Rozdział 98.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Don't speak

I know what you're thinking

I don't need your reasons

Don't tell me 'cause it hurts"


Obudziłam się tak, jak zasnęłam – na podłodze pod drzwiami, nadal w sukni z balu. Szybko wrócił zły humor spowodowany sceną z Kandą w roli głównej. Nie chciałam już o tym myśleć, analizować własnych uczuć, bo inaczej zwariuję. Muszę po prostu wrócić do codziennego życia, a on niech robi, co chce. Jego problem.

Wstałam z podłogi i ściągnęłam z siebie ubranie. Suknie została na środku, raczej mi się już nie przyda, a poza tym nie zwracam uwagi na takie rzeczy. Byłam zmęczona, całe ciało bolało i miałam ochotę zejść na dół do łaźni. Wzięcie długiej kąpieli z pewnością poprawiłoby samopoczucie mojego ciała. Problem był taki, że nie chciało mi się wychodzić z pokoju. Byłam zbyt leniwa i zadowoliłam się długim, ciepłym prysznicem. Nie został na mnie ślad balu, z łazienki wyszła ta codzienna ja. Suknię kopnęłam w kąt jak niepotrzebną szmatę. Spojrzałam na zegarek. Było dawno po śniadaniu. Zastanawiałam się, czy pozostali już wrócili. Powinni, choć nie wiem, czy chciałam ich widzieć. Zwłaszcza Kandę.

Stołówka była pusta tak, jak się spodziewałam. Jedynym zaskoczeniem była czwórka moich wczorajszych towarzyszy przy naszym stole. Wyglądali okropnie, zwłaszcza chłopcy. Squalo patrzył tępo w kubek z kawą, a Lavi wyłożył głowę na stół. Jedli późne śniadanie, więc do nich dołączyłam.

– Główki bolą, co panowie? – zapytałam, uśmiechając się złośliwie.

– O tym to się nikt nie zająknął – jęknął Lavi. – Czuję się, jakby stado słoni po mnie przeszło.

– Przejdzie ci. Trochę snu, długa kąpiel, kawa i będziesz jak nowonarodzony.

– Czemu wyszłaś wcześniej? – zapytała Hikari. – Coś się stało?

– Nie, po prostu źle się poczułam – skłamałam.

Nie chciałam im o tym mówić. Jakoś źle bym się czuła z wiedzą, że znają prawdę. Zresztą trochę się boję ich reakcji, w końcu Kanda miał być ze mną.

– To czemu nic nie powiedziałaś? Wrócilibyśmy z tobą – powiedziała Lenalee.

– Dobrze się bawiliście, więc nie chciałam was martwić. To w sumie nic wielkiego, dałam sobie radę.

– Kanda powinien się tobą zająć – mruknął Squalo.

– Kanda nie jest opiekuńczym typem człowieka. Zresztą nie był mi potrzebny. Wrócił już w ogóle?

– Nie, na pewno nie z nami ani wcześniej. Sami się zastanawiamy, gdzie jest – odparła Kiri. – Przez chwilę myśleliśmy, że jest z tobą, ale przy bramie powiedziano nam, że już wróciłaś. Sama.

– Wróci. Pewnie Leverrier go przytrzymał. – Wzruszyłam ramionami.

Resztę śniadania przesiedzieliśmy w ciszy. Zlitowałam się i nie narażałam bolącej głowy Laviego na wrzaski Squalo, zresztą Superbi nie wyglądał najlepiej. Najwyraźniej alkohol w większych ilościach mu nie służy.

Nie skończyliśmy jeść, gdy dostaliśmy wezwanie do Kierownika. Najwyraźniej chciał raportu z tej „misji". Chłopcy nie byli zadowoleni, chcieli spać, a nie mogli. Ledwo namówiłam Squalo na tę wyprawę. Przynajmniej później będziemy mieć go z głowy. Złożyliśmy naczynia i poszliśmy do gabinetu Komuiego. Czekała tam na nas niespodzianka: Leverrier z Black i Kanda. Na widok tego ostatniego zrobiło mi się niedobrze. Unikał mojego spojrzenia. Nie wiedział, czy powiem o jego eskapadzie. Mogłabym mu tym mocno nabruździć i z chęcią bym to zrobiła, gdyby nie druga strona medalu – zostałam wzgardzona jako kobieta, upokorzył mnie. Do tego nie miałam ochoty się przyznawać.

– Usiądźcie – polecił Komui.

Usiadłam na sofie obok Squalo, co było dziwne. Zazwyczaj unikamy takich sytuacji, ale dzisiaj chciałam odgrodzić się od przykrych rzeczy, a Włoch był niegroźny na kacu.

– Zachowaliście się bardzo dobrze – odezwał się Leverrier. – Hrabina była wami oczarowana.

– W to nie wątpię – stwierdziłam. – Przecież wszyscy egzorcyści są czarujący, prawda, Kanda?

Wtedy pierwszy raz na mnie spojrzał. Mierzyłam go wściekłym wzrokiem, mając ochotę go podręczyć. Wszyscy na niego spojrzeli, więc kiwnął głową, zgadzając się ze mną. Wykrzywiłam usta w delikatnym, złośliwym uśmieszku.

– Szczerze mówiąc, trochę się obawiałem o wasze zachowanie – kontynuował Leverrier – ale niepotrzebnie. Martwi mnie tylko jedno: twoje wcześniejsze wyjście, Wiwianno.

Nie miałam złudzeń, że się nie dowie. Ktoś musiał mu prędzej czy później donieść, liczyłam się z tym, ale kłamstwo było już gotowe.

– Poczułam się gorzej, nie chciałam nikomu przerywać zabawy, więc wróciłam do Kwatery Głównej – odpowiedziałam.

– Zatrułaś się czymś?

– Możliwe, że alkohol mi zaszkodził. To się czasem zdarza.

– No tak, zwłaszcza w waszej sytuacji. Mam nadzieję, że to nic groźnego.

– Proszę się nie martwić. – Uśmiechnęłam się uspokajająco.

Komui obserwował mnie z uwagą. Sam chciał, żebym się nie zaczynała z Leverrierem, a teraz się dziwi. Zresztą ta sytuacja nie mogła zwracać uwagi, to przecież tylko gorsze samopoczucie. Nikt nie powinien drążyć tematu.

– Jest jeszcze jedna rzecz, o której musicie wiedzieć. Hrabina zmieniła zdanie i postanowiła przekazać Czarnemu Zakonowi innocence. – Dopiero teraz zauważyłam naszyjnik w ręce Kandy. – Wykonaliście dobrą robotę.

– Zwłaszcza niektórzy – mruknęłam pod nosem.

To mnie wkurzyło jeszcze bardziej. Ciekawe, że nagle hrabina zmądrzała. Zbieg okoliczności?

– Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. – Usłyszałam jeszcze Leverriera. – Komui, zostawiam ich pod twoją opieką.

– Oczywiście, inspektorze.

Leverrier i Black poszli, miejmy nadzieję, że wrócili do siebie. Czułam wściekłość pod skórą, nawet przekleństwo zaczęło reagować. Rozmasowałam rękę, żeby się jakoś uspokoić. Przede wszystkim nie patrzyłam na Kandę, bo to by mnie nakręciło i chyba bym zaatakowała.

– Cieszę się, że wszystko poszło dobrze – odezwał się Komui. – I jeszcze szczęśliwe zakończenie w sprawie innocence.

– Tak, mamy naprawdę dużo szczęścia – odezwałam się z jadem.

– Vivian, czy ty się aby na pewno dobrze czujesz? Przy Leverrierze byłaś słodka jak miód, a teraz odreagowujesz?

– Zwracam tylko uwagę, że jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami. Olśniliśmy hrabinę swoim urokiem osobistym i osiągnęliśmy cel. Można by pomyśleć, że mogłoby być tak za każdym razem – wyjaśniłam niewinnie.

– Dobra, nieważne. Zwalę to na karb zmęczenia. Idźcie odpocząć. Kanda, nie zapomnij zanieść innocence do Hev.

– Właśnie – rzuciłam, wstając. – Hev będzie się martwić, jeśli innocence do niej nie dotrze.

– Vivian, nie nakręcaj się – rzucił Lavi.

Wzruszyłam ramionami i wyszłam z gabinetu. Byłam zbyt wściekła, żeby wracać do siebie. Istniała możliwość, że coś rozwalę. Postanowiłam wyjść na zewnątrz i tam odreagować.

– O co ci chodzi, Noah? – Usłyszałam za plecami.

Zmusiłam się, żeby odwrócić się i na niego spojrzeć. Wciąż miał na sobie strój z balu, naszyjnik w jego dłoni był dowodem tego, co zrobił.

– O nic – warknęłam.

– O nic? A ta zagrywka u Komuiego? Usiadłaś obok tego białowłosego durnia, żeby coś zademonstrować? I to zwracanie się do mnie. Chodzi ci o to?

Nawet nie potrafił tego nazwać. Prychnęłam ze śmiechem.

– Nie chodzi o sam fakt, bo możesz sobie robić co i z kim chcesz. Nic mi do tego. Ty po prostu jesteś hipokrytą i to mnie drażni. Wracasz ze swoim pryncypałem jak zwycięzca i nic się nie stało.

– To czemu nie odezwałaś się przy nich, zamiast urządzać jakieś gierki? Chronisz moje dobre imię?

– Rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę. Jesteś gorszym hipokrytą niż ja. Gdybym wywinęła taki numer, nie dałbyś mi żyć, szybko wszyscy wokół dowiedzieliby się, że sprzedałam się za innocence. Wiesz, czemu cię nie sprzedałam? Czekam na odpowiedni moment, szmaciarzu.

Odwróciłam się i poszłam. Nie mogłam na niego patrzeć bez obrzydzenia. Nie miałabym życia na jego miejscu, ale najwyraźniej, kiedy on sprzedaje się za innocence, to wszystko jest w porządku. Idiota. Nie ma słów, które oddałyby moją wściekłość na niego. Już pal licho, co zrobił, ale przyniesienie innocence przesądziło sprawę. Nie można zabraniać innym tego, co się później samemu robi – to hipokryzja.

Włóczyłam się po lesie przez resztę dnia. Nie chciałam towarzystwa, jedzenia, nie obchodziła mnie pogoda. W końcu większość wściekłości przeszło, ale to nie oznaczało, że zmienię swój stosunek do Kandy. Stracił w moich oczach resztkę godności, a człowiek bez godności jest niczym. I tak właśnie potraktowałam Japończyka, gdy mnie potrącił w drzwiach stołówki. Zignorowałam go, jakby nie istniał. Z takimi ludźmi nie zamierzał mieć do czynienia.

Lavi i Squalo wyglądali dużo lepiej niż rano. Wyspali się, wykąpali i wrócili do siebie. Zapach z kubka szermierza rozdrażnił moje zmysły.

– Nie za późno na kawę? – zapytałam.

– Nie było komu umyć mi pleców, więc czymś muszę się wspomagać – odparł ze swoim głupim uśmieszkiem.

– Masz rację, nie doszedłeś jeszcze do siebie, bo ten tekst był żałosny. – Uśmiechnęłam się złośliwie.

– Czyżbym w twoim rankingu przestał być żałosny?

– Żałośni są hipokryci, głośne rybki zaliczam do głupców i przestań, bo psujesz mi apetyt.

Nie miałam ochoty na słowne przepychanki ze Squalo. W tym momencie nie obchodził mnie zakład i robienie z niego debila.

– Dobrze wiedzieć, że jest ktoś gorszy ode mnie. – Usłyszałam.

– Rybko złota, to nie robi cię bardziej atrakcyjnym i zamknij się wreszcie, bo twoje teksty dzisiaj naprawdę mnie drażnią.

Zostawiłam na talerzu na wpół niedojedzoną kolację i odniosłam naczynia. Nie czułam się głodna, a miałam dość obecności innych w swoim towarzystwie. Wróciłam do siebie i położyłam się spać wyjątkowo wcześnie jak na mnie, ale cóż miałam innego do roboty?

***

Abba obserwowała siedzącą w bezruchu Vivian. Dziewczyna trwała tak od kilku godzin i mała zaczęła się o nią martwić. Widziała, że coś gryzie egzorcystkę od balu, na którym byli trzy dni temu. Kanda też był nie w sosie, przegonił ją z sali treningowej i udawał, że wszystko jest w porządku.

Abba zbliżyła się do Vivian i wgramoliła się na kolana dziewczyny. Zwróciła tym na siebie uwagę.

– Co jest, maleńka?

– Czemu jesteś smutna?

– Nie jestem. Po prostu się zamyśliłam. Wracaj do swoich obowiązków.

Dziewczynka ruszyła do drzwi niezadowolona z efektów swoich prób. Nie rozumiała, dlaczego dorośli tak bardzo komplikują sobie życie. Przecież sami zawsze powtarzają, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Tym razem z pewnością jest tak samo, trzeba im tylko trochę pomóc. Abba postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i zaczęła szukać Alexa. Miała plan, ale tylko chłopiec mógł jej w tym pomóc.

Znalazła go na jednym z pięter, siedział na gzymsie i wydawał się medytować nad czymś. Zwolniła, trochę się go bała zwłaszcza, że poszukiwacze opowiadali o nim niestworzone rzeczy. Jednak Vivian go lubiła, więc nie mógł być aż taki zły.

Wspięła się na gzyms i usiadła obok niego. Alex spojrzał na nią krótko, zastanawiając się, co ulubienica Vivian może od niego chcieć.

– Mam sprawę – odezwała się w końcu.

– Nie widzę powodu, żebym miał ci pomagać.

– Chodzi o Vivian. Od kilku dni jest smutna, ale nie chce powiedzieć dlaczego.

– Moje innocence na nią nie działa. Źle trafiłaś.

– Ale możesz odczytać Kandę – powiedziała szybko. – Bo to musiało być coś pomiędzy nimi, bo on też się dziwnie zachowuje.

– Vivian powtarza, że nie powinienem używać innocence na innych egzorcystach.

– Ale to dla ich dobra. Przecież nie chcesz, żeby Vivian była smutna.

Abba korzystała z tego, co podpatrzyła u Walker i starała się tak zmanipulować Alexa, żeby jej pomógł. Była przekonana, że to bardzo dobry pomysł. Chłopak natomiast nie był tego samego zdania, obawiał się, że dziewczyna będzie zła, kiedy dowie się, co zrobił. Z drugiej jednak strony Abba trafiła w sedno – nie chciał, żeby Vivian była smutna. Nie potrafił zmazać jej smutków jak w przypadku innych ludzi, ale jeśli ktoś sprawił jej przykrość i on może nakłonić odpowiednimi uczuciami tę osobę do przeprosin, to może warto spróbować.

– No, dobra. Powiem ci w sekrecie, że Kanda ma w sobie ostatnio dużo złości – odezwał się w końcu.

– Jest zły na Vivian?

– Nie, na siebie. To widać wyraźnie, gdzie jest ukierunkowana. I czuje się czemuś winny.

– Ciekawe, co zrobił.

– Nie wiem. Idź do Hikari, ona odczytuje wspomnienia.

– Ale można założyć, że Kandzie jest przykro, bo zrobił coś, przez co Vivian jest smutna?

– Tak.

– A możesz go nakłonić, żeby ją przeprosił? Proszę, proszę, proszę.

– Spróbuję, ale z Kandą jest trudno. Łatwo się orientuje, że na niego oddziałowuję.

– Ale robimy to, żeby Vivian nie było smutno.

Alex spojrzał na rozmówczynię i aktywował innocence. Bardzo łatwo ją odczytał, była szczera i nie ukrywała uczuć. Zależało jej, żeby pomiędzy tamtą dwójką było dobrze, kochała ich oboje równo mocno. Czuł jednak, że zadanie nie będzie takie proste, a jeszcze mu się przez to oberwie.

***

Kanda jakoś nie pojawiał się w zasięgu mojego wzroku od naszej pamiętnej rozmowy, gdy nazwałam go szmaciarzem. Może poczuł się tym urażony, może mu wstyd. Nie wiem, ale chyba lepiej, że tak jest. Emocje mogą opaść, a życie wrócić do normy. Chociaż czy może być tak jak przedtem? Straciłam do niego resztki szacunku, już jest inaczej. Może nie kłułoby mnie to tak w oczy, gdyby nie fakt, że zrobił coś, za co by mnie piętnował. Przecież wiem, jak bardzo nienawidzi takiego szafowania własnym ciałem. Złamał swoją ideologię, więc jak szanować takiego człowieka? Za co? Myślałam, że wyżej się ceni. Czy innocence jest tyle warte? Który Kanda jest prawdziwy? Ten, z którym miałam styczność na co dzień czy ten z balu? Skąd to drugie oblicze? Dlaczego? Wykorzystał fakt, że wpadł w oko hrabinie? Czy Kanda byłby do tego zdolny? Nie wiem. Myślałam, że go znam mimo kręcenia i gierek. Teraz już nie wiem.

Zatrzymałam się na skraju polanki Japończyka. Nie było go tam, tylko wiewiórki hasały wśród trawy. Usiadłam pod drzewem. Nie czekałam na niego, po prostu miałam dość spacerowania, a tu było pusto. Słońce świeciło intensywnie, ciepłe powietrze poruszało się lekko, przez co liście szumiały od czasu do czasu.

Nie wiem, czy chcę znać odpowiedzi na swoje pytania. Gdybym mogła odwrócić czas, nie poszłabym tam i wszystko byłoby w porządku. Wolałabym nie wiedzieć, w jaki sposób otrzymaliśmy innocence. Przeszłości jednak nie można zmienić, trzeba ją po prostu zaakceptować albo zapomnieć. Tylko czy potrafiłam? Czy jestem w stanie patrzeć na Kandę bez obrzydzenia i automatycznego przypominania sobie tamtej sceny?

Usłyszałam jego kroki. Wolałabym, żeby odszedł, ale to ja nie mam prawa tu być. To jego miejsce. Zmusiłam się do wstania i ruszenia w głąb lasu. Nie chciałam konfrontacji.

– Noah, poczekaj.

Zatrzymałam się na dźwięk jego głosu. Chciał rozmawiać? Walczyć? Tłumaczyć się? Nie dowiem się tego, jeśli ucieknę. Powoli odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego. Poczułam wstręt.

– Czego chcesz? – warknęłam.

– To nie wyszło tak jak powinno. Tamta sytuacja... – Zamilkł na chwilę. – Należą ci się wyjaśnienia.

– Nie wiem, czy chcę tego słuchać – odparłam.

Kanda dziwnie się zachowywał. Jakby nie był pewny, co mówi. Przyglądałam mu się z uwagą.

– Co ja w ogóle gadam?

– Ktoś po prostu chce, żebyś mnie przeprosił. – W końcu zrozumiałam.

Tym razem Abba przesadziła. Minęłam zdezorientowanego Kandę i ruszyłam do budynku. Nie musiałam zbyt długo szukać. Siedzieli w świetlicy, niby odpoczywając. Ja już im dam odpoczynek.

– Tu jesteście. – Zwróciłam na siebie ich uwagę. – Aż dziwne, że nikt się nie zastanawiał, dlaczego razem. Alex, dezaktywuj innocence.

Chłopiec spuścił wzrok. Już wiedzieli, dlaczego przyszłam. Wykonał polecenie.

– Podejrzewam, że to był twój pomysł, moja panno – zwróciłam się do Abby.

– To było dla was. Byliście rozdrażnieni i chciałam pomóc – wytłumaczyła, spuszczając pokornie głowę.

Tym razem pokazowa skrucha nie przejdzie. Muszą zostać ukarani, inaczej nie zrozumieją, co zrobili.

– I uznaliście, że będzie najlepiej, kiedy Kanda mnie przeprosi, tak? A może to nie on nabroił, co?

– Alex go odczytał.

– No, oczywiście. Tego mogłam się spodziewać. Ile razy mam powtarzać, żebyś tego nie robił?

– Przepraszam. Nie chciałem, żebyś była smutna. Jesteś bardzo zła?

– A nie powinnam? Złamaliście wszystkie możliwe zasady życia tutaj. Nie możecie decydować za innych, co mają czuć i co robić przez to. Nie po to masz innocence, Alex. A ty, Abba, powinnaś już rozumieć, że cokolwiek dzieje się pomiędzy mną a Kandą, ciebie nie dotyczy i nie odbije się na tobie.

– Vivian, przepraszam. Myśmy chcieli dobrze.

– To teraz pójdziecie do Kandy i go przeprosicie za grzebanie mu w uczuciach.

– Ale on będzie zły – zaprotestowała Abba.

– Chyba ma do tego prawo, prawda? To on powinien zdecydować, czy jest mi winny przeprosiny czy nie. No już, zmykajcie. Nie ma taryfy ulgowej.

Wyszli ze świetlicy ze spuszczonymi głowami. Japończyk pewnie już jest wściekły za manipulację jego uczuciami, ale dzieciaki musiały ponieść konsekwencje swoich działań. Inaczej nigdy się nie nauczą.

Opadłam z westchnięciem na fotel. Doceniałam ich troskę, ale przesadzili. To tak jakby kazali Squalo mnie pokochać, żebym wygrała zakład. Takie zachowania są nie fair. Alex nie może nadużywać swoich zdolności, jak mu się podoba. Nie po to je dostał.

– Potraktowałaś ich ostro. – Usłyszałam i odwróciłam spojrzenie na drzwi.

– Musiałam, Komui. Nie mogą bawić się innocence według własnego uznania. Słyszałeś wszystko?

– Większość. Wysyłanie ich do Kandy, żeby się przyznali, jest trochę okrutne. Zwłaszcza dla Abby.

– Wiem, ale muszę być konsekwentna. Przynajmniej następnym razem dwa razy zastanowią się nad taką akcją.

Kierownik usiadł naprzeciw mnie. Chyba szykował się do dłuższej pogawędki.

– O co właściwie poszło z Kandą, że dzieciaki się tym zainteresowały? – zapytał.

– Spięcie ideologiczne. Nic takiego.

– A jednak ignorujesz jego obecność.

– Po prostu nie podoba mi się to, jak podchodzi do swoich własnych poglądów. Stracił przez to mój szacunek.

– Wydaje się poważne, ale pewnie nie zdradzisz mi szczegółów.

– Nie chcesz ich znać. Poza tym to sprawa Kandy. Przynajmniej wie, że nie ma prawa nazywać mnie gorszą hipokrytką, niż sam jest – zakończyłam temat.

– Mam nadzieję, że wyjaśnicie to sobie zwłaszcza, że razem pracujecie. Nie chcę, żebyście przez to wpadli w kłopoty podczas misji.

– Nie martw się. Jesteśmy profesjonalistami.

Czas do wieczora szybko mi zleciał. Udało mi się zauważyć, że dzieciaki dostały ostrą reprymendę od Kandy. Abba chodziła z nosem na kwintę, miałam nadzieję, że Japończyk nie przeholował. Należało im się, ale bez przesady. W końcu chcieli dobrze, a że źle dobrali metody działania, to już inna sprawa. Komui też ich wezwał, więc pewnie dowiedzą się także Tiedoll i Nine. Zresztą Alex powinien być mądrzejszy, jest starszy od Abby, więc oczekuje się po nim pewnej dojrzałości, a nie takich zagrań. Reszta nie jest już w mojej gestii, to należy do dowództwa.

Postanowiłam przewietrzyć się przed snem. Spacer był zbyt ryzykowny, ktoś mógłby się doczepić, a potrzebowałam odrobiny samotności. Było tylko jedno miejsce, gdzie mogłam na to liczyć – dach. Nikt tam się nie pojawiał prócz Kandy, ale wiedziałam, że medytuje w jednej z sal treningowych, więc będę miała spokój.

Teren wokół Kwatery Głównej zmienia się po zmierzchu. Dokładnie widać odległość dzielącą nas od właściwego Londynu, bliżej nie ma żadnych ludzkich siedzib. Zresztą lepiej, mamy spokój. Las wokół gwarantuje teren do treningów i wiele kryjówek dla samotnych przemyśleń. Nocą zaś żyje swoim życiem. Odgłosy lasu koją moje nerwy, przynoszą spokój i lepiej się po tym śpi.

Zamknęłam oczy i skupiłam się na oddychaniu nocnym powietrzem. Myśli przepływały chaotycznie przez moją głowę, nie porządkowałam ich, nie zatrzymywałam się przy żadnej, pozwalając im odejść. Chciałam spokoju, zapomnienia, a przypomniała mi się rozmowa z Komuim dziś w świetlicy. Zależało mu na tym, żebym pozwoliła pracować Kandzie ze sobą. O to chodziło. Czyżby nie wiedział, że Japończyk donosi na mnie Leverrierowi? A może wie, a mimo to na to pozwala? Ciekawe. Komu Kanda na mnie donosi? Ale tak naprawdę. Leverrier musi mu ufać, skoro nie mam obserwatora jak Allen. Czyżby robił na dwa fronty i mnie chronił? Nie, to niemożliwe. Zbiera tylko informacje i przekazuje te użyteczne.

– Długo zamierzasz tu sterczeć? – warknęłam.

– Zastanawiam się, dlaczego jeszcze nikomu nie powiedziałaś.

– A tego chcesz? A może Leverrier wie, jak jego piesek zdobył innocence?

– Nie jestem psem Leverriera – warknął. – Będziesz mnie tylko obrażać czy może wreszcie posłuchasz?

– Słuchaj, Kanda. Straciłam do ciebie szacunek, więc nie wymagaj ode mnie posłuchu.

– Nie zrobiłem tego dla innocence – powiedział dobitnie. – Nie umawiałem się z nią na innocence. Rano po prostu mi je dała.

– Dlaczego mi się tłumaczysz? – zapytałam. – Alex znowu coś kombinuje?

– Nie, to nie przez dzieciaki. Po prostu boczysz się o coś, czego nie było. Zrobiłem to z całkiem innych pobudek, nie dla innocence.

– Powiedzmy, że ci wierzę. Pewnie nie powiesz mi, dlaczego całkowicie mnie zignorowałeś i poszedłeś się pieprzyć z inną. Nieważne. Mogłeś mną jednak nie gardzić. Wystarczyło powiedzieć, że wychodzisz. Nie obchodzi mnie, czy było ci z nią dobrze. Mogłeś po prostu przez moment poudawać, że mnie widzisz.

– To ty mnie zostawiłaś – przypomniał.

– Miałam inne wyjście? Wiesz, nawet ja pragnę odrobiny zainteresowania zwłaszcza od kogoś, kto poszedł ze mną na ten pieprzony bal. Ty oczywiście nic. Gdy jesteśmy sami, zaczynasz te swoje gierki, a tam nie zdobyłeś się nawet na jeden głupi taniec ze mną. Tak jakby mnie tak w ogóle nie było. Kobiety nie lubią, kiedy się nimi gardzi.

Przez moment milczeliśmy, patrząc na siebie. Wierzyłam, że niesłusznie nazwałam go „szmaciarzem", ale chyba miałam prawo. Tak to wyglądało, więc co miałam sobie pomyśleć? Że wszystko jest w porządku? To jednak nie wyjaśnia, dlaczego mnie tak potraktował. Wystarczyła odrobina zainteresowania i byłoby po sprawie.

Wstałam z zamiarem powrotu do pokoju. Chciał tu być, a ja nie miałam ochoty na jego towarzystwo.

– Tylko o to ci chodziło? – zapytał.

– Nie jestem zabawką, która nie myśli i nie czuje, więc mnie tak nie traktuj.

Obserwował mnie w milczeniu. Nie wiem, co miał w tym momencie na myśli, ale wyglądał na lekko skruszonego.

– Przeprosiny przyjęte – powiedziałam i zostawiłam go samego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro