Rozdział 31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia Valentyn zrobił dla nich śniadanie. Nina nadal się źle czuła, więc zjadła w swoim łóżku.

— Na pewno sobie poradzisz sama? — zapytał zatroskany Valentyn.

— Tak. Nie martw się — wyszeptała. – Już mi lepiej.

Valentyn niepewnie przechylił głowę.

— Nie wierzę — oznajmił. — Ale dobrze. Poczekam, aż zjesz i pójdę.

Nina westchnęła. Nadal nie czuła się najlepiej. Nie miała ochoty na jedzenie. Wołałaby raczej zasnąć i obudzić się gdy już wszystko będzie dobrze. Jako dziecko dość często chorowała i znała te ciepłe, troskliwe, a jednocześnie stanowcze spojrzenie, którym teraz częstował ją jej właściciel...... przyjaciel. W Górskim Mieście jej przybrani rodzice bardzo troskliwe zajmowali się wszystkimi swoimi dziećmi. Nie było mocy aby się im przeciwstawić. Mimo ogromnej niechęci każdy brał leki, bo inaczej trwałoby to bez końca. Teraz ponownie stała się celem takiego spojrzenia. Przeszły ją nieprzyjemne ciarki, ale posłusznie zjadła kanapki, które jej naszykował. Smaku nie miała za grosz. Czuła jakby jadła gumę. Wypiła herbatę i wzięła grzecznie wszystkie tabletki i syrop.

— Bardzo grzeczna dziewczynka — pochwalił Valentyn.

Nina pokazała mu język, jak rozpieszczona sześciolatka. Szpakowski zachichotał i ostrożnie zabrał tacę z jedzeniem.

— Poproszę, żeby Hexa wpadła do ciebie z wizytą w wolnej chwili — oznajmił wychodząc.

— Ale po co? — wyszeptała z trudem. Odkaszlnęła i skrzywiła się.

— Przyniesie ci obiad — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Wrócę wieczorem. I może sam wpadnę, chociaż mam dużo roboty w biurze.

Nina opadła niezadowolona na poduszki. 

--------------------------------

Valentyn pozmywał brudne naczynia, posprzątał w kuchnię i wszedł.

— Dzień dobry — powiedział Valentyn mijając listonosza. — Czy ma pan może coś do mnie?

Budynek, w którym mieszkał zajmowało się dwoje listonoszy. Jeden z nich był człowiekiem. Szpakowski nie widział go jeszcze, ale to dlatego, że ten listonosz obsługiwał tylko ludzkich mieszkańców. Demoniczny listonosz był wysoki, barczysty. Długie, siwe włosy przeplatane ciemniejszymi pasemkami opadały mu na plecy w długim warkoczu. Pan Higins patrzył na świat dużymi, zielonymi oczami, w których dostrzec można dobroć, łagodność i bystrość. Wielkimi, zadbanymi łapami zajrzał do swojej czarnej torby.

— A dzień dobry — powiedział uprzejmie i uśmiechnął się serdecznie. — Zaraz sprawdzimy.

Wyjął pokaźny plik kopert, spojrzał na niego i spytał:

— Pana godność?

— Valentyn Szpakowski — odpowiedział spokojnie.

Listonosz przeglądał z uwagą listy i po chwili znalazł kilka kopert dla Valentyna.

— Tak, mam coś dla pana — oznajmił listonosz. — Przygotuje pan tylko dowód tożsamości. Takie procedury tutaj mamy – sprostował pan Higins. – Nie mogę wydać poczty nie upewniwszy się wcześniej komu ją wydaję.

— A, nie ma sprawy — odrzekł zaskoczony Valentyn. — A skąd takie procedury?

Zawodowa ciekawość nie pozwoliła mu nie zadać tego pytania. Wyjął bransoletkę tożsamości i podłożył ją pod skaner. Skaner był niewielki i mieścił się w ogromnej dłoni demona. Był okrągły, czarny z białymi paseczkami dokoła tworzącymi krąg. W środku był czerwony, błyszczący kryształ.

— To forma ochrony danych — wyjaśnił listonosz. — Nie wiem czy pan kojarzy, ale kilka lat temu była afera z tym związana. Do tej pory do końca się nie wyjaśniło. Ale podejrzenia padły na listonoszy z różnych krajów i miast.

— Tak, coś mi się obiło o uszy — stwierdził Valentyn i pokiwał głową. — Podobno ginęły listy z banków i akcji. Wtedy zginęło kilkanaście miliardów dolarów. Później podejrzewano, że to jakaś grupa hackerska, ale chyba nikogo jeszcze nie skazano.

- Zgadza się – powiedział listonosz. – Po tym wszystkim Między Narodowy Instytut Listonoszy zaapelował o wprowadzenie skanów. W tym urządzeniu znajduje się także zapis wideo, który nas chroni i GPS pozwala namierzyć, gdyby coś niepożądanego się działo.

- Dobry pomysł – przyklasnął Valentyn chowając z powrotem bransoletkę.

Listonosz wydał mu całą pocztę i obaj się pożegnali. 

--------------------------

Po dwóch godzinach udało mu się przedrzeć przez poranne korki i dotrzeć do biura. Świeciło, mocne, zimowe słońce. Promienie odbijały się od bieli śniegu, grając na kryształkach lodu na drzewach. I dzisiaj kolejny dzień lutego i kolejny dzień trzytygodniowych ferii zimowych sprawił, że wszędzie gdzie się nie spojrzało, na ulicach biegało mnóstwo młodych osób i dzieci z rodzicami. Czuło się w powietrzu zimową, radosną atmosferę.

Zajechał przed budynek biura i natychmiast zniknął w środku.

--------------------

Hwxa także miała dużo pracy dzisiaj, a chciała się wyrobić przed południem. Po południu miał przyjechać Mateusz z kolejnego szkolenia i chciałaby wreszcie spędzić z nim trochę czasu. W porze obiadu, wyłączyła komputer, zebrała swoje rzeczy i ułożyła je w ładny stosik, podeszła do biura Valentyna.

— Hej, mogę na chwilę? — zapytała wsadzając głowę do gabinetu Szpakowskiego.

Demon podniósł głowę i spojrzał skupionym wzrokiem na przyjaciółkę. Po chwili surowa twarz złagodniała i usta uniosły się w uśmiechu.

— Jasne, wchodź — powiedział łagodnie Valentyn. – Przyda mi się chwila przerwy.

Z torby pod biurkiem wyjął kanapki. Rozwinął je z papierka i ugryzł.

— A gdzie jest Nina? Nie widziałam jej dzisiaj? – zapytała Hexa rozglądając się po gabinecie i spodziewając się ludzkiej niewolnicy.

— Jest chora — odpowiedział z niepokojem. – A właśnie miałbym do ciebie prośbę. Zajrzałabyś do niej dzisiaj?

— Ja? Dlaczego ja? — zapytała zaskoczona Hexa. Obie nie przepadały za sobą.

— Hexa, ja wiem, że nie za bardzo ją lubisz, ale ja jestem dzisiaj zbyt zajęty — poprosił Valentyn błagalnie rozkładając ręce.

— Muszę odebrać dzisiaj Mateusza z lotniska — oznajmiła niechętnie.

— A co on znowu na szkoleniu? — zapytał Valentyn unosząc znacząco brwi.

— Przestań, zmienił ostatnio pracę – rzuciła mało przekonywująco.

- Ok, ale mam wrażenie, że jest coś jeszcze — powiedział Valentyn kręcąc głową. — Nie mówisz mi czegoś, ale jakby co to jestem.

— Taa, dzięki — mruknęła.

- To co zajrzysz do niej po drodze, proszę?

Hexa westchnęła.

— Zgoda — stwierdziła i wstała. — I tak będę przejeżdżała obok waszego mieszkania.

— Tutaj masz pieniądze. Kup jej jakieś jedzenie — poprosił i wyjął z portfela plik banknotów.

Hexa wzięła od niego kasę i wyszła.

Valentyn zjadł drugie śniadanie i udał się na umówione spotkanie z informatorem. Miał nadzieję, że dowie się czegoś na temat zaginionej lub o powiązaniu Or z gangiem zajmującymi się haraczami. Poza tym miał na mieście do załatwienia jeszcze kilka spraw. 

---------------------------------

Półtorej godziny później siedział na ławce czekając na swoją informatorkę. Niecierpliwił się, bo robiło się coraz zimniej. Wreszcie dostrzegł czarny płaszcz i jasne, długie włosy spływające z pod kaptura. Demonka Muzyki przysiadła się obok niego.

— Cześć, co tam? — zapytała melodyjnym głosem.

— Spóźniłaś się — stwierdził nie patrząc na nią. Splótł ręce między kolanami.

— Miałam coś do załatwienia — powiedziała i wzruszyła ramionami. — Co to za sprawa?

Valentyn bez słowa przekazał jej karteczkę. Demonka rozwinęła kartkę i spojrzała na napis.

— Znasz ich? — zapytał.

— Tak, są znani w półświatku — oznajmiła demonka. — Zajmują się porwaniami i haraczami.

— Porwaniami? – zapytał z zainteresowaniem.

— Tak, na zlecenie — odpowiedziała.

— A kojarzysz te demonki? — zapytał pokazując zdjęcia córki klientów i znajomą Silvana ze szkoły tańca.

— Nie, a powinnam?

— Raczej nie — stwierdził w zamyśleniu. – A mogłabyś popytać?

— Jasne — odpowiedziała.

— Dzięki.

Ta skinęła tylko głową.

Szybko się pożegnali. 

-------------------------

Ninę obudził delikatny dotyk. Otworzyła ciężko oczy. Jęknęła z bólu. Czuła się fatalnie. W gardle miała sucho, a głowę jej rozsadzało. Przykryła się bardziej.

— Nina, obudź się — usłyszała delikatny szept.

— Nie — zaprzeczała bezgłośnie. – Wody – jęknęła,

— Proszę — usłyszała ponownie.

Chwilę trwało zanim zdołała się obrócić i usiąść. Zamrugała. Wszystko wirowało dokoła, a światło było zbyt jaskrawe. Mdliło ją od zawrotów głowy.

— Trzymaj, napij się — usłyszała znajomy głos.

Chciała zapytać, czy to Xantix, ale nie potrafiła zmusić swoich ust do otworzenia się. Zamiast tego przyłożyła wargi do szklanki i ostrożnie napiła się.

— Nieźle się załatwiłaś — stwierdził ze współczuciem.

Skinęła głową i zaraz pożałowała. Opadła na poduszki i zamknęła oczy. Xantix wstał i zasłonił zasłony w pokoju. Nina odczuła, że zrobiło się ciemnej i otworzyła oczy. Demon uchylił okno i wrócił do kobiety.

— Uważaj na siebie, bo podejrzewam, że Ognisty coś kombinuje — oznajmił Xatntix. — Nie wiem czy nie będzie chciał zaatakować. Nie wiem dokładnie tylko o co chodzi. Szykuje się do ucieczki. Musisz go powstrzymać, zanim całkowicie zniszczy nasz świat. Zrobiłaś to już, prawda?

Nina wzruszyła ramionami i zamknęła oczy. Nie pamiętała żeby kiedykolwiek zabiła Ognistego Ptaka Zemsty. A w takim razie jak ma to uczynić?

— Nie martw się nie jesteś sama — powiedział i zniknął. 

--------------------------

Ninę z półsnu w jaki ponownie zapadła wyrwał dźwięk dzwonka. Podskoczyła przestraszona i przez chwilę nie miała pojęcia co to było. Wreszcie, gdy po raz drugi ciszę przerwał dźwięk dzwonka, oprzytomniała o dotarło do niej, że ktoś po prostu dzwoni do drzwi. Zmusiła się do podniesienia się i spuszczenia nóg na dół. Czuła się jakby cała jej ciało było wypełnione ołowiem. Wzięła kilka wdechów, by powstrzymać słabość i zawroty głowy. Odważyła się wstać. Nogi miała jak z waty. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi pokoju i wyszła na korytarz. Sama nie wiedziała jak. Z wielkim trudem zmusiła palce ręki by otworzyły drzwi. Po kilku chwilach się jej to udało i ujrzała Hańkę w oślepiającym blasku. Skrzywiła się.

— No faktycznie wyglądasz jak duch — powiedziała zamiast przywitania. — Przyniosłam ci coś do jedzenia.

Nina w milczeniu wpuściła ją do środka. Demonka bez słowa powiesiła płaszcz i zrzuciła buty. Obie przeszły do kuchni. Nina osunęła się na najbliższe krzesło.

— Naprawdę cię wzięło — stwierdziła ze smutkiem. — Ogrzeję ci to żarcie i dam leki.

— Dziękuję — zmusiła się do wyszeptania Nina.

Kręciło się jej w głowie i marzyła tylko o powrocie do łóżka. Wiedziała jednak, ze musi coś zjeść.

Milczały, kiedy Hańka odgrzewała jedzenie i przygotowywała coś ciepłego. Zajęło jej to trochę więcej czasu, bo nie wiedziała gdzie co jest. Wreszcie po dłużej chwili Nina miała przed sobą talerz z ciepłymi ziemniakami, kurczakiem i buraczkami.

Nina zmusiła się do zjedzenia posiłku. Nadal nie miała smaku i miała ochotę wszystko zwymiotować. Musiała jeść. Kęs za kęsem zjadła pół dania. Odsunęła talerz

— Nie chcesz? — zapytała Hexa łagodnie. Starała się ukryć rozczarowanie i złość. Nina była chora i miała prawo nie mieć apetytu. — Napij się i podam ci leki.

Kobieta przypięła się do szklanki. Dzięki kostkom lodu wsypanym przez demonkę, herbata nie była gorąca, a przyjemnie ciepła.

— Trzymaj leki — powiedziała Hexa podając pigułki niewolnicy. – Był u was lekarz już?

— Nie, ale ma dzisiaj jakiś przyjść — wyszeptała słabym głosem Nina. Okropnie zakasłała.

Popiła herbatą tabletki i z wdzięcznością popatrzyła na demonkę.

— Dlaczego tutaj jesteś? — zapytała Nina cicho.

— Valentyn mnie prosił — stwierdziła ze wzruszeniem ramion. — Poza tym i tak mam tutaj w pobliżu sprawę.

Nina nic nie powiedziała, ale była wdzięczna.

Hexa spojrzała na zegarek.

— Muszę lecieć — oznajmiła wstając powoli.

Nina także się podniosła, ale natychmiast musiała się podeprzeć ściany chroniąc się przed upadkiem.

— Wszystko w porządku? — zapytała Hexa podchodząc bliżej. — Połóż się lepiej, a ja weżnę twoje klucze i zamknę drzwi jak będę wychodziła.

Hexa odprowadziła Ninę do łóżka.

— Odpoczywaj, Valentyn przyjdzie później — powiedziała. – Przynieść ci coś jeszcze?

— Wodę, stoi w kuchni – wyszeptała Nina.

Hexa szybko wróciła. Nina uśmiechnęła się do niej blado.

— To ja już pójdę — oznajmiła zmieszana.

Szybko znalazła klucze i wyszła z mieszkania zamykając drzwi.

---------------------

Napisała do Valentyna, że sprawa załatwiona. I że klucze Niny wrzuci do skrzynki na listy.

Valentyn odpisał tylko:

„Dziękuję".

Hexa uśmiechnęła się tylko i pospiesznie wyszła z bloku. 

----------------------------

Valentyn dostał telefon, że specowi od komputerów udało się wreszcie złamać zabezpieczenia komputera i znalazł coś bardzo interesującego na temat dziewczyny.

— Zaraz u ciebie będę — odpowiedział przez telefon demon.

Silvan poprosił Valentyna o przysługę w prowadzonej przez niego sprawie. Tym samym sam włączył się w śledztwo.

Dwadzieścia minut później zaparkował przed niewielkim domkiem wielorodzinnym. Domek był mały, trzypiętrowy z balkonem. Pomalowano go na bardzo intensywny, ceglany kolor. Zaparkował samochód przed bramą. Zgasił silnik i wysiadł. Ktoś odśnieżył chodnik i podjazd. Valentyn nacisnął dzwonek i cierpliwie czekał aż ktoś wyłoni się z domu. Zewnętrzne, kręte schody prowadziły do wejścia na drugie piętro,. Cała posiadłość, prócz ścieżek i podjazdu była pokryta grubą warstwą śniegu, która sięgała do okien parteru.

Rozległ się charakterystyczny dźwięk otwierania się zamka w furtce. Valentyn pospiesznie nacisnął klamkę i wślizgnął się na teren posiadłości. Ruszył ścieżką w stronę ukrytego we wnęce wejścia. W drzwiach stał postawny, chudy jak szczotka człowiek. Uśmiechał się delikatnie ukazując białe zęby. Miał zgrabny, długi nos. Duże, czarne jak noc oczy. Krótko ostrzyżone włosy i tylko grzywka opadała na lewą stronę nadając młodemu mężczyźnie seksowny wyraz twarzy. Na lewej ręce Valentyn dostrzegł tatuaż w kształcie kielicha róży.

— Nowy? — zapytał wskazując na dłoń.

— Tak — głos nieznajomego był szorstki, tubalny i zimny.

— Który to już Hraklesie?

— Trzeci i z pewnością nie ostatni powiedział chłopak. – Wchodź, bo zimno jest.

Wpuścił Valentyna do niewielkiego korytarzyka. Przeszli przez większy pokój, do następnego korytarzyka, z którego bezpośrednio przechodziło się na wyższe piętra. Chłopak zaprowadził Valentyna korytarzem do pokoju. Była to pracownia młodego informatyka. Mała, ciasna. Zagracona. Z biurkiem i komputerem. Panował tutaj zaduch i klaustrofobiczna atmosfera. Herakles przecisnął się do okna i uchylił je wpuszczając do pokoju trochę świeżego powietrza.

— Co znalazłeś w komputerze, który ci dałem? — zapytał Valentyn przechodząc bezpośrednio do tematu.

— Tutaj masz wszystkie informacje, które mogą ci się przydać — odpowiedział Herakles. — W gruncie rzeczy ta dziewczyna.... Demonka chyba jest bardzo rozrywkowa i towarzyska. Ma mnóstwo przyjaciół i znajomych. Chłopaków także miała całkiem spore grono. Jednak w ostatnim czasie interesowała się sektą nazywaną „Świetlistą Nadzieją Heredy".

— Sekta? — zapytał Valentyn zaskoczony.

— Tak, wygląda, że od paru miesięcy należała do nich — wyjaśnił chłopak. — masz tam na kartce wszystkie najważniejsze linki. Myślę, że w tych kręgach trzeba by było szukać.

— Dzięki ci bardzo — powiedział zasępiony Valentyn. — Dobra robota.

— Nie ma za co — odpowiedział Herakles.

— Kasę prześlę ci jeszcze dzisiaj — zaznaczył Valentyn.

— Dzięki — odpowiedział Herakles.

— Do zobaczenia — powiedział Valentyn szykując się do wyjścia.

— Do zobaczenia — odparł demon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro