego dziennika czy pamiętnika, ale zrobię to w hołdzie dla miej matki, z której jestem zrodzona. Ona także prowadziła swój dziennik.

Znalazłam go niedawno i ukryłam starannie...

----------------------

W tym momencie w głowie Córy Ognia pojawiła się ścieżka i grób matki oraz miejsce, w którym schowała klucz.

Nina obudziła się raptownie. Oto znała miejsce ukrycia klucza.

Z podekscytowania nie zasnęła już więcej, a rano podzieliła się informacją z Valentynem. Nie mógł zareagować bardziej energicznie, bo znajdowali się na górnym pokładzie z kilkoma innymi pasażerami. Nina znała go jednak na tyle by rozpoznać zadowolenie.

— Panie Klimar chłopiec odzyskał mowę — do gabinetu Klimara wszedł szeregowy posterunkowy.

— No nareszcie — odpowiedział Klimar wstając z krzesła. — Mam nadzieję, że rozmowa z nim rozjaśni ma trochę sprawę.

Chłopca szukali przez kilka dni, gdy matka zgłosiła jego zaginięcie. Znaleziono go w starym, opuszczonym domku, który znajdował się kilkanaście metrów od chaty, w której zginął jego ojciec. Siedmiolatek pozostawał w głębokim szoku i przez kilka tygodni pozostawał pod obserwacją lekarzy. Z informacji Klimara wynikało, że dwa dni temu został wypuszczony do rodzinnego domu. Wraz z matką zamieszkał u swych krewnych. Demonka także przeżywała śmierc męża i nie miała ochoty ponownie wracać do tego miejsca. Demon miał nadzieję, że okaże się iż Valentyn jest niewinny.

— Gdzie oni teraz są? — zapytał demona.

— Czekają na pana w przyjaznym pokoju — odpowiedział podwładny i zniknął w drzwiach.

Klimar ruszył przez cały posterunek. Przyjazny pokój znajdował się w drugim skrzydle budynku komendy. Klimar otworzył dwuskrzydłowe drzwi i znalazł się w części administracyjnej. Minął cztery inne pary drzwi i skręcił w lewo. Stanął przed kolorowymi, jasnymi drzwiami z napisem „Przyjazny pokój. Demon przystanął i usłyszał kilka głosów. Dwie damskie i jego dziecięce. Nacisnął klamkę i wszedł do środka.

Oczy całej trójki zwróciły się natychmiast na wchodzącego. Dziecko przytuliło się do matki.

— Witam — powiedział Klimar łagodnym tonem. Usiadł na krześle obok psycholog i naprzeciwko dwójki demonów. — Nazywam się Klimar i chciałbym z tobą porozmawiać... o tym jak zginął twój tata.

Młody demon patrzył na nich nieufnie.

— Synu, to jest potrzebne by złapać zabójcę twojego taty — odezwała się łagodnym głosem demonka. — Spróbuj sobie coś przypomnieć – poprosiła łagodnie.

Zapadła długa cisza.

— Jeśli potrzebujesz czasu — wtrąciła się pani psycholog.

Anita Turlewska była demonem z rasy Valentyna. Miała w sobie dużo wdzięku i urody. Długie włosy zawsze splatała w długi, cienki warkocz, a grzywkę spinała na bok wsuwkami lub spinkami. Delikatnie dłonie położyła na kremowej spódnicu, dzisiaj pomalowała sobie paznokcie dopasowując je do koloru kreacji. Makijaż także miała delikatny. Jedynym mocnym akcentem pozostawały czerwone usta i okulary.

Nieletni demon wziął oddech i zaczął mówić.

— Tamtego dnia jak zwykle z tatą oglądaliśmy kreskówki w telewizji. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tato poprosił mnie aby wrócił do pokoju. Tak zrobiłem. Zawsze słuchałem mojego taty.

— A wiesz kto do niego przyszedł? — zapytał łagodnie Klimar.

— Nie, ale tato często przyjmował gości — powiedział demon. — Słyszałem jak rozmawiali. Tato chyba był zaskoczony. Po tym usłyszałem huk. Przestraszyłem się. Najpierw chciałem schować się pod łózko, ale odważyłem się wyjrzeć z pokoju.

— I co zobaczyłeś? — zapytał Klimar.

— Narysowałem ich — powiedział drżącym głosem. Z biurka podał Klimarowi kartkę.

Demon nie musiał długo się przyglądać, by rozpoznać napastników. Anioły Mroku.

— A co było po tym? — zapytał Klimar.

— Uciekłem do piwnicy. Słyszałem jeszcze straszne huki.

— Zdemolowali mieszkanie — powiedziała żona zamordowanego.

Klimar skinął tylko głową.

— Po tym nastała cisza. — mruknęło dziecko. — Nie wiem ile to trwało. Strasznie się bałem. Martwiłem się o tatę. Po tym znów coś usłyszałem. Przestraszyłem się, ze mnie znajdą. Wymknąłem się tajnym wejściem i ukryłem w domku.

— Po tym cię znaleziono — oznajmił Klimar w zamyśleniu. — Dziękuję za pomoc. Bardzo nam pomogłeś.

Zapadła chwila ciszy.

— Myślę, że na razie mogą państwo wracać do domu — dodał po chwili.

— Do widzenia — powiedziała żona zmarłego i szybko wyszła z synem z pokoju.

— I co o tym myślisz? — zwrócił się do Agaty.

— Na pewno to dziecko przeżyło traumę — powiedziała po namyśle demonka. — I na pewno mówi prawdę.

— Czyli uważasz, że Valentyna wrobiono — mruknął Klimar.

— Tak, ktoś chce go zniszczyć. — potwierdziła stanowczo. — Wiesz kto to jest? – zapytała przyglądając się Klimarowi.

— Tak, wiem kto za tym stoi — potwierdził stanowczo. – Tyle, że nie wiem gdzie go szukać i jak zneutralizować. To jest potężny przeciwnik. I to nie będzie taka prosta sprawa. 

--------------------------------

Wreszcie dotarli do BriteHaster. Po drodze zatrzymywali się jeszcze w kilku portach, by wysadzić innych podróżnych oraz by uzupełnić zapasy.

Nina i Valentyn z podekscytowaniem wysiedli na wyspie. Przywitała ich dzikość i  zieleń. Statek opływał za dwadzieścia minut, a następny przypływał za trzy dni. 

----------------------------

— Chodźmy — powiedział Valentyn ruszając w stronę lasu.

— Gdzie? Tam? Nie ma mowy — zaprotestowała Nina. — Nie lubię lasów.

- Za tymi drzewami znajduje się wioska z pięknym hotelem – wyjaśnił Valentyn łagodnie dotykając jej ramienia. – Poza tym nie będziesz tam sama. Jestem tam z tobą. Nic ci nie grozi.

— W porządku — odezwała się Nina lekko drżącym głosem.

Razem ruszyli w stronę lasu. Nina trzymała się bardzo blisko swego właściciela czerpiąc z niego otuchę i podporę. Po ostatnich przeżyciach z demon Iluzji i Snów nie lubiła lasów i parków rozrywki. Chyba na zawsze będą się jej nieprzyjemnie kojarzyć. Mimo chodem po plecach przeszły jej ciarki.

— Odwagi — szepnął jej Valentyn do ucha wyczuwając napięcie Niny.

Nina zaczerpnęła powietrza i wroczyła miedzy drzewa. Serce biło jej jak szalone. Na szczęście ścieżka była krótka i zaraz oczom zestresowanej kobiety ukazała się wioska i ogromny, nowoczesny budynek. Valentyn i Nina patrzyli na to z niewielkiego wzniesienia. Przeszli jeszcze kawałek i zeszli w dół.

— Chodźmy, potrzebujemy cos zjeść i się wykąpać — zarządził Valentyn i pociągnął Ninę w stronę wioski.

Wędrówka zajęła im jakiś dwadzieścia pięć minut.

Miasteczko przypominało Ninie dzikie, pustynne miejsce. Ludzie wędrowali w swoich sprawach, inni pozdrawiali siebie nawzajem. Mieszkali w niewielkich domkach ze strzechą. Ubrani skromnie, w długie stroje z materiału, który owiewał wiatr. Demonki miały na głowach chusty, które przysłaniały ich twarze. Mieszkańcy krytycznie spoglądali w stronę przybyszy.

— Dlaczego się na nas gapią? — szepnęła Nina lekko przestraszona.

— Musimy się odpowiednio ubrać — powiedział Valentyn ze spokojem. — Często mają gości z daleka, ale taktownie było by się do nich upodobnić.

Wkrótce dotarli do bram hotelu. Szybko weszli do środka. Zamedowali się i zniknęli w swoim pokoju. Nina poczuła się nieswojo znadując się w hotelowym pokoju z jednym łóżkiem sam na sam.

— Rozpakuj nas, a ja pójdę zastawić potrzebne nam rzeczy — powiedział Valentyn znikając w drzwiach.

Nina szybko uporała się z powierzonym jej zdaniem. Usiadła na łóżku i zamknęła oczy. Oto jest coraz bliżej i nagle poczuła, że nie chce wcale znaleźć odpowiedzi. Bała się odkryć prawdy o wydarzeniach. A co jeśli znajdzie tam coś co nie będzie jej odpowiadało, co ją przerazi.

Z kieszeni kurtki wyjęła złożoną kartkę. Był tam naryzowany grób w środku lasu. Doskonale wiedziała gdzie musi się udać. Z jakiegoś powodu nie chciała aby towarzyszył jej w tym Valentyn. Może było to głupie i egoistyczne, ale to pragnienie zwyciężyło.

Narzuciła na siebie długi, czarny płaszcz. Zapięła guziki pod samą szyję i wyszła z pokoju. Pospiesznie wymknęła się z hotelu.

Obeszła budynek i odnalazła ukrytą miedzy drzewami ścieżkę. Pokonują uczucie lęki weszła na nią. W lesie panowała cisza i spokój. Od czasu do czasu przerywany przez śpiew ptaków. Wędrowała powoli i ostrożnie. Walczyła sama ze sobą, by nie uciec z powrotem do hotelu. Jakaś jej część rozpoznawała to miejsce.

Po kilku godzinach odczuwała głod i zmęczenie. Zdała sobie sparwę, ze samotna wędrówka po esie to był nienajlepszy pomysł. Kilkarotnie wydawało się jej ,ze słyszała nawoływanie i swoje imię. W lesie zrobiło się ciemno i przerażająco.

Kilkakrotnie upadła i zdarła sobie kolana.

Ścieżka od jakiegoś czasu satawała się coraz bardziej stroma i niebezpieczna. Nina musiała kilka razy przystanąć by odpocząć. Była głodna i zmęczona. Załowała, że nie ma z nią Valentyna.

Wreszcie oczom kobiety ukazał się zaniedbany, porośnięty chaszczami grób. Rozpoznała go mimo starości.

— Jest. Nareszcie go znalazłam — wyszeptała.

Gdzieś wgłębi coś w niej poruszyło. Podeszła, ukucnęła i starła ogromne pokłady kurzu i mchu z nagrobka. Skupiła się i przypomniała sobie sen i moment, w którym schowała klucz. Z torebki wyjęła stary dziennik. Po chwili zaczęła grzebać w ziemi i wreszcie pod palcami poczuła coś metalicznego i starego.

— Radziłbym ci to odłożyć usłyszała zimny, znajomy głos.

Gwałtownie odwróciła się. W mroku dostrzegła wysoką, męską postać w szatach tubylców. Serce Niny podeszło do gardła. Poderwała się na nogi, zabierając obronnym gestem dziennik.

— Oddaj go. On nie należy do ciebie — rozkazał nieznajomy.

— Kim jesteś? — zapytała drżącym głosem.

— A to nie powinno cię obchodzić — wysyczał nieznajomy.

W tym momencie Nina poczuła jak leci do tyłu, a dziennikwylatuje w powietrze. Upadła z jękiem na plecy. Upadek oszołomił ją. W ciemnościach poczuła nóż na gardle. Serce podeszło jej do gardła. „To koniec" – pomyślała przerażona.

— Nina! Gdzie jesteś? — Głos zdawał się dobiegać z bliska.

Nina straciła przytomność. 

--------------------------------

— Dobra robota — odezwał się Ognisty Ptak Zemsty trzymając w rękach klucz i dziennik.

— Dziękuję panie.

— Możesz już opuścić to nędzne ciało — powiedział stanowczo. — Szkoda tylko, że nie udało ci się jej zabić – zacisnął zęby.

Rozbłysło jaskrawe światło i nagle z tajemniczego ciała wyłonił się jeden z wielu demonów Iluzji i Snów. Bezwładne ciało nosiciela opadło bezwładnie na ziemie.

— Zajmijcie się nim – powiedział stanowczo do pozostałych Aniołów Mroku. – Zabijcie go. Nie możemy ryzykować, że coś sobie przypomni. 

---------------------

Valentyn podbiegł do nieprzytomnej Niny.

— Obudź się, proszę — zawołał próbując ją ocucić.

Nina otworzyła oczy i ujrzała przestraszoną twarz Valentyna.

— Valentyn? Co ty tutaj robisz? — wyszeptała.

Powoli usiadała i rozejrzała się. Po chwili przypomniała sobie

— Czemu sama się tutaj zapuściłaś? — zapytał zły na nią. – Co się w ogóle stało?

— Ktoś mnie zaatakował. Zabrał dziennik i klucz — mruknęła poruszona spuszczając wzrok ze wstydem. — Przepraszam. Pewnie jesteś na mnie zły.

— A żebyś wiedziała — powiedział.

W tym momencie ujrzał ogień i dym.

— Coś się pali! — rzucił pomagając wstać Ninie.

Natychmiast udali się w tamtym kierunku. Po szybkim marszu ich oczom ukazało się

niewielkie ognisko.

— O nie, to jest dziennik i klucz – jęknęła Nina zrozpaczona. – To moja wina!

Rozpłakała się.

Valentyn ugasił palenisko.

Nic nie mówiąc przytulił Ninę. Zamknął ją w mocnym, stalowym uścisku. Nina objęła go równie mocno czerpiąc z niego pocieszenie.

Vakentyn delikatnie odsunął ją od siebie i pocałował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro