Rozdział 23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

O dwunastej pojawił się pod drzwiami mieszkania Hexy..

— Cześć, wejdź — wpuściła Valentyna do środka.

Demonka miała na sobie dzisiaj czarny golf z białą pajęczyną i rękawami z tym samym motywem. Długie włosy upięła w zgrabny, wytworny kog. Delikatny makijaż. Brązowe rajtuzy i czarna, krótka spódnica.

— Silvan, już czeka — dodała prowadząc Valentyna do niewielkiego saloniku, który opływał purpurą. Ściany, kanapy i krzesła. Na komodzie stał rząd zdjęć i sztuczny fioletowy kwiatek. A nad łóżkiem wisiał krajobraz martwej natury. Obok wisiały sztuczne paprotki. Valentyn kiedyś zapytał przyjaciółkę czemu na tylko sztuczne rośliny. Ta stwierdziła, że nie ma ręki do kwiatów, a lubi się nimi otaczać. Dodała, że w swoim życiu całkiem sporo roślin umarło z pod jej ręki.

Pod stołem i krzesłami wyłożony był brązowy, puchowy dywan. Idealnie komponował się z jaśniejszymi o dwa tony panelami na wysoki połysk.

— Cześć, Valentyn — powiedział Silvan popijając herbatę.

— Część, długo cię nie było — odpowiedział Valentyn.

Detektyw przyjrzał się uważniej przyjacielowi. Dostrzegł zmizerniałą i zmęczoną twarz. W ogóle Valentynowi wydawało się, ze znajomy schudł. Miał na sobie czarne, jeansowe spodnie. Czerwony pulower i niebieska koszulę w kratkę. Ciemnie włosy były znaczne dłuższe. Opadały za ucho i na czoło.

— Silvan, wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony.

— Tak, tak — mruknął zmieszany.

— Dobra, chcecie coś do picia? — zapytała Hexa. — Usiądziemy i porozmawiamy.

— Zrób mi kawę — poprosił Valentyn.

Hexa zniknęła w innym pokoju. Valentyn usiadł naprzeciwko milczącego przyjaciela.

— Chyba urlop średnio ci się udał, co? — zagadnął.

— Taaaa — mruknął tylko.

— Gdzie byłeś?

Silvan milczał i uciekł wzrokiem.

— Co się dzieje? — zapytał przyjaciela zaniepokojony.

— Nic. Lepiej powiedź czy udało wam się z Niną załatwić to co mieliście do załatwienia — powiedział cichym głosem.

— Nie do końca — odpowiedział Valentyn. — Nadal nie wiemy w jaki sposób pokonać Ognistego Ptaka Zemsty.

— Przykro mi — odpowiedział Silvaan.

Hexa przyniosła do salonu talerz z ciasteczkami.

— Poczekajcie, zaraz ci przyniosę kawę — powiedziała i ponownie znikając.

Po kilku następnych minutach, siedzieli już wszyscy przy jednym stole.

— Dobra, powiedź mi Valentyn — zaczęła Hexa patrząc na Valentyna. — jak się mają sprawy z licencją? Nie możemy dłużej czekać. Mamy parę zaległych spraw do zakończenia.

— Nidrox, już prawie wszystko załatwiła — odpowiedział. — Problem jest jeden. Licencja jest przydzielana nie tylko osobom, ale i miejscu. A tego ostatniego nie mamy.

— No tak — mruknęła Hexa zamyślona.

— Przecież jest kompleks hotelowy mojej ciotki — wtrącił się Silvan. – Mówiłem ci o nim jakiś czas temu.

— No tak — powiedział z nagłym entuzjazmem Valentyn.

— A tak właściwie to co było przyczyną pożaru w naszym biurze? — zapytała Hańka.

— Detriada po oględzinach i analizie stwierdziła potężny wyciek gazu — odpowiedział Valentyn.

— To przynajmniej oczyścili nas z podejrzeń — stwierdziła z ulgą Hesa..

— Tak, na początku myśleli, że miało to coś wspólnego z nasza działalnością wtrącił Valentyn.

— Taa, szczególnie ocaleni mieszańcy bloków — dodała Hexa ze smutkiem.

Zapadła chwila ciszy.

— Dobra, to kiedy możemy pojechać obejrzeć ten budynek? — zapytał Valentyn przerywając ciszę.

— Chodźmy zaraz — odpowiedział Silvan. — Zadzwonię tylko do ciotki i nas umówię.

— Ok.

— Pojadę z wami — zaoferowała się Hexa. — Też jestem ciekawa.

— A masz czas? — zapytał Silvan. — Myślałem, że masz spotkanie z narzeczonym.

— Nie, dzisiaj nie mam - powiedziała Hexa. — Posprzątam tylko i możemy się zbierać.

Dziesięć minut później wychodzili z klatki na mroźne styczniowe powietrze.

------------------------------------

Trzy godziny później Valentyn i Silvan stali przed białym pięciopiętrowym budynkiem. Budynek był położony na uboczu. Prowadziła do niego polna droga otoczona drzewami. Biel budynku zlewała się ze śniegiem zalegającym na parkingu, na którym stali. Oprócz samochodu Valentyna stał tam tylko mały czarny samochód

— Piękny jest — odezwał się detektyw.

— Tak — odparł Silvan. — Chodźmy, ciocia na nas czeka.

Ruszyli do wejścia. Drzwi były przeszklone. Valentyn widział ogromne, eleganckie wnętrze i schody prowadzące na wyższe piętra. Gdy weszli, po schodach schodziła właśnie starsza pani. Miała siwe włosy.

— Witaj, Silvanie — przywitała siostrzeńca. Objęła go w ciepłym uścisku. — Bardzo się cieszę, że zamieszkasz razem ze mną.

Demonka była ubrana w szarą, elegancką spódnicę i żakiecik, pod którym miała ciemną bluzeczkę. Przyjrzał się jej pomarszczonej twarzy. Oczy miała niebieskie i zmrużone. Nie miała znaków na twarzy, tak jak Silvian. Miała, długie, ciemne paznokcie.

— A to zapewne Valentyn Szpakowski, o którym tyle słyszałam — powiedziała wyciągnęła dłoń w geście powitania. — Bardzo się cieszę, że w końcu pana poznałam. Słyszałam o panu bardzo dużo.

— To mnie jest miło panią poznać — odparł demon, odwzajemniając uścisk. — Mam nadzieję, że słyszała pani o mnie same dobre rzeczy....

Miała śliską i mokrą dłoń, jakby dopiero co myła ręce.

Jej oczy pociemniały i zwęziły, gdy uważnie lustrowała Valentyna.

— Ciociu ja pokażę mu gdzie będzie jego biuro — odezwał się Silvan nim demonka zdążyła odpowiedzieć.

— Dobrze, tylko wpadnijcie na herbatę — poprosiła starsza demonka. — nim wyjdziecie. Rzadko mnie ktoś odwiedza. A w szczególności ty.

Siostrzeniec zmieszał się na te słowa.

— Nie ma sprawy — dodał mrukliwie Silvan.

Oba demony patrzyli jak kobieta wchodzi po schodach i ruszyli dopiero jak znikła im z oczu.

— Miła starsza pani — stwierdził Valentyn, idąc za przyjacielem.

Przeszli obok schodów i dotarli do następnych drzwi. Gdy przeszli przez nie znaleźli się w holu. Hol był pusty. Na prawo od Valentyna znajdowały się ogromne, dwuskrzydłowe drzwi wyjściowe. Na lewo, po obu stronach ścian były schody. Pod nimi znajdowało się kolejne wejście.

— To jest twoja część — powiedział Silvan i spojrzał na przyjaciela z uśmiechem. — Chodź pokażę ci gdzie masz biuro.

Poprowadził go do drzwi pod schodami. Otworzył je ze skrzypnięciem. Znaleźli się w korytarzu, który prowadził prosto i skręcał w lewo. Silvan skręcił w lewo. Na korytarzu paliły się światło. Podłoga była wyłożona kafelkami, tak jak w holu, tyle, że tutaj był na nie położony dywan. Po prawej stronie znajdowały się drzwi. Ze cztery pary.

Silvan podszedł do drugich drzwi i je otworzył. Znaleźli się w średniej wielkości holu, gdzie znajdowało się biurko – recepcja. Po prawej stronie były schody prowadzące na wyższe piętra. Naprzeciwko były wielkie przeszklone dwudrzwiowe drzwi, które wychodziły na zewnątrz.

— I jak? — zapytał podekscytowany Silvan. – Co sądzisz?

— Świetnie to wygląda — powiedział.

Spojrzał na przyjaciela z wdzięcznością.

— Wiedziałem, że ci się spodoba — powiedział zadowolony. – Chcesz zobaczyć resztę?

— Ale co masz na myśli?

— Zobaczysz — odpowiedział tajemniczo.

Dopiero teraz Valentyn dostrzegł brązowe drzwi pod schodami. Gdy Silvan je otworzył , okazało się, że jest to kolejny korytarz. Był mniejszy od tego głównego, ale znajdowały się tam kolejne cztery pary drzwi. Podeszli do pierwszych drzwi z lewej.

— Oto twój gabinet — oznajmił podekscytowany Silvan.

Jego gabinet był średniej wielkości. Na środku znajdowało się biurko z komputerem. Po obu stronach znajdowały się regały na książki. Ściany pomalowano na jasny błękit. Z sufitu zwisała lampa kształtem przypominała mu serce z wbitą strzałą. Cudownie!

Wyszli z jego gabinetu. Valentynowi naprawdę przypadła go gustu nowa siedziba.

Trochę pozmienia to i tamto, dokupi jakiś ozdoby i będzie tutaj mógł pracować.

— Świetne miejsce — oznajmił Valentyn z zadowoleniem rozglądając się dookoła. — Ale czy ty na pewno chcesz żebym tutaj także zamieszkał?

— Tak i owszem — odpowiedział spokojnie Silvan. — Po tym jak spłonął blok, w którym mieszkałeś, pomyślałem, że chciałbyś znów mieć coś swojego.

— Ale to bardzo dużo znaczy — stwierdził niepewnie Valentyn. — Sam nie wiem.

Silvan westchnął tylko.

— Słuchaj do tej części są dwa osobne wejścia — próbował go przekonać.

— Chyba jednak zostanę przy tym wynajmowanym — zdecydował się stanowczo Valentyn. — Nie będę czuł się tutaj komfortowo.

— Ale pamiętaj, że zawsze możesz z tego mieszkania korzystać — zaznaczył przyjaciel. — Gdy będziesz miał jakaś ciężką sprawę, problem, to zawsze możesz z tego lokum korzystać. Gdy uzgodnię z ciotką warunki przekazania całego hotelu i terenu to my będziemy mogli uregulować to i owo.

— W takim razie jesteśmy umówieni — rzekł Valentyn zacierając ręce. — Czas się wreszcie wziąć do pracy. Zaraz zadzwonię do Nidrox i podam jej adres.

— No i to się nazywa motywacja — powiedział Silvan także zadawany.

— Wracajmy do Hexy – oznajmił Valentyn wstając z miejsca.

Obaj podnieśli się z foteli, na których przysiedli.

— Nadal nie pojmuję, że to wszystko za jakiś bardzo krótki czas będzie moje — odezwał się Silvan szybkim krokiem przechodząc przez hol.

— No, to jest dość niespotykane — przyznał Valentyn wychodząc na zewnątrz. — Ale cieszę się twoim szczęściem. Tylko mógłbyś się jeszcze ustatkować stary.

Silvan uśmiechnął się kwaśno.

— Zmieniając temat — zaczął gdy znaleźli się już przy samochodzie. — Powiedź swojej kuzynce, że jakby nie miała gdzie zorganizować Ostatniego Pożegnania, to chętnie udostępnimy salę.

— Dzięki — oznajmił Valentyn.

— I co? — zapytała Hexa wycofując z parkingu — Nadaje się?

— Jasne — powiedział Valentyn. — Musimy tylko jeszcze odpowiednio się tam urządzić.

— Tym to się akurat mogę zająć — zaoferowała się demonka. — Cieszę się, że wreszcie ruszymy. Brakuje mi roboty.

— Nam także — przyznał Valentyn. 

----------------------------------------

Hexa podwiozła Valentyna do domu i sama wróciła do siebie.

— Nina, już jestem — zawołał od progu.

— Jesteśmy w salonie — zawołały obie.

Valentyn skierował się w tamtym kierunku. Obie siedziały na kanapie i oglądały telewizję. Kasia uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a Nina wyłączyła telewizor.

— I co udało ci się załatwić? — zapytała.

— Mógłbym zapytać o to samo — odpowiedział Valentyn. — Sprawy powoli układają się w dobrym kierunku. Za jakiś czas wznawiamy działalność.

— To świetna wiadomość — powiedziała Kasia z lekkim uśmiechem.

Jednak zaraz posmutniała.

— A ty jak się czujesz? — zapytał Valentyn zatroskanym tonem.

— Jakoś się trzymam — powiedziała ze smutkiem. — Ale bardzo chciałabym aby tutaj z nami teraz była. 

-----------------------------------------

Hexa po odstawieniu przyjaciół do domu wróciła do siebie. Chwile szukała wolnego miejsca wokół zatłoczonego parkingu. Już zdążyła się przyzwyczaić do braku miejsca. To zdarzało się bardzo często. Część mieszkańców pisała petycje w tej sprawie, ale jak na razie na niewiele to się zdało.

Wysiadła z samochodu i ruszyła po ośnieżonym chodniku. Śnieg skrzypiał pod jej butami. Lubiła, kiedy na ziemi zalegał śnieg, a powietrze było zimne i wilgotne. W dzieciństwie często z matką lepiła bałwana. Ojciec za każdym razem patrzył na nie krytycznie. Uważał to za stratę czasu. Demonka wzruszyła tylko ramionami. Uważał to za ludzką tradycję, a że właśnie pochodziła od ludzi, to dlatego jej nienawidził. Po prostu nigdy nie szanował ludzi i traktował ich bardzo źle, czasami nawet gorzej niż zwierzęta. Wzdrygnęła się na wspomnienia okrucieństwa swego rodzica. Ojciec nigdy nie ukrywał swojego stosunku do ludzi, ale matka starała się ograniczać jego wpływ na nieukształtowaną i niedojrzałą jeszcze psychikę dziecka. Do pewnego wieku Hańka nawet podzielała, a raczej powielała jego poglądy, ale z czasem się to zmieniło. Ojca zachowanie uznała za zbyt brutalne.

Dotarła do swojej klatki. Otworzyła drzwi i pospiesznie weszła do środka. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Jak zawsze zajrzała do skrzynki. Otworzyła ją kluczem. Po chwili przeglądała pocztę i dotarła do drzwi.

Zamknęła drzwi i zatrzymała się na tajemniczej, czarnej kopercie. Zaintrygowana obejrzała ją dokoła, ale nie by lo nadawcy ani adresata. Odłożyła pozostałe listy na niewielki stolik i otworzyła ten dziwny list. Wyprostowała kartę złożoną na cztery i przeczytała:

JESTEŚ IDIOTKĄ, KJEŚLI NIE DOSTRZEGASZ JAKI JEST TWÓJ NARZECZONY.

ON CIĘ ZDRADZA I OSZUKUJE!!!!

Nie było podpisu. Hexa przez dłuższą chwilę wgapiała się zszokowana w list.

Natychmiast przypomniała sobie demonkę z kawiarni, która także zdawała się ja

ostrzegać przed nieuczciwością Mateusza.

Ale czy byłaby tak ślepa?

— Nie — stwierdziła i wyrzuciła liścik do kosza w kuchni. — On nie jest taki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro