Rozdział 2. (część. 1).

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nad statkiem płynącym do Słonecznego Miasta gromadziły się ciemne, burzowe chmury. Nina drzemała wyczerpana. Nie wiedziała co z nią będzie, ale nie mogła się spodziewać tego co miało się wydarzyć. Kobietę obudziły hałasy i rozbłyski. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Nagle statek przechylił się w taki sposób, że klatka, w której przebywała przetoczyła się na drugą stronę.

Jęknęła, gdy upadła na lewą zabandażowaną rękę.

— Auć! — syknęła.

Próbowała odzyskać orientację lecz metalową klatką zbyt mocno telepało.

Niespodziewanie kilka skrzyń uderzyło w jedną ze ścian. Drewno rozleciało się w drzazgi. Nina ze strachem i niedowierzaniem patrzyła jak z ich wnętrza wytoczyły się olbrzymie kule. A następnie leciały w jej stronię, by uderzyć w więzienie. Przy uderzeniu rozbłysło jasne światło, a kula odbijała się od klatki i z impetem grzmotnęła w ścianę. Natychmiast w owym miejscu powstało pęknięcie, które za sprawą pozostałych kul, w szybkim tempie się rozszerzyło.

Dzięki pociskom Nina uwolniła się. Teraz musiała szybko się wydostać, bo poziom wody zwiększał się w ekspresowo. Patrzyła na to z rozszerzonymi ze strachu oczami. Wygramoliła się ze środka i ruszyła w kierunku do połowy zalanych schodów. Posuwała się do przodu z mozołem. Od zimnej wody przestała czuć dolną połowę ciała. Skupiała się na przemieszczaniu.

— No dalej! Naprzód! — szeptała do siebie.

Szczękała zębami.

Dostrzegła zalanie do połowy schody. Zmusiła swoje zmarznięte ciało do ruchu. Gdy dotarła do schodów z trudem pokonała te kilka stopni. Poziom wody cały czas się podnosił.

— Otwórzcie się! — wypowiedziała niewyraźnie.

Na szczęście nikt ich nie zamknął.

Naparła na drzwi i zatrzasnęła za sobą, wygrywając pojedynek z wodą. Na krótko oparłasię o drzwi. Ochłonąwszy trochę ruszyła przed siebie. Woda chlupotała pod nogami dziewczyny. W mijanych oknach widziała rozbłyski błyskawic i słyszała uderzenia grzmotów.

Przedostała się na wyższe pokłady, ujrzała potężna falę wody pochłaniająca pokład. A pioruny rozrywają statek na strzępy. Nie zdążyła krzyknąć, gdy znalazła się po powierzchnią wody.

Rozpaczliwe walczyła by utrzymać się na powierzchni. W rozbłyskach światła widziała innych robiących to samo. Wokoło dryfowały resztki statku. Wielkie fale co chwila ją pochłaniały to wyrzucały na powierzchnię. W pewnym momencie, znajdując się pod wodą, w rozbłysku światła, przed sobą ujrzała tonącą postać. Z całych sił starała się do niej podpłynąć, ale było to niemożliwe. Zarówno przez fale jak i zabandażowaną ręką.

Zamarła. Przestała płynąć ku powierzchni i życiu. Przed oczami miała tylko obraz co umierającej postaci, znikającej w morskich czeluściach.

Poczuła silne uderzenie w plecy i straciła przytomność.

----------------------------------------

W pierwszej kolejności usłyszała czyjeś wołanie: „Nina, Nina". W następnej sekundzie poczuła, że leży na czymś twardym. Po trzecie przez jej ciało przeszedł przeraźliwy dreszcz bólu, który ostateczne obudził dziewczynę. Otworzyła oczy lecz nie zrobiło to żadnej różnicy. Zamrugała kilkakrotnie. Dziewczynę otaczała zasłona mroku. Kobieta podniosła się z trudem do pozycji siedzącej. Rozejrzała się dookoła, ale niczego w ciemności nie dostrzegła. Obok natomiast leżał jakiś nieprzytomny mężczyzna. Demon. 

Ninie przez myśl przeszła ucieczka, ale coś wewnątrz kobiety nie pozwoliło zostawić nieprzytomnego. Niezależnie od tego kim był.

Z wielkim wysiłkiem wyciągnęła zdrowszą rękę i dotknęła nieznajomego. W tej samej chwili demon odzyskał przytomność.

— Nie dotykaj mnie — wycharczał gwałtownie, takim tonem jakby Nina była trędowata.

— Wstawaj, ruszamy do twojego nowego domu.

To powiedziawszy szarpnął nią, zmuszając do wstania. Sam wydawał się ranny, ale ignorował swój stan. Ruszyli przed siebie. W tle słychać było jakieś odgłosy, coś zbliżało się w ich kierunku. Jej właściciel również i to zignorował. Poprowadził ją prosto chodnikiem. Jednak po pół godzinnej podróży dziwnymi, latającymi pojazdami pełnymi innych demonów. Nina i ranny demon dotarli na miejsce. Żelazny uścisk został niespodziewanie zwolniony. Nina spojrzała zdziwiona i ujrzała mdlejącego i upadającego prześladowcę. Ona sama straciła przytomność sekundę później i upadła obok niego.

---------------------------------------------------------

Valentyn Szpakowski razem ze swoimi ludźmi udał się na miejsce katastrofy, by dowiedzieć się czegoś na temat swojego przyjaciela i kobiety, którą ten powinien wieść. Jednakże wieści, które otrzymał nie były takie jakich oczekiwał. Dowiedział się, że jego przyjaciela i niewolnicy nie było wśród ofiar, które znaleziono. Opis świadków wskazywał iż był on na pokładzie statku. Nie wszyscy pasażerowie odnieśli poważnie obrażenia i prawdopodobnie samoistnie oddalili się z miejsca wypadku.

Może z jego przyjacielem było tak samo i razem z jego nową niewolnicą udali się do biura? Nakazał ludziom, by szli za nim. Wsiedli do czarnego samochodu bez dachu i odjechali z piskiem opon. Ich biuro mieściło się przecznicę dalej. Kiedy dotarli do budynku, w którym mieściła się ich siedziba: zobaczył, że przed budynkiem leżą dwie osoby. Po zapachu Valentyn rozpoznał przyjaciela. Szybko podbiegli do nieprzytomnych.

— Żyją — powiedział Markus z ulgą. Demon hirutus był uzdrowicielem. — Musimy ich zawieść do szpitala.

— Tyle, że w Szpitalu Demonów nie przyjmą człowieka. — odezwała się Ingryd. Demon o ostrych szponach i zębach wprawiona w bojach. — Trzeba ją zawieść do ludzkiego szpitala.

— Wy dwoje zadzwonicie po demopogotowie, a ja zawiozę ją do szpitala — zarządził

Valentyn i dodał po chwili namysłu. — A gdzie jest najbliższy szpital?

— Na rogu 123 i 124. To jest między kafejką, a barem „U Dezmonta".

Zdziwił się bardzo, nigdy bowiem nie widział tam żadnego szpitala. Był tam tylko jakiś poniszczony, stary, trzypiętrowy budynek. Nie miał pojęcia skąd ona wiedziała o tym szpitalu. Demony przeważnie nie mają pojęcia gdzie znajdują się ludzkie siedziby, ponieważ ludzie boją się ataków ze strony demonów. Jest to w dużej mierze nie uzasadniony strach, ponieważ demony nie interesują się wolnymi ludźmi. A jak już potrzebują informacji o nich to potrafią je wydobyć od każdego.

Wsadził dziewczynę na tylne siedzenie. Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Nie wiedział co jej jest, ale za dużo zapłacił aby teraz pozwolić jej umrzeć. W kilka minut dotarł na miejsce. Szybko wyciągnął niewolnicę z pojazdu. Trzymając kobietę w ramionach wbiegł do środka.

— Potrzebuję lekarza! — krzyknął.

Wszystkie osoby w budynku odwróciły się w jego stronę i stanęły oniemiałe z przerażenia. Po kilku minutach do detektywa podeszła kobieta o ciemnych włosach uczesanych w kog. Miała na sobie zielono- czarny kitel. Oczy lekarki wyrażały strach i zdziwienie.

— Proszę mi ją oddać. Co się właściwie stało?

— Jest jednym z pasażerów statku, który dzisiaj się rozbił — odpowiedział Valentyn pospiesznie. – Niech pani się nie boi. Nic pani nie zrobię. Przyprowadziłem ją, ponieważ ona potrzebuje pomocy. Proszę jej pomóc, uratować...

Kobieta pokiwała głową i zaniosła nieprzytomną dziewczynę do jednej z wolnych sal.

Szpakowski rozejrzał się po ludziach. Byli przerażeni, ale już po chwili wrócili do swojej pracy.

Budynek wyglądał lepiej niż na zewnątrz. Ściany zostały pomalowane na jasny kolor. Sale gdzie leżeli pacjenci miały drzwi. W powietrzu unosił się ostry, gryzący zapach środków dezynfekujących. W całym budynku roznosił się zapach bólu i rozpaczy.

Stojąc tak i obserwując ludzi przy pracy, zastanawiał się nad tym co powinien czuć. Nigdy nie chciał mieć niewolnicy, ale przez sen nawiedzający demona od jakiegoś czasu, zmusił demona do działania.

W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, nie miał nic przeciwko ludziom. Żył już ponad trzysta tysięcy lat. Widział wystarczająco wiele aby wyrobić sobie własne zdanie. Ludzie jak i demony były do siebie podobne. Oba gatunki pragną pokoju, miłości i zaufania. Lecz mają także swoje mroczne oblicze. Jako prywatny detektyw przez lata na oglądał się całkiem sporo krwi, zdrad i morderstw i oszustw. Czasami zastanawiał się czy nie rzucić tego wszystkiego w cholerę.

— Lecz za bardzo to lubisz stary — mruknął do siebie bawiąc się kluczykami od samochodu.

Podszedł do uchylonych drzwi, gdzie została położona jego nowa niewolnica. Lekarka zakładała kobiecie kroplówkę. Poczuł zapach krwi. Obserwował jak lekarze ratują jej życie. Sam nie wiedział dlaczego czuje do niej to co czuł odkąd przyśniła mu się po raz pierwszy. Czuł, że ona jest czymś więcej niż zwykłym człowiekiem, gdy kazał Silvanowi ją wyśledzić i w razie czego kupić. Dziewczyna została aresztowana, od razu to wyczuł. Ta nieznajoma budziła w nim najpiękniejsze uczucia jakie można budzić. Jednak on musi z tym walczyć nie może stać się miękki w oczach wspólników. W końcu prowadził firmę detektywistyczną. Bardzo długo budował swoją reputacje i nie pozwoli zniszczyć tego jakieś ludzkiej kobiecie.


------------------------------------------------

Nina tkwiła we mgle. Nie czuła zimna ani gorąca. Po prostu unosiła się w przyjemnej mgle. Niczego nie pamiętała: jak się nazywa, gdzie jest, co robi lub co miałaby zrobić. Ruszyła przed siebie, nie wiedząc po co. Nie odczuwała upływu czasu; nie miała pojęcia ile czasu tak dryfowała przez zewsząd otaczającą ją mgłę. Niespodziewanie wyczuła czyjąś obecność. Była jej pewna, chociaż rozglądając się nikogo nie ujrzała.

— Jest tu ktoś? — głos poniósł się w niebyt i powrócił zwielokrotniony.

Mgła, która do tej pory wydawała się nie groźna, oplotła ją, pozbawiając tchu.

Krzyczała, szamotała się. Tajemnicza mgła puściła Ninę równie niespodziewanie jak ją uwięziła. Spadała w dół z krzykiem na ustach. Z jękiem bólu zaryła o twardą, kamienną posadzkę. Kiedy wstała zorientowała się, że znajduje się w kamienistym korytarzu, otoczona przez grupę kilkudziesięciu zakapturzonych postaci. Wirowały wokół. Do uszu Niny zaczął dochodzić odgłos warczenia. Postacie wirowały coraz szybciej, warczenie było głośniejsze z każdą chwilą. Blondynkę zaczęła boleć już głowa od tych odgłosów, gdy nagle zawiał silny wiatr i Nina ujrzała kobiety tak bardzo się różniące, a tak bardzo do siebie i do niej podobne.

— Kim jesteście? — wyszeptała.

— Jesteśmy tobą — odpowiedziały chórem, a po ścianach odbiło się echo tysięcy głosów.

—Jesteśmy twoimi poprzednimi wcieleniami, a także być może przyszłymi. My zagubione jesteśmy, czy odnajdziemy spokój? Czy jesteśmy zgubione i potępione na zawsze? Nic nie zrobiłyśmy przecież. Chciałyśmy tylko żyć jak najdłużej, prawda? O tak, jak najdłużej. Ty masz szansę na życie, jakie nam nie było dane, teraz mamy szansę na nowe życie.

Gdy tak mówiły podchodziły do Niny coraz bliżej. Kiedy były już przy niej położyły dłonie na ramionach. Rozbłysło światło i Nina została sama. Czuła, że chyba postradała rozum. Nie wiedziała co teraz ma zrobić. Z każdą upływającą chwilą narastało uczucie zagubienia i skołowania.

---------------------------------------

Od trzech godzin Valentyn patrzył jak lekarze walczą o życie dziewczyny. Czuł jak ogarnia go strach o życie niewolnicy. W końcu jej stan się unormował. Lekarka opiekująca się nieznajomą, teraz wyszła i stanęła przed demonem.

— I co z nią będzie? — zapytał

— Nie mamy wystarczająco dużo Hiuralu. Zapasy się kończą, a ona nie odzyskuje przytomności. Gdyby udało się podać jej więcej leku to wszystko byłoby w porządku, ale lek skończy się za... — Spojrzała na zegar ścienny – wskazywał trzecią nad ranem. — Za dwie i pół godziny. Musimy ją odżywić inaczej nie uda nam się jej odzyskać. Jest bardzo wyczerpana.

Gdzie można zdobyć ten cały Hiural?

Kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Zmierzyła go uwaznym spojrzeniem od góry do dołu. W jego twarzy malowała się determinacja. Lekarka nie miała pojęcia dlaczego tak bardzo zależy mu na ludzkiej kobiecie, ale mimo to skinęła głową i powiedziała:

— Musi pan pojechać w kilkanaście miejsc — z fartucha wyjęła kartkę i długopis. —

Zapisałam tu kilka adresów, proszę je sprawdzić – podała mu kartkę. Niech pan powoła się na Harikę Zuku. To panu pomoże prztrwać.

Valentyn wybiegł z budynku i udał się do pierwszego miejsca z listy.

Pod adresem od lekarki znajdował się bar „ Jaskinia Lwa". W środku było pełno ludzi i demonów. Szpakowski rozglądał się stojąc na schodach. Ludzie i demony bawiące się razem. Dziwny widok. Na ścianach były kinkiety dające słabe światło. Valentyn w półmroku widział bar po lewej stronie i scenę naprzeciwko wejścia. Przy barze ustawiono krzesła a na środku sali czarno- białe stoliki z czterema krzesłami. Jedni tańczyli na parkiecie, a inni siedzieli słuchając i popijać niezliczone ilości alkoholu.

Zszedł powoli ze schodów w czarnym płaszczu, łopoczącym za nim. Podszedł do baru i usiadł na jednym z wolnych krzeseł.

— Szukam Hiuralu? Masz może trochę? — spytał barmana przeszywając go lodowatym spojrzeniem. – Przysyła mnie doktor Zuku. Bardzo go dla kogoś potrzebuje.

— Nie mam, ale wiem gdzie można go dostać — odpowiedział barman. – Mówisz, że znasz doktor Zuku. Ale ona nie zadaje się z demonami.. unika ich jak ognia wampiry- mątwy. Wybacz, ale nie pomogę ci..

— Gadaj natychmiast ty plugawy gnojku — warknął i złapał go za koszulę,

W klubie zapanowała cisza. Z głośników płynęła muzyka, ale nikt nie śpiewał. Wszyscy patrzyli z przerażeniem na rozgrywającą się scenę.

— To co powiesz czy mam ci przedstawić „Pana Nożyka"? — to powiedziawszy wyciągnął z kieszeni nóż ostry jak brzytwa.

— Co tu się wyprawia? — rozległ się groźny, niezadowolony głos.

Na schodach stał czarnoskóry demon o przeraźliwie żółtych oczach, wielkim rogu na środku czoła i długimi palcami. Ubrany w zielono-czerwony strój z krawatem oraz czarne eleganckie spodnie.

— Proszę go natychmiast puścić albo każę moim ludziom w tym panu pomóc.

Valentyn puścił barmana i odwrócił się w stronę nieznajomego.

— Kim jesteś nieznajomy? I Czemu atakujesz barmanów w moim klubie? — spytał właściciel, schodząc po schodach.

— Szukam Hiuralu, doktor Zuku go potrzebuje – odpowiedział Valentyn i ruszył w stronę wyjścia. – Ale chyba go tu nie ma.

— Nie mylisz się, ale wiem gdzie można go znaleźć — właściciel klubu uśmiechnął się do niego. – Proszę za mną. Więc powiadasz, że znasz doktor Zuku? Co tam u niej słychać?

— W porządku — odpowiedział i został zaproszony do elegancko ozdobionego gabinetu.

Valentynowi rzucił się w oczy portret właściciela klubu, z piękną kobietą o ciemnych włosach i ostrych rysach twarzy, zawieszony nad fotelem, na którym ten usiadł. Kobieta na portrecie wydawała się być człowiekiem.

— No cóż, to pomoże mi pan znaleźć lekarstwo? Szczerze przyznaję, że mi się trochę spieszy. Będzie pan miał u mnie dług wdzięczności. Jestem prywatnym detektywem — powiedział i wręczył mu wizytówkę.

Zapadła cisza. Demon wziął od Valentyna wizytówkę i przez chwilę obracał ją w palcach.

— Pomogę panu — zdecydował wreszcie. — Musi pan udać się do Urgali, to oni tworzą to czego pan potrzebuje. Niech pan uważana na siebie, są bardzo niebezpieczni. Bardzo pilnie strzegą swoich sekretów. I nie są przychylnie nastawieni do świata.

— Dziękuję panu bardzo. Do widzenia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro