Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z koszmaru wybudziło mnie głośne i natarczywe walenie do drzwi mojego tymczasowego pokoju. Usiadłam na materacu i przetarłam oczy.

- Można wejść!- wydarłam się na tyle głośno żeby osoba na korytarzu mnie dosłyszała. Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i do środka wpadła Erza ze swoim firmowym uśmiechem na twarzy.

- Przebieraj się szybko i idziemy.- rzekła.

- Gdzie?- ziewnęłam starając się otrząsnąć z resztek koszmaru.

- No jak gdzie, wracamy do Magnolii, a teraz idź się przebrać i spakować!- rozkazała.

- Dobrze, dobrze już idę.- wydostałam się z pod kołdry, chwyciłam swoją torbę i weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w krótkie czarne spodenki, czarną bluzkę na ramiączka, poprawiłam bandaże od nadgarstka aż do ramienia niestety nie zasłaniając wszystkich tatuaży bo kończyły się na prawej łopatce dlatego zarzuciłam na siebie moją ulubioną czarną pelerynę z kapturem która sięgała mi do kostek. Myjąc zęby przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Czarne kosmyki bezwładnie opadały na czoło i miętowo-srebrne oczy. Przepłukałam twarz, wytarłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki w tym czasie zakładając torbę na ramię. Tytania przez chwile lustrowała mnie wzrokiem.

- Dobra zakładaj buty, a potem zejdź na dół.- rzuciła odwracając się do drzwi i wychodząc.

Westchnęłam, usiadłam na materacu spod którego wyciągnęłam czarne, wysokie koturny o okrągłych czubkach. Włożyłam je, zapinając srebrzyste klamerki wokół kostek. Podniosłam się z łóżka i wyszłam z sypialni wpadając na jakiegoś chłopaka.

- Patrz gdzie leziesz dzieciaku.- warknął blondyn z blizną pioruna na oku.

- Przepraszam.- rzuciłam obojętnie, wyminęłam go i szybkim krokiem zeszłam po schodach, a za sobą usłyszałam jeszcze poirytowane warknięcie. Przed wejściem do baru stały Lucy i Erza. Szkarłatno włosa pomachała do mnie, a ja skierowałam się w ich stronę.

- Ciebie też tak wcześnie wyciągnęła z łóżka?- zapytałam się blond magini.

- Niestety tak, a miałam taki przyjemny sen.- rozmarzyła się dziewczyna. Zazdroszczę...

- Oj tam, nie marudźcie.- rzekła Tytania i spojrzała ponad moje ramie.- Wreszcie, ile można było na Was czekać!?- w tym momencie podeszli do nas Natsu i Gray.

- Przepraszam, ale ten koleś strasznie długo siedział w łazience.- mag lodu wskazał smoczego zabójcę.

- Teraz to wszystko na mnie, Ty głupia mrożonko!?

- Oj, przymknij się płomyczku.- warkną chłopak i wyszedł przed bar, a w jego ślady poszły obie dziewczyny.

- Ja ci pokarzę, ty głupolu.- wycedził przez zęby wiśniowo włosy wychodząc z baru, bez zastanowienia ruszyłam za nim.

Na dworze stał średni powóz zaprzęgnięty w dwa konie przy których Erza rozmawiała z małą granatowo włosom dziewczynką która tłumaczyła skąd ona i jej biała kotka go wzięły.

- Mam jechać tym czymś?!- wykrzyknął smoczy zabójca.

- Natsu stoi u wrót piekieł.- zaszydziła z niego Lucy.

-Będzie dobrze, Wendy posiada magię leczącą chorobę lokomocyjną.- rzekł Happy czyli niebieski latający kot, przyjaciel i kompan Natsu.

- Racja, na śmierć o tym zapomniałem!- powiedział rozradowany chłopak, a ja znudzona słuchaniem ich rozmowy odwróciłam się do Tytani.

- Erza ja sama wyruszam do gildii.

- Czemu? Nie chcesz z nami pojechać.

- Muszę coś załatwić po drodze.- skłamałam.

- Jak chcesz.- rzekła dziewczyna.- Miłej podróży!

- Dzięki i nawzajem.- zaciągnęłam na głowę kaptur.

***

Po tym jak się z wszystkimi pożegnałam ruszyłam tylko w sobie znanym kierunku. Idą przed siebie zastanawiałam się czy nie skorzystać z teleportacji co by zabrało mi mniej energii niż dojście na piechotę od Crocusa do Magnolii. Westchnęłam ciężko. Po mojej małej bitwie pomiędzy pierwszą opcją, a drugą zdecydowałam się na użycie magii. Rozejrzałam się i dostrzegłam mały zaułek pomiędzy budynkami, weszłam w niego i schowałam się w cieniu tak żeby nikt mnie nie zauważył. Wyszeptałam zaklęcie i chwile później byłam otoczona przez drzewa. Przy użyciu magii której nauczył mnie Zeref dowiedziałam się, że jestem na południowym krańcu Fiore, a tak w skrócie to w lesie niedaleko Magnolii. Ruszyłam nieśpiesznie w stronę miasta podziwiając przyrodę i słuchając śpiewu ptaków. Gdy tak sobie szłam w pewnej chwili usłyszałam dziwne odgłosy. Nagle z krzaków wyskoczyła siódemka mężczyzn otaczając mnie.

- Spójrzcie chłopacy kogo my tu mamy.- powiedział mężczyzna przede mną.- Czy panienka przypadkiem się nie zgubiła?- rzekł w moją stronę z lekkim rozbawieniem w głosie. Praktycznie każdy z nich wyglądał tak samo, podarte ubrania, brudne twarze i sztylety w rękach, lecz jeden z rabusiów się wyróżniał. Jego wygląd wskazywał na 17 lat. Miał dużo ran na nogach i rękach, nie miał broni, a na jego twarzy gościła udręka.

- Jak chcesz wyjść z tego lasu żywa to oddaj nam wszystkie pieniądze jakie posiadasz.- lider grupy wycelował we mnie broń szczerząc zęby w uśmiechu.- A było by smutno gdyby taka ładna dziewczyna musiała zginąć!

- Ja raczej zastanowiła bym się nad tym kto tu zginie.- rzuciłam obojętnie.- Tym bardziej nie oddam wam niczego.

- Coś ty powiedziała smarkulo.- wkurzył się mój rozmówca.- Dawaj kasę albo żegnaj się z życiem dzieciaku.

- Nie była bym tego taka pewna.- uśmiechnęłam się lodowato, odpięłam pelerynę która spadła na ziemię razem z torbą i rozerwałam bandaż z mojej prawej ręki. Nie czekając dłużej rabusie zaatakowali.- No wiecie panowie, siedmiu na jedną to nie jest uczciwie.- mój uśmiech stał się jeszcze bardziej lodowaty. Najszybciej dotarł do mnie chłopak, gdy zamachnął się na mnie pięścią wystawiłam rękę przed siebie i teleportowałam się za niego. Zdziwiony tym nie zdążył zareagować gdy uderzyłam go w twarz, po czym wbił się w najbliższe drzewo z głośnym jękiem. Pozostała szóstka zatrzymała się w miejscu i spojrzała na chłopaka. Jeden z mężczyzn krzykną w moją stronę.

- TY MAŁA..., ZAPŁACISZ ZA TO!

- Wątpię.- uśmiechnęłam się z obłędem w oczach, pokazując moje prawdziwe emocje i wyciągnęłam przed siebie prawą dłoń.- Zakazana magia – wieczne cierpienie!- krzyknęłam, a tatuaże na mojej ręce zalśniły czarnym światłem. Po sekundzie szóstka moi przeciwni klęczała trzymając się za głowy i krzycząc z bólu.

- COŚ...TY...IM...ZROBIŁA?!- wykrzyczał w moją stronę fioletowo włosy nastolatek który wcześniej oberwał ode mnie w twarz i jako jedyny z całej siódemki nie został zaatakowany moim zaklęciem.

- Nie martw się, męka tych istot nie potrwa długo.- zaśmiałam się pod nosem i wyszczerzyłam do niego zęby po czym zwróciłam swoją twarz w stronę klęczących. Przez dłuższy czas patrzyłam z rozbawieniem na cierpienie mężczyzn. Fioletowo włosy zdążył się w tym czasie pozbierać z pod drzewa, a ja machnęłam dłonią tak jak bym odpędzała muchę i ciała nieżywych rabusiów opadły bezwładnie na ziemię. Odwróciłam się do chłopaka.

- Jeśli chcesz żyć to odejdź stąd i nikomu nie mów co się tu stało, bo gdy usłyszę, że ktoś o tym wie to cię znajdę, a wtedy gwarantuje ci identyczną śmierć.- wskazałam na ciała mężczyzn. Nic nie mówiąc chłopak z przerażeniem uciekł w głąb lasu. Opanowałam swoje emocje, odwróciłam się i pstryknęłam palcami, a ciała stanęły w ogniu. Uklękłam przy mojej torbie i zaczęłam w niej grzebać szukając zapasowych bandaży. Gdy je znalazłam zabandażowałam sobie prawą rękę, zamknęłam torbę narzucając ją na ramię i podniosłam się z ziemi chwytając pelerynę.

- Super, cała w kurzu i trawie.- westchnęłam i potrzepałam materiałem. Gdy nadawał się do użytku narzuciłam go na ramiona, zapięłam klamerkę pod szyją i zaciągnęłam kaptur na głowę.

***

Kiedy wydostałam się z lasu ruszyłam w stronę Magnolii. Budynki były przyozdobione balonami i różnokolorowymi serpentynami, a na chodniku walało się konfetti. Idąc wzdłuż uliczkami miasta duża liczba ludzi przyglądała mi się z niekrytym zaciekawieniem. Rozmyślając na różne tematy dotarłam do centrum Magnolii czyli Katedry Kardia. Rozejrzałam się zagubiona po czym podeszłam do pierwszej lepszej osoby czyli do jakiejś kobiety z dzieckiem.

- Przepraszam, panią.- kobieta się do mnie odwróciła.- Gdzie mogę znaleźć gildię Fairy Tail?

- Musi pani obejść katedrę i iść ciągle przed siebie.- rzekła z życzliwym uśmiechem.

- Mamo, mamo, a jak dorosnę to będę mógł dołączyć do Fairy Tail.- zapytał się podekscytowany chłopiec którego matka pogłaskała z czułością po błękitnych włoskach, a ja kucnęłam przed nim i odsłoniłam swoją twarz tak jak i lewe ramie pokazując znak gildii.

- Gdy tylko dorośniesz i nauczysz się magii to wtedy na pewno Cię przyjmiemy.- uśmiechnęłam się do dziecka które podeszło i dotknęło mojego czarnego znaku na ramieniu.

- Łał... ale fajne.- rozmarzył się, a ja poczochrałam go po włosach i wstałam.

- Dziękuję.- powiedziałam z uśmiechem do kobiety, a chłopiec pociągnął mnie za płaszcz.

- Jak się nazywasz?- zapytał z ciekawością.

- Akio trochę szacunku.- skarciła go matka nadal z czułością wymalowaną na twarzy.

- Nic się nie stało.- uspokoiłam kobietę.- A odpowiadając na twoje pytanie nazywam się Morgana i całkiem niedawno dołączyłam do tej gildii.- rzekłam do chłopca, uśmiechając się.

- Miłego dnia życzę.- powiedziałam do kobiety, naciągnęłam na siebie pelerynę i ruszyłam w stronę Fairy Tail, gdy odchodziłam czułam jeszcze przez chwilę zafascynowany wzrok chłopca. Po 20 min byłam już na miejscu. Przede mną znajdowała się wielka kamienna budowla z 3 piętrami, a na samym czubku mieścił się złoty dzwon. Przeszłam przez otwartą bramę i stanęłam przed drzwiami do gildii. Popchnęłam je lekko przekraczając próg budynku. Wszystkie twarze zwróciły się ku mnie. Ignorując ten fakt podeszłam do baru przy którym stała Mira i niska fioletowo włosa dziewczyna o zielonych oczach.

- Cześć.- powiedziałam w stronę fioletowo włosej ściągając kaptur.- Jestem Morgana.

- Miło mi cię poznać ja jestem Kinana, Mirajane już mi o Tobie mówiła.- uśmiechnęła się do mnie.

- A właśnie Mira.- zwróciłam się do białowłosej.- Wiesz gdzie można znaleźć jakieś mieszkanie do wynajęcia?

- Oczywiście, na przykład możesz zamieszkać w Fairy Hills.

- Fairy Hills?

- Tak, to żeńskie dormitorium, gdzie mieszka większość członkiń Fairy Tail.

- To miło, a gdzie je znajdę?

- Mieści się ono na wzgórzu niedaleko naszej gildii. Jak poczekasz do końca mojej zmiany to cię zaprowadzę.- uśmiechnęła się do mnie białowłosa.

- Hmm... nie, pójdę tam sama, a tak przy okazji gdzie jest Erza, Gray, Lucy, Natsu i Happy?

- Erza i Gray poszli na misję z Wendy i Carlą, a Natsu, Lucy i Happy pojechali na misję do miasta Doromud.

- Dzięki z informację.- rozejrzałam się dookoła.- Chyba już pójdę.

-To do zobaczenia.- wysłałam uśmiech do dziewczyn i odwróciłam się w stronę wyjścia.

- Poczekaj.- krzyknęła za mną Kinana.- Jutro do naszej gildii przychodzą członkowie Sabertooth.

- Dobra.- odpowiedziałam wzruszając ramionami i skierowałam się do wyjścia. Po otworzeniu drzwi uderzyła mnie fala chłodnego wiatru, a moje ciało przeszył dreszcz. Odetchnęłam powietrzem wolnym od zapach alkoholu i ruszyłam w stronę wcześniej wymienionego Fairy Hills. Po 10 min stałam już przed wielkim ceglanym budynkiem. Bez zbędnego zastanowienia się weszłam do małego holu i na powitanie wpadłam w Cane czyli gildyjną pijaczkę.

- Oj... przepraszam.- powiedziałam do dziewczyny.

- Nic się nie stało.- Cana pomogła mi się podnieść z podłogi.- A tak w ogóle to co ty tu robisz Morgana?

- Ja...ymm...chciałam wynająć jakiś pokój, tylko nie wiem jak to zrobić.- powiedziałam niepewnie.

- Jak chcesz to mogę ci pomóc w kwestii wynajmu.- powiedziała mi dziewczyna.

- Dzięki, z chęcią przyjmę tę ofertę.- uśmiechnęłam się w stronę Cany która chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła w nieznanym mi kierunku. Po drodze dowiedziałam się trochę nowych rzeczy o gildii i jej członkach, a także o mieszkankach dormitorium.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro