Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Cały styczeń jak przyszedł, tak minął, pozostawiając nam śnieg po kolana i minusowe temperatury. Moje rany dobrze się goiły i byłam w stanie nawet szybciej chodzić, nie patrząc na każdy mój ruch. I to by było na tyle rzeczy, które się zmieniły.

- Nika, radziłabym ci umyć się teraz, bo wątpię żebyśmy miały ochotę zrobić cokolwiek gdy wrócimy z astronomii grubo po pierwszej - odezwała się Lily, wychodząc z łazienki.

Kiwnęłam głową i odłożyłam swój notatnik, chowając go do szuflady. Z chwilą gdy poczułam na skórze ciepłą wodę (nie gorącą, nie chciałam podrażnić gojących się ran) mogłam się nareszcie odprężyć. Sięgnęłam po ulubiony żel o zapachu czekolady, a później umyłam włosy szamponem piernikowym. Naprawdę pachniał jak pierniczki na święta! W okresie letnim używałam takiego o zapachu lasu, a w zimie sięgałam po pierniczki.

When I find myself in times of trouble

Mother Mary comes to me

Speaking words of wisdom

Let it be

And in my hour of darkness

She is standing right in front of me

Speaking words of wisdom

Let it be

Let it be, let it be

Let it be, let it be

Whisper words of wisdom

Let it be!

- Nika, przestań śpiewać Beatlesów i wychodź, zaraz się spóźnimy!

- Mamy jeszcze ponad godzinę. - Przewróciłam oczami. - I nie obrażaj moich królów!

- Zanim ogarniesz swoje włosy miną wieki.

Okej, w tym miała rację. Westchnęłam i wyszłam spod prysznica. Szybko się wytarłam i włączyłam suszarkę. Dwadzieścia minut później wyszłam załamana z łazienki.

- No nare... O kurczaki, co to jest?! - Lily ostatkami sił powstrzymywała się przed atakiem śmiechu, patrząc na moje kłaki.

- Ani słowa, pomóż mi z tym - jęknęłam.

Każdy włos sterczał w inną stronę, były napuszone i wyglądałam jak owca z nieuczesaną wełną.

- Okej, nałożymy olejki, maski, odżywkę i spróbujemy to rozczesać. - Mówiąc to, rudowłosa zgarniała do rąk wszelkie kosmetyki, jakie posiadałyśmy.

Po kolejnych kilkunastu minutach męczarni jedyny efekt, jaki osiągnęłyśmy to brak suchych włosów.

- Jak ty dajesz sobie z nimi radę? - Evans otarła pot z czoła.

- Przed wysuszeniem zawsze nakładam maskę i olejek, ale tym razem zapomniałam.

- Litości... Dobra, idę do Pottera. Kiedyś się chwalił, że jego rodzina zbiła fortunę na jakimś cudownym żelu. Lepiej żeby miał go przy sobie.

Wyszła z pokoju, a ja spojrzałam zabijającym wzrokiem na moją kotkę, która już od dawna leżała na podłodze i zwijała się ze śmiechu.

- Nie zapominaj kto cię karmi, futrzaku.

Adara jedynie fuknęła. Nie sądziłam, że da się w ogóle rozpuścić kota.

- Okej, zdobyłam jedną buteleczkę, mam nadzieję, że wystarczy.

Odwróciłam się szczęśliwa, a moje oczy oprócz mugolaczki ujrzały jeszcze cztery twarze, które po chwili rozjaśniły się w jednoznaczny sposób.

- Jak wy tu w ogóle weszliście? Dobra, nieważne. Zamknąć się albo jutro obudzicie się z wężami pod poduszką.

- A myślałem, że to Bellatrix ma busz na głowie - rzucił Syriusz, walcząc z chęcią roześmiania się.

- Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nakładaj - poleciłam przyjaciółce.

~

Następnego dnia zeszłam do Pokoju Wspólnego przez Lily, która nie dała mi spokoju i suszyła o to głowę przez pół godziny.

- Jeśli nie czeka tam na mnie sam Elvis Presley gwarantuję ci, że twój mundurek nieoczekiwanie zmieni kolor na jaskrawy fiolet - mruczałam do dziewczyny, schodząc po schodach.

W końcu stanęłam u progu. Nic się nie zmieniło, mały stolik, fotele, kilka osób stojących na środku, chłopcy trzymający tort z napisem ,,sto lat''... Zaraz, wróć!

- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

Uniosłam brew.

- Wiemy, mówiłaś, że nie znosisz swoich urodzin i nie powiedziałaś nam nawet kiedy są, ale napisaliśmy do twojej mamy i udało nam się na szybko coś skombinować. Co prawda bez prezentów, ale tort jest przepyszny - powiedział James.

- A przynajmniej tak twierdziły dwie puchonki, które go zrobiły - dodał Peter.

Niszczyć to wszystko czy nie? Hmm.

- Nie mam dzisiaj urodzin.

Lupin zmarszczył brwi.

- Twoja mama pomyliła dni?

- Raczej miesiące. W porządku, moje urodziny są dwudziestego dziewiątego kwietnia. Vivian osiemnastego marca, Victora szesnastego lipca, taty dwunastego września, wuja drugiego października, a mamy trzydziestego sierpnia. Nie znam osoby w naszej rodzinie, która miałaby urodziny w lutym.

Zaległa cisza, nikt się nie odzywał.

Westchnęłam i wzruszyłam ramionami.

- Cóż, szkoda byłoby zmarnować takie dobre ciasto, które ma czekoladową polewę. Na pewno ktoś na świecie obchodzi dzisiaj urodziny. Lily, pokroisz?



Zanim ktoś się przyczepi, takie żele i szampony istnieją, sama ich używam! Co prawda ostatnio musiałam zmienić te szampony, bo moje włosy ogłosiły protest, ale i tak są cudowne. Jak ktoś nie ma wymagających kłaków, to polecam.

Oficjalnie daję zgodę sobie i wam na wpieprzenie dzisiaj tylu pączków, ile sobie zażyczymy. Kogo obchodzą walentynki, jak mamy tłusty czwartek.

Ogólnie jak wstałam rano (parę minut po 12) to za oknem w najlepsze leżał śnieg, teraz już tylko jego niedobitki.

Czy uczę się na maturę z angielskiego? Tak, oglądam seriale po angielsku, nie znam lepszego sposobu. Ale muszę się też w końcu wziąć za historię, przeraził mnie fakt, że to gówno już za dwanaście tygodni. Kuzyn mnie wczoraj pocieszył, wyszło mu to całkiem dobrze:

,, Co robimy pod koniec? Sprawdzamy czy wszystko dobrze zakodowane, oddajemy arkusze i idziemy na chlanie na odstresowanie.''

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro