Rozdział 45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Powiedz mi i jak mam w to wszystko uwierzyć? 

Powiedz mi i jak wierzyć?"


– Cholerne de ja vu – warknęłam tuż po przebudzeniu.

Dość bolesnym. Opuszki wciąż rwały bólem, do tego to, czym mnie uśpili, sprawiło, że pękała mi głowa. Nastrój do reszty zepsuł mi widok mężczyzny w fotelu naprzeciw mnie.

– Wybacz, że w ten sposób, ale nie było innego wyjścia.

– Powinnam cię zabić, Cross.

Zapalił papierosa. Normalnie oaza spokoju. Do pokoju wszedł młody blondyn. Niebieskie oczy wyrażały szacunek. Arthur, bo tak miał na imię uczeń Crossa, przyniósł kolację. Popatrzyłam z pogardą na zbuntowanego generała. W porównaniu do swojego ucznia wyglądał kwitnąco. Chłopak miał wymalowane na twarzy zmęczenie ciężką, fizyczną pracą. Najwyraźniej zastąpił Allena w dbaniu o długi swojego mistrza.

– Drugiego ucznia też tak wykorzystujesz? – zapytałam.

– Jakoś się nie skarżyła.

Nie skarżyła? Czyli dziewczyna. Jestem pod wrażeniem. Cross się rozwija. Nie dość, że w każdym mieście ma kochankę, to teraz jeszcze jedną wozi ze sobą. Ciekawe, ile ma lat.

– Rzygać mi się chce na twój widok – warknęłam.

– Zamierzasz mnie obrażać całą noc?

– Sam mnie porwałeś. Zamierzam stąd wyjść. I to w tej chwili.

– Nie wydaje mi się, żebyś to zrobiła. A teraz jedz.

Nalał mi wina. Nie ruszyłam się. Patrzyłam na niego gniewnie. Jeśli wydaje mu się, że mnie upije, a potem wykorzysta, to się grubo myli.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytałam.

– Nie mogę cię zobaczyć?

– Cóż za troska – sarknęłam.

– Jedz teraz. Porozmawiamy później.

– Po tym, jak mnie upijesz? Czy po tym, jak mnie wykorzystasz?

– Nie ufasz mi, Wiwianno.

– A dziwi cię to?

– Byłaś w Erfurt?

– Byłam. Widziałam się z tą twoją małolatą. Widzę, że lubisz młode dziewczyny.

– Wszystkie kobiety są warte miłości. Eliza była w twoim wieku, kiedy tam byłem.

– A nie wygląda. Skąd miałeś te listy?

– Od twoich rodziców. Czternasty prosił, aby je ukryć. Bał się, że rodzina Noah dowie się o Annie. Był tam też list od Many.

– Czytałam go.

– Miałem ci go przekazać, ale nie mogłem cię znaleźć. Głównie ze względu na ten list wysłałem cię do Erfurt.

– A czemu mam zawdzięczać dzisiejsze spotkanie?

– Do tej pory nie zapytałaś o Klucz.

Wtedy usłyszeliśmy doniosłe pukanie. Wyczułam kłopoty. Arthur poszedł otworzyć. Wsłuchaliśmy się w wymianę zdań pomiędzy nim a mężczyzną, któremu Cross był winien pieniądze. Po chwili odezwał się dziewczęcy głos. Uczennica Crossa. Miała silny hiszpański akcent. Nawet jej zapewnienia nie ułagodziły wierzycieli. Zarówno ja jak i zbuntowany generał zjeżyliśmy się na niemoralną propozycję skierowaną do dziewczyny. Wstałam i weszłam do holu. Za mną podążył Cross.

– Zabieraj od niej łapy – warknęłam do mężczyzny o niezdrowo wyglądającej cerze.

Miał czarne, tłuste włosy i zapijaczone spojrzenie. Dwaj jego towarzysze wyglądali podobnie. Jeden z nich był wysokim, żylastym blondynem, drugi zaś krępym szatynem. Wszyscy trzej mieli na sobie ubranie wołające o pranie gromkim głosem. Zapewne większość czasu spędzają w podejrzanych spelunach, chlejąc i grając w karty. Nawet zawodowe dziwki nie spotykają się z takimi. Są brudni i często bez kasy.

– Widzę, że Cross otacza się kobietami. Termin mija jutro o świcie.

– Więc przyjdź jutro. A teraz wynoś się i zostaw te dzieciaki w spokoju.

– To nie ty stawiasz tu warunki, aniołku. Łatwo możesz spłacić dług Crossa.

Chwyciłam za sztylet. Z takimi trzeba twardo, bo nie rozumieją inaczej. Opanowałam grymas bólu. Zbliżyłam się do niego. Spojrzałam mu w oczy.

– Naprawdę tego chcesz? – spytałam złowrogim szeptem.

Chyba przypominałam bardziej członka Klanu Noah niż egzorcystkę z Czarnego Zakonu. Może budziły się we mnie nowe zdolności po „kochanym" tatusiu. Mężczyzna odsunął się przerażony.

– Masz rację. Przyjdę jutro – wyszeptał, drżąc.

Uciekli, aż się za nimi kurzyło. Szybciej byli na dole niż na górze. Upuściłam sztylet z jękiem bólu. Dość wytrzymałam. Arthur podniósł moją broń i podał mi ją.

– Jesteś ranna – stwierdził Cross.

– Nic mi nie jest – zaprotestowałam.

– Nie musisz kłamać. Pokaż tę dłoń.

Zanim zdążyłam się odsunąć, złapał za mój nadgarstek. Rozwinął bandaże i dokładnie obejrzał palce. Zmarszczył brwi z niezadowolenia.

– To powinno się już zagoić. Kto ci to zrobił?

– Sama to sobie zrobiłam – wyjaśniłam z niesmakiem. Nie planowałam się z nim dzielić tą wieścią, ale teraz już za późno. – Podczas walki złapałam za klingę i pocięłam dłoń.

– Elena, zajmiesz się dłonią Vivian. To prawdopodobnie nerwy. Dziwne, że się nie goją.

Skłoniła głowę przed mistrzem i zniknęła w jednym z pokoi. Arthur też się rozpłynął. Uczniowie Crossa są niczym duchy. Mają nie przeszkadzać. Generał poprowadził mnie z powrotem do salonu. Można to tak nazwać. Zwłaszcza, że było obskurne. Prędzej spodziewałabym się po nim apartamentu w „Lwiej paszczy".

– Śpisz z nią? – zapytałam złośliwie.

– Nie jest w moim typie – odgryzł się.

Nie bardzo chciał się przede mną tłumaczyć. Czuły punkt. Nikt nie lubi, jak ktoś pcha się z buciorami w jego sprawy łóżkowe. Zwłaszcza, jeśli ktoś ma sporo takich grzeszków na sumieniu. Usiadł wygodnie w fotelu i upił łyk wina. Patrzył na mnie uważnie.

– Jesteś mniej spokojna niż ostatnio – odezwał się po chwili ciszy.

Nie odpowiedziałam. Trochę się wystraszyłam, że tak łatwo zobaczył mój niepokój. Ukrywałam to przed wszystkimi. Czasem sama zapominałam o lęku. Cross był dobrym obserwatorem. Nie zamierzałam mu się jednak zwierzać. Bez żartów.

Do pokoju weszła Elena. Przyniosła miseczkę z jakimś płynem o słodkim zapachu. Ustawiła ją przede mną na stoliku.

– Zanurz w tym dłoń. Powinien ułagodzić ból.

– Zaufaj jej. Jest doskonałą zielarką. Potrafi przygotować antidotum na każdą znaną ludziom truciznę.

Spojrzałam na dziewczynę. Wyglądała na piętnaście, może szesnaście lat. Była piękna. Długie czarne włosy zaplotła w staranny warkocz. Końcówki podkręcały się delikatnie. Ciemnobrązowe oczy błyszczały mądrością i pokorą. Jej ciemna karnacja kontrastowała z jasną, prostą sukienką. Wygląd i sposób zachowania wyraźnie wskazywały na to, że pochodzi z Hiszpanii. Była świetnym kąskiem dla takiego kobieciarza jak Cross. Nie wierzę, że się do niej nie zalecał.

Delikatnie ściągnęła resztę bandaży i rękawiczkę. Spojrzała na czerwonego węża lekko przestraszona.

– Przeklęta przez smoka – szepnęła.

– To wąż – odparłam, obserwując ją.

– Wiem. Babcia opowiadała mi o przeklętych przez smoka. Nie myślałam, że spotkam kogoś takiego. Ma to chronić osobę przed przyszłymi grzechami. Ktoś musiał panienkę bardzo kochać, skoro panienkę przeklął.

Pamiętałam dokładnie tamtą noc. Co z tego, że mnie chroni, jak mogę nim zrobić komuś krzywdę? Zwłaszcza teraz.

Dziewczyna włożyła moją dłoń do mikstury. Poczułam ulgę. Mimo jej słów uśmiechnęłam się do niej.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – Ruchem dłoni odesłał Elenę z pokoju.

– A pytałeś o coś? – Udawałam niewiniątko.

– Powiedziałem, że jesteś mniej spokojna niż ostatnio.

– To było stwierdzenie. – Błyskotliwa uwaga nie zrobiła na nim wrażenia.

– Nie odpowiedziałaś.

– Wydaje ci się. Jestem spokojna.

– A jednak coś cię trapi.

– Moje zmartwienia nie powinny cię interesować.

– Mana powierzył mi opiekę nad tobą.

No, nie. Za ojca chce mi robić? Śmiech na sali.

– To było dawno temu – stwierdziłam chłodno. – Do tej pory nie próbowałeś brać za mnie odpowiedzialności.

– Więc chyba czas to zmienić.

– Zbyt wiele nie możesz zrobić poza Zakonem.

– Trochę jednak mogę. – Nie poddał się tak łatwo.

Odwróciłam od niego wzrok. Gardziłam nim. Nagle sobie przypomniał o dawno złożonej obietnicy. Pytanie, co chciał tym osiągnąć. Jeżeli jakieś własne cele, niech zapomni. Dziwne, że teraz brał za mnie odpowiedzialność.

– Chodzi o Centralę? – zapytał.

– Od ostatniego naszego spotkania trochę im podpadłam.

– Nie dziwię się. Leverrier chciałby cię kontrolować za wszelką cenę.

– Jeśli jestem Kluczem, to moja zdrada zostanie ukarana śmiercią.

– Rozmawiałaś z kimś o Kluczu?

– Kronikarz mi trochę powiedział. Także o tym, że Zakon wiedział o mnie. Od ciebie.

Spojrzałam na niego oskarżycielskim wzrokiem. Od dawna mnie to gnębiło. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Skoro był przyjacielem Czternastego, to dlaczego poinformował swoich przełożonych o moim istnieniu? Zdradził przyjaciela? Był tak samo zdradliwy jak rodzina Noah? A może po prostu to było zadanie do wykonania? Oszukał braci Walkerów?

– Pewnie myślisz, że zrobiłem to przeciwko twojemu ojcu – odezwał się cicho. – Tak nie było. Czternasty zmienił się po poznaniu Anny, a jeszcze bardziej po informacji o jej ciąży. Jasna strona w nim wygrała. Chciał zmienić świat, żebyście były bezpieczne.

Prychnęłam wściekle. Kłamał. Przecież to było grubymi nićmi szyte. Czternasty to Noah. Był zły. To naturalne.

– Milenijny jest chory na punkcie przepowiedni o Kluczu – kontynuował, nie zważając na wściekły wyraz mojej twarzy. – Bał się, że to dziecko narodzi się bez jego wiedzy. Gdyby wiedział o tobie wcześniej, Anna mogłaby zginąć. Czternasty był pewien, że Zakon zagwarantuje ci bezpieczeństwo. Poprosił więc, abym zaniósł do Kwatery Głównej wiadomość o twoich narodzinach. To dla ciebie wypowiedział Milenijnemu posłuszeństwo i wyzwał go na pojedynek. Chciał zająć jego miejsce, żeby was chronić.

Wzruszyła mnie ta historia. Absurd. Cross myśli, że głupia jestem? Chciał podbić moje serce opowieścią o wielkiej miłości mojego ojca do mnie? Bzdura. Nie wierzę w ani jedno jego słowo. Czternasty chciał władzę dla siebie. Byłby taki sam jak Kreator.

– Nie zaprowadziłeś mnie do Zakonu – powiedziałam cicho.

– Przestało być tam dla ciebie bezpiecznie.

– Co masz na myśli?

– Nie pytaj. Lepiej, żebyś nie wiedziała.

Milczałam. Cross był dość tajemniczy w tej sprawie. Wiedziałam, że wcześniej w Zakonie różnie traktowano egzorcystów. Świetnym przykładem jest tu Lenalee. Coś mi jednak mówiło, że generał wspomniał o czymś znacznie gorszym. Przyglądał mi się uważnie, jakby chciał wybadać moją reakcję. Miałam jeszcze większy mętlik w głowie. To, co powiedział o Czternastym, stawiało mojego ojca w całkiem innym świetle. Pisał tak piękne listy do mojej matki. Zapewniał w nich o swojej miłości. Cross też podkreślał, że Czternastym kierowało uczucie. Jak taki człowiek mógł być zły? Ktoś mógłby ulec temu złudnemu urokowi. Nie wierzyłam w to. Czternasty nas zostawił. Nie był przykładnym ojcem i wspaniałym mężem. To tylko Noah, który narozrabiał. Musiałam za to płacić. Zakon... Już nie wiem, co mam o nich myśleć. Chcieli mojej zguby czy mojej pomocy? Czy miałam coś cennego, co mogło im pomóc? Czy może coś, co może ich zniszczyć? Wszystko kręciło się wokół sprawy Klucza. Dręczyło mnie to. Bałam się wyboru drogi. Nagroda dla jednej ze stron tej wojny. Śmierć. Tylko ona była pewną drogą. Trzecią i nieodwracalną.

– Wiesz coś o Lidze Cieni? – zapytałam, stawiając wszystko na jedną kartę.

– Skąd znasz tę nazwę? – Jego głos stał się twardy.

Spojrzenie także miał nieprzychylne. Jakbym zrobiła coś złego. Teraz nie mogłam się już wycofać. Musiałam brnąć w to dalej.

– Podczas podróży z generałem Tiedollem spotkałam mężczyznę, który zaproponował mi przejście do Ligi. Skąd mnie znał?

– Upatrzyli sobie ciebie na nowego członka. Mogłem się tego spodziewać. Mam nadzieję, że nikomu nie mówiłaś o tym spotkaniu.

– Tylko generał Tiedoll wie. Dlaczego mam o tym nie wspominać?

– Gdyby Leverrier się o tym dowiedział, byłabyś już martwa. Egzorcystom nie wolno przechodzić do Ligi.

– Dlaczego? Liga nie działa po tej samej stronie co my? – zapytałam coraz bardziej zdziwiona.

Już sama reakcja Tiedolla była podejrzana, choć nie zamierzał mi niczego wyjaśniać. Cross też wydawał się nie tyle, co przerażony myślą, że mogłabym zostać członkiem Ligi, ale mocno zaniepokojony samym faktem, że wiem o jej istnieniu.

– Działa. Tępi jednak całą nieprawość świata bez wyjątku. Również to, co robią ludzie Zakonu.

– Nie rozumiem.

– Jeszcze dziesięć lat temu Liga i Czarny Zakon współpracowały bardzo blisko. Tamci szkolili egzorcystów, a niektórych przyjmowali we własne szeregi. Jedna z egzorcystek, Lean, przeszła do Ligi. Ta dała jej więcej niż Zakon. Odkąd pamiętam, ta dziewczyna łaknęła przygód. Miała złote serce. Całkiem przypadkiem odkryła ściśle tajny eksperyment Zakonu. Okrucieństwo wobec dzieciaków, będących obiektami badań, zszokowało ją i pchnęło do działania. Chciała ich stamtąd zabrać do Ligi. Leverrier dowiedział się o planach Lean. Nasłał na nią oddział Kruków. Zabili ją. Od tego czasu Zakon zabronił egzorcystom szkolić się w Lidze. Nie wolno nam nawet o niej mówić.

– A te dzieci? – zapytałam.

– Po jakimś czasie doszło do tragicznego wypadku i eksperyment został zamknięty. Nie pytaj mnie o szczegóły, bo nie znam ich. A ty nie powinnaś wiedzieć. Zaszkodziłabyś sobie i jednemu z egzorcystów.

– Kim on jest? Tylko nie mów, że nie wiesz.

– Nie powiem ci tego. Narobiłabyś sobie kłopotów tą wiedzą. Poza tym wydaje mi się, że ten egzorcysta nie chce do tego wracać.

Westchnęłam. Miałam pewne podejrzenia, co to tego egzorcysty. Cross mógł je rozwiać. Nie chciał. Miał nade mną przewagę. Niby dla mojego dobra. Marne szanse, że wyciągnę to z niego. To było wkurzające. Za każdym razem tak robił. Za to utwierdził mnie o słuszności zachowania spotkania z Cieniem w tajemnicy. Jeszcze jeden argument, żeby podpisać na mnie wyrok śmierci. Nie ma co. Nieźle się wpakowałam.

Pojawiła się Elena. Bez słowa zajęła się moją dłonią. Fachowo ją opatrzyła. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. Złapałam za kieliszek z winem. Nie bolało.

– Jesteś cudotwórcą? – zapytałam.

– Nie. Ten środek przyśpiesza gojenie się ran podskórnych i łagodzi ból. Dłoń może być przez kilka dni nieczuła na bodźce, ale za to rana się zagoi i ręka będzie sprawna jak przed zranieniem.

– Dziękuję.

– Nie ma za co. To przyjemność służyć egzorcystom pomocą.

– Sama jesteś egzorcystką.

– Jeszcze wiele czasu upłynie, zanim mój mistrz odeśle mnie do Zakonu.

– Ten dzień będzie szczęśliwy dla egzorcystów.

Dziewczyna skłoniła się najpierw przede mną, następnie przed Crossem i poszła. Na jej miejscu pojawił się Arthur. Sprzątnął praktycznie nietkniętą kolację. Nie odezwał się ani słowem. Wyglądał na wykończonego. Spojrzałam na Crossa. Nawet się tym nie przejął. Ważne, że jemu było dobrze. Uczniowie się nie liczą.

– Późno już. Prześpij się. Lepiej, żebyś nie chodziła nocą po Bukareszcie.

– Wiem. Już tu byłam.

– Więc rozumiesz. Rano wrócisz do towarzyszy.

– Po co tu przyjechałeś? – zapytałam.

– Cloud mówiła wam o szkatule?

– Tak, ale nie wiem, co jest w środku.

– Jest tam coś, co ma olbrzymią wartość dla Zakonu. Ta wiedza może być dla was ciężarem. Musi pozostać wśród generałów.

– Przyjechałeś po szkatułę?

– Nie. Chodziło tylko o dopilnowanie, żeby Zakon dostał szkatułę nietkniętą. Akumy kręcą się tu od jakiegoś czasu. Musicie bardzo uważać.

– Mówisz tak, jakbyśmy wyruszali w pierwszą misję.

– Gdyby tak było, nikt by wam nie powierzył tak niebezpiecznego zadania. Idź teraz spać.

Wstałam i podeszłam do okna. Spokój był pozorny. W ciemnych zakamarkach nie było ludzi z godnością. Wyzbyli się jej, by żyć. Czasem krótki krzyk rozcinał nocną ciszę. Nikt się tym nie przejmował. Nikt nie szedł na ratunek. Przerywali na chwilę swoje zajęcia, lokalizując źródło dźwięku, a potem wracali do przerwanych czynności. Co ich to przecież obchodziło? Każdy pilnuje swoich interesów. Prawo ulicy. Wszystko upadnie, wszystkie prawa, a to pozostanie w niezmienionej formie.

– Nie martw się o swoje bezpieczeństwo. Nie tknę cię.

– Myślisz, że ci na to pozwolę?

Spojrzałam na niego gniewnie. Uśmiechnął się niewinnie. Na inną by to podziałało, ale ja znałam te sztuczki. Nie robiły na mnie wrażenia. Żadnego.

– Masz jakieś plany wobec mnie? – zapytałam.

Nie wyglądał na zdziwionego moim pytaniem.

– Oczekiwałem tego pytania wcześniej. Zastanawiałem się, kiedy o to zapytasz.

– Nie unikaj odpowiedzi.

– Nie próbuję cię zbałamucić. Gdybym próbował, byłabyś już moja.

– Cóż za pewność siebie – syknęłam, mrużąc z gniewu oczy.

– Nie myśl, że sobie schlebiam. Wiem, że sztukę uwodzenia masz w małym paluszku, ale nie wykorzystujesz jej. Poza tym jesteś córką mojego przyjaciela. Nie śmiałbym cię tknąć.

– Jasne. Zwłaszcza, że w każdej chwili mogłabym pchnąć cię nożem.

– A było tak miło. Musiałaś przypominać ten bolesny fakt?

– Nie czaruj. Nie rusza mnie to.

– A co cię rusza?

Pokręciłam głową. Miałam dość rozmowy z nim. Zaczynała obracać się w złą stronę. Nie chcę o tym mówić. A na pewno nie z nim. Nie dam mu tej przyjemności. Mógłby to wykorzystać przeciwko mnie. I tak ma sporo nieodkrytych kart w ręce.

Cross wstał.

– Możesz spać tutaj. Znając ciebie, gdybym zaproponowałbym ci łóżko w sypialni, znalazłabyś jakiś podtekst i odmówiłabyś.

– Irytujesz mnie.

– Miłych snów.

Wyszedł z pokoju. Westchnęłam. Dzień się właśnie skończył. Nadal czułam ból głowy. Poza tym miałam więcej pytań niż przed spotkaniem z Crossem. Ściągnęłam płaszcz i ułożyłam go na oparciu sofki. Ułożyłam się wygodnie do snu, otulając się kocem. Zastanawiałam się, czy Nine i Kanda pozbyli się już wszystkich akum. Czy się o mnie martwią? Nieważne. Pewnie myślą, że się gdzieś zapodziałam. Nie szukają mnie. Przecież umiem o siebie zadbać. W końcu rano do nich dołączę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro