Rozdział 34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Hej, co się dzieje?! — zawołał zaniepokojony Sitros wyłaniając się z tunelu.

Wyłonił się w momencie, w którym demonka wąż spadała w wodę.

— Hexa, nie! — krzyknęła Liliana i rzuciła się na pomoc demonce.

— Lilan, Nie — krzyknął Sitros zeskakując ze skały.

Nie zdążył nawet się ruszyć, bo Baśka rzuciła się na niego z pazurami. Wbiła mu swoje ostre szpony w klatkę piersiową. Zawył z bólu, a przed oczami mu pociemniało. Osunął się po ścianie.

Dostrzegł tylko uciekającą demonkę zanim stracił przytomność.

— Sitros, obudź się! — poczuł silne uderzenie w oba policzki.

Sitros otworzył oczy. Zamrugał kilkakrotnie chcąc wyostrzyć pole widzenia.

— Co się stało? Gdzie są dziewczyny? — zapytał Silvan rozglądając się dokoła.

— Baska nas zdradziła — wyszeptał tylko. — Nie wiem gdzie są dziewczyny.

— Musimy uciekać — oznajmił Silvan podnosząc kompana. — Czai się tutaj coś strasznego.

W tym momencie z wnętrza tunelu dobiegł przerażający ryk.

Sitros stanął na nogi.

— Możesz iść? — zapytał Silvan patrząc na ranę swojego kompana.

— Tak, nic mi nie jest — odpowiedział mało przekonywująco Sitros.

Ruszyli przed siebie. Wciąż musieli odnaleźć zaginioną demonkę i gang.

Po jakimś czasie zatrzymali się.

— Mogę zobaczyć twoją ranę? — zapytał Silvan.

— Nie trzeba — odpowiedział Sitros odchylając koszulkę.

Silvan wytrzeszczył oczy. Po ciosie nie było śladu. Tylko koszulka nosiła ślady pazurów.

— Mam na sobie ochronkę — powiedział Sitros z uśmiechem.

Po raz kolejny rozległ się ryk.

— Co to jest? — zapytał Sitros.

— Nie wiem, ale nie chciałbym tego spotkać — odpowiedział Silvan. – Ruszajmy, mamy zadanie do wykonania.

Ponownie ruszyli w drogę.

— A co z moją żoną i Hexą? — zapytał zrozpaczony Sitros patrząc błagalnie na Silvana.

- Nic nie możemy już zrobić – powiedział Silvan ze smutkiem w głosie.

Czuł wielką rozpacz i złość Sitrosa. Chciałaby jakoś pomóc demonowi,, ale nie potrafił.

— Jak dorwę tę demonkę, to rozerwę ją na szczepy — warknął Sitros.

— Wiedziałem, że z nią coś jest nie tak, ale nie wiedziałem co — powiedział Silvan. – Hexa także nie miała do niej zaufania.

Resztę drogi pokonali w milczeniu i niemej rozpaczy. 

-----------------------

Valentyn ocknął się na podłodze. Jęknął z bólu i dotknął się z tyłu głowy. Wstał i rozejrzał się dookoła. Znajdował się w dużym, szarym pomieszczeniu z zakratowanym oknem. Podszedł do drzwi, ale okazały się zamknięte. Usiadł na łóżku, bo odczuwał zawroty głowy.

Podniósł gwałtownie głowę i skrzywił się. Zamrugał, bo przed oczami pojawiała się gęsta jak mleko mgła, która nie pozwalała mu widzieć wyraźnie. Dwójka demonów skał podniosła go brutalnie i wyprowadziła z celi. Poprowadzili go schodami na górę.

— Kim jesteś? — zapytała wysoka, ciemnowłosa demonka wilka. Miała bardzo ostrą, wyrazistą twarz. Głęboko osadzone zimne i zielone oczy patrzyły na Valentyna czujnie. Oliwkowa karnacja dodawała jej powabu. Nieznajoma siedziała na wysokim krześle z oparciem królewskim. Długa, czerwona sukienka odsłaniała długie, smukłe nogi. Do sukienki ubrała jasnobeżowe obcasy z jednym paskiem zapięcia.

— Mógłbym zapytać o to samo — powiedział Valentyn butnie klęcząc na kolanach.

— Pyskaty jesteś — stwierdziła tajemnicza demonka. Aksamitny, uwodzicielski głos poniósł się echem po pomieszczeniu. – Powiedź lepiej czego tutaj szukasz?

— Zaginionej demonki — powiedział Valentyn spokojnie. — Słyszałem, że tutaj u was ostatnio była.

Pojawiła się demonka, którą widział wcześniej.

— Co to za jeden? — zapytała.

— Właśnie chciałabym się dowiedzieć — odpowiedziała nieznajoma.

— Nazywam się Valentyn Szapkowski — powiedział demon. — Jestem prywatnym detektywem.

— Prywatny detektyw? — zapytała przywódczyni sekty. — Czego tutaj szukasz?

— Mówiłem już, zaginionej demonki.

— Kogo? — zapytała tamta

— Rebecki Klij — powiedział Valentyn. — Mógłbym wreszcie wstać?

Przywódczyni skinęła ręką, a demony puściły go. Podniósł się z ziemi i otrzepał ubranie z kurzu.

— Znacie ją czy nie? — zapytał zniecierpliwiony.

— Tak, to znajoma mojej młodszej córki — stwierdziła instruktorka. — I tak wiem, że zniknęła.

Valentyn pokazał im zdjęcie.

— Moja córka mówiła, że interesowała się naszymi działaniami, ale wybiłam jej to skutecznie z głowy — oznajmiła instruktorka ozięble.

— Jestem ciekaw w jaki sposób? — zapytał twardo Valentyn.

— Na pewno nie w ten jaki masz na myśli — stwierdziła przywódczyni. — To prawda, że lepiej z nami nie zadzierać, ale nie mordujemy bez powodów.

— Taaa....

— Lepiej porozmawiaj w szkole, a nie się czepiasz niewinnych — oznajmiła przywódczyni. — Wyprowadźcie go!

— Nie trzeba — odpowiedział Valentyn i sam ruszył do wyjścia. 

---------------------

— Hexa, obudź się! — wykrztusiła Lilian podczołgując się do leżącej nieopodal demonki.

Ciemnowłosa poruszyła się i także otworzyła oczy.

— Och, jak dobrze, że nic ci nie jest — powiedziała z ulgą pomogła wstać partnerce.

Demonka krztusiła się i wypluwała z siebie kolejne litry wody. Lilian odgarnęła włosy z policzka demonki. Obie były zmarznięte, zagubione i mokre.

— Co to było tam na moście? — zapytała Lilian patrząc uważnie na Hankę.

— Stara znajoma — wykrztusiła Hexa chwiejnie stając na nogach.

— Naprawdę? Jakoś nie przepadacie za sobą, co? — zapytała.

— No, nie bardzo — odpowiedziała Hexa zmieszana. — W młodości nie należałam do grzecznych i popełniłam wiele błędów.

— Nie wnikam — oznajmiła Lilian. — Znajdźmy lepiej wyjście.

— Nie mamy nawet pojęcia, gdzie jesteśmy — zauważyła Hexa osłabiona.

— W takim razie, znajdźmy pozostałych — oznajmiła.

— Ruszajmy przed siebie — dodała Hexa posępnie.

Ruszyły dalej krętymi tunelami.

— Za co cię nienawidzi ta demonka? — zapytała Lilian.

— Uważa, że zabrałam coś co nie należy do mnie — odpowiedziała Hexa.

— A zabrałaś? — zapytała Lilian.

— Nie — odpowiedziała stanowczo. — Lecz ona mi nie wierzy i razem z bardzo niebezpiecznymi ludźmi szukają tego przedmiotu.

— I dlatego chciała cię zabić?

— Tak, w sumie nie wiem — stwierdziła skonsternowana. — Miałam przelotny romans z jej starszym bratem. Pewnego dnia jechaliśmy na motocyklu. Mieliśmy wypadek. Ona obwinia mnie o jego śmierć. Nigdy nie przyswoiła sobie do wiadomości, ze wtedy nic nie brałam.

Lilian spojrzała na nią krytycznie.

— A o jakich tajemnicach mówiłyście?

— Każda z nas ma sporo za uszami — odpowiedziała Hexa dobitnie. — Dziwię się, że przyjęli ją w szeregi wydziału.

— To są po prostu grzechy przeszłości — stwierdziła Lilian spokojnie.

— Chyba tak — zgodziła się z nią Hexa.

— Trzeba się z nimi pogodzić i iść dalej — dodała po chwili.

Przez następną dłuższą chwilę szły w milczeniu.

— Chyba jestem ci winna podziękowana — powiedziała Hexa.

— Chyba tak — odpowiedziała Lilian z uśmiechem. — Nie ma za co. Postaw mi kawę i będzie ok.

— Kawa to jednak za mało — stwierdziła niepewnie Hexa.

Doszły do końca tunelu. Obie spojrzały w dół i ujrzały dalszy ciąg podziemi. Obie spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami.

— Jak się tam dostaniemy? — zapytała Hexa.

— Jest drabina — zauważyła Lilian rzeczowym tonem.

Zeszły po drabinie i po chwili były na dole. Znajdowały się w jakieś grocie. Rozejrzały się dokoła.

— Hej, patrz, tam jest jakieś przejście — powiedziała Hexa wskazując placem przed siebie.

Podeszły bliżej i stanęły przed zamaskowanym pajęczą siecią wejściem. 

----------------------

— Zaczekaj! — Valentyn zatrzymał się z kluczem od samochodu w ręce. Nie odwrócił się. W wolnej, prawej dłoni zalśnił kolec.

— Jeśli chce pan znaleźć tę dziewczynę to niech pan zabierze mnie do domu — powiedziała tajemnicza postać.

— Dobrze, a jak mam się do pani zwracać? — zapytał Valentym chowając kolec i odwracając się.

— Jestem Misty — odpowiedziała demonka. — Myślę, że moja córka będzie mogła panu pomóc. Ostatnio bywała u nas dość często. Może powiedziała coś mojej Florze.

Otworzył samochód kluczem.

— Proszę wsiadać — powiedział zajmując miejsce kierowcy.

---------------------

— To wygląda jak dziupla przemytników — stwierdziła Lilian rozglądając się dokoła.

Grota była niewielka. Wypełniona po brzegi różnymi rzeczami. Paczkami, pudłami i skrzyneczkami oraz pokaźnych rozmiarów pudłami. W jednym z rogów groty znajdował się niewielki stół, a na nim różne pudełka o różnych rozmiarach i kolorach.

— Co to za rzeczy?

— Fanty z kradzieży — odpowiedziała Hexa powoli. — I kasa z transakcji.

— Chyba jesteśmy w dobrym miejscu — stwierdziła Lilian.

— Ale w złym czasie.

Obie gwałtownie odwróciły się na dźwięk wysokiego, ochrypłego, nieprzyjemnego głosu. Nie zdążyły zareagować, bo zostały obezwładnione silnymi mackami jednego z demonów. Szamotały się próbując się uwolnić.

— Co my tutaj mamy? — zapytał brzydki demon przyglądając się demonkom z błyskiem łowcy w oczach. — Dużo za was dostaniemy.

— Matka was nie nauczyła, że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła? — zapytał inny demon. Demon lodu uderzył Lilian w twarz zostawiając ślad.

— Devox, nie zrób krzywdy naszym zdobyczom — odezwał się zimny, kobiecy głos. — zabierzcie ich na górę i zawieście do kryjówki. Teraz mamy komplet.

— Hej, nie dotykajcie nas! — zawołała Hexa próbując się wyrwać.

— Uspokój się złociutka, bo sobie krzywdę zrobisz — powiedziała demonka lodu. 

Ordezis – tak miała na imię Demonka Lodu – jak na swój gatunek była bardzo urodziwa i wysoka. Miała długie blond loki sięgające do pupy. Nosiła długie, ciemne spodnie z materiału. Po bokach miału złociste paski. Biała bluzka z długim rękawami, a na to czarna aksamitna kamizelka. Delikatny makijaż ust kłócący się z głęboką czernią zielonych oczu. Oczu, które mogły zmrozić najodważniejszego. Lilian spuściła wzrok pod ich wpływem.

Zostały brutalnie wyprowadzone przez napastników.

Hexa zastanawiała się rozpaczliwe jak wydostać się z tej patowej sytuacji.

Lilian pragnęła tylko jednego. Zobaczyć jeszcze kiedyś swojego męża. 

--------------------

Valentyn jechał z Misty do jej domu. Po półtorej godzinnej drodze dotarli na przedmieścia Słonecznego Miasta zwane Północną Doliną. Jest to mała część miasta, która kiedyś była wsią. I jakieś dziesięć lat temu została załączona do Słonecznego Miasta. Mieszkają tam rodziny z dziećmi i psami. Większość budynków jest stara i się rozlatuje. Kiedyś uprawiano tutaj pola z różnymi zbożami. Dzisiaj tylko nieliczna część mieszkańców uprawia ziemię i bydło. Młodzi wyjechali za pracą, a miastowi wracają na wieś by tutaj zaznać spokoju i rodzinnego ciepła zdała od przemocy i zgiełku miasta.

Przemierzali wąskie uliczki, odprowadzani blaskiem larni ulicznych. Za przystankiem autobusowym skręcili w prawo i zatrzymali się przed trzypiętrowym domkiem

— Zapraszam do środka — powiedziała Misty z ciepłym uśmiechem. — Chciałam pana przeprosić za poprzednie zajście. Nie lubimy obcych.

— Nic się ni stało — zapewnił Valentyn. Zapytał, gdy przechodzili przez ulicę. — Dlaczego pani jest w tej sekcie?

— To nie sekta — zaprzeczyła stanowczo. — Może to tak wygląda, ale „Czerwony Świt" to po prostu ugrupowanie demonów, które chcą się zrelaksować i sporo zarobić. Nikogo nie zmuszamy do bycia naszym członkiem.

Valentyn nie skomentował.

— Hej, kochani, już jestem — zawołała demonka radośnie otwierając drzwi do domu i zaraz dodała: — i przyprowadziłam ze sobą gościa.

— Gościa? — zawołał męski głos.

— Tak, jest Tera? — zapytała demonka.

Razem z Valentymem rozebrali się z ubrań wierzchnich.

— Tak, na górze — odpowiedział demon z salonu.

— Zapraszam. — powiedziała demonka wspinając się po jasnych, dębowych schodach.

Szpakowski poszedł za Misty na górę. Pierwsze piętro składało się z pięciu par drzwi i korytarza, gdzie detektyw dostrzegł jeszcze inne pokoje. Przez całą długość podłogi ciągnął się czerwony dywan ozdobiony w rogach zawiłymi wzorkami w rogach. Na ścianach Valentyn dostrzegł boazerię i sztuczne, wiszące paprocie. Na prowadzącej ku górze ścianie wisiały portrety rodzinne. A między nimi było wbudowane, wypukłe do zakratowane okno. Ozdobione białą firanką i niewielką doniczkową roślinką. Koło kwiatka stały dwa wilki jakby warowały.

Ostatnie piętro było jednocześnie poddaszem. Dach tutaj wyraźni był niższy. Demonka od razu podeszła do jedynych drzwi zapukała. Za nich dobiegała głośna muzyka. Ceremonialnie otworzyła drzwi i zniknęła w środku. Muzyka ucichła.

— Hej, co ty robisz? — zawołał ktoś w proteście.

— Uspokój się, ktoś do ciebie — padła odpowiedź Misty.

— Do mnie? — zapytał dziewczęcy głos. Jakby zaniepokojony.

— Tak, w sprawie zniknięcia twojej koleżanki. Porozmawiaj z nim.

Po tych słowach demonka pojawiła się w niewielkim korytarzu.

— Niech pan wejdzie — zwróciła się do Szpakowskiego.

Valentyn obejrzał się za znikającą na schodach demonką. Po chwili zapukał do drzwi i wszedł do środka. Pokój należał do naprawdę klaustrofobicznych. Szpakowksi należał do wysokich demonów, więc musiał się całkiem sporo pochylić do przodu aby móc się przemieszać do przodu. Rozglądał się zaskoczony faktem, że wszystko się tutaj pomieściło. Pokoik był zagracony, ale jednocześnie panował w nim niesamowity ład i porządek. Jeszcze nigdy w życiu nie widział tak bardzo miniaturowych mebli. Meble musiały być zrobione na zamówienie, bo posiadały najróżniejsze kształty i zawijasy. Okno znajdowało się w suficie. A nieopodal niego zamontowano lampę z wiatrakiem. Wszystkie meble były w najróżniejszych odcieniach błękitu i czerni.

Młoda demonka siedziała przy miniaturze biurka, na którym leżał otwarty laptop. A do ściany przyklejona została lampeczka która dawała delikatną poświatę w zielonym kolorze. Zieleń powodowała, że Valentyn czuł się dziwnie nieswojo w tym pomieszczeniu. Valentyn przysiadł na łóżku z narzutą białego pieska.

Młoda demonka obserwowała jego ruchy czujnym spojrzeniem migdałowo-złotych oczu. Przypominała matkę, ale włosy miała krótko obcięte, lokowane pięknie otulały jej drobną twarzyczkę w kształcie prostokąta. Wyprostowała dłonie na kolanach. Ubrana była w bordowy golf ze srebrnym kołem na środku. Czarne jeansy idealnie podkreślały smukłe, długie nogi.

— Kogo pan za tym szuka? — zapytała swobodnie.

— Rebeki, pewnie słyszałaś, że zaginęła — odpowiedział Szpakowski. — Twoja mama mówiła iż przychodziła do ciebie przed zniknięciem.

— Tak.

— Skąd się znacie? Nie studiowałyście razem, prawda?

— Nie, ale poznałyśmy się na jednej z imprez — powiedziała Flora. — Jakoś się za kumplowałyśmy. Wie pan jak to jest. Spotyka pan kogoś pierwszy raz w życiu i wie pan, że chce się z tą osobą poznać.

Skinął głową.

— Spotykałyśmy się często, wreszcie pewnego razu przyznała się do swojego problemu — wyznała i wzruszyła ramionami.

— Miała problem? — zapytał Valentyn.

— Była w ciąży. Nie chciała tego dziecka.

— W ciąży?

— Tak, ale nie chciała tego dziecka. Jednak wpadła na pomysł, że sprzeda je i zarobi.

Valentyn wytrzeszczył na nią oczy.

— Pomogłaś jej?

— Tak, znam kilka osób, które znają jeszcze innych.

— Powiesz mi kto to jest?

— Nie, bo ja tak naprawdę nie wiem czy to zrobiła — wyznała demonka.

— Przestań. Podaj adresy.

— Nie, oni są zbyt niebezpieczni — stwierdziła demonka nagle przerażona.

— Jeśli tak, to twojej koleżance może grozić niebezpieczeństwo — oznajmił stanowczo. — Chyba nie chcesz jej życia mieć na sumieniu, co?

— Dobrze, dobrze — powiedziała demonka zrezygnowana. — Ostatnio widziałam ją w Arter Fould

— W starej opuszczonej szkole? — upewnił się.

— Tak, tam miała się z nimi spotkać.

— A jak oni wyglądają?

- Nie wiem, nigdy mnie to nie interesowało – stwierdziła ze wzruszeniem ramion.

Valentyn pokiwał tylko głową niepocieszony.

— To wszystko? — zapytała szorstko.

— Tak, do widzenia — powiedział wstając i kierując się do wyjścia.

Usłyszał tylko pogardliwe prychnięcie. 

-------------------------

Kilka minut później jechał już w stronę podanego miejsca. Zadzwonił do Heder.

— Hej, jesteś mi potrzebna. Masz czas? — zapytał pospiesznie.

— Tak, a co?

— Przyjedź, jak najszybciej do Arterr Fould — oznajmił.

— Zaraz będę — odpowiedziała Heder i rozłączyła się, 

-----------------------------

Sitros i Silvan przykucnęli nad zejściem do groty.

— Wyczuwam silny starach i wołanie o pomoc — szepnął Silvan. — Te emocje są.... Znajome. Lilian i Hańka..... one żyją – szepnął podekscytowany.

— Przeżyły? — zapytał cicho i z niedowierzaniem Sitros.

Ujrzał jak zakładniczki są wyprowadzane przez dwóch rosłych demonów. Sitros chciał zadziałać od razu, ale Silvan go powstrzymał.

— Niech wyjdą — powstrzymał go Silvan. – Tutaj jest za mało miejsca.

Sitros skinął tylko głową.

— A możesz wysłać im falę spokoju? — szepnął.

— Niestety nie. Jestem tylko odbiornikiem, a nie nadajnikiem — pokręcił przecząco głową.

Poczekali aż napastnicy wystarczająco się odlą i sami ruszyli ich śladem. Skradali się przez kilkanaście minut aż doszli do niewielkich schodów u szczytu których znajdowały się brązowe drzwi. Gdy grupa znikła za nimi, dwa demony rzuciły się by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Wyskoczyli z tuneli w momencie, w którym dwaj ochroniarze wrzucali demonki na tył furgonetki.

— Hej, stójcie! — zawołał Sitros donośnym głosem.

Potężna demonka lodu spojrzała na nich zimnym spojrzeniem i wystrzeliła w nich strumieniem lodu. Rzucili się na boki.

— Szybko! — rozkazała.

Te kilka sekund wystarczyło, by odjechali z piskiem opon. Sitros i Silvan ciężko podnosili się z ziemi i bezradnie patrzyli jak samochód się oddala.

— Kurwa mać! — zawołał Sitros załamany.

— Spokojnie, może jeszcze nie wszystko stracone uspokajał go Silvan. – Czy żona ma w telefonie sygnał namierzający?

— Nie wiem, a co? — zapytał bezradnie Sitros.

— Trudno, mam nadzieję, że Hexa ma nadal naładowany telefon — powiedział Silavan grzebiąc w swoim telefonie.

Nastąpiła chwila napięcia. Wreszcie na twarzy Silvana pojawiła się radość i nadzieja.

— Ruszajmy! — rozkazał Silvan z zadowoleniem. — Mam nadzieję, że dasz radę mnie utrzymać?

— Nie dam rady, ale dawaj swój telefon — zażądał Sitros. — Masz mój, wyślij mi numer na swój telefon. Odezwę się, kiedy dotrę na miejsce.

— Dobra, powodzenia — rzucił Silvan. — Znajdę samochód i dołączę do ciebie.

Sitros skinął głową i wzniósł się w powietrze. Silvan nie patrząc na swojego towarzysza pospiesznie wrócił do samochodu. 

----------------------------------

Valentyn czekając na przybycie Heder, postanowił zadzwonić do Niny. Nadal była chora, ale z każdym dniem wracała do zdrowia. Odebrała po trzecim sygnale.

— Hej, jak się czujesz? — zapytał łagodnym tonem.

— Dobrze — odpowiedziała jakby rozbawiona.

— Wszystko w porządku? — zapytał Valentyn.

— Tak, oglądałam zabawny serial — odpowiedziała nadal się śmiejąc. – A ty kiedy wrócisz?

— Późno, nie musisz na mnie czekać z kolacją — oznajmił stanowczo.

— Jasne — odpowiedziała ochryple.

— Dobranoc.

— Dobranoc.

Rozłączył się i przez chwilę patrzył w ciemny ekran telefonu. Zamknął zmęczone oczy i oparł głowę na zagłówku fotela. Niecałe dwie godziny wcześniej słońce schowało się za horyzontem. Niebo i ziemię spowiła gęsta, spokojna mgła nocy. Otworzył oczy, kiedy pod powiekami zamigotały mu jasne plamki światła. Ujrzał reflektory innego samochodu parkującego nieopodal. Wyskoczyła z niego ciemna postać. Samochód odjechał.

Podskoczył na dźwięk telefonu, który przerwał ciszę. Przyłożył telefon do ucha.

— Jestem na miejscu — usłyszał melodyjny kobiecy glos. — Ale pana nie widzę.

— Już wychodzę — oznajmił Valentyn spokojnie.

Ociężale wysiadł z samochodu i nie patrząc czy nic nie jedzie, ruszył w stronę heder. Uśmiechnęła się z ulgą na jego widok.

— Chodźmy — powiedział Valentyn. – Chcę mieć to już za sobą.

— Ok — powiedziała Heder i razem ruszyli ku budynkowi. – W czym mogłabym ci pomóc?

— Słyszałem, że demony mogą odczytywać przeszłość zapisaną w wibracjach, prawda to?

Stanęli w ogromnej sali. Valentyn trzymał latarkę w ręce.

— Tak, ja także to potrafię — stwierdziła

— No i oto mi chodzi — oznajmił z zadowoleniem.

— A czemu nie zadzwonił pan do Nidrox?

— Po tym co się wydarzyło, postanowiła się trochę zdystansować.

— Rozumiem. Ja z chęcią pomogę — zaoferowała się z entuzjazmem Heder. — Chciałabym się wam jakoś odwdzięczyć za uratowanie mi życia.

— W takim razie do roboty — oznajmił Valentyn.

— Będę potrzebowała kilku informacji...

Valentyn wtajemniczył Heder w sprawę. Pokazał kogo szukają i kiedy mniej więcej tutaj mogła przebywać.

— To sporo czasu — stwierdziła Heder niepocieszona.

— Ale dasz radę? — zapytał nagle niepewnie.

— Tak, tutaj jest dużo wibracji, bardzo negatywnych — podkreśliła. — Muszę się tylko skupić.

Valentyn odszedł na bok.

Heder przykucnęła, ostrożnie położyła dłoń na podłodze. Zamknęła oczy i dała się ponieść. Natychmiast każda otworzyła się na otoczenie, wyłapała najdrobniejsze wibracje jakie znajdowały się tutaj w przeciągu kilkunastu miesięcy. Powtarzał się jeden wzorzec, jak mantra. Skupiła się. Nie chciała aby wszystkie bodźce ją przytłoczyły. Skupiała się jeszcze mocnej, chcąc wyodrębnić z tego chaosu te, które ją najbardziej interesowały. Wreszcie udało się jej to. Były już nieco wyblakłe i prawie by je przegapiła. W ostatniej chwili złapała je szóstym zmysłem i zatrzymała przy sobie. W następnej chwili skoncentrowała się tylko na tej jednej wibracji i otworzyła ją.

Natychmiast otoczyło ją jasne światło. Uniosła się w powietrze. Jej mentalne ciało zaczęło wirować, po czym miękko opadło na podłogę. Zamrugała kilkakrotnie aby z przed oczu zniknęła mlecznoszara mgła.

Z lekka oszołomiona rozglądała się dookoła. Znajdowała się w tym samym magazynie. Był dzień. Promienie słońca wpadały do środka. Heder ujrzała przed sobą plecy drobnej demonki. Podeszła bliżej i ujrzała tę samą twarz co ze zdjęciu. Trochę wyblakłą, przezroczystą, ale nadal wyraźną. Heder dostrzegła wyraźny zarys brzucha ciążowego. Z twarzy demonki wyczytała zmęczenie, rozpacz i beznadzieję.

Czekała na coś.

Parę chwilę później w pomieszczeniu pojawiła się dwójka wysokich, barczystych demonów uzdrowicieli.

— Witaj, nie boj się — usłyszała jednego z demona. — Chodź pomożemy ci.

Ten z lewej wyciągnął rękę i chwycił ją. Poprowadził demonkę do innego pomieszczenia. Heder ruszyła za nimi i ujrzała jak wsiadają do czerwonego jaguara. Obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny i nim całkiem się rozmazał, Heder zdążyła zobaczyć numery samochodu.

Wszystko wokół ponownie zawirowało i stało się mleczne. W uszy demonki uderzył huk. I nagle znów kucała w ciemnym opuszczonym magazynie. Zachwiała się i opadła ciężko na zimną podłogę.

— Hej, wszystko w porządku? — zapytał Valentyn podchodząc do niej.

Przyjrzał się jej uważnie i dostrzegł zmęczenie.

— Tak, nic mi nie jest — wyszeptała i chwyciła podaną dłoń. Chwilę się podpierała o niego, ale gdy zyskała pewność, że się nie przewróci, puściła Valentyna.

— I co udało się? — zapytał przerywając ciszę.

— Tak udało się — potwierdziła Heder z bladym uśmiechem. — Rebeka była tutaj i tak jak wiele innych kobiet zgodziła się na postawione jej warunki. Odjechała samochodem.

— Jakim? — zapytał Valentyn.

Heder dokładnie opisała pojazd i numery rejestracyjne.

— Dziękuję ci bardzo — stwierdził z uznaniem i wdzięcznością Valentyn.

— Mogę o coś zapytać? — zapytała, a gdy detektyw skinął głową dodała. — Uważasz, ze znajdziesz ją jeszcze żywą... po tak długim czasie od zniknięcia?

Valentyn posmutniał i spoważniał.

— Mam nadzieje, że chociaż inne uratuję i ukarać winnych — odpowiedział z żalem i smutkiem.

Heder skinęła tylko głową. W powietrzu został tylko ciężar niewypowiedzianych słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro