Rozdział 30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— O tutaj jesteś! — zawołała Hexa.

Nina odwróciła się od zmywania naczyń. Pracowała w restauracyjnej kuchni od ponad półtorej godziny. Po sprzeczce z tą nową pracownicą Valentyna, była zła i rozżalona. Nie lubiła jak ktoś ja tak traktował. Poza tym zastanawiała się dlaczego ta dziwna nieznajoma tak bardzo jej nie lubiła. Przecież nawet się nie znały. Widziała tą demonkę pierwszy raz w życiu.

— Cześć Hexa – mruknęła blondynka i wytarła mokre ręce

— Mam cię zabrać do domu — oznajmiła demonka. — Twój pan pojechał jeszcze coś załatwić.

— Jak rozkażesz — powiedziała Nina.

— Dzięki za pomoc — zawołał szef kuchni. Całkiem przystojny, rogaty demon o jasnych, czerwonych, z lekka przerażających oczach. Wygląd przerażał Ninę, ale demon okazał się sympatyczny i miły. Ucieszył się, gdy Nina zaoferowała swoją pomoc.

— Nie ma sprawy — rzuciła Nina i nieśmiało pomachała mu na pożegnanie. — Następnym razem też mogę ci pomóc. Jeśli mój pan nie będzie miał nic przeciwko — dorzuciła zawstydzona.

Hexa uniosła brwi zaskoczona.

— Chodź już — ponagliła ją.

Kilkanaście minut później wyszły w ciszy z biura.

— Co ty taka wściekła? — zapytała Hańka zerkając z ciekawością na Nine.

— Ech — kobieta wzięła głęboki wdech. — Nie lubię tej nowej recepcjonistki z waszego biura.

Hexa parsknęła śmiechem. Nina obrzuciła

— A dlaczego?

Nina opisała wydarzenia z biura.

— Widzę, że będzie ciekawie — stwierdziła Hexa.

— Znasz ją?

— Nie za bardzo — pokiwała głową Hexa, otwierając drzwiczki od strony kierowcy.

Demonka przechyliła się przez siedzenia i otworzyła drzwi od strony pasażera.

— Wskakuj – nakazała Ninie. — Drzwi się czasami zatrzaskują od środka.

Kobieta wsiadła do środka i zamknęła drzwi. 

-----------------------------------------

Na ulicach miasta panowały tego dnia sporych rozmiarów korki. Z nieba sypał śnieg, a wiatr ruszał gołymi gałęziami drzew.

— Powiesz mi jak długo się znacie z Valentynem? — Zapytała Nina nieśmiało.

— Nie, nie zamierzam gadać z tobą o mojej przyjaźni z Valentynem — oznajmiła szorstko demonka.

Nina speszona odwróciła oczy. Znów poczuła się nieswojo.

— Powiedź mi jak to jest żyć ponownie? — zapytała Hexa po dłuższej chwili.

— Dziwnie — mruknęła Nina nadal wpatrzona w okno. — Ale tak naprawdę staram się o tym nie myśleć.

— A czujesz w sobie moc Córy Ognia?

— Nie moc, a raczej istotę, którą gdzieś wciąż jestem — wyznała cicho Nina. — To jest bardzo trudne. Trudne do opowiedzenia.

Nina spojrzała na swoje dłonie.

— To jest jak brzemię, którego nie chciałam dźwigać — dodała na zakończenie.

Hexa spojrzała na Ninę łaskawiej.

— Każdy z nas nosi na plecach brzemię — powiedziała miękko.

Ponownie zapadła cisza.

Z mozołem przebijały się przez miasto. Hexe zbyt mocno przeszkadzała cisza i dlatego włączyła radio. 

------------------------------

Przez zakorkowane miasto, Silvan dotarł do mieszkania córki klientki prawie kiedy już zmierzchało. Zgasił sinik i wysiadł. Stał na jednym z wielu parkingów na wielkim osiedlu, składającym się na kilkanaście wysokich bloków mieszkalnych i apartamentów. Szpakowski spojrzał na telefon, na który Hexa wysłała mu dokładny adres.

Odnalezienie właściwego budynku Silvanowi zajęło kilkanaście minut. W tym czasie z nieba ponownie zaczął sypać drobny śnieg. Wreszcie znalazł odpowiedni blok i klatkę. Bez wahania nacisnął klamkę i wszedł do środka. Otuliło go jasne światło i ciepło. Drzwi zamknęły się za nim z hukiem. Wspiął się po niewielkich schodach i udał się w lewo jeszcze wyżej. Wspiął się na drugie piętro i wszedł do korytarza. Z wewnątrz mieszkań dało się niekiedy usłyszeć głosy rodzinnego gwaru. Po kilku sekundach dotarł do rozwidlenia. Ściągnął rękawiczki i schował do kieszeni, z lewej wyciągnął telefon. Ponownie odczytał dokładny numer i zdecydował się na pójść na w lewo. Uważniej obserwował numery na poszczególnych drzwiach. Wreszcie w połowie niekończącego się korytarza dostrzegł wyczekiwany numer trzydzieści siedem. Zadzwonił dzwonkiem, ale tak jak się spodziewał nikt mu nie otworzył. Przez chwilę stał zastanawiając się co zrobić. Rozejrzał się dokoła.

Koło drzwi dostrzegł wiszącą paproć. Bez zastanowienia sięgnął do doniczki i po kilku chwilach wyciągnął zapasowy klucz do mieszkania. Spojrzał na klucz z zadowoleniem i otworzył drzwi do mieszkania. Z doświadczenia wiedział, że demony i ludzie lubili zostawać sobie zapasowe klucze. Bywało to dość niebezpieczne, ale w tym przypadku bardzo się przydało.

W mieszkaniu panowała cisza i mrok. W powietrzu unosił się zapach ziół i czegoś jeszcze. Silvan zamknął za sobą drzwi i zapalił światło w przedpokoju. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdowała się tutaj tylko niewielka komoda na buty, wieszak na ubrania i stolik nakryty białym obrusem. Szpakowski zajrzał do pokoju na przeciwko, ale okazała się być to kuchnia. W drugim większym pokoju znajdowało się duże łóżko, trzydrzwiowa szafa. A na ścianie nad łóżkiem demon dostrzegł kolorowy kwiecisty pejzaż z kwiatów. Z wysokiego sklepienia wisiał długi, biały żyrandol składający się z trzech kielichów na żarówki.

W mniejszym pokoju demonka urządziła sobie coś na kształt gabinetu. Na środku stało półokrągłe biurko z komputerem i krzesłem obrotowym. Tutaj także było wyjście na niewielki balkon. Kolorowe zasłony harmonizowały z jasnym, delikatnym różem. Na niewielkiej komodzie Silvan dostrzegł mnóstwo zdjęć. Detektyw podszedł bliżej i przyjrzał się uważnie. Na większości z nich dostrzegł poszukiwaną z rodzicami. Stwierdził, że demonka nie wstydziła się więzów rodzinnych, a nawet była z nich dumna. To zadziwiające i zaskakujące jednocześnie, bo w tych czasach raczej młodzież odgradzała się murem od rodziny. Na kolejnych zdjęciach zaginiona była z demonkami - jakimiś przyjaciółkami? Z tła uniwersytetu Ophir wywnioskował, że wszystkie uczęszczały na niego. Zanotował sobie w pamięci by odnaleźć te dziewczyny i z nimi porozmawiać. Może były na tyle blisko by coś wiedzieć.

Zrobił zdjęcie telefonem.

Po czym przeszukał pozostałe szuflady. Poza papierami na uczelnie, rachunkami i kilkoma bibelotami, znalazł jeszcze zdjęcie. Zdjęcie to było schowane w trzeciej szufladzie i odwrócone zdjęciem do dołu. Jorkoko wyciągnął je ostrożnie i przyjrzał się fotografii. Córka klientów stała uśmiechnięta z jakimś czarnoskórym i jasnowłosym demonem Iluzji i Snów – sądząc po znakach na twarzy. 

— Wyłącz cichy alarm — zarządził ten w środku.

Ten z prawej zniknął w przedpokoju.

— Mam pan pięć minut by wytłumaczyć się co pan tutaj robi — zwrócił się do niego szorstkim tonem stojący w środku wampir. Był barczysty, wysoki i przystojny. Z oczu bił chłód i inteligencja. Ciemne, kręcone włosy opadały na czoło. Jak większość naturalnych wampirów miał oliwkową karnację. Z lekko owalnej twarzy biła pewność siebie. Silvan dostrzegł ostro zarysowane kości policzkowe, duże usta i wysoki podbródek. Nieznajomy miał bardzo długie, ostre paznokcie pomalowane na czarny, bardzo mroczny kolor.

— Spokojnie panowie — powiedział detektyw unosząc powoli ręce do góry.

Drugi wampir był chudy, grubszy, o azjatyckich rysach twarzy. I fioletowych, długich, gęstych włosach.

— Nazywam się Silvan Jorkoko — przedstawił się nadal spokojnie. Serce jednak biło mu dość szybko. Panował nad sobą doskonale. Zdawał sobie sprawę, że wampiry słyszą pracę jego serca i pulsującą w nim adrenalinę. – Jestem prywatnym detektywem i pracuję na zlecenie rodziców Irdred Mrczewskiej, mieszka tutaj.

— Akurat — odrzekł wampir oschle. – Uważaj, bo w to uwierzę.

— Mogę to udowodnić — zastrzegł demon pospiesznie.

— Niby jak? — zapytał.

— Mam przy sobie legitymację. Mogę także zadzwonić do moich klientów.

— Wyciągaj legitymację i zadzwoń do klientów — nakazał ochroniarz.

Silvan wykonał posłusznie to co mu kazano. Po kilku minutach sprawa się wyjaśniła.

— Przepraszam czy ja mogę zabrać z domu jej laptop? — zapytał klienta.

— Po co? — zapytał demon skonsternowany.

— Jest zabezpieczony hasłem — odpowiedział Silvan rzeczowo. — A na jego dysku mogą znajdować się informację, które mogą mi pomóc w ustaleniu co się wydarzyło.

W słuchawce zapadła cisza, a po chwili Silvan usłyszał jak konsultują się między sobą.

— Panie Jorkoko, niech pan robi co konieczne — zwrócił się demon do Szpakowskiego. — Niech pan go zabierze. I niech pan znajdzie naszą córkę. Całą i zdrową.

— Zrobię co w mojej mocy – powiedział Silvan i się rozłączył.

Ochroniarze zniknęli kilka chwil wcześniej.

Silvan znalazł torbę na laptopa. Pogasił światła i wyszedł tak jak wszedł. 

--------------------------------

Nina patrzyła za odjeżdżającą Hexa. Szczelniej otuliła się kurtką chroniąc się przed zimnem. Ruszyła ostrożnie po zaśnieżonym chodniku. Z nieba padał śnieg. Gdzieś w oddali usłyszała odjeżdżający samochód. Z ulgą dotarła do klatki, w którym mieszkała z Valentynem. Otrzepała się ze śniegu i wytrzepała buty o wycieraczkę. Weszła do jasnej i ciepłej klatki schodowej i pospiesznie udała się w stronę ich mieszkania. Za plecami słyszała jak ktoś jeszcze zdążył wejść do środka. Odruchowo zerknęła za siebie. Okazało się, że to był dostawca kwiatów. Wysoki, smukły człowiek wszedł po schodach i po chwili wahania udał się na wyższe piętro.

Nina szybko przebyła dzielący ją dystans i weszła do ciemnego i ciepłego mieszkania. W uszy uderzyła ją cisza, którą zakłócił delikatny dźwięk zamykanych przez nią drzwi. Zdążyła się rozebrać, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Podskoczyła zaskoczona i otworzyła drzwi.

Zaskoczona ujrzała kwiaciarza, który wszedł za nią do klatki schodowej.

— Panna Nina Troszewska? — zapytał mężczyzna. Z bliska Nina stwierdziła, że jest bardzo młody. I miał bardzo przyjemną barwę głosu.

— Tak — odpowiedziała Nina zaskoczona.

Na twarzy dostawcy również wykwitł wyraz zaskoczenia i...... zazdrości.

— To kwiaty są dla pani — powiedział i wręczył jej bukiet, po czym pospiesznie się oddalił.

Oszołomiona Nina zamknęła za nim drzwi i przeszła do kuchni. Z wyższej półki zdjęła szklany wazon i z namaszczeniem wsadziła do nich bukiet. Były to frezje. Nalała do wody do połowy. Postawiła bukiet na stole i przyjrzała mu się z zadowoleniem.

— Ach, ten Valentyn — mruknęła.

Nagle uderzył ją fakt, że to nie w stylu Valentyna. Skonsternowana i pełna wątpliwości postanowiła sprawdzić czy w bukiecie nie ma jakiegoś liściku. Jeśli był od Valentyna, to nie znajdzie niczego. Tak naprawdę sama nie wiedziała czy chce znaleźć wizytówkę czy nie.

Westchnęła rozczarowana, gdy znalazła kartkę. Po chwili ogarnęło ją zaciekawienie i zaintrygowanie. Otworzyła bilecik.

„Spodobałaś mi się. Chciałbym cię bliżej poznać."

Nie było tam nic więcej. Nawet podpisu. 

-----------------------------------

Valentyn wrócił do domu. Jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę był cichutko grający telewizor w salonie. Niespiesznie rozebrał się z mokrych ciuchów i poszedł do salonu. W pokoju panował półmrok. Paliła się tylko jedna lapa stojąca koło cicho nastawionego telewizora. Lampa dawała różową, ciepłą poświatę. Na ścianach igrały odbite wzroki kwiatków i fal. Sprawiało to wrażenie niespójności.

Demon bezszelestnie podszedł do kanapy i lekko się przechylił. W mroku okrywającym pomieszczenie dostrzegł spokojną, śpiącą twarz Niny. Włosy opadały jej na całą kanapę. Lewa ręka opadła swobodnie. Obszedł mebel i ostrożnie pochylił się nad śpiącą kobietą. Chwycił ja ostrożnie na ręce. Była bardzo lekka i ciepła. Szpakowski miał wrażenie, że nawet zbyt ciepła.

Zdziwił się. Zaniósł twardo śpiąca Ninę do jej pokoju i delikatnie położył ją na łóżku. Podszedł do parapetu i zapalił niewielką, wiszącą lampkę przy oknie. Niewielkie pomieszczenie rozjaśniło się delikatną poświatą. Cienie rozmywały się pod wpływem jasności. Valentyn uchylił okno. Wrócił do Niny.

Rozebrał ją najdelikatniej jak tylko było to możliwe i odłożył ubrania na krzesło stojące przy łóżku. Znów przeniósł spojrzenie na Ninę i w tym momencie dostrzegł wazon z kwiatkami, który stał na stoliku nocnym. Uniósł brwi zaskoczony i spojrzał na Ninę. Zanotował sobie w głowie, żeby później zapytać Ninę o te kwiaty.

Valentyn ponownie dotknął twarzy Niny. Znów miał wrażenie, że niewolnica jest gorąca. Wstał i wyszedł. Wrócił po chwili z tremometrem. Dziewczyna przewróciła się na drugi bok. I mruknęła coś pod nosem.

Delikatnie przewrócił ją z powrotem na plecy, odgarnął włosy z czoła – niemal muskając tylko jej włosy na czole – i zmierzył temperaturę ciała. Po chwili pokazała się informacja o gorączce. Valentyn zmartwił się tym, ale postanowił poczekać do następnego ranka.

Ziewnął zmęczony, Dzień był dość pracowity, a następne zapowiadały się nie mniej intensywnie.

Wyszedł z pokoju niewolnicy i poszedł do łazienki. Marzył dzisiaj tylko o gorącym prysznicu i ciepłej kołdrze. Skrycie fantazjował także o Ninie, ale postanowił uszanować jej wolę i decyzję o zakończeniu romansowej relacji między nimi.

Przyjemna, ciepła woda rozgrzewała jego zmęczone ciało. Jednak nie potrafił wyciszyć szalejących w nim emocji. Nie zamierzał zmuszać Niny do niczego, ale zżerała go ciekawość od kogo dostała te kwiaty.

Namydlając się metodycznie od góry do dołu, rozważał ponownie zakradnięcie się do jej pokoju i przeszukanie wazonu z bukietem. Lecz tak jak za pierwszym razem, tak i teraz zdołał się opanować. Uważał, że jest to naruszenie prywatności, a on zawsze starał się szanować życie prywatne innych. Niezależnie jakby to brzmiało niedorzecznie w związku z wykonywaną przez niego pracą. Lecz jako detektywa jego także obowiązywały pewne zasady, którymi się kierował.

W łazience zapadła cisza, kiedy Valentyn zakręcił kran.

Wyszedł z kabiny, szybko wytarł się i owinął ręcznikiem.

Będąc już na korytarzu jeszcze raz zerknął w stronę sypialni Niny i po raz trzeci zdusił w sobie ciekawość i wrodzoną wścibskość. Udał się do swojej sypialni.

Długo nie mógł zasnąć.

Blask księżyca w pełni wpadał przez zasłony do pokoju. Delikatnie rozpraszając cień nocy. Walczył z gonitwą myśli. W końcu zmęczenie zmogło go gdzieś po drugiej w nocy. Nakrył się kołdrą po samą głowę i zapadł w głęboki niespokojny sen pełen dziwnych obrazów. 

------------------------------------

Nina obudziła się ociężała i oszołomiona. Głowa ją bolała, nie mogła oddychać, a gardło miała suche jak na pustyni. Skrzywiła się przy próbie przełknięcia śliny. Zakręciło się jej w głowie, kiedy chciała wstać z kanapy i runęła na łóżko jak długa.

— Au! — wyszeptała zachrypnięta.

Rozmasowywała sobie głowę. Będzie miała siniaka.

Pokój wirował i mienił się ostrym światłem. Jęknęła, bo zbierało się jej na wymioty.

— Nina, wszystko w porządku? — do pokoju zajrzał zatroskany Valentyn. — Słyszałem jakieś hałasy.

Nina uniosła głowę i zaraz tego pożałowała. Cała szyja i głowa ją bolały.

— Chyba jestem chora — jej głos był prawie niesłyszalny. I piskliwy.

— Pokaż się no — oznajmił Valentyn wchodząc głębiej. — Nie wyglądasz najlepiej. Zadzwonię do doktor Zuku.

Nina skinęła tylko głową. I tego gestu także pożałowała.

— Połóż się spokojnie na łóżku — polecił jej Valentyn.

Kobieta bez oporów wykonała jego polecenie. Nie miała siły na cokolwiek. Marzyła tylko o tym, żeby przestało ją boleć i wszystko wirować dookoła.

Szpakowski zniknął z pokoju, ale natychmiast pojawił się z powrotem. Niósł termometr. Zmierzył jej temperaturę. Nina patrzyła na niego mglistym, wyczekującym spojrzeniem brązowych oczu.

— Masz gorączkę — stwierdził oczywisty fakt. — Czterdzieści stopni. Leż sobie spokojnie, a ja zadzwonię po lekarza. I przyniosę ci coś do picia.

Wyszedł z pokoju i poszedł do kuchni. Nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się opiekować chorym człowiekiem. Nie za bardzo wiedział jak ma się tym zająć. Szybko się jednak opanował i tak jak powiedział Ninie tak też uczynił. Nastawił więc wodę na herbatę i zadzwonił do doktor Zuku.

— Dzień dobry — odezwała się po trzeciej próbie. Wydawała się zaspana.

— Dzień dobry — opowiedział Szpakowski zniecierpliwiony. — Z tej strony Valentyn Szpkaowski. Przepraszam, że o tak wczesnej porze, ale chodzi o Ninię. Nie wiem co mam robić.

— Co się stało? — zapytała Hariku.

— Nina ma wysoką gorączkę i źle się czuje — odpowiedział pospiesznie.

— Hmm... dam ci namiary na świetnego specjalistę rodzinnego — odpowiedziała kobieta po namyśle.

— A pani nie mogłaby przyjechać? — zapytał z nadzieją.

Z pokoju Niny rozległo się potężne kichnięcie. Valentyn pospiesznie zabrał z szafki w kuchni paczkę chusteczek i poszedł jej dać.

— Jestem w tej chwili poza miastem — oznajmiła kobieta z przykrością. — Ale nie przejmuj się doktor Marchewka jest kompetentnym lekarzem. Niech się pan nie przejmuje. Teraz jest taka pogoda i a ludzie chorują. Do zobaczenia i spokojnie nic jej nie będzie. Musi tylko dużo pić i wypoczywać.

— Dziękuję i do zobaczenia — rozłączył się.

Zalał herbatę i poszedł do pokoju Niny.

— Chcesz cos zjeść? — zapytał siadając na brzegu kanapy.

Kobieta pokręciła głową.

— Herbata musi wystygnąć — powiedział spokojnie. — Zuku nie może przyjść, bo nie ma jej w mieście, ale dała mi namiar na swojego kolegę.

Nina patrzyła na niego niepocieszona.

— Prześpij się — poradził jej zatroskanym głosem. — Jak będzie miał przyjść lekarz, to przyjdę i cię obudzę.

Zmęczona Nina wydmuchała jeszcze raz nos i położyła głowę na poduszce. Zamknęła oczy. Oddychała ciężko, świstająco. Pogłaskał ją czule. Wstał by zadzwonić.

Znajomy doktor Zuku nie mógł przyjechać tego samego dnia Valentyn streścił mu oznaki choroby Niny, a lekarz zalecił lekarstwa i oznajmił, że przybędzie jutro.

Valentyn zajrzał do pokoju Niny i upewniwszy, że kobieta nadal śpi głęboko, wszedł z mieszkania i udał się do najbliższej apteki. Zakupił leki jakie przepisał lekarz i na najszybciej się dało udał się z powrotem do mieszkania.

Nina jeszcze spała. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro