Rozdział 26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wczesnym wieczorem wrócili do domu. Przed drzwiami mieszkania stał kurier z dwoma przesyłkami. Valentyn uśmiechnął się do siebie zadowolony. Internetowe zakupy naprawdę się opłacały. Faktycznie ekspresowa przesyłka była naprawdę błyskawiczna. Nina spojrzała na niego podejrzliwie. Wodziła spojrzeniem od Valentyna do kuriera i z powrotem.

— Dobry wieczór — zwrócił się do kuriera uprzejmym tonem.

— Mam przesyłkę do Valentyna Szpakowskiego — rzekł kurier uprzejmie, bezbarwnym głosem.

Nina patrzyła na niego osłupiała, bo miała przed sobą człowieka – wolnego człowieka. Pracującego, zarabiającego na siebie człowieka. Serce ścisnęło się z bólu. Zazdrościła temu nieznajomemu. Też by tak chciała. Chodzić i robić co jej się tylko podoba.

Spojrzała na Valentyna, który odbierał przesyłkę i pomyślała, że po tym wszystkim co się między nimi wydarzyło, demon pewnie zmieni zdanie w kwestii uwolnienia jej. Teraz strasznie żałowała swojej pochopnej decyzji. Mogła trzymać buzię na kłódkę. Zacisnęła zęby i przeklinała siebie za impulsywność.

W milczeniu patrzyła jak Valentyn żegna kuriera i razem z nim weszła do mieszkania. Uderzyło ją przyjemne ciepło. Na dworze było naprawdę zimno. Wciąż padał silny śniegi zapowiadała się w nocy niezła śnieżyca.

W mieszkaniu panowała cisza i ciemność. Kuzynka i jej córka nocowały dzisiaj w hotelu. Jutro po pogrzebie miała się odbyć w tamtejszej restauracji mała uroczystość. Z okazji tej smutnej uroczystości do miasta zjechała się rodzina i wielu krewnych.

Nina stwierdziła, że wolałaby żeby Kasia była tutaj w tej chwili. Nie znały się zbyt dobrze i długo, ale pojawiła się między nimi jakaś nić porozumienia. Poza tym nie chciała być teraz z Valentynem sama. Pospiesznie rozebrała się i już chciała ruszyć do kuchni, by nastawić herbatę, kiedy Valentyn chwycił ją mocno za ramię.

— Poczekaj! — rozkazał szorstko. — Mam coś dla ciebie.

Nina patrzyła na niego spokojnie, ale w głębi duszy dygała się.

— W związku z pogrzebem mojej ciotki — powiedział rzeczowym głosem. Nie potrafił inaczej. — kupiłem ci ubranie i kilka ozdób.

Kobieta przygryzła wargę zaskoczona. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Zastanawiała się czy może odmówić, gdy Valentyn kontynuował.

— Pójdziesz tam razem ze mną i będziesz się zachowywać jak na niewolnicę przystało — oznajmił stanowczo i zimno.

Nina wzdrygnęła się. Ale zaraz się opanowała i przybrała zobojętniały ton głosu.

— Tak jest, mój panie – odpowiedziała i zabrała podane przez Valentyna ubranie.

— Przymierz je — zażądał. — Chcę zobaczyć jak będzie na tobie leżeć.

Nina skinęła głową i zniknęła w swojej sypialni. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie.

Cierpiała. Nie mogła. Sama nie wiedziała co czuje. Wiedziała, że go kocha, ale zdawała sobie sprawę, że nijak nie pasowała do jego życia. Nie mogli być razem, bo to jest złudzenie i kłamstwo. W tym świecie ich miłość jest niewłaściwą i nie przyniesie nic dobrego.

Przed oczami ponownie ujrzała plac zabaw. Demony. Rodziny. Żadnego człowieka. Szczęście.

Otarła łzy płynące po policzkach.

Jak o nim zapomnieć? Jak ma zapomnieć, kiedy widzi go codziennie?

Jak ma powiedzieć sercu, żeby przestało na jego widok bić szybciej?

Szlochała w ciszy, a serce łamało się na tysiące małych kawałków.

Dlaczego musiała sobie uświadomić swój błąd, gdy już było za późno?

Westchnęła głęboko kilka razy. Uspokoiła się na tyle, by móc w spokoju rozpakować prezent. W świetle ujrzała granatowo-czerwona długą sukienkę z długim rękawami. Z wysokim kołnierzem. Pod dekoltem ujrzała srebrną broszkę w kształcie motylka. Na rękach migotały srebrne łańcuszki tworzące bransoletki.

— Nina, co tak długo! — usłyszała zniecierpliwionego Valentyna.

 —Już, panie! — odkrzyknęła.

Pospiesznie zdjęła wilgotne ubrania i ubrała na siebie jedwabisty materiał. Okazało się, że był on dość mocno ocieplany od środka. Jak zawsze Valentyn myślał o niej. Nie pozwoliła sobie na wzruszenie się, Zajrzała do drugiej torby i znalazła w nich czarne, grube rajtuzy. Ubrała je ostrożnie. Po tym zajrzała jeszcze raz. Wyjęła jeszcze dwie pary zapasowych rajstop i wyciągnęła jeszcze pudełko. Okazało się, że to kompletu kupił jej buty na niewielkim obcasie. Ubrała je.

Westchnęła.

Wyszła z pokoju. I udała się do salonu, gdzie paliło się światło.

— Val..... Panie — zreflektowała się szybko.

Stała w drzwiach. Serce biło jej jak oszalałe. Tak bardzo pragnęła przytulic się do niego i pocałować go.

Odwrócił niespiesznie głowę. Ujrzała błysk w jego oczach i cos znajomego, ciepłego przeszło przez chwilę przez twarz demona. Nina zacisnęła usta mocniej. On także cierpiał i to przez nią. Przez jej wybór. Odrzucenie miłości.

— Ładnie — powiedział po prostu. — Przynajmniej nie będzie wstydu. A tutaj masz jeszcze jakieś kosmetyki. Poprosiłem Kasię by mi coś pożyczyła.

Nina podeszła nieśmiało do kanapy, przy której stała czarna siatka. Bez słowa wzięła ją.

— Umaluj się jutro — poprosił.

Nina skinęła tylko sztywno głową.

— Tylko nie oczekuj jakiś fantastycznych rezultatów — mruknęła pod nosem.

 — Co? — zapytał.

— Nic, panie — rzuciła głośniej.

Ruszyła do swojej sypialni.

— Nina, poczekaj  — zawołał.

Stanęła w progu.

— Tak, panie? — zapytała.

Nie odwróciła się. Bała się. Gdyby się odwróciła, wyznałaby mu miłość. A tego nie chciała.

— Powiesz mi kiedyś co zrobiłem nie tak? — zapytał Valentyn z bólem w głosie.

Nina zesztywniała i zamknęła oczy, bo przez jej ciało przeszedł dreszcz bólu.

— Nie zrobiłeś nic złego — wyszeptała prawie bezgłośnie.

Szybko i lekko chwiejnie ruszyła do sypialni. 

---------------------------------

Kasia rozbierała się powoli z ubrań i niedbale rzucała je na jeden z dwóch foteli. Na drugim siedział jej mąż i palił fajkę. Nie patrzył na żonę. Wpatrywał się w okno. Kasia zacisnęła zęby, bo najbardziej ze wszystkiego pragnęła aby na nią spojrzał. Przytulił ją i pocieszył. Straszliwie brakowało jej matki. Westchnęła. Powinna się już z tym pogodzić. W końcu demonka miała ponad pięćset lat i chorowała na raka całego organizmu. Powinna się już przygotować do tej chwili, gdy dowiedziała się, że matka nie żyje, ale okazało się to znacznie trudniejsze.

Zrezygnowana usiadła na łóżku i zakryła twarz dłońmi. Szlochała z bólu i tęsknoty. Wreszcie pozwoliła swoim emocjom wypłynąć na wierzch.

Nagle otoczył ją znajomy zapach tytoniu i łagodnej wody toaletowej – kupionej na święta. Materac ugiął się pod nimi, kiedy mąż przytulił żonę. Kasia odwzajemniła gest i mocniej wtuliła się w swego ukochanego. Czerpała z niego siłę.

— Nie tylko ty będziesz za nią tęskniła — szepnął jej do ucha pocieszycielskim, smutnym głosem. — Wszyscy będziemy.

— Dlaczego ona musiała odejść? — wyszlochała pytanie.

— Nie wiem — odpowiedział Robert głaszcząc żonę po plecach. — Ale na pewno patrzy teraz na nas z góry. Zobaczysz będzie lepiej. Masz nas. Połóż się.

Pomógł jej się położyć, przykrył kołdrą i czule pogłaskał ukochaną po policzku.

— Chcesz tabletki nasenne? — zapytał czule.

— Nie, ale chcę ciebie — wyszeptała demonka bezbarwnym, urywanym głosem.

Demon natychmiast zrzucił z siebie wszystkie ubrania i wsunął się obok żony. Objął ją pewnie, ale delikatnie w tali i mocno do siebie przytulił. Czuł, że tego właśnie potrzebuje Szlochała cicho, a demon cierpiał razem z nią. On zdążył się już z tym pogodzić, ale Kasia jeszcze długo nie będzie potrafiła się z tym uporać.

Martwił się jeszcze o córkę.

Zastanawiał się jak ona się trzyma. Musi z nią o tym porozmawiać jutro. Wyglądała dobrze, ale chciałby wiedzieć co ona o tym myśli i czuje.

------------------------------

Valentyn i Nina wstali wcześnie rano. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb mamy Kasi i babci Juli. Oboje chcieli być przed ceremonią aby wesprzeć żałobników. Niewolnica przygotowywała szybkie śniadanie i usiedli w piżamach by je zjeść. Oboje spięci i smutni. Pogrążeni we własnych myślach.

— Nina, jeśli nie chcesz jechać na pogrzeb, to nie musisz — przerwał ciszę Valentyn.

— Wczoraj nie chciałam, ale dzisiaj stwierdziłam, że się przydam — odpowiedziała Nina poważnym głosem. — Dla Kasi i Julki to musi być straszne. Nie znam ich długo, ale chciałabym okazać im swoje wsparcie.

— Dziękuję ci — rzekł ciepło Valentyn.

Przez chwilę zniknęła fasada chłodu i obcości jaką oboje się otoczyli. Znów byli znajomymi.

— Ja przed ceremonią muszę jeszcze coś załatwić — oznajmił Valentyn. — Jak zjemy to Ubierzemy się i wyruszamy w drogę.

— Dobrze — odpowiedziała Nina,

Zapadła cisza.

— A co było w końcu z tym topielcem? — zapytała Nina upijając kolejny łyk.

— Nic. Nie znaleźli nawet ciała — odpowiedział Valentyn ze wzruszeniem ramion.

— A z tą jego narzeczoną, co się stało?

— Chyba zamknęli ją w szpitalu psychiatrycznym — powiedział obojętnie.

— Szkoda jej — mruknęła Nina ze smutkiem. — Musiała go mocno kochać, skoro tak bardzo przeżywa jego śmierć.

— Yhym — mruknął zmieszany Valentyn.

Oboje w milczeniu skończyli posiłek. Nina szybko pozmywała naczynia. Po czym oboje udali się do swoich sypialni by się przygotować do drogi. Nina wyjrzała przez okno i ujrzała mnóstwo śniegu. Nie padało.

Usłyszała trzask drzwi. Pewnie Valentyn poszedł uporać się z samochodem.

Nina szybko przebrała się w swój strój i nałożyła makijaż.

Czekała w salonie aż demon wróci z powrotem.

— Samochód jest gotowy — oznajmił pokazując się w progu. – Zaraz ruszamy. Tylko przebiorę się w strój.

— Ok. 

--------------------

Podróż minęła im w milczeniu. Nad miastem zawisły ciężkie, zimowe chmury. Było jeszcze wcześnie, bo dopiero minęła siódma. Ceremonia miała się odbyć na cmentarzu miejskim około dwunastej.

Na drogach był całkiem spory ruch. Śniegi i śliska nawierzchnia utrudniały prowadzenie samochodu, ale godzinę później dotarli do hotelu.

Na parkingu znajdowało się sporo samochodów. Valentynowi chwilę zajęło zanim udało mu się znaleźć wolne miejsce. Gdy wreszcie mu się to udało, zaparkował i zgasił silnik. Spojrzał na Ninę uważnie.

— Chodź ze mną — rozkazał.

— Tak jest — odpowiedziała.

— Pięknie wyglądasz — szepnął jakby do siebie.

Nina uśmiechnęła się i razem z nim wysiadła z samochodu. Zamknął go automatycznym kluczem. Zaskoczona stała po kolana w śniegu. Chciała ruszyć, ale zachwiała się i upadła by gdyby Valentyn jej nie potrzymał. Dotyk demona sprawił, że ciało kobiety przebiegł dreszcz. Spojrzała na niego rozmarzonym spojrzeniem, ale zaraz się opamiętała. Przez twarz demona przeszedł błysk zaskoczenia.

— Wszystko w porządku? — zapytał wciąż podpierając niewolnicę.

— Tak, tylko dużo śniegu — odpowiedziała machinalnie.

— Lepiej trzymaj się mego ramienia — polecił stanowczo.

Nina w milczeniu przytaknęła i razem ruszyli przez parking. Po kilkunastu minutach dotarli do hotelu, ale ku zaskoczeniu Niny nie weszli po schodach. Zamiast tego skierowali się w prawo, ścieżką, na tył budynku. Nina była już przemoczona w nogach. Zastanawiała się ile jeszcze będzie musiała się przedzierać w tym śniegu. Nie lubiła zimna i białego puchu. Nie w takich ilościach. Pozbawione rękawiczek dłonie zgrabiały jej z zimna, a w nogach powoli traciła czucie. Wreszcie dotarli do furtki. Valentyn przekręcił rygiel, a Nina dostrzegła niewielki budynek.

Budynek w mniejszej części porośnięty przez bluszcz róż. Budowla zbudowana z szaro-czarno-czerwonego kamienia. W oczy rzucały się półkoliste ogromne drzwi i wysokie schody prowadzące do nich. Spadzisty dach, który tworzył baldachim nad wejściem. Głęboko osadzone okna.

— Poczekaj, otworzę tylko drugą furtkę — powiedział do Niny.

Ta zaskoczona i wyrwana z oględzin budynku, zachwiała się i upadła w śnieg.

— Aaa!

Ze złością wygrzebała się z zaspy i stanęła na nogach. Otrzepała się ze śniegu i starała się nie zgrzytać zębami z zimna.

— Przepraszam — rzucił Valentyn zmieszany.

Otworzył furtkę i szybko wrócił do przemokniętej i zmarzniętej niewolnicy.

— Chodźmy do środka — zarządził Valentyn. — Zdejmiesz, ogrzejesz się i wysuszysz. Ubrania wyschną do pogrzebu.

Nina skinęła zła głową. Razem ruszyli ku schodom.

Kilka minut później kobieta znalazła się w przestronnym holu z recepcją. Rozglądając się dostrzegła co najmniej kilka par drzwi. Za recepcją dostrzegła dwa wejścia, a po prawej stronie ujrzała jeszcze jedne.

— Idź tam — nakazał jej demon wskazując te ostatnie. – Tam jest druga część budynku.

Nina natychmiast udała się tam i otworzyła drzwi. Próbowała nie drżeć z zimna. Bez skutku. Znalazła się w niewielkim korytarzu. Zlokalizowała drzwi do innego pomieszczenia. Udała się tam.

Otworzyła drzwi i jej oczom ukazała się niewielka sypialnia. Pospiesznie zaczęła zrzucać z siebie mokre ubrania. Podeszła do szafy i wyłowiła z niej jakiś ręcznik, koszulę i spodnie. Pospiesznie wytarła się. Ubrała. Mokre rzeczy powiesiła na kaloryferze. Miała nadzieję, że wyschną do ceremonii.

Zabrała ze sobą torebkę i wyszła z pokoju.

Po bardzo krótkiej chwili znalazła łazienkę, zmyła resztę rozmazanego makijażu.

Po czym wróciła do głównego holu.

— Cieszę się, że już jesteś — usłyszała głos Valentyna.

Wyszła głębiej do holu i ujrzała go. Stał z jakąś nieznaną demonką przed drzwiach.

— Pokażę ci co będziesz robiła — informował rzeczowo nieznajomą.

Valentyn odwrócił się i napotkał spojrzenie Niny.

— A to jest moja niewolnica Nina — przedstawił je sobie Valentyn. – Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza?

— Nie, skąd — powiedziała nieznajoma obrzucając Ninę za plecami szefa nienawistnym, chłodnym spojrzeniem.

— Pracowałaś kiedyś z ludźmi?

— Nie — odpowiedziała neutralnie.

Cała trójka odwróciła się, bo potężnie drzwi otworzyły się. Do środka wbiegła Julka.

— Hej — zawołała podchodząc bliżej.

Nina i Valentyn popatrzyli na dziewczynkę. Dostrzegli smutek i łzy jakie wylała po stracie babci.

— Cześć — odpowiedzieli niepewnie.

Julka ubrana była w szarą sukienkę z czarnym paskiem. Na całej sukience dominowały paski. Tylko gdzieniegdzie dostrzec można było czarne hiacynty. Symbol żałoby. Długie włosy uplotła w gruby warkocz.

— Jak się masz? — zapytał Valentyn podchodząc i kucając obok małej.

— Ja, dobrze — odpowiedziała, ale otarła łzę, która spłynęła jej po policzku. – Staram się pogodzić z tym, że babci już nie ma. Poza tym bardzo cierpiała. Dużo chorowała przed śmiercią. Mam nadzieję, że teraz jest jej lepiej.

— Myślę, że tak – powiedział Valentyn chcąc pocieszyć siostrzenicę. – Po co przyszłaś?

— Właściwie to przyszłam po Ninę — oznajmiła dziewczynka patrząc na niewolnicę z błyskiem w oku. — Myślałam, że mogłaby pomóc mamie się przygotować do ceremonii.

— Ja? — zapytała Nina zaskoczona. — Nie, to nie jest najlepszy pomysł. – pokręciła przecząco głową i cofnęła się o kilka kroków.

— Mama potrzebuje teraz kogoś kto ją wesprze — poprosiła dziewczynka wpatrzona błagalnie w niewolnicę. — Myślałam, że polubiłaś moją mamę.

Julka posmutniała jeszcze bardziej.

— Ale ja nie wiem czy ja będę umiała — stwierdziła z wahaniem Nina podchodząc bliżej. —W końcu nie znałam twojej babci...

— Ale moja mama potrzebuje kogoś do pocieszenia — nie przestawała Julka.

— To nie ma jakiś sióstr?

— Ma, ale one także są w rozsypce — stwierdziła i rozłożyła ręce Julka. — Bardzo proszę. Zgódź się albo poproszę wujka by ci kazał.

Nina poczuła się urażona tym ostatnim zdaniem. Porzuciła jednak to uczucie. Westchnęła i zgodziła się.

— Dobrze. Chodźmy.

— Przejdźcie tędy — poinstruował je Valentyn. — Przynajmniej nie zmokniecie bardziej niż to konieczne.

Nina rzuciła mu rozłoszczone spojrzenie. Zrobił to specjalnie?

Znikły za filarem.

— Dzisiaj mam pogrzeb — wyjaśnił stojącej Jasmine.

— Przykro mi.

— Dziękuję. Chodź pokażę ci resztę biura — powiedział i ponownie zajął się sprawami zawodowymi. 

-----------------------------------------

Droga na czwarte piętro do pokoju zajmowanego przez rodziców Julki nie zajęło im wiele czasu. Nina stanęła przed drzwiami i z zawahaniem zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi.

— Mogę? — zapytała, uchylając drzwi, kiedy nie usłyszała odpowiedzi.

Pokój w jasnych kolorach. Kasia siedziała naprzeciwko drzwi, obok okna w fotelu i patrzyła przed siebie.

— Kasia? — Nina zaniepokojona, podeszła bliżej.

Dopiero wtedy kobieta zareagowała. Zamrugała kilka razy i spojrzała na Ninę zaskoczo-na. Wyglądała jakby dopiero, co się obudziła. Miała worki pod oczami i rozczochrane włosy.

— Wszystko w porządku? — Nina zdawała sobie sprawę, że to pytanie jest niewłaściwe. —Musisz się przyszykować, pogrzeb...

Nina nie dokończyła zdania, bo kobieta wstała i rzuciła się jej w ramiona, potwornie szlochając. Stały tak przez straszliwe długie kilka minut. Nina szeptała do Kasi słowa pocieszenia. W końcu Kasia doszła, w miarę, do siebie. Otarła łzy i wzięła histeryczny wdech. Starała się opanować, by znów się nie rozkleić.

— A gdzie jest Julia? zapytała Nina, prowadząc Kasię do łazienki.

Demonka odpowiedziała dopiero, gdy usiadła przed lustrem. Głos jej drżał.

— Jest z Robertem – moim mężem. Przyjechał wczoraj wieczorem.

Nina pokiwała głową.

— Jak chcesz żebym cię uczesała? — zapytała Nina.

— Nie wiem — powiedziała Kasia. – Wszystko jedno. Jak ja sobie bez niej poradzę!?

Po policzkach demonki popłynęły świeże łzy.

— Poradzisz sobie — wyszeptała do jej ucha Nina. — Ja nie znałam swoich rodziców. Ty miałaś szansę znać ich i być otoczona miłością. O tym powinnaś pamiętać i zawsze mieć swoim sercu miłość, jaką cię darzyli.

— Masz rację — powiedziała Kasia, ocierając łzę. – Nie wiedziałam, o twoich rodzicach —posłała jej współczujące spojrzenie. – Ładnie ci w rozpuszczonych włosach.

— Dziękuję — powiedziała Nina.

— Rozpuść je na pogrzeb — poprosiła.

— Dobrze — odparła Nina i pokiwała głową.

Poczuła nagle smutek. Słabo pamiętała swoich rodziców. Zostawili ją gdy miała dziesięć lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro