Rozdział 21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia rano Nina zajęła się robieniem śniadania dla całego towarzystwa. Cieszyła się z tego, że wróciła do domu. Mimo, że była niewolnicą – mogła nazwać to miejsce domem. Tutaj czuła się naprawdę bezpiecznie. Cieszyła się z obecności Valentyna w jej życiu i chociaż nie wiedziała jak to wszystko się potoczy, miała nadzieję na lepsze życie niż dotąd.

— Mamo, pójdziemy do parku rozrywki? — zapytała pięcioletnia dziewczynka jedząc.

— Zapytaj wujka Valentyna odpowiedziała Kasia, patrząc czule na córkę.

Julia spojrzała na demona błagalnym wzrokiem.

— Pewnie — odpowiedział jej z uśmiechem mierzwiąc włosy.

— Uhu — zawołała uradowana mała.

Nina jadła w milczeniu.

— A ty chcesz iść z nami? — zwrócił się do niej Valentyn.

Nina popatrzyła na niego zaskoczona.

— Nie wiem. Mam tyle dzisiaj do zrobienia — odparła z wahaniem.

— Nie daj się prosić — zachęcał ją.

— Jak wrócimy to mogę ci pomóc — zaproponowała Kasia z promiennym uśmiechem.

— W takim razie pójdę z wielką przyjemnością — powiedziała z uśmiechem.

Trzy godziny później.

Pogoda była cudowna; świeciło zimowe słońce. Nina słyszała pod stopami skrzypienie śniegu. Wdychała w płuca zimne powietrze. Gdy to robiła, czuła rozchodzące się po całym ciele dreszcze. Nie było to nieprzyjemne uczucie.

— To gdzie chcesz iść teraz? — zapytał Valentyn małą.

Julia uśmiechnęła się do niego. Zwiedzili już karuzele, Jaskinię Strachu, Świat Zabawek.

— Co powiesz na Ogrzewany Basen? — zagadnęła Nina małą.

— Może być — stwierdziła Julia. W oczach igrały jej wesołe iskierki.

Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosła wzrok i napotkała zadowolone spojrzenie detektywa. Posłała mu uśmiech.

Matka z córką ruszyły przodem.

— Dziękuję — zagadnęła Nina, ruszając. — Nigdy nie spędziłam jeszcze tak miłego dnia. Nie myślałam, że zaprzyjaźnimy się ze sobą.

Wyczuł w jej glosie obawę.

— Mam taką nadzieję — powiedział z wahaniem. — Chociaż to ja ostatnio coś psuję w naszych relacjach. Dla mnie jesteś przyjaciółką.

— Ja też ci ufam — rzekła zdecydowanie. — Ale fakt, czasami nie myślisz co mówisz.

Zapadła chwila ciszy.

— Chciałbym aby między nami było coś więcej — wyznał szeptem do jej ucha.

— Ale podobno nie wolno się wam wiązać?

— Tak — odpowiedział, odsuwając się od kobiety. — Ale mogę cię uwolnić.

— Jak to? — zapytała zaskoczona.

— Widzisz, jest u nas co roku święto Niewolników — zaczął przytrzymując ją za ręce i zmuszając aby przystanęła. – W taki dzień demony mogą, bez rozprawy uwolnić niewolników.

Nina patrzyła na niego oszołomiona ze szczęścia.

— A kiedy wypada następny taki dzień? — zapytała podekscytowana.

— 15 marca — odpowiedział i uśmiechnął się do niej. — Święto trwa przez trzy dni i są organizowane parady demonów i uwolnionych ludzi. Większość z nich później zostaje przy swoich właścicielach, ale teraz za swoją pracę dostaję wynagrodzenie i godne warunki bytowe. Inni odchodzą szukać szczęścia w innym miejscu.

Zapadła cisza. Nina nie wiedziała jak ma się zachować.

— Hej, chodźcie — spojrzeli w stronę skąd dobiegło wołanie. Kilka metrów dalej stała Kasia i Julia. Demonka marszczyła brwi pod ich adresem.

Podeszli do nich i razem ruszyli w stronę znajomych.

----------------------------

Pół godziny później.

Julia, Nina i Kasia spędzały miło czas pływając w Ogrzewanym Basenie. Valentyn z ulgą pozwolił Ninie zdjąć obrożę, gdy przyszli do Parku Rozrywki. Widział, że poczuła się lepiej, gdy nie musiała tego ze sobą nosić. Postanowił, że ją uwolni w Dniu Niewolników, nie chciał jej już do niczego zmuszać. Niech sama zdecyduje, gdzie chce żyć.

Spacerował właśnie wzdłuż Ogrodów Różanych, gdy ktoś zawołał go po imieniu. Odwrócił się. W jego stronę szło troje demonów. Demon w średnim wieku, wysoki, atrakcyjny, ciemnoskóry szatyn. Na czole miał czarny, lśniący róg. Wokół policzków, wystawały mniejsze rogi, po trzy z każdej strony. Pozostałe dwie osoby były podobne. Tyle, że starsza demonka miała bardzo jasną cerę i jasne, długie włosy. Trzecia osoba to dziesięcioletnia dziewczynka. Nie miała jeszcze rogów jak rodzice.

— Valentyn! — krzyknął uradowany demon, podchodząc bliżej i mocno uścisnąwszy zaskoczonego demona.

— Irek! Ula i Kate — przywitał się równie zadowolony ze spotkania ze starymi znajomymi. — Co wy tutaj robicie?

— Jest piękny niedzielny dzień — odezwał się Ireneusz Zadkowski. — Postanowiliśmy spędzić go w rodzinnym gronie. Wiesz, jak mało mam czasu dla żony i córki. Ciągła praca i praca.

— Tak wiem — zgodził się Valentyn. – A co teraz porabiacie?

— Nie mogę powiedzieć — odpowiedział Irek. – Wiesz, że pracuję w Departamencie Bezpieczeństwa. Powiem ci tylko, że coś się szykuje. Nie wiemy tylko co.

Valentyna zaskoczyło podobieństwo ostatnich słów przyjaciela, do słów Niny w szpitalu.

— Hej, Valentyn — zawołała Kasia.

Cala trójka szła właśnie w ich stronę. Wszystkie wydawały się szczęśliwe.

— I jak się pływało? — zwrócił się do trzech kobiet.

Wszystkie uśmiechnęły się w odpowiedzi.

— Cóż to za piękne zjawiska natury? — zagadnął Ireneusz, przyglądając się i oceniając ich urodę.

— To jest Nina. A to moja kuzynka Katarzyna Vandowska i jej córka Julia — przedstawił Valentyn. — To jest Ireneusz Zadkowski, i jego rodzina: żona Urszula i córka Kate.

— Nina! Ja nie mogę! — Nie zdążyli zareagować, gdy Nina została powalona na ziemie przez drobną blondynkę

— Fred! — krzyknęła Nina podnosząc się z ziemi.

Otrzepała ubranie i spojrzała na przybyłą. Nie zmieniła się wcale. Miała tak samo długie, piękne, blond włosy, jak zapamiętała. Miała na twarzy czerwono-białe róże. Ubrana była w czarno- biały kostium wielką różą na środku.

— Co ty tutaj robisz? — zapytała zaskoczona i padła w ramiona przyjaciółki.

— Jestem na spotkaniu z zespołem „Blank Tres". Mam im zrobić kostiumy — oderwała się od Niny i popatrzyła na jej skromne ubranie. Czarne, obcisłe spodnie i zieloną bluzkę z długim rękawem. – Jak zawsze brak wyczucia mody!

— Nie, błagam! — podniosła ręce w błagalnym i cofnęła się o kilka kroków. — Nie dzisiaj, nie chcę. Nie używaj na mnie mocy dobra? Nie jestem na pokazie mody!

Zobaczyła smutek w oczach przyjaciółki ale w następnej chwili powróciło w nich rozbawienie.

— Co ty tutaj robisz? — zagaiła. Spojrzała za jej plecy. — A może chodzi o tego ciemnoskórego przystojniaka?

Obeszła Ninę i uważniej przyjrzała się Valentynowi, który był w szoku. Pozostali też.

— Cicho — stwierdziła z złością. — Dlaczego tobie zawsze trafiają się takie ciacha?

— Przestań już! — krzyknęła Nina stanowczo. — Mów po co przyszłaś?

Podeszła do przyjaciółki z groźnym wyrazem twarzy. Zobaczyła w oczach dziewczyny przebłysk strachu.

— Dobra, dobra — powiedziała podnosząc ręce w geście poddania. — Dowiedziałam się, że jesteś w Słonecznym Mieście i chciałam się z tobą zobaczyć.

— Jakson cię puścił? — zapytała Nina patrząc podejrzanym wzorkiem na przyjaciółkę.

— Zdębiałaś czy jak! — wściekła się. — Uciekłam stamtąd! Gdy ciebie złapali nie miałam tam nic więcej do roboty. Teraz jestem w zespole i pracuję jako... dobieram stroje po prostu.

— Inni o mnie wiedzą? — w głosie Niny pobrzmiewała nuta histerii.

— Uspokój się — powiedziała Fred, kładąc ręce na ramionach Niny. — Teraz jesteś bezpieczna. Ten sukinsyn nic im nie może zrobić, bo są domami.

— Wiem, wiem — wzięła głęboki wdech. — Ale oni są naszą jedyną rodziną Fred. Nie mogę pozwolić, by coś im się stało, rozumiesz?

— Tak, ja tak samo — powiedziała.

Przytuliła ją mocno.

— Nie walcz z nim — szepnęła Fred. – Nie warto. Oni sobie poradzą.

— Teraz i tak nie mogę już walczyć — odparła smutno. — Nie mogę tam wrócić nie narażając innych.

— Wiem — w głosie dziewczyny było słychać smutek i rezygnację. — Muszę lecieć. Kiedy indziej się poznamy przystojniaczku — zwróciła się do Valentyna i uśmiechnęła się do niego zalotnie.

Nina mimo woli uśmiechnęła się patrząc za odchodzącą przyjaciółką.

— Nina kim ona była? — zapytał Valentyn.

— Stara znajoma — odpowiedziała Nina, nie odwracając się do niego. — Rodzina. Siostra jakiej nigdy nie było dane mi mieć.

W jej głosie tańczyły iskierki lodu.

— Przepraszam za to — powiedziała po chwili już spokojniejszym głosem.

— Nic ci nie jest?

Zapytała Kasia, podchodząc do niej bliżej i kładąc dłonie na ramionach. Naprawdę

lubiła tę dziewczynę i dlatego się o nią martwiła.

— Tak, wszystko dobrze — odparła. — Może zajmę się dziećmi, a wy pogadacie o starych czasach?

— Dobrze — odpowiedział Valentyn, a reszta pokiwała głowami na znak zgody.

------------------

Nina dostała od Valentyna trochę pieniędzy, za które kupowała teraz dla dzieciaków watę cukrową i lody. Nie mogła się na niczym skupić. Spotkanie z Fred wytrąciło ją z równowagi. Tyle czasu udawało jej się nie myśleć o wszystkim. A teraz jej myśli krążyły wokół jej przybranej rodziny. Teraz gdy tamte negatywne uczucia przeminęły, martwiła się o nich. Zastanawiała się czy po jej ostatniej wizycie nie będą mieli kłopotów.

Z myśli wyrwał ją dziwny dźwięk. Nie pasował do odgłosów śmiechu i radości. Był mroczny i przerażający. Do Niny dopiero po chwili dotarło, że był to wystrzał. Wszyscy w parku zaczęli krzyczeć i uciekać w panice. Nina spojrzała na dwójkę przerażonych dzieci.

— Spokojnie, wszystko będzie dobrze — zapewniła je i pociągnęła w przeciwnym kierunku.

Gardło ściskał jej strach. Co miała teraz zrobić? Musi uciekać i zapewnić dzieciom bezpieczeństwo. Dostrzegła Dom Czarodzieja.

— Biegniemy do tego domku! — krzyknęła do przerażonych dzieci. Julia płakała i kurczowo trzymała się jej za rękę

Wbiegły do dużego, zielonego, kolorowego domu. Nina zamknęła drzwi na zasuwkę.

Spojrzała na Kate. Widziała, że jest przerażona. Nina też się bała, ale jako dorosła musiała działać szybko.

— Schowajcie się — poleciła. — Nie podchodźcie do okien. Kate pilnuj Juli.

— A ty gdzie idziesz? — zapytała drżącym głosem.

— Zaraz wracam — odpowiedziała Nina. — Poszukam waszych rodziców. Zamknij za mną drzwi.

Otworzyła drzwi i wybiegła z domku. Przeciskała się przez tłum i zobaczyła, leżącą w kałuży krwi kobietę. Podbiegła do niej i uklękła przy niej. Sprawdziła jej puls, nie wyczuła go. Rozejrzała się dookoła. Demony i ludzie dalej panikowali.

Nina wstała. Spojrzała w niebo i dostrzegła na nim stado latających Aniołów Mroku.

Zastanawiała się gdzie jest w tej chwili Ognisty Ptak Zemsty.

Ruszyła w stronę tłumu. Musiała znaleźć Valentyna i resztę. Przeciskała się przez tłum.

W końcu ujrzała kawiarnię, w której mieli się zatrzymać. Ludzi nie było tutaj wcale, wszyscy uciekli z parku. Miała właśnie ruszyć w kierunku budynku, gdy poczuła jak ktoś ją podnosi i rzuca w stronę budynku. Rozbiła głową szybę i z krzykiem przeleciała zza bar. Jęknęła i podniosła się.

Przez rozbite okno wchodził brunet – Anioł Mroku oczywiście. Goście w kawiarni uciekali z krzykiem, w panice.

Kątem oka zobaczyła Valentyna, który biegł w jej stronę.

— Nie, biegnij do Domu Czarodzieja — krzyknęła.

Nina rzuciła się do ucieczki. 

----------------

Gdy Nina krzyknęła w jego stronę zatrzymał się i odwrócił. Musi znaleźć dzieci.

— Chodźcie, musimy znaleźć dzieci — powiedział do stojącej, osłupiałej grupy.

Wszyscy pokiwali głowami.

— Nina mówiła coś o Domu Czarodzieja — odezwała się Kasia. Była przerażona.

— Wiem gdzie to jest — powiedział Valentyn i wybiegł tylnymi drzwiami.

-------------

Nie uciekła daleko.

— Czego chcesz? — wycharczała Nina.

Brakowało jej tchu. Anioł Mroku trzymał ją za gardło w żelaznym uścisku.

— Och, chcę się zabawić — wyszeptał Ninie do ucha. – Nie jesteś mu już do niczego potrzebna, ale powiedział żeby cię nie zabijać. Chciał tylko żebyś zobaczyła co zrobiłaś.

Uwolnił ją z żelaznego uścisku. Nina krztusząc się opadała na kolana. Podniósł ją brutalnie i wywlekł z kawiarni. Podleciało jeszcze trzech Aniołów. Chwyciły ją za ramiona i nogi, i wzniosły w niebo. Gdy wznieśli się wystarczająco wysoko, by Nina widziała cały park z góry, zatrzymali się w powietrzu.

Jakaś cześć jej cieszyła się z podniebnego lotu. Nina zobaczyła jak demony uciekają w panice. Nikt nie patrzył w górę gdzie latały tysiące Aniołów Mroku. Potwory atakowały spanikowane, niewinne demony. Unosili ich w górę i rozdzierały ciała na szczepy. Nina patrzyła na to z przerażeniem.

— Przestańcie! — krzyczała do demonów, które ją trzymały. — Dlaczego to robicie?

— Och! To proste, to jest ekscytujące. Nie czujesz strachu? — zapytał brunet. — Po za tym to jest twoja winna. Gdybyś nie powróciła, twój ojciec by nie wrócił i by nas nie zrodził.

Gdy to powiedział zaśmiał się szaleńczo. Nina była przerażona. Czuła jak otacza ją zewsząd strach tych demonów. Poczuła pod powiekami łzy i wydała przeraźliwy krzyk rozpaczy. Poczuła woń palonego ciała.

Trzy demony, które ją trzymały wrzasnęły z bólu i wypuściły ją z objęć. Usłyszała swój krzyk strachu. Teraz to koniec. Zginie. I dobrze.

---------------

W tym samym czasie Valentyn i reszta dotarli do Domu Czarodzieja. Byli przerażeni tym co się działo. Valentyn nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte.

— Kate, Kate wpuść nas! — zawołał pukając do drzwi.

Usłyszeli szczęk przesuwanej zasuwy i drzwi się otworzyły. Stała w nich przerażona, zapłakana dziewczynka. Weszli do środka. Valentyn zamknął drzwi.

— Och, kochanie — zawołała Ula. Oboje przytulili dziewczynkę.

— Mama, mama — z kąta wybiegła Julia i rzuciła się w ramiona Kasi.

Obie pary rodziców starały się uspokoić rozpłakanie dzieci.

Valentyn ostrożnie podszedł do drzwi i uchylił je. Ujrzał Anioły Mroku mordujące otaczające je demony. Przeszył go strach. W uszy dobiegły krzyki. Przymknął drzwi, spojrzał na grupę przyjaciół. W jego głowie szybko powstawał plan.

— Pójdę przodem — zwrócił się do wszystkich. — Ja oczyszczę teren, a wy dobiegnijcie do bramy i uciekajcie z Parku Rozrywki.

— Nie zgadzam się — zaprotestowała Kasia. – To niebezpieczne.

— Zrobimy to razem — wtrącił się demon.

— Kochanie, nie rób tego.... — zaprotestowała Ula.

— Nie mamy wyjścia — zwrócił się demon do żony. — Kocham was i pragnę tylko abyście były bezpieczne.

— Tato — pochylił się do swojej córki. — Wróć do nas – szepnęła mała.

— Wrócę — obiecał ojciec córce. — Ruszajmy.

Obaj wysunęli z rąk igły. Valentyn otworzył drzwi i obaj wyskoczyli w wir masakry. Oba demony dostrzegły, że nie tylko oni postanowili walczyć. Kilkoro i8nnyvh także postanowiło się bronić. Valentyn wystrzelił dwa pociski, które zraniły zaskoczonego przeciwnika. Razem z partnerem ochraniali się i pokonywali coraz to nowych przeciwników.

Gdzieś po prawej stronie coś eksplodowało. Była to karuzela.

— Tam! — zawołał demon i Valentyn wystrzelił kilka kolejnych strzał.

Nie trafił.

— Cholera!

Namierzył przeciwników ponownie, ale było za póżno. Wylądowali obok.

— Uciekaj! — zawał do swego towarzysza.

Zostali otoczeni przez pięcioro demonów. Valentyn przygotował się do walki.

— Podajcie się! — rozkazał Anioł Mroku. – To może nie zginiecie w męczarniach!

— Valentyn, nie! — zawołała Nina, która podtrzymywana w żelaznym uścisku wylądowała nieopodal. – Zostawcie go!

— Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu! — uradował się Anioł Mroku. — Dawaj ją tu!

Nina została brutalnie wepchana do środka kręgu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro