Rozdział 9 (część 2.) +18
UWAGA!!!
ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY BRUTALNE, DLA DOROSŁYCH. +18. OSOBY O SŁABYCH NERWACH NIECH POMINĄ ZAZNACZONY TRZEMA GWIZDKAMI FRAGMENT!!
---------------------------
Dwa tygodnie później.
Do biura detektywistycznego zgłosiła się pewna kobieta – człowiek z przyjacielem demonem. Demon Jakruzu – jasnoskóry z dwoma głowami i czterema kłami. Miał też skrzydła i cztery pary rąk.
— Witam — powiedział Valentyn siadając przy barze.
Znajdowali się w jednym z wielu klubów, wspólnych dla demonów i ludzi. Rzadko bywał w takich miejscach. Lokal składał się z dwóch pomieszczeń. Znajdowali się w mniejszym. Było tu pięć stolików.
— Witam — odpowiedział demon, uścisnęli sobie dłonie. — To jest Vanessa, moja przyjaciółka.
Była to długonoga piękność. Włosy ostrzyżone bardzo krótko. Duże brązowe oczy. Czarno- biały T- Shift.
— Panie Rickons. Ja zasadniczo nie pomagam ludziom — spojrzał na kobietę.
— Zdaję sobie z tego sprawę i dlatego to ja pana wynajmę — odpowiedział demon. — Zapłacę panu za to. Po za tym mam dość tego jak ten demon brutalnie znęca się nad nią – z ciemniej marynarki wyciągnął kopertę i podał mu ją ze słowami: - To są zdjęcia. Niech pan tylko spojrzy.
Otworzył kopertę. W środku znajdował się plik zdjęć. Była na nich pobita kobieta. Na całym ciele miała siniaki i rany zadane jakimś ostrym narzędziem. Po plecach przebiegły mu ciarki. Spojrzał na Vanessę
— Dobrze. Zgadzam się — powiedział. — Czy ma pani jakieś podejrzenia, kto to może być?
Czuł się dziwnie, rozmawiając w taki zwyczajny sposób z człowiekiem. W brązowych oczach zabłysła nadzieja.
— Wydaje mi się, że jest to mój dawny pracodawca — ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem i z sarkazmem.
— Czy była pani niewolnicą? — zapytał łagodnym tonem Valentyn.
— Tak — zamiast kobiety odpowiedział demon. — Była niewolnicą, ale została zwolniona po odpracowaniu określonego czasu. Pomogłem jej w tym.
Spojrzał na nią w taki ciepły i przyjazny sposób, że Valentyn zaczął się zastanawiać czy kiedyś będzie tak samo patrzył na Ninę. Kobieta odwzajemniła spojrzenie.
— Bardzo mi wtedy pomógł. — posłała mu uśmiech i spojrzała na detektywa. — Mój były... właściciel to był ohydny, paskudny i brutalny demon. Ne miał skrupułów. Prał mnie za nic. Sprawiało mu to przyjemność. – wzdrygnęła się na to wspomnienie. Rickons ścisnął jej dłoń.
— Zajmie się pan tą sprawą? — zapytał Rickons.
— Tak, zajmę — odpowiedział detektyw.
Dostał wszystkie potrzebne namiary i pożegnał się uprzejmie. Spieszył się miał jeszcze kilka spraw na mieście. Jadąc przez zatłoczone miasto, był pogrążony w myślach o Ninie. Czuł coś do tej uroczej kobiety. Czuł, że jest wyjątkowa. Coś go w jej stronę ciągnęło, ale ona ostatnimi czasy stała się wobec niego zdystansowana i nieufna. Nie miał pojęcia co się działo. Wypełniała obowiązki bardzo wzorowo. Nie miał jej nic do zarzucenia.
Czy nadal rozpamiętywała tamte złe wydarzenia? Nie miał odwagi jej o to zapytać.
Często kiedy wracał do domu kobieta już spała.
Valentynowi zdarzało się zaglądać do niej i po prostu patrzeć jak śpi.
Próbował rozmawiać z Niną, ale kobieta odgrodziła się od demona. Nie dopuszczała go do siebie. Widział czasami ból i wstręt z jakim na niego patrzyła. Valentyn wtedy czuł się naprawdę źle. Nie wiedział, co jeszcze może zrobić, by przekonać ją do siebie. Czuł się bezradny.
Wreszcie postanowił porozmawiać z nią na ten temat. Okazja nadarzyła się niebawem.
Był późny wtorkowy wieczór. Nina siedziała na parapecie, rozmyślała. Wpatrywała się w kropelki deszczu za oknem.
— Cześć, możemy porozmawiać? — zapytał siadając obok na parapecie.
Udał, ze nie widzi jak się wzdrygnęła.
Demon milczał przez dłuższą chwile.
— Nina, ja nie wiem..... Nie wiem jak mam zacząć — powiedział zmieszany. — Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Chciałbym abyś wybaczyła mi to co się między nami stało. Chciałbym abyś mi zaufała.
— Zaufać tobie? — wyszeptała nie patrząc na niego. — Jakoś nie potrafię.
— Dlaczego? — zapytał zaskoczony. — Co mam zrobić byś mi wybaczyła i byśmy zaczęli od nowa.
— To przestań mnie krzywdzić — rzuciła i ostrożnie zeszła z parapetu. — Wtedy może uda mi się zapomnieć.
Nina oddaliła się powoli. Valentyn odniósł wrażenie jakby coś ją bolało.
----------------------------------------------
Po wydarzeniach z Ognistym Ptakiem Zemsty, Nina zdystansowała się jeszcze bardziej. O ile to było w ogóle możliwe. Miała mętlik w głowie. Musiała się uporać z wiedzą jaką posiadała o swojej mniemanej przeszłości, innym wcieleniu. Do tego jeszcze doszło dziwne zachowanie demona. Od kilku tygodni Valentyn przychodził do niej w nocy. Zjawiał się i bił dziewczynę swoim batem. Nie przychodził wprawdzie codziennie, ale i tak ślady po zadawanych ciosach były bolesne i widoczne. Ukrywała je ubierając długie rękawy. Zdystansowała się do niego, nie ufała mu. Czuła, że krzywda sprawia demowi przyjemność. Każdej nocy kładąc się spać, bała się. Obawiała się go i tego chorego „tańca".
Nie mogła nikomu powiedzieć, bo on jej zabronił. Zresztą uważała, że nikt w to by nie uwierzył.
W biurze było dużo pracy ostatnio i często zostawała sama. Teraz też wszyscy gdzieś pojechali. Nina wiedziała, że ma sporo czasu do kolacji. Wypełniała sumienie powierzone sobie obowiązki. O wpół do ósmej zaczęła szykować kolacje dla nich obojga.
— Witaj, jak tam dzień? — zapytał siadając przy stole naprzeciwko.
Spojrzała na Valentyna z niedowierzaniem i wstrętem. Opanowała się szybko i odpowiedziała spokojnie:
— Dobrze. U ciebie?
— U mnie też w porządku. Mam nadzwyczaj dziwną sprawę. Pomagam jednemu demonowi i jego przyjaciółce. Zastanawiałem się...
Nina wyczuła w głosie mówiącego wahanie. Spojrzała w jego stronę i zapytała:
— Nad czym się zastanawiasz? — nauczyła się całkiem dobrze udawać. Całe ciało pulsowało tępym bólem.
— Widzisz, oni są ze sobą bardzo zżyci — Zauważyła, że jest tym faktem zaintrygowany — Zastanawiałem się czy między nami tez tak kiedyś będzie.
Zaskoczyła go jej reakcja. Nina zaczęła się śmiać. Nieprzyjemnie.
— Czemu się śmiejesz? Co ja takiego powiedziałem? — czuł się dziwnie nieswojo.
— My nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi. — powiedziała to z nutą goryczy, stanowczo i pewnie.
Valentyn patrzył na dziewczynę osłupiały. Wstała powoli jakby była cała obolała i wyszła z kuchni
----------------------------
(****)Tej nocy pogoda była paskudna, padało i grzmiało. Nina zasnęła, ale nagle została obudzona. Stał nad nią Valentyn jak zwykle z batem w dłoni.
— Wstawaj i klękaj! — rozkazał.
Wstała powoli, podeszła do ściany i uklękła. Za oknem panowała burza. Co rusz błyskało. Ciało Niny było pełne ran po poprzednich razach. Zamknęła oczy i przygotowała się na kolejne tortury. Teraz było tak samo jak wcześniej. Czuła jak przez jej ciało przepływa ogień, ból i strach. W powietrzu unosił się zapach krwi spływającej po cele i wsiąkającej w posadzkę.
Chwycił Ninę za włosy i wywlókł z pokoju. Spostrzegła schody. Szarpnął mocnej, krzyknęła i została pociągnięta do łazienki na dole. Wrzucił ją do wanny odkręcił prysznic z lodowatą wodą. Leżała twarzą do dna. Ruszał się jej jeden z dolnych zębów, a w ustach miała krew. Krzyknęła w konwulsjach, gdy lodowaty strumień zalał jej poranione ciało. Odbierała to jako porażenie prądem.
— Proszę, proszę przestań! — krzyczała, gdy została gwałtowne odwrócona na plecy.
— Cichutko — szepnął jej do ucha.
Zaczął lać lodowatą wodę na jej nogi, wędrował powoli w górę. Kiedy dodarł w intymne miejsce, zdarł majtki i odkręcił gorącą wodę. Ból mieszał zmysły, paraliżował ciało i umysł. Pozostawał tylko on. W nieskończoność. Straciła przytomność.
Leżała nieprzytomna w wodzie zabarwionej czerwienią. We własnej krwi.(***)
Kiedy odzyskała przytomność, leżała sama w wannie. Było ciemno. Czuła przenikliwy ból w całym ciele. Powoli usiadła w wodze. Miała zawroty głowy. Ninę paraliżował strach, nigdy dotąd nie przeżyła czegoś takiego. Kiedy poczuła się pewnie, wyszła, opierając się o ścianę.
Co ma zrobić? Nie może nikomu o tym powiedzieć, nikt jej nie uwierzy.
Upadła i na czworakach dostała się do drzwi. Wymacała włącznik światła i nacisnęła go. Zamrugała kilka razy. Gdy obraz oczyścił się z łez i stał się wyraźny, spojrzała na swoje nagie ciało. Całe poranione i ociekające krwią. Głębokie, cięte rany. Zatkała sobie dłonią usta. Widok był porażający.
Musiała być w szoku, bo nie odczuwała bólu. Miała wrażenie, że patrzy na siebie z góry. Zdawała sobie sprawę, że taki stan nie będzie trwał długo.
Podeszła do szafki gdzie znajdowała się apteczka. Wyciągnęła z niej duże, żółte pudełko. Otworzyła ją i poczuła zapach olejku do opalania i błota. Krzywiąc się przy każdym ruchu, nabrała gęstej, lepkiej maści i zaczęła sobie wcierać w ranny, które przestały krwawić. Następne sięgnęła po bandaż i rozwinęła go na podłodze. I położyła się na nim. Gdy tylko to uczyniła on owinął się jej na klatce piersiowej, dopasowując idealnie i kojąc obolałe ciało.
Wstała, jęknęła i zdjęła duży, czarny ręcznik. Owinęła się nim szczelnie. Kiedy była pewna, że nie upadnie, ruszyła do przodu. Płakała. Powoli wracało czucie. Przy każdym ruchu czuła ból w całym ciele. Ignorowała go jednak. Nie miała ochoty o tym myśleć. Nie chciała myśleć o tym co chciałby zrobić Valentynowi za to jak z nią pogrywa. Nie była taka. Nie była już mściwa. W poprzednim wcieleniu posiekałaby go na kawałki, ale nie teraz. Teraz była inna. Nie chciała więcej krwi i przemocy.
Po wszystkim otworzyła drzwi i powoli wyszła. Weszła po schodach. Wszędzie panował mrok. Udała się do swojej sypialni. Ubrała się i wyszła. Podeszła do biurka i zapaliła lampkę. Poszperała. Gdy na biurku nie znalazła notatnika Valentyna, otworzyła jeszcze szafkę w biurku. Tak jest. Czarny, skórzany notes. Wzięła go szukając numeru doktor Zuku.
— Dobra, jest — mruknęła, podniosła suchawe i wykleciła numer. Serce było jej jak zwariowane.
Czekała kilka sygnałów i gdy już myślała, że kobieta nie odbierze w słuchawce odezwał się zmęczony głos:
— Słucham?
— Dobry wieczór — głos jej drżał.
— Kto mówi? — zapytała wyraźnie zaniepokojona i zirytowana.
— Nina, Nina od Valentyna — odpowiedziała kobieta coraz bardziej zdenerwowana. — Potrzebuję pomocy! — wydusiła.
Osunęła się nieprzytomnie z krzesła.
— Przyjedź do szpitala. — powiedziała — Nina? Nina? Jesteś tam?!
--------------------------
Zuku zaniepokojona dziwnym telefonem Niny chciała się wyrwać ze szpitala. Lecz byłoto niemożliwe. Zadzwoniła do Valentyna, ale jego telefon pozostawał głuchy.
--------------------------
W tym samym czasie Valentyn i jego przyjaciele siedzieli przed domem przyjaciółki klienta. Padał rzęsisty, zimny deszcz ze śniegiem.
— Rany, ale nudy — stwierdził Silvan. — Nic się nie dzieje. Jedzmy do domu. Jestem zmęczony.
— Przestań marudzić — powiedzieli jednocześnie Valentyn i Hexa.
Zamilkli i dalej obserwowali mieszkanie klientki. Mieszkała w jednym z bloków na przedmieściu. Kobieta spała w sypialni. Było cicho i spokojnie. Kilku pijaków szło chwiejnie śpiewając jakąś głupią piosenkę. Poza tym nic się nie działo. Nagle na ulicy zapaliły się światła reflektorów samochodu.
— Rób zdjęcia — polecił detektyw Silvanowi.
Z pojazdu wyszła jakaś wysoka, szczupła kobieta. Miała na sobie wyzywający, skąpy strój i ostry makijaż. Wyglądało na to, że jest prostytutką. W samochodzie za kierownicą siedział ktoś jeszcze. Jednak nie był zbyt dobrze widoczny w ciemności.
-------------------
Witajcie,
Oto wreszcie udało mi się zalogować. Nie wiem, jakiś głupi błąd mi wyskiwał. :( Już myślałam, że kolejne konto stracę....!
A teraz, co do tej części rozdziału. To jest dość mroczny i okrutny. Gdy go pisałam kilka lat temu, miałam w sobie dużo złości i gniewu. I tak wyszło, że się wyżyłam. Pisząc go miałam dużo satysfakcji, ale gdy się czyta ten zaznaczony fragment, to miałam dreszcze. A jak Wy? Jakie mieliście odczucia? Czy przeczytaliście, czy przewiniliście dalej?
Dziękuje za wszelkie gwiazdki i komentarze. Do zobaczenia za tydzień.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro