Rozdział 28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia po południu rozpoczęła się stypa po matce Kasi. Większość gości porozjeżdżała się do domów. Została tylko najbliższa rodzina. Przejechał jednak ktoś kogo Valentyn się nie spodziewał. Stał oparty o drzwi do hotelu i dlatego dostrzegł duży i biały samochód, który zaparkował na parkingu. Z pojazdu wyszedł wysoki demon, bardzo podobny do detektywa. Miał na sobie czarny, długi płaszcz. Z drugiej strony wysiadła kobieta, która miała takie same znaki co dwaj mężczyźni. Miała jasne, sięgające połowy twarzy włosy. Ubrana była w długi, ciepły zielony płaszcz. Podeszła i otworzyła tylne drzwi. Nachyliła się i po chwili z pojazdu wysiadła mała, jedenastoletnia blond demonka.

Cała trójka podeszła do zaskoczonego i spiętego Valentyna.

— Cześć, Valentyn — rzekła Karolina, przytulając go.

— Hej, co wy tutaj robicie? — zapytał szorstkim głosem patrząc na brata — Marcina.

— Przyjechali na moją prośbę — zza plecami Valentyna pojawiła się Kasia.

Wyminęła go i serdecznie uściskała gości. Miała na sobie czarny golf i spodnie. Włosy spięła w kog.

— Witaj słoneczko — przywitała dziewczynkę. — Jak chcesz to idź do Juli. Z tego co wiem to podjada smakołyki w kuchni.

Zosia pobiegła szukać Juli. Zostali sami. Obaj bracia patrzyli na siebie wilkiem.

— Czy możecie się nie kłócić w takim smutnym dniu? — zapytała Kasia smutnym, ale zdecydowanym tonem. — Moja mama została wczoraj pochowana. Chcę żebyście to uszanowali.

— Kochanie proszę — odezwała się Karolina łagodnie, patrząc na swojego męża. – Nie przyjechaliśmy się tutaj kłócić. Tylko pożegnać naszą krewną. – popatrzył na nią sceptycznie więc dodała: - zrób to dla mnie, proszę.

— Dobrze — odezwał się Marcin. – Nie będę się z nim kłócił.

Nie odrywał wzroku od Valentyna. Ten nic nie odpowiedział. Skinął głową, odwrócił się i wszedł do środka. Kipiał z wściekłości. Nie wiedział jak ona mogła zaproście właśnie jego. Cały się telepał. Poszedł w stronę męskiej łazienki. Opukał twarz zimną wodą. Pomogło. Gdy już znów nad sobą panował wrócił do sali restauracyjnej.

Pomieszczenie powoli napełniało się gośćmi. Stoły ustawiono wzdłuż ścian, a środek został pusty. Na nakrytych białymi obrusami stołach była piękna srebrno-złota zastawa. Kilkoro wampirów w białych strojach nosiło tace z gorącymi potrawami.

Rozglądał się za Niną, ale nigdzie jej nie było.

- Valentyn! Chodź do nas! – z końca jednego ze stołów machała na niego matka.

Westchnął i ruszył w ich stronę. Matka była ubrana w piękną suknię ze zdecydowanie za dużym dekoltem. Ojciec miał na sobie elegancki zielonoczarny garnitur.

— Cześć, mamo, tato — spojrzał po kolei na matkę i ojca.

Usiadł.

— Wiecie, że przyjechał Marcin i Karolina? — powiedział Valentyn z ukrywaną złością.

— Wiemy — odparła matka. — Kasia zaprosiła go na pogrzeb, ale nie mógł przyjechać wcześniej.

— On pracuje — dodał ojciec i znacząco spojrzał na młodszego syna.

— A ja to co! — Valentyn podniósł głos.

Denerwowało go to jak rodzice go traktowali. Uważali, że ma gorszą pracę niż jego brat informatyk. Zawsze Marcin był lepszy od niego. Szybciej się ożenił, dał im wymarzoną wnuczkę i potomka rodzinnej firmy.

— Dlaczego mnie tak traktujecie? — zapytał z trudem hamując wściekłość. — Bo nie dałem wam potomka? Bo nie mam żony i nie pracuję w dużej korporacji oraz nie zarabiam dużo kasy?!

Przy stole zapadła cisza. Gęstniało od napięcia.

— Valentyn, chyba nie czas na takie rozmowy — odezwała się matka z naganą w głosie.

— A kiedy będzie właściwy moment? — zapytał rozgoryczony. – Przecież nie zapraszacie mnie na święta.

— To ty nie przyjeżdżasz do nas — odparła smutnym tonem kobieta.

— Valentyn to wcale nie tak, że jesteś gorszy od swojego brata. — odezwał się Jacek. – Po prostu nie odpowiada nam sposób w jaki zarabiasz.

— Ale to jest moje życie! — powiedział ostro mężczyzna. – I prosiłbym was abyście się nie wtrącali!

Kilka osób odwróciło się w ich stronę z zaciekawieniem i naganą.

— Dobrze, zakończmy rozmowę na ten temat — powiedziała Sylwia. – O, patrzcie idzie Kasia.

Obaj mężczyźni spojrzeli w stronę drzwi. Istotnie wchodziła przez nie Kasia.

— Zaraz do was przyjdę — odezwała się przystając przy ich stoliku. — Widziałeś gdzieś Ninę?

Usłyszeli jak rodzice biorą głęboki wdech.

— Nie, w ogóle dzisiaj jej nie widziałem — odparł spokojnie Valentyn. — Od wczoraj jej nie widziałem.

Kasia pokiwała głową i ruszyła w stronę drzwi prowadzących do kuchni. W tym momencie otworzyły się i wyszła przez nie Nina. Jak zawsze była piękna. Ubrana cała na czarno. Jasne włosy rozpuściła. Nina miała białą apaszkę zakrywającą szyję, na której nosiła obrożę.

Kasia podeszła do Niny i szepnęła jej coś na ucho

— Hej, Nina — powiedziała Kasia, podchodząc do niej

— Hej — odparła tamta.

— Mam do ciebie prośbę — nachyliła się do Niny i szepnęła jej do ucha. — Znajdź Julię i Zosię. Powinny gdzieś być razem. Nie długo zaczną podawać jedzenie, a one na pewno będą głodne.

— Nie ma sprawy — odparła Nina i ruszyła do wyjścia.

Cieszyła się, że w końcu może się czymś zająć. Przynajmniej nie będzie myślała o tym co wydarzyło się wczoraj. Nadal czuła się dziwnie, ale nie chciała tego pokazywać.

Szybkim krokiem wyszła z sali i udała się na poszukiwanie dziewczynek. Przeszukała wszystkie pomieszczenia na dole. Niestety tam ich nie było. Spojrzała na zewnątrz. Dzisiaj świeciło piękne słońce. „Pewnie wyszły pobawić się na dwór" – przemknęło Ninie. Ruszyła ku wyjściu i skierowała się w stronę tyłów budynku. Znajdował się tam ogród. Doskonałe miejsce do zabaw. Tak jak myślała znalazła je, biegające między drzewami.

— Julia! — zawołała ruszając w ich stronę.

Obie zatrzymały się i spojrzały w jej stronę. Starsza skrzywiła się w grymasie obrzydzenia. Julia wręcz przeciwnie. Mała uśmiechnęła się i zawołała radośnie.

— Hej, Nina. Pobawisz się z nami? — zapytała, gdy Nina podeszła do nich.

Spoglądała na Ninę z uwielbieniem.

— Może później — odparła z uśmiechem. – Macie wrócić do środka. Twoja mama cię szuka. Zaraz będzie obiad. Chodźcie ze mną.

Wyciągnęła obie dłonie do dziewczynek. Julia ufnie podała swoją, ale Zosia wyminęła ją i samotnie ruszyła do budynku.

— Nie przejmuj się nią — powiedziała mała patrząc za starszą dziewczynkę z dezaprobatą. — Jej rodzice nie przepadają za takimi jak ty.

Julia uśmiechnęła się do Niny pocieszająco. Było widać jej piękne, białe zęby.

— Nie będę się przejmowała — obiecała małej i odwzajemniła uśmiech.

Szły powoli rozkoszując się słońcem. Gdy weszły do holu kilkoro gości zmierzało w stronę toalet. Pochwyciła ich septyczne spojrzenia. Zacisnęła zęby i ruszyła do pomieszczenia gdzie miano podać jedzenie. Gdy weszła przez drzwi, wszyscy obecni zwrócili się w ich stronę. Szeptano.

Poprowadziła małą do stolika w rogu sali i posadziła na jednym z pustych krzeseł.

— Zostań tutaj — powiedziała Nina.

Westchnęła i ruszyła w stronę wyjścia. Nie chciała im już więcej przeszkadzać.

Usłyszała szmer odsuwanych krzeseł i Nina wiedziała, że ktoś ruszył za nią. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.

— Jak śmiesz dotykać mojej córki! — usłyszała gniewny męski głos.

Odwróciła się i wzięła głęboki wdech. Mężczyzna ów był bardzo podobny do Valentyna. Obok niego stała kobieta. Po wyglądzie mieli takie same moce co jej właściciel. Do nich dołączyli rodzice Valentyna.

— O co państwu chodzi? — zapytała spokojnie Nina. — Nie dotykałam państwa córki.

— I do tego bezczelnie kłamiesz — zawołał starszy mężczyzna. – Zosia powiedziała, że chciałaś ją siłą zaciągnąć do budynku. Podobno nie pozwoliłaś im się bawić.

— Nie! To kłamstwa! — teraz to Nina podniosła głos. — Zostałam poproszona przez Kasię o przyprowadzenie dziewczynek, bo zaraz będzie obiad.

Ninie zakręciło się w głowie. Przeszedł ją zimny dreszcz. Nie zwróciła uwagi, gdy obok niej pojawili się Valentyn i Kasia.+

— Co tu się dzieje? — zapytała patrząc ostro na czwórkę demonów.

— Co wy jej zrobiliście? — zapytał Valentyn przytrzymując chwiejącą się Ninę.

- Nic mi nie zrobili – odezwała się kobieta. – Po prostu zrobiło mi się słabo.

— O co wy się tak wściekacie? — zapytała Kasia czworga wrogo patrzących na Ninę demonów.

— Ona chciała skrzywdzić nasze dziecko — odpowiedziała Karolina zdenerwowana.

— Jak to? — zapytała zaskoczona Kasia patrząc na Ninę.

— Zrobiłam po prostu to co mi powiedziałaś. Znalazłam je i przyprowadziłam. Szczerze powiedziawszy wasza córka nie przepada za ludźmi. Patrzyła na mnie jakbym była czymś obrzydliwym – dodała z niesmakiem zerkając na rodziców Zosi. – Zresztą nic tu po mnie. Muszę się przewietrzyć.

Odwróciła się i szybkim, lekko chwiejnym krokiem wyszła na zewnątrz. Poszła w stronę drzew, gdzie uprzednio bawiły się dziewczynki. Oprała się o drzewo i wzięła głęboki wdech. Ta rozmowa wyprowadziła ją z równowagi. Strasznie nienawidziła takich osób. Była ogromnie zdziwiona, że rodzina Valentyna może być tak straszna. Cieszyła się, że nie trafiła do jego rodziców. Nie wyobrażała sobie co by się z nią wtedy stało.

- Cześć, Nina! – podniosła wzrok.

W jej stronę szedł wysoki, barczysty skrzydlaty demon. Jego cera była w pięknym oliwkowym kolorze. Miał na sobie zielono-czerwony korzuch, który zakrywał jego złote skrzydła. I ciemne spodnie od garnituru oraz ciężkie buty. Kobiecie odebrało mowę. Olaf uśmiechnął się przyjaźnie. Nina odwzajemniła uśmiech.

— Co ty tutaj robisz? — zapytała zaskoczona.

Przywarli do siebie w przyjacielskim uścisku.

— Przyjechałem się z tobą zobaczyć — odpowiedział nie przestawał się uśmiechać. — Nie jest ci zimno? Może wejdziemy do środka?

— A tak. Chodź — powiedziała i pociągnęła go w stronę budynku. Jej serce z radości biło dwa razy szybciej. Nie mogła uwierzyć, że on tutaj był i że z nią rozmawiał. Nie mogła uwierzyć, że w jej życiu pojawił się kolejny z jej przyjaciół.

Gdy weszli do środka, rozglądał się dookoła z wyraźnym zainteresowaniem i podziwem.

— No, no, nieźle się urządziłaś — powiedział Olaf i puścili oczko do Niny.

— Skąd ty się tutaj wziąłeś? — zapytała Nina. — Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać

Przez chwilę panowała cisza. Demon zastanawiał się jakby tu jej spokojnie opowiedzieć. W holu nikogo nie było. Nie licząc recepcjonistki, która bezczelnie się na nich gapiła.

— Wiesz może gdzie moglibyśmy porozmawiać na spokojnie? — zapytał Olaf.

Pokiwała głową i poprowadziła go po schodach do jednego z pustych hotelowych pokoi. Większość pokoi miała osobne mini kuchnie.

— Siadaj — powiedziała Nina. — Chcesz herbaty czy kawy?

— Chętnie — odpowiedział. – Napiję się herbaty.

Nina poszła do kuchni zrobić napoje. Po kilku minutach wróciła z tacą i gorącą herbatą.

— W takim razie jakim cudem udało ci się wyrwać? — zapytała Nina niezmiernie zacieka-wiona.

— Widzisz — zaczął Olaf. — Kiedy dowiedzieliśmy się o twojej „śmierci" część z nas wyniosła się z górskiego miasta do Miasta Dusz.

Nina uniosła brwi.

— Jak to? — zapytała z niedowierzaniem. — Jackson wam na to pozwolił. Przecież on na nas polował. Chciał nas pozabijać. Nienawidził nas za to, że chcieliśmy zmiany. Lepszego życia.

— Nie bez problemów nas wypuścił, ale się udało.

— Właśnie o to chodzi, nasi rodzice nie chcieli nic zmieniać — odpowiedział Olaf ze smutkiem. — Cały czas liczą, że ich odwiedzisz. Z tego co wiem tak właśnie się stało.

— Tak, odwiedziłam ich jakiś czas temu — potwierdziła Nina z gorzkim uśmiechem. — Ale nie wspominam tego spotkania najlepiej.

— Tak, mama mówiła, że się pokłóciłyście — stwierdził Olaf. — Bardzo z tego powodu cierpi.

— I co mam z tym zrobić? — zapytała Nina spokojnie.

— Może do niej zadzwoń — zasugerował cicho. – Chciałbym się z tobą jeszcze spotkać. Będę w mieście jeszcze kilka dni.

- Raczej nie będzie to możliwe – stwierdziła smutno Nina. – Jestem teraz w kiepskim położeniu. Nie za bardzo mam szansę decydowania o sobie.

— A jak dowiedzieliście się o mnie? — ponownie zapytała kobieta i upiła łyk herbaty.

— Fred cię widziała — powiedział Olaf z uśmiechem. — Spotkałaś ją jakiś czas temu. Postanowiła nam powiedzieć. A ja chciałem się z tobą zobaczyć...

— Ale dlaczego?

— Przywiozłem coś dla ciebie — powiedział z tajemniczym uśmiechem

— Co?

Sięgnął do torby i szperał przez kilka minut.

— Znalazłem to w swoich rzeczach, kiedy się parkowałem — powiedział Olaf z uśmiechem.

Nina wzięła fotografię. Dziewczyna przyjrzała się z uwagą. Na zdęciu było pięć demonów, a w samym środku stała blondynka – Nina rozpoznała w niej siebie. Przypomniała sobie, w którym momencie zostało to zrobione. Miała dwanaście lat i już czuła się tutaj lepiej.

— Nina, ty wiesz, że nadal jesteś częścią naszej niespotykanej rodziny, prawda? — zapytał Olaf poważnie.

— Tak — uśmiechnęła się kobieta szczęśliwa. — I cieszę, że nadal jestem „wasza". Po tym co mnie spotkało, myślałam, że więcej żadnego z was nie zobaczę.

— No co ty — rzekł Olaf zaskoczony. — Zawsze będziesz dla nas ważna. Kochamy cię. Naprawdę i cieszę się, że znów mogłem cię zobaczyć. Tęskniliśmy za tobą. Po twoim zniknięciu bardzo się martwiłyśmy.

— Wiem, że w tej chwili nie możesz do nas wrócić, ale gdy zechcesz to zawsze będziesz mile widziana — powtórzył z uśmiechem zadowolenia.

Nina spojrzała na niego.

— Dziękuję — powiedziała wdzięczna.

Ponownie zapadła chwila ciszy.

— Muszę już lecieć — oznajmił Olaf.

Wstał. Przytulili się na pożegnanie.

Zeszli z powrotem do holu.

— Miło było cię zobaczyć — powiedziała Nina ze łzami w oczach. — Myślałam, że już was nie zobaczę

Uśmiechnął się i przytulił ją mocno. W tym momencie z restauracji wyszli Valentyn i Kasia.

— Co tu się dzieje? — zapytał podchodząc do Niny i Olafa.

Natychmiast od siebie odskoczyli.

— Na razie i do zobaczenia — pożegnał się i zniknął w drzwiach.

Nina spojrzała na Valentyna.

— Kto to był? — zapytał ze złością.

— Ktoś bardzo bliski — odpowiedziała Nina spokojnie. – Nie musisz się złościć.

— Nie mów mi co mam a czego nie mam robić — warknął.

— O co ci chodzi? — zapytała Nina, kiwając głową. — To był członek mojej rodziny, który przyjechał mi oddać coś co jest mi drogie.

Mierzyli się wzrokiem. Błękit i brąz. Iskierki spokoju i gniewu.

— Valentyn — szepnęła Nina. — To był tylko znajomy. Chciałabym cię o coś prosić.

Spojrzał na nią z pode łba

— O co chodzi?

— Możemy porozmawiać na osobności? — zapytała spokojna,

— Tak — odpowiedział i razem poszli w stronę części biura.

W milczeniu przeszli przez łącznik. W ciszy weszli do biura detektywa.

— Chciałam cię przeprosić — odezwała się kobieta skruszona.

— Za co? — zapytał Valentyn siadając na krześle.

— Za tamtą rozmowę — odpowiedziała cicho. – w mieszkaniu. To było bez sensu. I głupie.

Valentyn patrzył na nią z niedowierzaniem.

— Ja naprawdę poczułam się skołowana — kontynuowała. — Nie wiedziałam czego tak naprawdę chcę. Przestraszyłam się. Przestraszyłam się miłości do ciebie.

— Czyli kochasz mnie? — zapytał Valentyn.

— Tak, bardzo i dlatego nie możemy być razem — wyznała zmieszana.

Valentyn uniósł brwi w geście zdziwienia. Podszedł do Niny i mocno ją przytulił.

— Gdy byliśmy w parku — ciągnęła dalej w jego pierś. — nigdzie nie widziałam ludzi. Wszędzie były tylko demony. Nie pasowałam tam, do was.

— Kochanie, ale dla mnie się to nie liczy — stwierdził Valentyc ciepło. — Dla mnie ty się liczysz. Nic więcej. Kocham cię.

— Ja ciebie też — wyszeptała.

Pocałowali się namiętnie.

— Valentyn, czy znajdzie się miejsce dla mojego miecza?

— Pewnie — odpowiedział z uśmiechem. — Przyniesiemy go z mieszkania i gdzieś go wsadzimy. A tak właściwie to kto nauczył cię walczyć mieczem?

— Od zawsze miałam zadatki na wojownika — odpowiedziała nonszalancko. — Przybrany ojciec mnie nauczył walczyć.

Zapadła cisza.

Ciszę przerwał dźwięk telefonu.

Valentyn sięgnął do kieszeni spodni i przyłożył telefon do ucha.

— Cześć, Hexa — powiedział detektyw do telefonu. — Jak się czuje twoja mama?

— Cześć Valeutyn — powiedziała Hexa do słuchawki. — Dziękuję, z mamą jest wszystko w porządku. Już się czuje lepiej.

— Pozdrów ją ode mnie — poprosił Valentyn.

- Jasne – rzekła demonka. – Wracam do Słonecznego Miasta.

— Super, będziemy mogli ruszyć z kopyta — powiedział Valentyn z zadowoleniem. Silvan chyba ma teraz jakiegoś klienta.

- No w takim razie – oznajmiła Hańka. – Nie będę wam przeszkadzała. Na razie.

Valentyn rozłączył się i schował telefon.

Ponownie zapadła cisza.

— Zajmę się recepcją — zaproponowała Nina z uśmiechem. — Nigdzie nie widziałam Jasmine.

— Dobrze, zastąp ją przez chwilę. — powiedział Valentyn. – Ja wracam na stypę. 

-----------------------------

HEJKA,

Trochę przegadany rozdział. Widać, że nienawiść rodziców do ludzi przelała się na dzieci. Poznaliśmy za to kolejnego przyjaciela Niny z przeszłości. Ciekawe czy Was zaskoczyłam tym, co Nasza bohaterka potrafi. Ja lubiłam kiedyś tworzyć takie postacie i kocham broń białą, chociaż sama nigdy nie miałam okazji by trzymać taką broń w dłoni. Ale kto wie, może kiedyś nadarzy się taka okazja. 

Pozdrawiam i się trzymajcie. Do następnej niedzieli. Buziaki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro