Rozdział 27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Godzinę później z pod hotelu, ruszyło kilka samochodów. Wszyscy jechali na pogrzeb. Kiedy dotarli na cmentarz, przestało padać i wyszło zimowe słońce. Valentyn podszedł do dwojga starszych, ale podobnych do niego demonów.

— Tato, mamo — Mocno przytulił rodziców na powitanie. — Cieszę się, że was widzę. Szkoda, że w takich okolicznościach.

— Witaj, kochanie — powiedziała mama. — Tak, szkoda, że nie możemy spotykać się w innych okolicznościach.

Podeszła do nich Nina. Wyglądała pięknie w czarnej sukience i kurtce z futerka. Kurtka była zapięta, zakrywała obrożę.

— Nina, to są moi rodzice — przedstawił ją.

Widział, że czuła się nieswojo. Ciągle zerkała na boki, jakby czegoś szukała.

— Witam, jestem Nina — powiedziała spiętym głosem, nie patrząc na rodziców. – Miło mi państwa poznać.

— I mnie jest miło poznać — powiedziała Sylwia sztywno.

Ojciec nawet na nią nie patrzył.

— Chodźmy już — odezwał się Jacek, w jego głosie było skrywane obrzydzenie.

Ruszyli w milczeniu. Razem z innymi żałobnikami udali się na cmentarz. Nina niemogła się pozbyć dziwnego wrażenia. Czuła mrowienie na całej skórze. Z powietrza odbierała napięcie i oczekiwanie. Coś na nią napierało, jakaś siła, której nie mogła zignorować, ani zidentyfikować. Udali się do kościoła na końcu cmentarza. Świątynię zbudowano z marmuru.

We wnętrzu było bardzo ciepło. Zaskakująco ciepło. Nina, po chwili, spostrzegła w powietrzu, unoszące się małe ogniska.

Ławki ustawiono po obu stronach ścian. Zajęła miejsce obok Valentyna i Kasi. W pierwszym rzędzie. Na środku umieszczono, zamkniętą trumnę. Była cała biała i dziwnie piękna. We wewnątrz świątyni rozlegały się szepty i szelesty. Demony tłoczyły się, zajmując wolne miejsca

Po pięciu minutach przez drugie, znajdujące się naprzeciwko wejściowych drzwi, wszedł wysoki demon w czarno-złotej szacie, zamykając je. I podszedł do trumny. Położył na niej długą, szczupłą dłoń zakończoną długimi, jasno - niebieskimi paznokciami.

Po chwili odwrócił się, po kolei, do ławek. Najpierw do tej, przy której siedziała Kasia i Julia, a później do drugiej za swoimi plecami. Ukłonił się z szacunkiem i potoczył po wszystkich wzrokiem. Obrócił się plecami do ławki Niny i powtórzył ten sam gest. Niewolnica pomyślała, że jest to pewien rodzaj oddania szacunku żałobnikom.

Nina nie słuchała kazania pogrzebowego. Sama nie wiedziała kiedy, ale nagle zrobiło się jej zimno. Po ciele przechodziły zimne dreszcze. Rozejrzała się po pozostałych, wszyscy siedzieli smutni. Kasia płakała. Julia wydawała się zdezorientowana i też płakała, tuliła się do swojego ojca. Podobnego do mamy i córki. Nie dostrzegła, by ktoś jeszcze trząsł się z zimna.

„Co się dzieje? – przemknęło przez jej umysł. – Dlaczego jest mi tak zimno?"

W tym momencie drzwi do kościoła otworzyły się szerzej i Nina usłyszała krzyki o pomoc. Zdziwiła się, że nikt inny nie zareagował. Mrowienie skóry wzmogło się. Wstała i zaczęła się przepchać. Wszyscy mijani rzucali jej oburzone spojrzenia. Ale ona nie zwracała na to uwagi.

Jej kroki odbijały się echem o posadzkę. Teraz wszyscy patrzyli tylko na nią. Nina wyszła na zewnątrz. Na nowo się rozpadało. Było cicho. Nagle zobaczyła w oddali postacie, biegnące w stronę lasu, który rósł na skraju cmentarza. Ruszyła przed siebie. Po chwili była cała mokra. Nie zwracała na to jednak uwagi. Dotarła na skraj lasu. Usłyszała rozpaczliwy krzyk. Bez wahania wbiegła w gęstwinę. Za sobą usłyszała wołanie, ale nie zawróciła.

Gdyby w tym momencie zawróciła, nie doszłoby do tego, co się stało w lesie. I miała później żałować. I nie tylko ona zresztą.

Biegnąc widziała trzy majaczące postacie. Wydawało się, że między dwoma pozostaw-nymi demonami, jest ktoś mniejszy. Biegła już tak, przez dwadzieścia minut, kiedy straciła ich z oczu. Nie przestawała biec. Nie słyszała nic, prócz swoich kroków na śniegu. Śnieg padał tutaj rzadziej. Nie zauważyła, że teren staje się nierówny. Nie utrzymała równowagi i z piskiem przerażenia, upadła i stoczyła się. Czuła jak w jej ciało wbijają się ostre kamienie. Wylądowała na brzuchu, głową skierowaną w stronę pnia drzewa. W kościach odczuwała ból. Ubranie było zniszczone i brudne. Odwróciła się z jękiem na plecy i przysunęła do drzewa. Usiadła, opierając się o pień.

Rozejrzała się. Szukała tych dziwnych postaci. Ale nigdzie ich nie było.

Nagle usłyszała głośny, ogłuszający świst i coś zamajaczyło jej przed oczami.

Serce podeszło do gardła.

Nagle odwróciła się w prawą stronę, ale nie zdążyła się przyjrzeć zakapturzonemu napastnikowi. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy została pozbawiona przytomności.

------------------------------

Valentyn tymczasem stal przed drzewami i zastanawiał się, co ma zrobić. Usłyszał za plecami odgłos kroków. Odwrócił się i z zaskoczeniem ujrzał, idącego w jego stronę ojca.

— Co ty wyprawiasz?! — wrzasnął mu w twarz. — Wracaj natychmiast do kościoła. Dzisiaj jest pogrzeb twojej krewnej, a ty szlajasz się za jakąś niewolnicą, która zachowuje się jakby wolno jej było chodzić, gdzie chce?

Valentyn patrzył w surowe i smutne oblicze swojego ojca. Byli podobni do siebie. Spojrzał w stronę lasu, zamknął oczy. Przez chwilę panowało milczenie. Nie, nie mógł tego zrobić Kasi i Juli. Niezależnie od tego, co czuł do Niny, nie mógł zostawić rodziny na lodzie.

— Chodźmy — powiedział i razem z ojcem wrócił do świątyni.

Wrócił na miejsce obok Kasi. Upłynęło pól godziny. Nabożeństwo się skończyło.

Wszyscy wyszli za demonem, który razem z innymi niósł trumnę.

— Valentyn, gdzie jest Nina? — szepnęła mu do ucha Kasia. — I dlaczego tak nagle wybiegła?

Spojrzał na nią. W jej twarzy była rozpacz i poczucie straty. Po chwili jednak dostrzegł też obawę o Ninę.

— Nie wiem — odszepnął i podjął decyzję. — Znajdę ją.

Kasia skinęła głową. Valentyn ruszył biegiem w stronę lasu. Gdy był na skraju, zamknął oczy i dał się ponieść emocjom. Poczuł jak z każdego miejsca na ciele wyrastają kolce. Węch się wyostrza. Ruszył do lasu. Od razu złapał trop. Biegł i dotarł do tej samej niziny i drzewa, o które się opierała godzinę temu. 

-----------------------------

Nina ocknęła się. Od razu spostrzegła, że jest podtrzymywana przez dwóch napastników. Próbowała się wyrywać, ale nic nie zdziałała. Byli za silni i trzymali ją w żelaznym uścisku.

— Puśćcie mnie! — krzyknęła, szarpiąc się.

Wierzgała rozpaczliwie. Nagle przestała się ruszać. Na skraju widzenia, zamajaczyła jej postać. Istota, która się do niej zbliżała, wydawała się nierzeczywista. Rozszerzyła oczy ze strachu.

— Nie, nie.

Gdy Nina jęczała Demon Porywaczy Dusz, przybliżył się do niej. Uśmiechnął i pogłaskał zimną wręcz lodowatą dłonią po policzku. Przez jej ciało przeszedł potężny dreszcz, który sprawiał fizyczny ból. Mimo widmowego wyglądu postać była żywa, z krwi i kości. Serce Niny biło jak szalone.

Demon z policzka przeszedł w dół, powodując kolejne lodowato- paraliżujące dreszcze.

Rozdarł jej sukienkę poniżej serca i żeber. Nina dostrzegła jasne oczy demona. Nie zobaczyła w nich emocji.

— Twoja dusza należy do mnie — usłyszała dziwny dźwięk.

Wszystko zaczęło znikać, gdy przez ciało przeszedł ból. Czuła jakby umierała. I faktycznie tak było. Boleść duchowa narastała, a Nina powoli przestawała cokolwiek dostrzegać. Nagle wszystko się skończyło.

-----------------------

— Nie! — krzyknął na demona, który trzymał rękę w ciele kobiety.

Z przerażeniem spostrzegł krew na twarzy Niny. Wszystkie trzy zwróciły się w jego stronę. Te które podtrzymywały Ninę rozpoznał jako Demony Wilka. Spojrzał na ostatniego. Wydawał się emanować światłem. Był ubrany w długą, szarawo- brązową tkaninę. Włosy: długie, związanie w kitkę. Wyciągnął z ciała czerwono–srebrną wibrującą esencje. Do Valentyna ze strachem dotarło, na co patrzy. To była dusza Niny.

— Nie! — krzyknął ponownie i rzucił się na demona, który ją trzymał.

Niespodziewanie poczuł ból w lewym boku i upadł. Był zaskoczony. Mignął mu drugidemon biegnący w jego stronę. Pierwszy z napastników, po ataku pazurów, odskoczył z jękiem. Valentyn z trudem podniósł się na nogi. I rzucił się na drugiego przeciwnika, wbijając w ciało kolce. Usłyszał krzyk i poczuł pod sobą ciepłą krew.

Zsunął się z martwego demona i miał zamiar ruszyć na drugiego, który stał niedaleko i wyciągał z łapy kolce. Nagły podmuch wiatru, zmiótł go na ziemię. Mężczyzna próbował się podnieść, ale wiatr brutalnie przycisnął go do leśnego poszycia.

Słyszał krzyki, potęgowane hukiem wiatru.

Nagle wszystko ucichło. Valentyn jeszcze kilka chwil leżał na ziemi, bojąc się podnieść. A gdy to zrobił, spostrzegł, że jest sam. Demonów nie było. Podbiegł do Niny, która leżała tam gdzie wcześniej stała, przytrzymywana przez demony. Uklęknął przy niej z szybko bijącym sercem. Była cała we krwi. Sukienka i kurtka były w fatalnym stanie.

— Nina, nic ci nie jest? — wyszeptał ze ściśniętym gardłem.

Kobieta się nie poruszyła. Dotknął jej ciepłej jeszcze dłoni. Nie wyczuł pulsu. Objął ciało ukochanej i zaczął płakać, trzymając głowę na swoich kolanach. Czuł pustkę w sercu. Nie zwracał uwagi na łzy, płynące po policzkach. Mógł tylko ją trzymać i powtarzać jej imię.

Nie poczuł, jak wokół jej ciała zawiał wiatr. Głaskał jej twarz, schodził coraz niżej. Gdy zamajaczył w miejscu, dziury po duszy. Rozbłysło światło. Zobaczył jak dusza Niny wnika z powrotem w ciało. Oczy Valentyna rozszerzyły się ze zdumienia, gdy spostrzegł, że rany na ciele kobiety goją się.

Nina otworzyła oczy i uśmiechnęła się na jego widok.

— Przyszedłeś — wyszeptała tylko.

Demon poczuł falę ciepła i radości. Przytulił głowę do jej twarzy i płakał tym razem ze szczęścia. W następnej chwili pocałował zaskoczoną i oszołomioną Ninę. Przesłał kobiecie: strach o nią i radość, że nic jej nie jest.

Po chwil przestali się całować. Nina wysunęła się z jego objęć i powoli wstała. Valentyn poszedł w jej ślady. Stał i przypatrywał się jej. Wydawała się oszołomiona i zagubiona.

— Wszystko w porządku? — zapytał Valentyn z obawą.

— Tak... chyba tak — wyszeptała Nina. — Zimno mi.

— Na pewno wszystko w porządku? — zapytał ponownie i okrył kurtką, która leżała kilka metrów od nich.

Kobieta skinęła głową.

Zapadła cisza.

— Wracajmy — powiedział Valentyn. – Potrzebujesz odpoczynku i musisz się umyć.

Nina skinęła powoli głową. Ruszyli. Niewolnica wsadziła ręce w rękawy i zapięła suwak od kurtki, która była cała brudna. Czuła zimno. Przebiegły ją ciarki. Nie było to jednak zimno typowego rodzaju. Wydawało się płynąć od serca. Valentyn spostrzegł, że się wzdrygnęła i posłał jej zaniepokojone spojrzenie. Czuła się zmęczona, oszołomiona i przestraszona. Na twarzy pozostawały smugi krwi.

W końcu wyszli z powrotem na cmentarz. Valentyn i Nina wkrótce dostrzegli żałobników. Nina spojrzała błagalnie na ukochanego. Po chwali chwycił ją za rękę i ruszyli w stronę parkingu. Powietrze było ciężkie. Wydawało się naładowane. Znów zbliżała się burza.

Podeszli do samochodu i Valentyn otworzył drzwi. Nina powoli wsiadła na tylnie siedzenie. Demon spojrzał na nią z niepokojem. Była blada i miała ślady zaschniętej krwi na twarzy. Była zmęczona.

— Poradzisz sobie? — zapytał. — Muszę iść powiedzieć Kasi, że wracam do hotelu i że cię znalazłem.

Uśmiechnęła się i pokiwała głową w milczeniu. Patrzyła jak się oddala. Nadal czuła się oszołomiona, zmęczona, ale zniknął strach. Oparła głowę o siedzenie i zamknęła oczy. Wzięła głęboki, uspokajający wdech. Oddychała tak przez kilka chwil. A jej myśli przestały miotać się jak tornado. Oszołomienie powoli mijało. Zaczęła sobie przypominać co wydarzyło się w lesie.

Zobaczyła przed oczami obrazy: twarz widmowego demona, ból, lodowate dłonie, krew spływającą po twarzy. Wzdrygnęła się i otworzyła oczy. Rozpięła kurtkę i zajrzała pod nią. W okolicach piersi w górę była cała umazana krwią. Gdy spojrzała jeszcze niżej, zobaczyła dziurę w sukience wielkości pieści. Zdenerwowana wysiadła z samochodu i zaczęła chodzić wokół niego. Czuła w sobie pustkę, przeraźliwy ból. Miała wrażenie, że jej ciało jest za ciasne, że coś ją uwiera. Nie mogła zidentyfikować dziwnego bólu, który odczuwała gdzieś w głębi swojej pierwotnej postaci.

Wsiadła z powrotem do samochodu.

Oparła się o fotel pasażera i zamknęła oczy.

Po jakimś czasie otworzyła oczy i ujrzała Valentyna siadającego na siedzeniu kierowcy.

--------------------------------

HEJKA!!

Powiem Wam, że sama jestem zaskoczona, że ten rozdział taki krótki. Pierwotnie cały wątek w hotelu i na cmentarzu był jako jeden rozdział, ale był zdecydowanie za długi.

Poznaliśmy rodzinkę Valentyna. Niezłe konserwy. Z nimi po tym będzie jeszcze kilka akcji. 

Nina o mało nie straciła duszy. Jak Wam się to podobało? Mnie się ten wątek wyjątkowo przyjemnie pisało. Chociaż było to kilka lat temu. Tak to jest jedna z tych historii, które są dość stare. I lekko zmodernizowanej. Drugą część natomiast będę pisała na nowo. Całkiem. 

Pozdrawiam Rudasowa55.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro