Rozdział 2. (część 2)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

--------------------------------------

Nina szła korytarzem nikogo nie spotkała, było tutaj tak przerażająco cicho. Niespodziewanie z góry spadły ostre metalowe szpikulce. Dziewczyna rzuciła się wprzód. Otarła z czoła pot. Wstała i pobiegła dalej. Biegła i biegła, gdy ściany zaczęły się przybliżać krzyknęła z przerażenia, ale nie pozwoliła sobie na przerwanie sprintu. Kiedy myślała, że ściany ją przygniotą, spostrzegła przed sobą jasne ostre światło. Wybiegła z korytarza.

Poczuła, ze znów spada. Światło ją oślepiało, nie wiedziała gdzie jest dół, a gdzie góra. Zdawało się jej że spada tak w nieskończoność, gdy poczuła twardą, zimną, śliską powierzchnię pod sobą. Zamrugała kilka razy, by coś zobaczyć. Kiedy odzyskała zdolność widzenia, podniosła się. Stała w wielkim, jasnym pomieszczeniu. Naprzeciwko niej, na podwyższeniu, na wielkich krzesłach siedziało sześcioro osób: czworo kobiet i dwóch mężczyzn. Anioły i demony.

-------------------------------------------------

Tymczasem Valentyn dotarł do wioski Urgali. Wioska znajdowała się w opuszczonej i ponurej części Miasta Słońca. Urgale zamieszkali zniszczone kamienice i domy jednorodzinne. Meli tam też nocne kluby i bary. Wioska w nocy wyglądała zapewne czarownie. Wschodził nowy dzień. Na ulicach było pusto, tylko gdzieniegdzie można było dostrzec demony, które wracały do swoich domów lub właśnie z nich wychodziły.

Czarny samochód jechał powoli pokonywał kilometry.

Według wskazówek właściciela nocnego klubu, lekarstwo można dostać od kapłanów w świątyni, która znajdowała się zawsze w centralnym miejscu obozowiska. Samochód zatrzymał się przy jednym z barów. Gdy Valentyn wysiadał, na ulicy zrobiło się nagle tłoczno.

— Brać obcego! — wykrzyknęły demony o jasnej cerze i ostrych igłach wystających z twarzy.

Urgale byli dobrze umięśnieni i szybcy. Nim Szpakowski zdążył zrobić jakikolwiek ruch, został uderzony z tak potężną siłą, aż odrzuciło go na dwa metry. Kiedy się podniósł zadał cios nadbiegającemu przeciwnikowi. Ten zatoczył się do tyłu. Valentyn atakował, robił uniki. Po dwudziestu minutach wszyscy leżeli pozbawieni przytomności.

W tym momencie zza rogu wyszło kilkunastu uzbrojonych w łuki i miecze żołnierzy.

Valentyn chciał już walczyć, ale w tym momencie tłum żołnierzy rozstąpił się i przed detektywem stanęło troje demonów w czerwonych pelerynach. Z pod szat wystawały bransoletki, które oplatały całe dłonie, tworząc niesamowicie mistyczne wzorki.

— Brawo, brawo — odezwał się środkowy z kapłanów bijąc brawo i uśmiechając się przyjaźnie. — Pokonałeś mój lud.

— Wy jesteście Najwyższymi Kapłanami Urgali? — zapytał zdyszany demon.

— Zgadza się. Czego od nas żądasz?

— Nie żądam lecz proszę o pomoc. Potrzebuję Huralu. Możecie go dla mnie przygotować?

— Możemy — odezwał się kapłan z prawej strony, okazał się być demonicą.

— Jednak nie za darmo — dodał przywódca pozostałej dwójki. – Jesteś prywatnym detektywem, prawda? Jesteś niezwykły, ponieważ pomagasz i ludziom i demonom.

— Czego ode mnie oczekujecie? Zrobię wszystko czego chcecie.

— Na razie nic od ciebie nie chcemy, ale nadejdzie taki dzień kiedy przybędziemy i odbierzemy zapłatę za nasze usługi.

— Niech będzie, ale zróbcie w końcu to lekarstwo — zgodził się niecierpliwie.

----------------------------------------

Wszystkie osoby siedzące na krzesłach miały skrzydła. U kobiet były one białe, piękne lśniące – niezwykle urodziwe i jasne. Wydawały się być młodsze od Niny. Ich ciała okrywały błękitne szaty zakrywające piękną figurę. Demony były natomiast ich przeciwieństwem. Skrzydła skrywała czarni, tak jak oczy i włosy. Byli ubrani w czarne szaty. Kiedy kobieta spojrzała w oczy największemu, nic w nich nie ujrzała. Była tam nicość.

— Kim.... Kim wy jesteście? Co to za miejsce? — zapytała Nina wycofując się ze strachu. Czuła w oczach wilgoć. Mrugała aby się nie rozpłakać.

— Jesteśmy Trybunałem Tworzących — odezwała się jedna z tych olśniewających kobiet.

Ta siedząca obok przerażającego mężczyzny-demona. – Nie bój się to jest Niebiańska

Twierdza. Ściągnęliśmy cię w to miejsce, ponieważ jesteś wyjątkowa..... pełnisz ważną rolę w naszym planie – podeszła do Niny i otarła łzę z oczu. – Masz zadanie do wykonania.... Jednak to od ciebie będzie zależało czy się go podejmiesz i je wykonasz.

— My damy ci tyko większe szanse na przetrwanie — odezwał się przywódca Demonów. — Wyszkolimy cię.

Jego głos był głęboki i mroczny. Odbijał się bolesnym echem w głowie kobiety.

Upadła na kolana trzymając się za nią.

Otworzyły się wielkie drzwi, które były otoczone mgłą. Weszły przez nie trzy zielone,

duże potwory w zbrojach. Stanęły po obu stronach ścian w równym rzędzie.

— Witaj na treningu. Zaczynajcie.

---------------------------------------------

Tworzenie eliksiru zajęło pół godziny. Teraz gdy miał go przy sobie pędził do szpitala. Zostało mu już nie całe pół godziny, aby uratować kobiecie życie. Był nowy słoneczny dzień. Na ulicach zaczynało robić się tłoczno od samochodów wiozących demony do pracy. Po chodnikach szło dużo demonów i ich niewolników. Wszyscy się gdzieś spieszyli.

Valentyn pędził przez miasto. Zostało mu mało czasu.

Zahamował przed szpitalem. Dopiero wtedy zobaczył, że w tej dzielnicy jest mniejszy ruch. W ogóle go nie było. Gdzieś pomiędzy budynkami przebiegły ludzkie dzieciaki.

Wbiegł do budynku i w pierwszej chwilimyślał iż się pomylił. Na krzesłach i przy okienku z recepcją znajdowali się ludzie, teraz zamarli z przerażenia na widok demona. Dotarło do niego, że to jest poczekalnia, a ludzie to pacjenci.

Kiedy maszerował szybkim krokiem przez korytarz, słyszał za sobą ciche szepty zdziwienia, czuł na sobie nieśmiałe spojrzenia. Jednak nie zwracał na nie uwagi. Nie miał czasu na zajmowanie się głupimi, ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Dotarł na trzecie piętro i szybko znalazł doktor Zuku.

Zajmowała się akurat jakimś starszym mężczyzną z rozcięciem nad łukiem brwiowym.

Zapukał w drzwi, żeby zwrócić jej uwagę.

— Proszę, zajmij się nim, ja muszę coś zrobić — powiedziała Zuku do jednej z koleżanek i szybko podeszła do niego. - Udało się to panu zdobyć?

— Tak.

Gdy podał jej flaszeczkę z pomarańczowym płynem dodała:

— W samą porę.

Przyspieszyła kroku. Weszła do trzeciej sali i zamknęła za sobą drzwi. Po jakimś czasie ze środka wyszła pielęgniarka, która dyżurowała, gdy doktor została wezwana do innego przypadku.

----------------------------------------------------

Nina nie wiedziała ile czasu już tak walczy z napastnikami, ale zdawało się, że im dłużej z nimi walczyła tym lepiej sobie radziła. Była to prawda. Nie znajdowała się już w Niebiańskiej Twierdzy, lecz na jej dziedzińcu, gdzie pobierała naukę sztuki walki wręcz i mieczem. Gdy pokonała ostatniego z przeciwników pozbawiając go głowy. Cały obraz zamazał się.

Nina znów spadała, ale tym razem bała się. I miała wrażenie jakby coś przyciskało ją do ziemi, gniotło w żelaznym uścisku dłoni. Dokoła latały białe ptaki lub promienie o kształtach kobiecych głów bez twarzy.

Leciała tak długi czas.

---------------------------------------

Otworzyła oczy. Było ciemno, pachniało środkami dezynfekującymi. Ciało miała jakieś dziwne. Jakby przez bardzo długi czas z niego nie korzystała. Próbując wstać, przeszył Ninę ból. Skrzywiła się i opadła z powrotem na poduszki. Ciemność i cisza wydawały się straszne i groźne. Wprowadzały w poczucie jakby cały świat zamarł.

Postanowiła wypróbować pozostałe części ciała. Poruszyła z trudem lewą ręką, a po tym drugą. Wiedziała, że wszystko z nią w porządku. Nagle na korytarzu usłyszała kroki i głosy. Zerwała się na równie nogi i ukryła się za drzwiami.

— Mówisz, że jak zaglądałaś do niej to było wszystko w porządku? — usłyszała kobiecy, miły głos.

— Tak, spała. — odpowiedział jej drugi.

Obie kobiety weszły do sali i stanęły jak wryte. Nina nie zdążyła nic zrobić, bo na korytarzu wybuchł pożar. Słyszała krzyki i jęki. Obie kobiety popatrzyły na siebie przerażone i ruszyły z powrotem. Nina odczekała chwilę i ruszyła w ślad za nimi. Zrobiła zdziwioną minę. Płomienie lizały tylko ściany. Cały środek korytarza pozostał nietknięty. Ludzie krzyczeli i uciekali w popłochu. Niektórzy wpadali popchnięci przez innych na ścianę ognia i stawali w płomieniach. Rozpaczliwy krzyk konających na długo zostanie w murach tego budynku i w sercu Niny.

Pacjenci biegli w kierunku wyjścia. Jednak kobieta miała wrażenie jakby coś ciągnęło ją w przeciwną stronę. Kiedy biegła ludzie patrzyli i wołali za nią, żeby zawróciła, ale ona nie mogła tego zrobić. Zamiast tego zbiegła na dół po schodach na drugie piętro. Poręcze stały w ogniu. Kiedy weszła do piwnicy, ujrzała wielkiego potwora całego w ogniu podobnego do ptaka.

— Hej, co ty wyprawiasz? Chcesz to wszystko spalić? — zapytała, sama dziwiąc się za swej odwadze.

Nie odpowiedział. Rzucił się na nią. Nina zrobiła unik. Wymierzyła mu solidnego kopniaka z pół obrotem, a następnie serię kopnięć i uderzeń z pieści. Kiedy miała wymierzyć mu następny cios, ten chwycił ją za gardło i odrzucił. Nina poleciała w stronę ściany. Potwór wykorzystał to i rzucił się do ucieczki.

Goniła go, a gdy wybiegła przed budynek ujrzała tylko jak rozpościera wielkie ogniste skrzydła i odlatuje w promieniach księżyca.

— Co się tu dzieje? — odwróciła się w stronę z której usłyszała głosy oburzenia. Ujrzała

trójkę demonów. Jednego z nich znała, był nim ten który ją kupił. Pozostała dwójka to kobieta o jasnych, długich włosach, długich szponach. Na całym ciele miała mityczne znaki. Na ramieniu zawieszony był miecz

Drugi z mężczyzn miał na sobie długi, czarny płaszcz. Na twarzy miał mityczne znaki, w białym kolorze, świetnie kontrastującym z jego ciemną cerą i brązowymi oczami, dużymi jak dwa spodki.

-------------------------------------------

Valentyn rozglądał się zaskoczony wokół siebie. Szpital płonął, a pacjenci stali naprzeciwko niego. Na schodach stała młoda kobieta i wpatrywała się w niego. Po chwili z tłumu ludzi wyszła pani doktor i podeszła do niego.

Wyglądało na to, że jest cała.

— Nie mam pojęcia co się tutaj stało. Niektórzy lekarze widzieli wielkiego, ognistego ptaka, który leciał w stronę piwnic. Gdy zaczął się pożar uciekliśmy, a gdy staliśmy wdzieliśmy wielkiego, ognistego ptaka, który wyleciał z budynku, a za nim wybiegła pańska niewolnica.

Spojrzał zdumiony w stronę młodej kobiety.

— To jest moja niewolnica? — spytał zaskoczony. – Myślałem, że jest w ciężkim stanie.

— Bo tak było — powiedziała Zuku zerkając na dziewczynę z niepokojem. — Ale jak widać doszła do siebie.

— W takim razie zabieram ją ze sobą — postanowił.

W tym momencie na horyzoncie pojawiły się służby pożarne. Służby pożarne to po prostu demony wody, które potrafiły kontrolować ją i wytwarzać.

Nina podeszła do stojących i zwróciła się do kobiety:

— Przepraszam za to zamieszanie. Dziękuję, że się mną pani zajęła. Czuję się już dobrze......- urwała w pól zdania.

Szybko odwróciła się w stronę płonącego budynku. Długo wpatrywała się w tamtą stronę.

— Nina, wszystko w porządku? — spytała kobieta kładąc jej rękę na ramieniu.

— Nie... on tu jest.... Ale dlaczego ty tu jesteś... nie powinno cię tu być.

W tej chwili rozbłysło mocne, jasne światło i całej czwórce ukazała się postać młodego mężczyzny o jasnych włosach, wychudłej, zmęczonej twarzy.

— Jestem tu, bo mnie potrzebujesz, siostrzyczko — odezwał się zachrypniętym głosem. –

Stoisz przed ważnym wyborem, ale ty już go przecież podjęłaś, prawda?

— Co wy z tym wyborem, a ja nie mam wyboru! Więc o jakim wyborze jest mowa?

— Pamiętasz, że jak miałaś dwa lata odczytałaś hericko-jermicki napis? — pokiwała przecząco głową. — Jesteś wyjątkowa i każdy to wie oprócz ciebie. Jako jedyna z żywych dostałaś szansę współpracy z demonicznymi detektywami... pytanie czy ją wykorzystasz? Jeśli nie chcesz tego zadania, pozostaje jeszcze to — w wyciągniętej dłoni trzymał srebrny nóż. — wiem jak bardzo boisz się tego co cię czeka. Wiem tez, że jesteś dobrą osobą.

— Ale ja już dokonałam wyboru — powiedziała i wyciągnęła z jego ręki nóż. — Nie mam zamiaru jeszcze umierać, a czuję, że moja nowa przyszłość nie może być znowu taka zła. W końcu znam wiele demonów, którzy byli dla mnie myli i którzy pomagali mi po waszym odejściu. Wybieram swoją nową przyszłość.

— Tak myślałem — uśmiechnął się do niej uśmiechem, pełnym miłości. – Proszę.

Z drugiej dłoni podał jej obrożę. Wzięła ją i założyła na szyje.

Kelvin zniknął w ten sam sposób w jaki się ukazał.

Nina spojrzała na demonów i zapytała tylko:

— Idziemy?

— Tak, chodź – odpowiedział ten o ciemniejszej cerze.

------------------------------------

Kilka godzin później, cała trójka stała przed starym, dużym budynkiem. Nina została poprowadzona na drugie piętro, które okazało się biurem i mieszkaniem jednocześnie.

— Twoja sypialnia jest tam — oznajmił Valentyn i wskazał drzwi w kącie na ukos od drzwi wejściowych, naprzeciwko okna. – Gdy się rozpakujesz przyjdź to powiem ci co będzie należeć do twoich obowiązków.

Kobieta szybko pokiwała głową i podeszła do wskazanych drzwi. Gdy je za sobą zamknęła oparła się o nie i zamknęła oczy. Cały strach, który czuła od czasu kiedy została sprzedana teraz w niej eksplodował. Osunęła się po drzwiach przysunęła kolana i ukryła twarz. Płakała. Nie wiedziała jak sobie poradzi w nowej sytuacji i czy jeszcze kiedyś zobaczy swoich znajomych i przyjaciół. Co teraz z nią będzie? Wiedziała, że nie może się załamać, bo nie będzie z niej pożytku, ale nic nie mogła na to poradzić.

„Czy znów zobaczę kiedyś Lunę, zawsze była uśmiechnięta i pełnia życia? Jak sobie beze mnie poradzą dzieciaki, którymi się opiekowałam? Dość użalania się nad sobą, dasz sobie radę, i oni tez muszą. Jak tylko będę mogła to nich wrócę, obiecuję".

Podniosła się z klęczek i otworzyła oczy. Znajdowała się na podwyższeniu, z którego schodziło się do pomieszczenia pogrążonego w półmroku. Pokój w surowym stanie. Znajdowało się tu tylko jedno małe okno, nie było podłogi ani tapet. Zamiast łóżka materac.

Kobieta zeszła ze schodów i położyła walizkę przy ścianie obok materaca. W półmroku dostrzegła, że obok materaca postawiono lampkę podłączoną do kontaktu. W drugim końcu pokoju majaczyły jakieś urządzenia. Kiedy do nich podeszła okazało się, że są to pralko-suszarka i zmywarka do naczyń.

— Widać jest to coś w rodzaju pralni. Super Nina, naprawdę super. Nieźle się wpakowałam — mruknęła i wyszła zamykając za sobą drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro