Rozdział 43. (część 1.)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wjechali do miasta. W mroku nie mogli dostrzec zbyt wiele. Ulice i domy były zalane wodą, silny wiatr utrudniał jazdę. Wiele budowli płonęło.

— Czy tak ma się skończyć nasz świat? — zapytał Silvan patrząc na wszystko co ich otaczało z niedowierzaniem.

— Pomocy! Pomocy! — słyszeli wołanie zewsząd.

Na balkonach i w oknach dostrzegli spanikowanych i przerażonych mieszkańców.

— To jest istny koszmar! — oświadczyła Hexa.

W powietrzu dostrzegli latające Anioły Mroku, a tuż obok nich na pontonach zjawiły się demony z ekipy ratunkowej. Mieli zielone kamizelki z symbolem krzyża w okręgu. Miedzy budynkami dostrzegli demony i ludzi krzyczących na siebie i walczących ze sobą.

— Hej, uwaga! — krzyknął Silvan gwałtownie skręcając kierownicą w lewo.

Sekundę później uciekali przed potężną falą wody. We wstecznym lusterku widział jak znikają budynki pochłonięte przez niszczycielski żywioł.

W następnej chwili ponownie gwałtownie skręcił, starając się uniknąć płonących pocisków i lawy zalewającej drogi.

— Hej, mamy towarzystwo — zawołał dostrzegając nadciągające Anioły Mroku.

Hexa obejrzała się za siebie.

— Cholera, mamy jakąś broń?

— Tak, jest w schowku — odpowiedział Silvan skupiając się na prowadzeniu samochodu i unikaniu wybojów oraz rozmaitych przeszkód na drodze.

Hexa natychmiast wyciągnęła ze schowka podręczne pistolety z automatycznym celownikiem. Jeden podała Sitroswi.

— Trzymaj, mam nadzieję, że umiesz się tym posługiwać — oznajmiła po namyśle.

— Jasne — odpowiedział urażonym tonem. — W przeciwieństwie do niektórych, nie polegam tylko na swoich gatunkowych zdolnościach

Hexa otworzyła okno i wychyliła się, i wykręciła w odpowiednim kierunku. Strzelała do przeciwników, którzy okazali się całkiem nieźli w unikaniu pocisków. W ich stronę poleciało kilka czarnych kul. Silvan zgrabnie unikał pocisków. Eksplozje mąciły widoczność i zabierały oddech.

— Nie oddychajcie! — nakazała Hexa. — To jakaś trucizna.

Wszyscy zasłonili sobie twarze skrawkami ubrań. Valentybowi ostrożnie uczyniono to samo. Od pewnego czasu demon był pogrążony w cichym letargu. Nie zareagował na zasłonięcie twarzy.

Chwilę później wyskoczyli z ciemnej chmury. Silvan skręcił w prawo i zaraz znaleźli się przed szpitalem dla demonów. A przynajmniej przed tym co z niego zostało. Budynek był mocno zniszczony. Nadpalony, skruszony.

Silvan mocniej nacisnął na pedał gazu i wyskoczyli w górę na nierównościach. Pojazd podskoczył i gdy tylko ponownie koła dotknęły asfaltu skręcił w prawo. Na podjazd karetek. W tym samym momencie czarna kula mocy śmignęła obok samochodu. Poczuli jak auto jęknęło w odpowiedzi. I usłyszeli, czy raczej poczuli jak zarzuciło nimi w prawo.

— Silvan! — krzyknęła przerażona Hexa.

Z trudem utrzymał panowanie nad pojazdem.

— Leci następna! — zawołał Sitros.

Silvan spojrzał we wsteczne lusterko i dostrzegł zagrożenie. Docisnął gazu, a samochód przyspieszył. Kula zbliżała się coraz bardziej. W oddali dostrzegli także kilka postaci skrzydlatych przeciwników. Silvan gwałtownie skręcił w prawo. Podskoczyli na nierównejdrodze. Kula przeleciała obok. Po czym ponownie wjechali na drogę. Po chwili zobaczyli przed sobą eksplozję czarnego dymu.

Z szybko bijącymi sercami wkroczyli w nieprzyjemną ciemność. Otoczyła ich pojazd jak ręce nieprzyjaciela. Z oporem i protestującym silnikiem przebili się wreszcie przez dym i z ulgą wjechali do otwierających się drzwi budynku. Silvan gwałtownie zahamował. Ale nie musiał tego robić, bo samochód zatrzymał się gwałtownie wyrzucając z siebie kłęby dymu. Siedzieli jeszcze dłuższą chwilę. Podskoczyli kiedy drzwi zamknęły się z cichym piskiem, a po tym rozległa się potężna seria uderzeń. Nie potrafili się ruszyć, aż zapadła głucha cisza.

— No nareszcie jesteście! – usłyszeli wołanie Markusa. W głosie demona pobrzmiewała nuta przerażenia i ulgi.

Wreszcie zdołali się ruszyć. Wysiedli z samochodu i oszołomieni spojrzeli na przyjaciela. Wydawał się być w nie lepszym stanie od nich. Zmęczony, przerażony i jakby zmizerniały.

— Cieszę się, że dotarliście cali — powiedział z ulgą w głosie. — Już myślałem, że coś wam się stało. Świat zwariował.

— Zauważyliśmy — stwierdziła Hexa ponuro.

— Zabierzmy Valentyna na górę — oznajmił Markus siląc się na spokój. — Opowiedzcie mi jak go znaleźliście?

Silvan opowiedział wszystko co im się przytrafiło.

Weszli przez drzwi i znaleźli się w cichym, schludnym korytarzu. Biało-czerwono-pomarańczowe ściany, rzędy białych, metalowych krzeseł po obu stronach. Szerokie otwieranie automatycznie lub specjalnym kodem. Zawsze było gwarno, żywo. Teraz panowała tutaj potwornie przytłaczająca cisza i nienaturalny spokój.

Szli w ciszy. Markus przystaną przed metalowymi, wysokimi drzwiami. Pospiesznie wpisał kod na wpół przezroczystej klawiaturze. Drzwi z sykiem otworzyły się. Weszli do ogromnej, cichej sali gdzie znajdowały się puste łózka i niedziałające maszyny.

- Połóżcie go tutaj – poprosił cicho Markus wskazując i podchodząc do jednego z dwudziestu kilku łózek.

W milczeniu wykonali plecenie. Hańka rozmasowała obolała mięsnie. Była ślina, ale nie przyzwyczajona do długotrwałego noszenia ciężarów.

— Uff, dobrze, że o tym pomyślałeś — wysapała.

— Ruszajmy na górę — nakazał Markus. – Trzeba jak najszybciej zbadać jego stań.

Wyszli z sali. Hexa i Silvan pchali z do przodu, a na czele stali Sitros i Markus. W ciszy jaka panowała w całym budynku, skrzypienie i szuranie kółek po podłodze stało się bardzo wymowne. Cały budynek emanował ponurą, cichą atmosferą strachu i grozy.

— Skąd macie zasilanie? — zapytał Silvan chcąc w jakiś sposób rozładować wyczuwalne napięcie. — Miałem wrażenie, że w mieście nie ma prądu.

— Tak, nie ma — potwierdził Markus smutno. — Półtorej godziny w całym mieście padło zasilane. Na szczęście większość placówek rządowych jak i część publicznych miejsc ma swoje właśnie zasilanie i zabezpieczenia. W mieście panuje chaos. Wszystko płonie, szaleje siny wiatr, a ulice zalewane zostają ogromnymi ilościami wody.

— A wiesz gdzie jest źródło anomalii? — zapytał Silvam.

Hexa podskoczyła, kiedy drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem. W dotychczasowej, niezmącanej ciszy, ten odgłos zabrzmiał jak wybuch z armaty.

— O rany! — wysapała łapiąc się za serce. – Ale się przestraszyłam.

— Wiem, ta cisza jest okropna — przytaknął Markus. – Każdy dźwięk jest wyolbrzymiony.

— I tak pewnie to nie potrwa długo — wtrąciła się Hexa. — Mieszkańcy potrzebują pomocy, a wy jesteście jednym z największych szpitali w mieście. Kiedy jechaliśmy do ciebie, dostrzegliśmy służby ratunkowe.

— To dobrze — powiedział Markus. — Dobrze, że wreszcie ruszyli się, by pomóc.

Ponownie przeszli korytarzem i weszli do jednej z wielu sal chorych. 

------------------------

Hexa odeszła od pozostałych, którzy czekali na wieści od Markusa o stanie zdrowia Valentyna. Chciała się jak najszybciej skontaktować z Mateuszem. Denerwowała się z powodu zaistniałej sytuacji. Martwiła się. Zniecierpliwiona i coraz bardziej zmartwiona. Oparła dłonie o ścianę i zwiesiła bezradnie głowę. Po raz kolejny sięgnęła po telefon i chyba po raz setny wybrała numer swojego narzeczonego. Z każdym sygnałem, a po tym z przerwanym połączeniem jej rozpacz rosła. Zacisnęła dłoń na telefonie i zamknęła oczy. Za wszelką cenę starała się zapanować nad falą gorących emocji. Oczy zapiekły jej od łez.

— Wszystko w porządku? — zapytał Silvan podchodząc bliżej.

— Nie — wycharczała wściekle ocierając łzy. — Nie mogę się dodzwonić do Mateusza.

— Nie martw się, na pewno nic mu nie jest — chciał pocieszyć przyjaciółkę.

— Nie wciskaj mi takich frazesów — warknęła na niego. – Muszę go znaleźć.

— Zwariowałaś! — obruszył się. — Tam jest szaleństwo.

- Nie powstrzymasz mnie – powiedziała stanowczo.

Wbiła w niego wrogie spojrzenie.

— Wiem, ale nie chcę żebyś poszła sama — powiedział zatroskanym głosem.

— Musicie tutaj zostać — oznajmiła stanowczo. — Może się okazać, ze będzieie potrzebni tutaj lub w mieście. Musimy znaleźć przyczynę tych anomalii.

— Masz jakiś plan? — zapytał Sitros podchodząc bliżej.

— Musicie dostać się do naszego hotelu i zabrać stamtąd uzbrojenie i po tym musicie dotrzeć do Miejskiej Biblioteki — oznajmiła poważnym tonem. — Może przyjaciel Valentyna będzie miał jakieś informacje o tym tajemniczym zjawisku.

— W takim razie dobrze — zgodził się po namyśle Sitros.

— Droga jest jednak bardzo niebezpieczna — rzekł Silvan. – Uważaj na siebie.

— Wy także — powiedziała Hexa już ruszając ku wyjściu.

— Myślę, że jeden z nas musi tutaj zostać — stwierdził Silvan powoli. — Gdy Valentyn się ocknie, może będzie już w stanie odpowiedzieć na pytanie co się stało.

— Nie jestem przekonany co do tego pomysłu, ale chyba nie mamy wyjścia — oznajmił Sitros. — Ty zostań tutaj. Ja pojadę do tej biblioteki. Daj mi tylko współrzędne.

Silvan skinął głową.

— Zapiszę ci w telefonie — dorzucił wyciągając dłoń.

— Ok. Dzięki i powodzenia — oznajmił Sitros.

— Tobie także — odpowiedział Silvan 

-------------------------------

Druga część w niedzielę :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro