Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczął się grudzień. Święta zbliżały się wielkimi krokami, a co za tym idzie, wyjazd. Im bliżej było do powrotu, tym bardziej chodziłam poddenerwowana i zestresowana. Obawiałam się tego co mnie czeka w domu. Jednak mimo wszystko starałam się znaleźć pozytywy. No przecież jakieś muszą być, prawda? Dobra, zobaczę się z Viv, zwierzakami, pójdę do ogrodu. Może nawet uda mi się przemycić resztę do Hogwartu? Uzupełnię zapas czekolady, wezmę kilka książek. No i w końcu zobaczę Nestę. Są święta, więc na pewno przyjedzie. Co prawda rok temu jej nie było, ale to dlatego, że musiała się zaklimatyzować we Francji. No i proszę, całkiem sporo tych pozytywów.

Razem z huncwotami siedziałam na fotelach w Pokoju Wspólnym. Rano sowa z domu znowu przyniosła mi list od matki i stwierdziłam, że może jednak go przeczytam. Rozerwałam kopertę i wpatrywałam się w treść.

Cześć Nika. Tutaj ja, mama. Odpisz.

A myślałam, że już dała sobie spokój. Musi być nieźle zdesperowana.

- Znowu list od matki?- zapytał James.

- Ta. Pisze do mnie co najmniej dwa razy na tydzień i za każdym razem zadaje takie głupie pytania. Ewentualnie mówi mi co mam robić, jak się ubierać i przysyła sukienki, w których mam chodzić. Ma szczęście, że jesteśmy od siebie daleko. Przysięgam, że jak tylko znajdę się w domu to przeprowadzę z nią niezbyt miłą rozmowę.

- Czyli znowu jej nie odpiszesz.- bardziej stwierdził niż zapytał Remus.

- Z jednej strony bym jej odpisała, żeby dała mi w końcu święty spokój, ale niby co miałabym napisać?

- Czyli to musi być krótka odpowiedź dla świętego spokoju, ale jednocześnie taka żeby matka się do ciebie nie przyczepiła po powrocie, tak?- upewnił się Peter.

- Mniej więcej tak.

- Dobra. Dwaj pióro, pergamin i coś z twoim pismem.

- Po co?- zdziwiłam się.

- Zaufaj mi. Chcesz mieć spokój od matki?

- Tak.

- No to podaj mi te rzeczy.

Zdziwiona poszłam do pokoju, a po chwili podałam mu, tak jak prosił pióro, pergamin i zeszyt od któregoś przedmiotu. Chłopak wziął je i zaczął pisać, co jakiś czas patrząc na mój charakter pisma. No tak, chce podrobić moje i napisać odpowiedź.

- Może być?- zapytał po chwili, podając mi kartkę.

Witaj matko. Tutaj ja, Veronica. Odpisuję.

Przecież to genialne! Kazała mi odpisać, to jej odpisuję.

- Peter jesteś moim bohaterem!- wykrzyknęłam z entuzjazmem.- Zaczekaj chwilę.

Pobiegłam do dormitorium, podałam list Mizar, a gdy ta odleciała wyciągnęłam z szafki tabliczkę czekolady. Zbiegłam na dół i dałam mu ją do ręki. Popatrzył na mnie zdziwiony.

- A to przypadkiem nie było tak, że od czekolady łapy precz?

Machnęłam ręką.

- To moje podziękowanie. Bierz zanim się rozmyślę.

Niepewnie wziął tabliczkę z mojej ręki.

- Tylko błagam, nie jedz jej przy mnie, bo nie obiecuję, że się na ciebie nie rzucę, jak dotrze do mnie jej zapach.

Chłopak kiwnął głową i włożył ją do kieszeni.

- Tak w ogóle, słyszałaś już jakże wspaniałe wieści?- zapytał po chwili Syriusz.

- Jakie?

- Na święta twój ojciec zaprosił moją rodzinę do was. Jesteśmy na siebie skazani przez jeden dzień.

Uderzyłam głową o stolik.

- Pomocy.- jęknęłam.- Matka zmusi mnie do założenia sukienki.

Jednak po chwili dotarło do mnie co to znaczy. Będę musiała się nienagannie zachowywać, mieć idealny wygląd i cały czas się uśmiechać. Wuj nic mi nie zrobi, bo nie będzie ryzykował! Może nie będzie tak źle. Uśmiechnęłam się lekko, co nie uszło uwadze chłopców.

- Czyżbyś znalazła jakieś plusy?- zapytał Black.

- Zgadza się. Podenerwuje trochę matkę, a nie będzie mogła nic zrobić, nie przy gościach. No i zgaduję, że jak na arystokratę przystało, musisz się wobec mnie zachowywać idealnie. Wiesz, może będą kazali ci odsunąć mi krzesło gdy będę siadać? Pocałujesz mnie w rękę na przywitanie i pożegnanie. Usłyszę znowu jak mówisz oficjalnym tonem. ,,Niezmiernie się cieszę, iż mogę cię znów zobaczyć, Veronico. Proszę, pozwól mi pomóc Ci spocząć. Rad jestem, że mieliśmy sposobność się spotkać.''

- Nie dołuj.- jęknął.- Ja liczę, że każą nam wyjść, bo będziemy przeszkadzać. Będę czekać aż to powiedzą.

- Ja też.- przyznałam po chwili.- Idziemy na kolację?

Chwilę później siedzieliśmy przy stole w Wielkiej Sali. Spokojnie jadłam sobie naleśniki z syropem klonowym (dop. aut. Bardzo polecam, pychota!) kiedy wylądowała przede mną Mizar. No co znowu? Dodatkowo, do listu dołączona była paczka.

- Co obstawiacie tym razem?- zapytał Vic, który z Ashlyn siedział przy naszym stole.

- Kolejną kieckę.- mruknęłam i otworzyłam list.

Veronica!

Bardzo zabawne. Chciałam cię poinformować, że na święta będziemy gościć państwa Black. W paczce znajdziesz sukienkę, w której oczekuję, że będziesz chodzić w szkole.

Do zobaczenia w święta,

Cassandra White

- No to mamy oficjalnie potwierdzone, ze święta spędzamy razem.- zwróciłam się do Syriusza.

- Otworzysz chociaż tą paczkę? Czy wyrzucisz tak jak pozostałe? Żal mi tych sukienek.- powiedziała Lily.

Westchnęłam i otworzyłam pudełko.

- No chyba sobie kpi. Co. To. Ma. Być.

Przysłała mi czarną mini, z dekoltem w kształcie litery A, licznymi wycięciami na boku, brzuchu i prześwitującym gdzieniegdzie materiale. Na plecach go w ogóle nie było, zamiast tego cieniutkie sznureczki, które chyba miały go zastąpić.

- Przecież to coś jest na mnie za duże o kilka rozmiarów, poza tym nie ma mowy żebym chodziła w tym po szkole. Ona w ogóle wie ile ja mam lat?

- Ale chyba jej nie wyrzucisz? Nie rób tego tej sukience! Przecież jest piękna, musisz tylko poczekać kilka lat i wcale nie musisz chodzić w niej po Hogwarcie. Jakbym ja ją dostała, to od razu powiesiłabym ją do szafy.- lamentowała Ashlyn.

Zmierzyłam dziewczynę wzrokiem. Sukienka leżałaby na niej idealnie. Nawet się nie zastanawiałam.

- Jest twoja.- powiedziałam, wręczając jej pudełko.

- Co?

- Mówię poważnie. Jak ty jej nie weźmiesz to ją wyrzucę.

Szczęśliwa wzięła paczkę, a ja na spokojnie zajęłam się kolacją.

- A właśnie. Przyjdziecie do nas wieczorem? Taki ostatni wspólny wieczór przed świętami.- zwrócił się James do mnie, Lily, Victor'a i Ashlyn.

- W sumie czemu nie.- stwierdziliśmy.

- A tak z innej beczki. Remus dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady.- zwrócił się Peter do blondyna.

Chłopak wzdrygnął się, jakby wyrwany ze swojego świata.

- Co? A tak, po prostu moja mama ostatnio słabo się czuje i się o nią martwię.

~

- Rzeczy bez których nie możecie zasnąć.

Już od dłuższego czasu siedzieliśmy w dormitorium chłopców. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, lepiej się poznając. Trochę przerażało mnie to, jak szybko zaczęłam ich traktować jak przyjaciół. Wciąż trzymałam ich na dystans, ale ten zmniejszał się z każdym dniem. Coś mi mówiło, że mogę im zaufać, jednak mimo wszystko wolałam być ostrożna.

- Vic, ty nie musisz mówić. I tak wiem, że nie zaśniesz, dopóki nie pocałujesz zdjęcia Ashlyn.- stwierdziłam ze śmiechem.

- Ty nie zaśniesz bez miśka.

Wzruszyłam ramionami.

- Ale mojego miśka.

- To ten?- zapytał James, wskazując na pluszaka, który leżał obok mnie.

- Tak. Poznajcie Stefana.

- Sfeco?

- Stefana. Takie polskie imię.

- Przecież tego nawet wymówić nie idzie.- stwierdził Syriusz.

- Z twoim poziomem inteligencji? Wcale mnie to nie dziwi.- zaśmiał się Remus.- Ale fakt, za proste do wymówienia, to ono nie jest. Skąd pomysł na takie imię?

Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie wszystko.

- Dostałam go od ojca na trzecie urodziny. Przyszedł z Polski. Nie wiedziałam jak dać mu na imię, więc wyszukałam najczęstszych polskich imion i padło na Stefana. Uczyłam się go wymawiać przez jakiś tydzień, ale ostatecznie nie idzie mi tak źle. No i tak się do niego przywiązałam, że faktycznie nie potrafię teraz bez niego zasnąć.

- Właśnie. A propos przyzwyczajeń, to czemu ciągle chodzisz w tym dresie jak nie musisz mieć mundurku? Jeszcze w takim wielkim? Przecież on jest na ciebie o wiele za duży.

- Kupiłam go jakieś dwa lata temu. Specjalnie wzięłam największy jaki znalazłam. Postanowiłam sobie, że będę w nim chodziła do końca życia. A potem, na starość wezmę go do rąk i przypomnę sobie wszystkie chwile, które w nim spędziłam. Taka myśloodsiewnia.

- Nieźle. Musimy się postarać, żebyś z nami była w nim jak najczęściej.

Zaśmiałam się. Mieli to jak w banku.

- Dobra. Lily! Twoje największe marzenie z najwcześniejszego dzieciństwa?

Rudowłosa się zaśmiała.

- Znaleźć księcia na białym koniu, żyć z nim długo i szczęśliwie. Jak większość dziewczyn w wieku około pięciu lat.

Pokręciłam głową.

- Nie byłabym tego taka pewna.

- Czemu?

- Weźmy na przykład dziewczynę albo nawet chłopaka z czystokrwistego domu. Nigdy nie marzyli o takich rzeczach, bo wiedzą, że i tak tego nie doświadczą.

- Jak to?

- Większość ludzi czystej krwi zaręcza swoje dzieci kiedy te mają jeszcze kilka lat. Zawsze z kimś również czystej krwi. Wyjątki zdarzają się naprawdę rzadko.- wyjaśnił Vic.

- A ty z Ashlyn?

- My też jesteśmy aranżowanym związkiem. Nasi rodzice ustalili to jak mieliśmy nie więcej jak sześć lat. Pierwsze spotkanie było w wieku dziewięciu. Pamiętasz?- zwrócił się ze śmiechem do dziewczyny.

- Tak. Byłam tak wściekła, że rzucałam w niego talerzami. Potem przeszłam na rzucanie dość mocnych jak na dziecko, przekleństw.

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

- Ale przecież jesteście szczęśliwi.- powiedział po chwili zdezorientowany Peter.

- Po wielu kłótniach stwierdziliśmy, że lepiej będzie dla nas jak chociaż spróbujemy się dogadać czy zaprzyjaźnić. Większość aranżowanych małżeństw też szybko dochodzi do takich wniosków. Rodzinie zależy tylko na dziedzicu i reputacji. Dlatego ludzie przeważnie dogadują się, przed ludźmi udają idealny związek, a na boku mają kochanków. Jasne, zdarza się, że po czasie się zakochują, tak jak my. Jednak nie zawsze tak jest, dlatego najlepiej jest zrobić wszystko, by małżeństwo okazało się znośne. Oczywiście, można sprzeciwić się rodzinie, co najczęściej wiąże się z wydziedziczeniem. Niezła opcja, tylko co dalej? Możesz mieć jak w banku, że kochana rodzinka zadba o to, żebyś nie znalazła żadnej pracy, a bez tego ciężko.

- Jak się dogadasz z przyszłą żoną czy mężem, to naprawdę nie jest źle. Na przykład mój daleki kuzyn. Dogadali się z żoną, są przyjaciółmi, mieszkają pod jednym dachem, mają dwójkę synów. On ma dziewczynę, która w tajemnicy u nich mieszka, a ona ma chłopaka, z którym też się spotyka. Dziwne, ale to jedna z niewielu opcji, kiedy możesz mieć spokój rodziny i być szczęśliwym. Na swój sposób.- przejęła pałeczkę Ashlyn.

- Nie sądziłam, że w XX w. istnieje jeszcze takie coś.- przyznała po chwili szoku Lily.

- Znaczy, są wyjątki jak na przykład Potterowie. Już od kilku pokoleń nie bawią się w aranżowane związki, przez co maniacy czystej krwi nazywają ich zdrajcami, ale przynajmniej są wolni. Mają normalne dzieciństwo. Moja matka uczyła mnie manier jeszcze zanim zacząłem chodzić, jak wiele innych dzieciaków. Większość rodziców czystej krwi ożeniłaby swoje dzieci najlepiej od razu po urodzeniu, ale na szczęście prawo im na to nie zezwala i muszą czekać do ukończenia siedemnastu lat przez obie strony. Co nie znaczy, że nie ma zaręczyn jeszcze nawet przed narodzeniem. Powalone, ale taka jest rzeczywistość.- przyznał Black.

Siedzieliśmy razem jeszcze długo. Potem rozeszliśmy się do siebie. Dzisiaj była pełnia, więc chciałam wstąpić do Sampada Vanas i przekonać się czy to co mówił Camar jest prawdą.

~

Okej, Camar nie miał racji. Tu jest milion razy lepiej! Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Magiczne owoce faktycznie świeciły niczym kolorowe lampiony, świetliki latały dookoła. Byłam pewna, że idealne miejsce nie istnieje, ale cofam to. Urok i magia tego miejsca były nie do opisania. Co ciekawe, musiały działać tu podobne zaklęcia co w moim ogrodzie w domu. Mimo zimy, nie było tu strasznych mrozów.

Miałam przyjęty wygląd Mero Marakiny i przemierzałam las w powolnym locie. Przez ten czas moje umiejętności w lataniu się poprawiły i nie lądowałam już za każdym razem na ziemi. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że szło mi całkiem dobrze. Nie miałam jednak jeszcze na tyle odwagi, by latać w zawrotnym tempie, o co często domagał się jednorożec.

Dotarłam do serca lasu. Bez wątpienia było tu przepięknie. Książki znajdowały się na czymś w rodzaju półek z lian i pnączy, z tego samego składały się również hamaki w ramionach drzew, dodatkowo wzmocnione mchem. Wokół znajdowało się też mnóstwo legowisk zwierząt, jezioro z mini wodospadem, czy gniazda tych lotnych stworzeń.

Leżałam właśnie na jednym z hamaków, czytając historię Rodu Lotos, gdy gdzieś w oddali usłyszałam wycie.

- To nie jest wycie wilka.- zwróciłam się do jednego ze Żmijoptaków.

- Zgadza się. Wydaje mi się, że to może być wilkołak, ale nie jestem pewny. Nigdy żadnego tu nie spotkaliśmy.

- No cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz.- odpowiedziała jego siostra.

Postanowiłam wtedy poruszyć temat, który już od jakiegoś czasu mnie interesował.

- A propos wilkołaków. Są tutaj książki, z których wynika, że Mero Marakinas mogą uzdrawiać zwierzęta nawet z najcięższych ran. Czy ktoś próbował kiedyś wyleczyć likantropię?

- Poruszasz trudny temat.- odezwał się przywódca stada wilków, Bora.- Mero Marakinas posiadają wrodzony talent do leczenia nas. Ale z wilkołakami jest inaczej. Zachorowali poprzez ugryzienie innego likantropa. To przenosi się we krwi, nie widać rany. Z tego co wiem, to żadna dziedziczka jeszcze nie próbowała leczyć likantropii. To naprawdę ciężka przypadłość. A nawet jeśli ktoś by chciał, badania można prowadzić tylko podczas pełni. Marne szanse by ktoś przeżył takie spotkanie. Być może kiedyś ktoś znajdzie na to lek, jednak póki co się na to nie zapowiada.

- Dobra, koniec smutków, zmieniamy temat. Jak ci idzie w szkole?- zapytał Camar.

- Całkiem dobrze. Transmutacja wydaje się ciekawa, choć trudna w niektórych momentach. Eliksiry idą mi całkiem dobrze, Slughorn sika ze szczęścia na widok każdego udanego eliksiru w klasie. Na Obronie mamy dużo praktyki, zaklęcia też w normie. Baba od wróżbiarstwa to wariatka, zielarstwo jest naprawdę ciekawe. Historia magii to moja dodatkowa godzina snu, na Astronomii Syriusz wie tyle samo co nauczycielka, jeśli nie więcej. Mieliśmy też lekcje Latania i dostałam z nich Powyżej Oczekiwań, przez co James stwierdził, że za rok musimy dostać się do drużyny. Od trzeciego roku możemy dobrać sobie nowe przedmioty, więc mam jeszcze dużo czasu. Podali nam już spis, z pośród jakiego mamy wybierać. Na pewno wezmę Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami, Mugoloznastwo, bo chcę wkurzyć matkę i wuja. Zastanawiam się też pomiędzy Numerologią i Starożytnymi Runami. Lubię się uczyć nowych języków, a Runy w dużej mierze polegają właśnie na tym. Liczby nigdy nie były moją mocną stroną, ale Vic twierdzi, że mogłabym je polubić. Mam sporo czasu, więc na razie nie muszę się tym martwić.

- Czyli jest znośnie.- stwierdził Gromoptak, na co skinęłam głową.- A jak tam schody? Bo podobno potrafią być zabójcze.

- Oj tak. Parę tygodni temu James cwaniakował, przechylił się i o mało nie spadł. Mogło by być nieciekawie biorąc pod uwagę, że leciałby w dół parę minut, bo byliśmy już prawie pod wieżą gryfonów. Dodatkowo słyszałam, że żadne zaklęcia nie są rzucone, by zamortyzować upadek czy cokolwiek.

W pewnym momencie zjawił się kocur jednego z krukonów, śmiejący się w niebo głosy. Ciekawie było oglądać śmiejącego się kota.

- Co się stało? Baba od wróżbiarstwa zrezygnowała i opuściła Hogwart?- zapytałam z nadzieją, gdy ten próbował się uspokoić.

- Nie. Zrobiłem sobie spacer pod pokój profesorów i byłem świadkiem bardzo ciekawej rozmowy. Profesor od Obrony żalił się McGonagall na piątą klasę, mówiąc, że zachowują się jak małpy w dżungli. Slughorn stwierdził, że pewnie znowu skoczył im cukier, Dumbledore powiedział, że jedzą za mało cytrynowych dropsów, a Flitwick, że to taki wiek. McGonagall powiedziała, cytuję: ,, Szkoła to nie wakacje nad morzem. Na tej wojnie- albo my, albo oni.'' Ale z jednym muszę się zgodzić, każdy piąty rocznik to faktycznie małpy z dżungli. Nie obrażając małp.

Parsknęłam śmiechem. Naprawdę zapowiadał się ciekawy okres nauki.

Witam bardzo serdecznie!

Jak nastroje przed poniedziałkiem?

Jak wrażenia po rozdziale?

Uznajemy, że jej sowa to zawodowy sprinter i potrafi latać z prędkością światła okej?

Historia z miśkiem i dresem inspirowana mną :) Tylko mój misiek jest różowy, na imię ma Karol i dostałam go w pierwszej klasie na urodziny, a dres kupiłam kilka lat temu.

Jak tam wam się podoba ,,relacja'' głównej bohaterki z matką? Ona też jest inspirowana. Nie powiem kogo relacją.

Mam nadzieję, że się podobał następny będzie w święta. Gwiazdki i komentarze jak zawsze mile widziane.

A ja lecę na wiadomości. Będę terroryzować swój umysł, złorzeczyć na Putina i mieć nadzieję, że to wszystko się skończy :(

Do zobaczenia w przyszłości❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro