Rozdział 13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Wszystko jest na sprzedaż

Choć nie chcemy

To świat nas zmusza"


Dorożka mknęła przez ośnieżone ulice dawnej stolicy Norwegii, Trondheim. Według Komuiego działy się tu rzeczy związane z innocence, choć to musieliśmy dopiero potwierdzić. Na razie były to jedynie pogłoski, które zebrali poszukiwacze. Oprócz mnie tę misję dostali Krory i Lavi, oczywiście razem z nami była Black.

– Jeszcze wielu rzeczy o tobie nie wiem – zagaił Lavi, czym wkurzał mnie niezmiernie.

– I się nie dowiesz – odparłam, spoglądając gdzieś za okienko w drzwiach dorożki. – To przeszłość, nie ma sensu do niej wracać.

– Największą tajemnicę już nam zdradziłaś. No weź.

– Są straszniejsze, a ja nie mam ochoty o tym rozmawiać.

Nadął policzki, kiedy znowu usłyszał ode mnie tę samą wymówkę. Całą podróż do Norwegii próbował coś ze mnie wyciągnąć na temat przeszłości, a ja go zbywałam. Nie widziałam w tym nic ciekawego, zresztą ten chłopak chyba nigdy nie słyszał, czym jest takt.

– No weź. Nigdy nic o sobie nie mówisz.

– Jesteś zbyt ciekawski. Nawet jak na egzorcystę.

– Taką mam pracę. – Posłał mi szeroki uśmiech.

Westchnęłam. Naprawdę nie chciałam wracać do tamtych czasów, kiedy musiałam lawirować pomiędzy byciem ofiarą a drapieżcą. Zresztą ulica już taka była, wyciągała z ludzi to, co najgorsze, zwyczajny instynkt przetrwania, który poświęci wszystkich tylko po to, by przetrwać.

Było jeszcze jedno, o czym doskonale wiedzieli. Kim jestem, kim mogę się stać. Niby miałam wybór, ale co to za wybór, skoro każda ze stron i tak prędzej czy później będzie próbowała mnie zabić. Śmierć. Tak mi bliska, a tak daleka. Towarzyszyła mi od zawsze, byłam jej narzędziem, aż w końcu upomniała się i o mnie. To tylko kwestia czasu.

– Vivian?

Spojrzałam na Laviego pytająco.

– Jeśli nie chcesz, nie mów.

– I tak ciągasz mnie ciągle za język – prychnęłam.

– Po prostu nie chcę cię urazić.

– Nic mi nie będzie.

– Ciągle to robisz. Udajesz, że nic cię nie rusza, a przecież ty też masz uczucia.

– Życie nauczyło mnie, że obojętność i wrogość są najlepszą ochroną przed ludźmi. Nikt nie chce rozmawiać z takimi dziećmi.

– Takimi?

Uśmiechnęłam się gorzko.

– Takimi, które zrobią wszystko, żeby przetrwać. Mówi się, że dziewczyny mają łatwiej. Zwłaszcza te ładne. – Lavi przełknął nerwowo ślinę. Czyżby myślał, że mnie to nie spotkało? – Świat ulicy to świat twardej gry. Jeśli odpuścisz, ktoś inny na tym zyska. Nieważne, co poświęcisz w zamian.

Krory i Black nie uczestniczyli w tej rozmowie, lecz przysłuchiwali się równie uważnie. W sumie mało mnie to obchodziło, co mogą sobie o mnie pomyśleć. Taka była smutna prawda i dawno to zaakceptowałam.

Lavi westchnął.

– To dlatego taka jesteś. Skrzywdzili cię.

– Nie rób ze mnie męczennicy. To się zdarza. Nie ma, o czym mówić.

Zdawało się, że rudzielec chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie dorożka zatrzymała się i wysiedliśmy przed posterunkiem policji. I całe szczęście, bo jeszcze chwila, a skończyłoby się to źle dla pewnego natręta.

Dookoła było cicho. Nienaturalnie cicho. Nie tego się spodziewałam po lekturze dokumentów od Komuiego, a przez te kilka godzin tekst nie zatarł się zbytnio w mojej pamięci.

Teraz nasze podróże wyglądały inaczej. Nie tłukliśmy się przez pół Europy pociągiem czy statkiem, ale używaliśmy Arki. Sekcja naukowa nie potrzebowała już pomocy Muzyka do otwierania bram, robili to naprawdę nieźle, więc oszczędzaliśmy mnóstwo czasu.

Oficer policji prowadzący sprawę przyjął nas, o dziwo, bardzo życzliwie. Przez cały czas zerkał na Black, która jak na złość nie spuściła wzroku ze mnie. Jakbym miała właśnie coś odwalić, też coś. Mimo to nawet sprawnie opowiedział nam o morderstwach mężczyzn, przy których wciąż pojawiał się biały kruk. Nietypowe stworzenie. Do tego motyw rabunkowy stanowczo odpadał, a ofiar nic nie łączyło prócz zadanych ran. Te jednak były dość powierzchowne, więc trudno było powiedzieć, co naprawdę było przyczyną śmierci.

Nie bardzo mi tu pasowało innocence, ale to nie ja o tym decydowałam. W końcu z jakiegoś powodu Komui nas tu przysłał, choć nie sądzę, by był szczęśliwy, kiedy przyprowadzimy mu egzorcystę-mordercę z pociągiem do młodych mężczyzn, których w Zakonie jest od groma.

– Kruk może i jest biały, ale gdzieś musimy zacząć szukać.

– Przecież to oczywiste. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Zaczniemy od miejsca zbrodni.

– Chcesz iść na cmentarz? – zapytał Krory.

To były chyba jego pierwsze słowa, odkąd w ogóle Komui zebrał nas na odprawie. Nie żebym potrzebowała jego wkładu w dyskusję.

– Zmarli nic ci nie zrobią, to żywych należy się obawiać – odparłam i ruszyłam raźnym krokiem przed siebie.

Dzięki wskazówkom policjanta szybko znaleźliśmy interesującą nas nekropolię. Od samej bramy czułam, że jesteśmy obserwowani, ale nic nie mówiłam. Równie dobrze mogły to być zwyczajne hieny cmentarne, jak i przeciwnik, z którym będziemy musieli się zetrzeć.

W końcu dostrzegłam wskazówkę. Na jednym z ośnieżonych nagrobków leżało białe pióro. Podejrzewam, że dla większość ludzi było zupełnie niewidoczne, ale ja zwracałam uwagę nawet na takie szczegóły. Gdy tylko je podniosłam, odkryłam dwie rzeczy. Pierwsze, że nie było ono pomalowane, więc naprawdę istniał biały kruk. Drugą był powidok energii typowej dla innocence. Sama nie wiedziałam kiedy, ale od pewnego czasu wyczuwałam innocence w pobliżu.

Z rytmu wybiło mnie znajome swędzenie przekleństwa.

– Akumy!

Same dwójki i ze dwie trójki nie stanowiły jakiegoś większego wyzwania. Po bitwach w Edo i starej Kwaterze Głównej byliśmy dużo silniejsi. Wystarczyło parę chwil, by było po wszystkim.

Wtedy dostrzegłam białego kruka. Zniszczył jedną z akum i zawrócił. Wątpiłam, żeby to zwierzę było użytkownikiem, więc ten był gdzieś w pobliżu. Nie pozwolę się zgubić, nie zamierzam tu siedzieć dłużej niż to konieczne.

Kruk nagle zawrócił i przeleciał nade mną. Za sobą usłyszałam krzyk. Lavi właśnie próbował opędzić się od kruka, który atakował zaciekle dziobem i szponami. Zupełnie bez powodu, lecz nad tym zastanawiać się będziemy później.

Zawróciłam i ruszyłam na pomoc rudzielcowi, który zdaje się, stracił zupełnie głowę w starciu z tym przeciwnikiem. W przeciwieństwie do niego doskonale wiedziałam, co robię. Kruk nie miał szans, gdy przypuściłam atak na jedno z jego skrzydeł i przyszpiliłam je do ziemi. Wrzasnął boleśnie. Zresztą nie tylko on.

Rozejrzałam się dookoła. Zza jednego z nagrobków wyłoniła się drobna postać z wykrzywioną bólem twarzą. W jej oczach dostrzegłam przerażenie i zaczęłam rozumieć.

– Odsuń się – poleciłam Laviemu.

– Ale...

– Po prostu to zrób.

Niepewnie odszedł parę kroków i dopiero wtedy dezaktywowałam innocence i wyciągnęłam stal ze skrzydła. Wiedziałam, że nie uszkodziłam go zbyt mocno, zresztą celowałam tak, aby jedynie pozbawić kruka możliwości ataku, nie żeby zrobić mu krzywdę.

Spojrzałam na dziewczynkę. Miała bardzo jasne, długie włosy zaplecione w niechlujnego warkocza i jasnozielone oczy. Wytarte łachy, które miała na sobie, wystarczająco dobrze powiedziały mi, skąd się tu wzięła.

– Nie bój się, nie chcę wam zrobić krzywdy – powiedziałam spokojnie. – Twój przyjaciel zaatakował mojego towarzysza, ale nie ma powodu, abyśmy walczyli ze sobą.

Mała stała niezdecydowana przez kilka chwil. Już stąd czułam jej strach. Kruk obok mnie podniósł się już, zakrakał jakby ze złością, lecz nie zwróciłam na niego uwagi.

– Ty też masz skrzydła – odezwała się mała. – Ale teraz ich nie masz.

– Nie są mi już potrzebne, więc zniknęły.

– Skąd je masz?

Pierwszy, nieśmiały krok.

– Urodziłam się z nimi. Jestem Vivian. A tobie jak na imię?

Drugi krok.

– Abba.

– Piękne imię.

Pozwoliłam jej podejść. Dotknęła mojego płaszcza, przyjrzała mu się uważnie, po czym wzięła kruka na ręce.

– Dlaczego uratowałaś tego rudego chłopaka? – zapytała.

– Jest moim towarzyszem.

– Jest zły.

– Zły?

– Oni wszyscy są źli. Robią krzywdę dziewczynkom.

Teraz zrozumiałam. Ruchem ręki dałam znać Black i Krory'emu, żeby nie zbliżali się bardziej, bo nie chciałam wystraszyć Abby. Bez tego wyglądała na zalęknioną.

– Nie wszyscy są źli – odparłam. – Wielu jest takich, którzy wykorzystują słabych. Uważają, że to ich siła, ale to nieprawda. Ja takich też nie lubię. Są też tacy, którym warto chociaż trochę zaufać.

Mała patrzyła na mnie bardzo uważnie. Aż czułam się nieswojo. Chwilę później wyciągnęła rękę do mojego policzka, do którego sięgnęła, gdy tylko kucnęłam. Dotknęła śladu po przypaleniu.

– Jesteś taka sama – powiedziała cicho.

– Mnie też się to zdarzyło.

Kruk zakrakał cicho.

– Auren mówi, że chyba warto ci zaufać.

– Auren to imię twojego przyjaciela? – zapytałam. – Przedstawię ci swoich. Ten rudy to Lavi. Bardzo dużo gada, ale tak jest niegroźny. Ten z białym loczkiem to Krory. Boi się wszystkiego. Dziewczyna obok to Sharon.

Abba popatrzyła na nich, ale nic nie powiedziała. Wyglądało jednak na to, że się rozluźnia.

– Wiesz – kontynuowałam – przyjechaliśmy tutaj dowiedzieć się, kto zabijał tych mężczyzn. Przynajmniej to oficjalna wersja, ale tak naprawdę szukamy ludzi takich jak my. Z pewnymi zdolnościami. Jak moje skrzydła czy twój dar porozumienia z Aurenem. Nazywamy to innocence, a takich ludzi egzorcystami. Myślę, że mogłabyś nam pomóc.

Nie czułam się dumna z myślą, że zaciągam do tej wojny małą dziewczynkę, ale czy miałam inny wybór? Wątpiłam, czy Abba da sobie radę przeciwko akumom czy Noah, poza tym w Zakonie będzie miała chociaż dach nad głową i ciepłą strawę. Zresztą i tak musieliśmy ją zabrać, a lepiej, żeby poszła z nami po dobroci. Nie chcę jej krzywdzić.

– Ja?

– Ty i Auren. Jeśli chcecie.

– Ale nie zamknięcie nas?

– Absolutnie. – Roześmiałam się. – Tam, skąd przyszliśmy, jest jak w domu. Wszyscy się ucieszą na twój widok.

– Przecież mnie nie znają.

– Można powiedzieć, że innocence czyni z nas rodzinę. Ucieszą się, że rodzina nam się powiększyła o taką śliczną dziewczynę. Możesz się dużo nauczyć. Zresztą Lavi ci wszystko opowie. Jest w tym dobry.

Abba uśmiechnęła się i kiwnęła głową, choć wyglądało na to, że nie zamierza się ode mnie odrywać. Najwyraźniej nadal nie wierzyła w dobre intencje chłopaków, co mnie wcale nie dziwiło. Cokolwiek przeżyła, sprawiło, że nie potrafiła im tak po prostu zaufać. To nic, miała czas, żeby to zmienić.

– To co? Idziemy? – zapytałam.

Kiwnęła głową i złapała mnie za rękę. Auren tymczasem usadowił się na jej ramieniu, co wyglądało nieco komicznie. W końcu Abba była bardzo drobna. Sama wystawiłam mu rękę.

– Jak masz ochotę, zapraszam. Będzie wygodniej – powiedziałam, nic sobie nie robiąc z tego, że mówię do kruka.

Kruki to inteligentne ptaki, a ten z pewnością mógł dorównywać inteligencji ludziom, skoro w jego ciele znajdowało się innocence. Szczegóły jednak pozostawiłam na później, z pewnością Komui i sekcja naukowa będą w stanie powiedzieć coś więcej.

Auren przyjął zaproszenie. Swoje ważył, ale nie narzekałam. Za to Lavi zaczął opowiadać, gdy tylko ruszyliśmy w drogę powrotną. Wolałam się nie odzywać, bo nie miałam aż takich dobrych doświadczeń z Zakonem, ale to ja, córka Noah.

Nim dotarliśmy do punktu, w którym mieli nam otworzyć Arkę, przekleństwo zapaliło bólem. Przez to strąciłam Aurena ze swojego ramienia. Lavi zamilkł w pół słowa.

– W porządku? – zapytał.

– W pobliżu jest jakiś Noah.

Miałam nawet przeczucie, który dokładnie, ale tego nie musiałam mówić na głos. I tak wszyscy zamarli. Nie byliśmy w korzystnej sytuacji, żeby z którymkolwiek walczyć.

– Abba, idź z Lavim i resztą – poleciłam. – Niedługo do was dołączę.

– Nigdzie nie idziesz, a na pewno nie sama – odezwała się Black.

– Będziesz mi tylko przeszkadzać. Nie ucieknę mu, jeśli będę musiała chronić też ciebie. A jeśli mnie dorwą, też nie będzie wielkiej szkody.

Nie zamierzałam się z nią teraz o to kłócić. Owszem, wiedziałam, że pewnie właśnie wbijam gwoździe do własnej trumny, ale jakoś nie potrafiłam nie robić nic. Nie chcę sprowadzać Noah w pobliże nowej Kwatery ani ryzykować, że skrzywdzi Abbę, która była z nas najsłabsza. Zresztą Black w tym przypadku też jest tylko balastem.

– Wrócę niedługo.

Nie czekałam na ich kolejne słowa, ale puściłam się biegiem, mając nadzieję, że wróg skupi się na mnie. Przedstawiałam większą wartość niż pozostali egzorcyści. To nie tak, że się nie bałam, ale jeśli zginę, większej tragedii nie będzie.

Złapał przynętę. Tyki Mikk. Dostrzegłam go kilka ulic dalej, szedł spokojnie w moją stronę z wyrazem zadowolenia na parszywej gębie. Pewnie nadal myślał, że cokolwiek ugra, ale nie zamierzałam dać się schwytać.

Nie spodziewałam się, że pojawi się tuż za mną.

– Witaj, królewno. Co robisz tu sama?

Zaatakowałam, po czym uskoczyłam i puściłam się biegiem. Wiedziałam, że lada chwila reszta zniknie z Trondheim, wtedy będę mogła skupić się na zgubieniu tego kretyna. Walka z nim w tej chwili nie miała żadnego sensu. Nie zamierzałam na to pozwolić, więc kluczyłam, mając nadzieję, że w końcu go zgubię. I nie pozbędę się przy okazji własnego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro