Rozdział 7. (część. 1)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy tylko zamykała oczy, przed oczami miała pojawiała się dzika twarz Valentyna. Nie odzywała się do demona, kiedy nie musiała. Czuła się zbrukana i poniżona. Cierpiała i płakała co noc.

— Nina, poczekaj proszę — poprosił łagodnie Szpakowski.

Nadal nie mógł uwierzyć w to co zrobił. Czuł do siebie ogromny wstyd.

Kobieta bez słowa i ze spuszczoną głową czekała na ciąg dalszy. Nieświadomie bawiła się długim, grubym warkoczem.

— Wiem, że zwykłe przepraszam nic nie znaczy — powiedział Valentyn stukając nerwowo palcami. — Wiem także, że złamałem dane słowo. Uwierz mi, ze wtedy nie byłem sobą. Nie pamiętam nawet jak wróciłem do domu. Jestem najbardziej obrzydliwym demonem na świecie.

Nina ostrożnie podniosła wzrok.

— Znam gorszych — mruknęła cicho. — Jednak nie zmienia to faktu, że bardzo mnie skrzywdziłeś. Jestem tylko niewolnicą... Możesz ze mną zrobić co chcesz...

— To nieprawda — zaprzeczył wstając gwałtownie.

Kobieta bezwiednie cofnęła się do tyłu.

— Nie zasłużyłaś abym tak cię potraktował — wyszeptał skruszony. — I mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.

— Nie wiem, czy będę wstanie —wyszeptała bezgłośnie, a po policzku pocekły łzy.

Nina zniknęła w kuchni, kiedy drzwi na dole otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Na zewnątrz padał śnieg i wiał silny wiatr. Po raz kolejny zamknęła oczy i po raz kolejny doświadczyła bólu. Zakryła usta dłonią, tłumiąc szloch.

Nigdy nie myślała o samobójstwie, aż do dzisiaj. 

Serce kobiety rozrywał ból. Co noc szlochała w poduszkę. Co noc na nowo przeżywała koszmar jakiego zaznała. I po co to? Po co tak cierpieć?

Zaciskała dłonie na pościeli. Chciała aby się to wszystko skończyło. Tak bardzo pragnęła z kimś porozmawiać i zostać wysłuchana, pocieszoną. W tej chwili bardzo odczuwała brak przybranej rodziny.

Walczyła sama ze sobą.

Dwa dni przed wspólnym wyjściem siedziała na parapecie w pustym biurze. W dłoniach obracała kuchenny nóż. Wystarczyło tak niewiele. Tylko jedna głęboka rana, by zakończyć to piekło na ziemi. Przez uchylone okno wpadało chłodne powietrze. Zaciągnęła się tym specyficznym zapachem miasta i mrożnym, zimowym powietrzem. Kochała życie.

Przed oczami pojawił się złowrogi uśmiech mężczyzny. Gdzieś w głębi coś go rozpoznało. W głowie eksplodowała nurza ognia. Krzyki, zniszczenie i zgliszcze. „Tylko ja jestem wstanie temu zapobiec". Zacisnęła wargi. Spojrzała na trzymany przedmiot. To było by takie łatwe. I znów zamigotała przed oczami znajoma twarz. Prztbrana matka i rodzeństwo. Widziała smutek. Tak by się czuli gdyby dowiedzieliby się co się stało. Po policzkach popłynęła łza. Tak bardzo tęskniła za nimi. To sprawiało ból. Powoli odłożyła nóż. Nie mogła im tego zrobić. Musi wytrzymać.

— Nina, wszystko w porządku? — spytał Valentyn.

Podskoczyła na dźwięk głosu właściciela. Nienawidził się za to, ze tak na niego reagowała.

— Tak, panie — odpowiedziała chłodno.

—Chciałem cię jeszcze raz przeprosić — powiedział szeptem.

— A umie pan cofnąć czas? — zapytała nie patrząc na Szpakowskiego.

Zapadła długa cisza. Nina zeskoczyła z parapetu. Nóż schowała za plecami Kiedy przechodziła obok mężczyzny, wyobraziła sobie jak wbija mu ten nóż prosto w serce. Uśmiechnęła się mrocznie.

— Pamiętasz o spotkaniu u Narutowiczów? — spytał chłodno wpatrując się w plecy kobiety.

— Pamiętam — odpowiedziała ze spokojem.

—Nie zrób mi wstydu — powiedział jeszcze chłodniejszym tonem. Nina wzdrygnęła się. — Nie zawiedź mnie, bo inaczej cię ukarzę.

— Dobrze, panie — odpowiedziała i zniknęła w kuchni.

Krew wrzała w żyłach. Miała ochotę zamordować go na miejscu i skończyć to wszystko.

Poczuł się głupio. Nie potrzebnie to powiedział. Z drugiej strony martwił się o swoją reputację. W końcu Nina była tylko człowiekiem.

— Musisz to w sobie stłumić — wyszeptał i zacisnął dłonie w pięści. — Ona nic dkla ciebie nie znaczy.

Okłamywał się. Dobrze o tym wiedział, ale w tej chwili tak było łatwiej. Nienawidził siebie za to uczynił. Wstyd mu było. Nie powiedział o tym nikomu. A to ciążyło mu bardzo. 

--------------------------------

Kiedy nadszedł dzień spotkania u Narutowiczów, Nina znalazła u siebie piękną czarną długą suknię. Ubrała ją i obróciła się wokół własnej osi. Czuła się nieswojo i pięknie. Rozpuściła włosy, narzuciła czarną apaszkę na szyję, by zasłonić obrożę niewolnika. Wzięła głęboki wdech i wyszła z sypialni.

Valentyn stał przy oknie, kiedy usłyszał, że Nina wychodzi z pokoju odwrócił się powoli jakby w obawie, że się rozpadnie. Wyglądała pięknie w czarnej, długiej sukni, która idealnie leżała na jej szczupłej tali. Idealnie podkreślała figurę kobiety. Rozpuściła włosy co dodało jej uroku. Jego serce zabiło mocnej, a przez ciało przebiegł prąd powodując rozgrzanie wszystkich kości. On jednak nie okazywał żadnej z tych emocji, tylko powoli ruszył w jej stronę, ona zrobiła to samo. Valentyn dostrzegł w jej oczach smutek i żal oraz oczekiwanie i podekscytowanie.

— Pięknie wyglądasz — stwierdził i pokiwał głową.

Sam ubrany był w jasnogranatowy smoking i czarną muszkę. Przez ramie przerzucił długi płaszcz. Cała stylizację zamykały wysokie, czarne buty z cholewami.

Nina zachowywała dystans wobec swego towarzysza. Z biura wyszli w kompletnej ciszy. Na dworze świeciło styczniowe słońce i wiał lekki, przyjemny wiatr.

Demon pomógł dziewczynie wsiąść do Pick-upa. Starał się jej jednak nie dotykać. Widział jaka była przy nim sztywna i zestresowana. Martwiło go to i zastanawiał się czy uda mu się naprawić kiedyś to co zepsuł. Odczuwał także gniew wobec samego siebie i ogromny wstyd.

Przez pewien czas jechali w milczeniu.

— Chciałbym się wytłumaczyć z tamtej sytuacji — powiedział spokojnie.

— A z czego tu się tłumaczyć — mruknęła dziewczyna pod nosem. Nie chciała o tym rozmawiać.

— Jeszcze raz cię przepraszam, ale alkohol zamieszał mi w głowie.

— No i może mam ci jeszcze współczuć? — nie potrafiła powstrzymać się od szyderstwa.

Valentyn spiorunował ją wzrokiem. Nie okazał swoich prawdziwych uczuć. Tak

Naprawdę bał się czy następnym razem uda mu się powstrzymać.

Westchnął i zacisnął pięści na kierownicy.

— Nina, ja.... – przerwał. Nina spojrzała na demona i zobaczyła ból wypisany na jego twarzy. Cierpiał chociaż próbował to ukryć. Lecz ona nie potrafiła mu współczuć. — Moi przyjaciele już dawno powtarzali abym poszedł gdzieś i o tym porozmawiał, ale ja nie potrafię. Nie umiem.

— Ale co się stało? — zapytała prawie bezgłośnie. —

Nie odpowiedział. Przez resztę drogi podróżowali w milczeniu.

Valentyn nie był jeszcze gotowy by wracać do bolesnej przeszłości.

— Zresztą co mnie to obchodzi — prychnęła.

Demon posłał kobiecie zimne spojrzenie, a ta wzdrygnęła się przestraszona.

— Powinienem cię ukarać za twoje zachowanie — wyszeptał głosem zimniejszym niż śnieg. 

Nina popatrzyła w okno. Serce podchodziło do gardła. Nie może mu ufać.

----------------------------------

Wreszcie dojechali na miejsce. Valentyn szybko wyskoczył z samochodu i pomógł Ninie wysiąść. Mimo delikatności z jaką to uczynił, dziewczynę przeszedł dreszcz obrzydzenia. Nic nie powiedzieli na to. W milczeniu podeszli do ogromnej, ozdobnej bramy. Valentyn nacisnął na dzwonek.

— Willa państwa Haliny i Piotra Nartowiczów. W czym mogę pomóc? – rozległ się przyjazny kobiecy głos.

— Przybyliśmy na zaproszenie właścicieli. Chcieliśmy wejść do środka. Valentyn Szpakowski – prywatny detektyw z Niną, moją współpracownicą.

Kobiecie wydawało się, że ostatnie słowa wypowiedział z pogardą. Coś wewnątrz niej poruszyło się niespokojnie i miała ochotę odwrócić się od tego mężczyzny, uciec od niego jak najdalej. Zamiast tego wzięła głęboki oddech i wyprostowała się dumna i pewna siebie. Chociaż przed samą sobą nie ukrywała, tego że tej z cech nie miała. Nie czuła się pewna ani dumna, czuła się spięta.

— Proszę poczekać — eteryczny wizerunek zniknął na kilka minut.

Nina niespokojnie się wierciła. Oboje przed sobą ukrywali – a przynajmniej się starali ukryć – swoje prawdziwe emocje. Jemu szło znacznie lepiej, niż jej. Kobieta nie potrafiła go rozszyfrować. Stał spokojny i opanowany.

— Mogą państwo wejść.

Brama otworzyła się i znaleźli się na ogromnym, pięknym terenie. Rosło tu dużo drzew i kwiatów. Szli ścieżką wysypaną kamykami. Mury willi były opatulone przez fluorescencyjnie pnącza, które dawały cudowny poblask. Oboje byli nimi zafascynowani.

— Piękne, prawda? — spytał Piotr wychodząc na powitanie gości

— Cudowne — odpowiedzieli równocześnie, spojrzeli na siebie krótko i Nina opuściła wzrok spłoszona. Jako niewolnica nie miała prawa patrzeć na niego, bez jego zgody. Czuła, że jest coraz bardziej skrępowana jego towarzystwem.

— Proszę, wejdźcie — powiedział przyjaźnie gospodarz, idąc i gestem zapraszając ich do środka.

Dom państwa Nartowiczów był naprawdę przepiękny. W holu było pełno drogich, pięknych obrazów. Wszystko było ze złota i srebra. Tapety i kolory ścian były w jasnych żywych barwach. Mieli bardzo drogie sprzęty. W jadali był ogromny stół, na dwadzieścia osób, a na nim droga i pięknie wyglądająca zastawa, w księżyce, pnącza i gwiazdki.

— Zapraszam do środka.

W jadali czekała na nich reszta rodziny oraz dwoje młodych demonów wiatru: oboje byli przezroczyści i eteryczni. Nina dostrzegła ciemne, długie włosy u kobiety oraz piękną, czarną suknię w z czerwonych wijących się wzorach. Uśmiechnęła się do niej. Nina odwzajemniła uśmiech. Mężczyzna był ubrany standardowo w czarny garnitur, który idealnie pasował do jego czarnych włosów i oczu.

— To są Layla i Kevin Askiszowie - Demony Wiatru. — przedstawił gościom nieznanomych. — Nasi najlepsi przyjaciele. A to jest człowiek, który uratował życie naszej córki.

— Witam — powiedział Valentyn

Oba demony kiwnęły głową.

— A to jest jego partnerka Nina — przedstawił spokojnie demon.

Para demonów lustrowała kobietę, by po chwili skinąć głową.

— Skoro jesteśmy w komplecie, to zapraszam do stołu — zabrał głos pan Narutowicz.

Wszyscy ruszyli ku stołowi.

— Jak to się stało, że zaprzyjaźniliście się? — zapytał Valentyn.

— Uratowali mnie, gdy zostałem ranny w bitwie o obronie twierdzy Hatrusty – odpowiedział spokojnie Kevin. — To było w roku 2165. Panował wtedy chaos spowodowany reformą płatniczą. Demonom nie podobała się ustawa i zaatakowali Parlament. Ochrona była bardzo silna jednak poniesiono wiele strat po obu stronach.

— Kiedy zostałem ranny i prawie mnie zabito. Przybyli i uratowali mnie. Od tego momentu jesteśmy przyjaciółmi, ile to już?

— 100 lat — odpowiedział Kevin.

— Nina, dlaczego twoje oczy lśniły niebieską poświatą? — wypaliła Kate.

Nina zakrztusiła się jedzeniem, które właśnie przełykała. Szybko się napiła. Zapadła cisza.

— Nie mam pojęcia o czym mówisz — opowiedziała szybko. — Piękny macie dom. Droga taka willa?

Wieczór przebiegał w spokojniej atmosferze.

— Przepraszam, ale muszę iść do toalety — powiedziała wstając od stołu.

Popatrzyła ukradkiem na Valentyna. Czekała na pozwolenie swojego pana. Ten

niezauważalnie skinął głową. Z ulgą odeszła od stołu.

— Łazienka jest w korytarzu — usłyszała jeszcze za sobą głos Kate.

Szła korytarzem w poszukiwaniu drzwi do łazienki. Wyszła za róg i stanęła przed drzwiami toalety. Otworzyła drzwi i zniknęła za nimi. Znalazła się w przestronnym pomieszczeniu, wyłożonymi złotymi kafelkami. Na środku namalowane były zielone trójkąty. Ładnie to wyglądało. Rząd pięciu umywalek i prostokątnych, czarnych, prostych ramach wisiało nad białymi, lśniącymi umywalkami. W ogóle to cała łazienka należał do tych bardziej eleganckich. Ostrożnie otworzyła szare drzwiczki do kabiny i zamknęła je.

Pięć minut później wyszła z niej i stanęła zaskoczona. Przy jednej z umywalek stała Layla. Spotkały się spojrzeniem w lustrze. Nine przeszył dreszcz od tego tajemniczego spojrzenia.

— Dawno się nie widziałyśmy — powiedziała demonka odwracając się do Niny.

Nina zignorowała słowa Layli i podeszła do umywalki. Pod ciepłą wodą umyła ręce.

— Będziesz teraz udawać, że mnie tu nie ma? — zapytała zaczepnie.

W pomieszczeniu wybuchło małe tornado, które uderzyło w Ninę i przyszpiliło ją do ściany. Z szeroko otwartym oczami patrzyła na demonkę, która podeszła bliżej.

— Czego ty chcesz? — wyszeptała. Zaskoczona spokojem swojego głosu, ale i tym, że rozmawia z Laylą w wietrznym dialekcie.

— Nigdy nie uwierzę, że się zmieniłaś — wysyczała. — Tacy jak ty nigdy się nie zmieniają, ale dam ci szansę i pomogę.

— Pomożesz? W czym?

— W walce z Ognistym Ptakiem Zemsty. Jesteśmy pewni, ja i Kevin, że wkrótce po ciebie przybędzie i lepiej żebyś wtedy odpowiedziała poprawnie. Bo inaczej zapłacisz najwyższą cenę.

— Skąd mnie znasz? — wykrzyczała.

— Ty wiesz... Czujesz to w środku..... Zaakceptuj to i otwórz się na to kim jesteś — pogłaskała ją czule po policzku. Zniknęła.

Ciąg dalszy w drugiej części...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro