Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Weszłam razem z Victorem do pociągu i zaczęliśmy szukać wolnego przedziału. Na całe szczęście nie musiałam zostawać sama, bo ten stwierdził, że musi się mną zająć. Jednak taki starszy brat to skarb. Da się go lubić... czasami. Weszliśmy do pustego przedziału, a Victor ułożył nasze mniejsze torby na górnych półkach. Wypuściłam Mizar z klatki i teraz siedziała sobie obok mnie. Natomiast moja kotka ułożyła się wygodnie na moich kolanach.

- Zostanę z tobą tylko chwilę, bo mamy jeszcze mieć zebranie prefektów i muszę na nim być.- powiedział siadając naprzeciwko mnie.

No tak, to jego czwarty rok, w dodatku pierwszy jako prefekt. Rodzice byli dumni jak się o tym dowiedzieli. Szkoda, że ze mnie nigdy nie będą tak naprawdę zadowoleni. Wątpię, żebym została prefektem kiedy ja tak bardzo lubię robić żarty. Pewnie jak wrócę do domu to będą się wściekać, że przynoszę taki wstyd Shlytherin'owi. O ile w ogóle tam wyląduję... nie, muszę tam być. Przecież nasza rodzina od pokoleń jest w domu węża. Zresztą, jak się tam nie dostanę, to już po mnie. Wujek to chyba by mnie zamordował. Z rozmyślań wyrwał mnie głos brata.

- Nika, co się dzieję? Widzę, że jesteś blada.- powiedział z niepokojem.

- Boję się.- odpowiedziałam po chwili zawahania.- Co będzie jak nie trafię do Shlytherinu?

- Nie myśl o tym. Pamiętasz co powiedzieli w domu? Wszystko jedno: Shlytherin, Haffelpuff czy Ravenclaw...

- Byle nie Gryffindorr.- wtrąciłam się.

- Nika nie trafisz tam. Nikt z naszej rodziny tam nie był, to by było niemożliwe. Nie masz się czym martwić. Nieważne w jakim będziesz domu, nadal będziesz moją młodszą siostrą.- uśmiechnął się.

Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem.

- Dobra ja się zbieram. Pamiętaj, niczym się nie przejmuj.- powiedział na wychodne.

Już po chwili siedziałam sama. Wyciągnęłam moją ulubioną książkę i zaczęłam czytać. Jednak chwilę później ktoś mi przerwał.

- Przepraszam, możemy tu usiąść?

Podniosłam oczy i ujrzałam dziewczynę, chyba w tym samym wieku co ja. Miała długie, rude włosy, zielone oczy i przyjazny uśmiech. Za nią stał chłopak o czarnych włosach, które sięgały mu do ramion i równie czarnych oczach.

- Jasne.

Wspomniana dwójka weszła do przedziału.

- Jestem Lily Evans.

- A ja Severus Snape.

- Veronica White.

- Ta White?- zapytał zdziwiony chłopak.

- Tak, ta.

- Nie wiedziałem, że ktoś z takiej rodziny może być tak przyjazny.- wyznał.

- Powiedzmy, że jestem oryginalna.

- Czytałam o twoim rodzie. Podobno jest jednym z najczystszych rodów i sięga stuleci.- powiedziała Lily.

- Taa...

Jednak szybko przeskoczyliśmy na inne tematy. Wesoło rozmawialiśmy i nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy do Hogsmade. Ubraliśmy więc szaty. Już po chwili staliśmy przed jakimś wysokim gościem. Patrzył na nas przyjaznym wzrokiem, wydawał się być miły.

- Pirwszoroczni do mnie!

Wsiedliśmy do łódek i popłynęliśmy w stronę zamku. Robił niesamowite wrażenie. Za dnia pewnie wygląda jeszcze lepiej. Przybrałam wyraz obojętności na twarzy, tak jak mnie uczono w domu. Przecież takiemu rodowi nie przystoi głupie zachowanie. Victor nieraz mi mówił, że tak jest lepiej przetrwać w Hogwarcie, zresztą w domu też. Wysiedliśmy, a gajowy (jak się okazało) zastukał w wielkie wrota, które już po chwili się otworzyły.

Kiedy jakaś nauczycielka, które przedstawiła się jako McGonagall, sobie na chwilę poszła, do nas podeszła czwórka chłopców. Jeden z nich miał jasne włosy i trochę blizn na twarzy. Za nim stał najgrubszy z nich, o mysich włosach, który w najlepsze pałaszował sobie Fasolki Wszystkich Smaków. Najbliżej z nas była dwójka, jeden miał brązowe włosy, czekoladowe oczy, okulary i głupkowaty uśmiech. Zaś koło niego stał nie kto inny jak Syriusz Black. Widziałam go nieraz na różnych balach i takich innych, organizowanych przez poważne rody. Nie wiem dlaczego, ale wydawał się być taki jak ja, nie obchodziła go ta cała ,,czysta krew''. Przynajmniej takie wrażenie odniosłam na przyjęciach. Nie miał pustej, pozbawionej wyrazu twarzy, może to też była jego maska.

- Cześć Nika.- odezwał się.

- Cześć.

- To wy się znacie?- zapytał okularnik.

- Tak. Często widywaliśmy się na różnych przyjęciach. Jestem Veronica White, dla przyjaciół Nika.- powiedziałam.

- James Potter.- powiedział chłopak.

-Remus Lupin.- przedstawił się chłopak z bliznami.

- Peter Pettigrew.

Już po paru chwilach Potter zaczął zagadywać Lily, co wkurzało dziewczynę. Nie było jednak za wiele czasu na dalsze dyskusje, bo wróciła McSztywna, jak zdążyli ją nazwać chłopcy. Przy okazji nadali sobie nazwę huncwotów. Nie ma co, szybcy są.

Weszliśmy do Wielkiej Sali, sufit był niezwykły, przedstawiał nocne niebo. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Było w tym coś więcej niż tylko zwykła magia. Przez chwilę miałam wrażenie, jakbym była w domu, to ciepło hipnotyzowało. Po prostu poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

- Kiedy kogoś wyczytam, ma podejść do krzesła i usiąść, a Tiara Przydziału wybierze mu dom.- powiedziała nauczycielka.

Już po chwili rozpoczął się przydział.

- Evans Lily!- usłyszałam.

Dziewczyna wyszła z grupy i usiadła na stołku. Już po chwili dało się słyszeć:

- Gryffindorr!

Evans podeszła do jednego ze stołów, a ja obserwowałam dalej.

- Potter James!

- Gryffindorr!

To samo było z Remusem i Peterem. Severus trafił do domu węża, był chyba niezadowolony, że Lily jest w innym domu.

- Black Syriusz!

- Zobaczmy co my tu mamy... żartowniś, ale lojalny, jednak puchoni do ciebie nie pasują... krukonem też nie byłbyś dobrym... cała rodzina w Shlytherinie, chociaż ty tam nie pasujesz... wielka odwaga, o tak... za przyjaciół jesteś gotowy oddać życie, dobrze już wiem, niech będzie GRYFFINDOR!

Chłopak usiadł obok Jamesa. Wygląda na to, że nie tylko ja mam taką rodzinę, tylko w moim przypadku jest trochę gorzej, z mojego punktu widzenia.

- White Veronica!

Podeszłam do stołka i usiadłam. Widziałam dodający otuchy wzrok Victora. Postanowiłam skupić się na tym co mówi czapka.

-Hm, lojalna...dosyć ambitna... odwaga, duża odwaga... za przyjaciół jesteś gotowa umrzeć... no i lubisz sobie pożartować. W domu węża raczej się nie odnajdziesz...

O nie... nie, dawaj czapka mów, że Shlytherin.

- Gryffindor czy Shlytherin... hm naprawdę nie wiem czy odnalazłabyś się wśród ślizgonów...

Durna czapka, będziesz gościem honorowym na moim pogrzebie, jeśli nie dasz mnie do Shlytherinu.

- A ty moja droga, gdzie byś chciała być? Może to mi pomoże...

Błagam Shlytherin, proszę...proszę.

- Jesteś pewna, że Shlytherin? Nie za bardzo tam pasujesz. Później będą pretensje, że cię tam umieściłam.

Błagam nie rób mi tego... proszę. Wypatroszę Cię, podpalę, podtopię, a na koniec zwłoki rzucę na pożarcie akromantulom jak nie przydzielisz mnie do domu węża.

- Ej, bez takich gróźb!... Dobrze już wiem!- wykrzyknęła.

Wstrzymałam oddech.

- GRYFFINDOR!

Zszokowało mnie. Chwiejącym krokiem usiadłam przy stole. Popatrzyłam na stół krukonów, mój brat posłał mi pocieszające spojrzenie. Z mordem w oczach spojrzałam na czapkę, która przydzielała kolejną osobę. To wszystko jej wina, już po mnie. Przecież wujek mnie zabije, jak się dowie gdzie trafiłam. Mógł być każdy dom, ale nie musiał być akurat ten, którego nienawidzi moja rodzina. Chyba jedynym pocieszeniem jest fakt, że trafiłam tu razem z Lily i Blackiem, który pewnie też będzie miał przesrane.

Na stołach pojawiło się jedzenie, jednak ja napiłam się tylko soku dyniowego. Nie byłam w stanie nic przełknąć.

Po jakiejś godzinie byliśmy już w dormitorium. Pokój miałam z Lily i jakąś Alice Watson, nie była taka zła. Okazało się, że dziewczyna jest od nas o rok starsza, bo ma już 12 lat, ale dopiero teraz przyszła na pierwszy rok do Hogwartu. Dopiero tam, w pokoju, zdałam sobie sprawę jak bardzo w beznadziejnej sytuacji się znalazłam.

Załamana wzięłam swoją kotkę na ręce i usiadłam na łóżku. Z moich oczu powoli zaczęły lecieć łzy, no i oczywiście Evans musiała to zauważyć. Jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo czwórka naszych przyjaciół zaczęła się wydzierać z dołu, że za 30 minut spotykamy się u nich i gramy w butelkę. Podeszłam więc do kufra i wybrałam ciuchy, bo nie miałam zamiaru chodzić w szacie. Wzięłam zwykłe jeansy, tenisówki, do tego czerwona bluzka, a włosy rozpuściłam. Wzięłam jeszcze ze sobą Adarę, żeby nie siedziała w pokoju sama. Mizar wypuściłam z klatki i poleciała. Wiem, że i tak sama wróci, jak już się nalata.

Wyszłyśmy z dziewczynami, i skierowałyśmy się do pokojów chłopców, szukając nazwisk huncwotów na drzwiach. Oczywiście oni nam nie powiedzieli gdzie mamy iść. W końcu znalazłyśmy ich pokój i weszłyśmy do środka. Chociaż w sumie ciężko nazwać to wejściem, bo ja po prostu zrobiłam ,,z buta wjeżdżam''. Zaczęłam się śmiać na widok min chłopców, kiedy na mnie spojrzeli. Kiedy się już uspokoiłam rozejrzałam się po pokoju. Był podobny do naszego, tyle że oni, przez tą niecałą godzinę zdążyli tu zrobić większy syf niż Adara, kiedy jest wściekła. Jak by jeszcze nasrali na środek, to byłoby tu już wszystko. Merlinie, przecież minęło ledwie 20 minut!

Kotka groźnie zasyczała na Pottera, który do mnie podszedł i chciała mi się wyrwać.

- Adara, spokojnie, to przyjaciele.- powiedziałam do niej.

Już po chwili się uspokoiła. Nie dziwię się jej, nie tak łatwo zdobyć jej zaufanie. Po tym jak nieraz widzi wujka ,,wymierzającego mi karę'', po prostu nie ufa ludziom.

Usiedliśmy w kółku, a James wyjął jakąś butelkę.

- Dobra, żeby było jasne. Zadajemy tylko pytania, bo trzeba się lepiej poznać.- zaznaczył Black.

Wszyscy przytaknęliśmy, więc James, pierwszy zakręcił butelką. Wypadło na mnie.

- Od kiedy farbujesz włosy?

Byłam niemal pewna, że o to zapyta.

- Nie farbuję, mam takie od urodzenia. Białe po mamie, a czarne po ojcu. Każdy się o to pyta. Wyprzedzając twoje kolejne pytanie, to tak niestety są naturalnie kręcone.- wytłumaczyłam.

Zakręciłam butelką, a ta wskazała na Alice.

- Spodobał ci się już ktoś?

- Tak. Jest krukonem. Ma piękne, czarne włosy, bladozielone oczy i niesamowity uśmiech.- rozmarzyła się.

- A zamieniłaś z nim chociaż jedno słowo?- spytałam ze śmiechem.

- Nie..., ale zamienię!

- A wiesz o nim coś jeszcze?- zapytał Potter.

- Jest prefektem.

Zamurowało mnie, przecież ona mówi o moim bracie. Zaczęłam się śmiać, a wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę.

- Nie wierzę... naprawdę, Victor?

- Znasz go?!- zapytała z entuzjazmem.

- To... mój... b... brat.- powiedziałam, po czym zaczęłam się śmiać.

- To możesz nas ze sobą poznać!

- Chyba muszę zgasić twój zapał. On ma dziewczynę.- powiedziałam, powoli się opanowując.

Znowu zaczęliśmy grać. Muszę przyznać, że dowiedziałam się ciekawych rzeczy.

- Veronica. Czemu płakałaś w dormitorium, a podczas kolacji też byłaś jakaś nieswoja?- usłyszałam głos Lily.


I urywamy!

Jak myślicie, jaka będzie reakcja rodziny na dom bohaterki?

No i macie już jakieś pomysły z kim będzie?

Dopsze, a teraz się przygotujcie, bo trochę się tutaj rozpisze.

Mówię to na samym początku,żeby nie zapomnieć: jak się uda to wrzucę kolejną część do jakiegoś tygodnia, ale muszę teraz czytać jeszcze lekturę na polski. Nigdy nie zgadniecie co teraz będziemy przerabiać... ,,Romea i Julię''! No kto by się spodziewał hah. Czytamy tą książkę, po to żeby się dowiedzieć, że na końcu i tak giną, eh nie ma to jak optymizm.

Tak wiem, że przydział powinien być alfabetycznie, ale cóż. Możemy uznać, że Minnie się pogubiła ze stresu, kiedy zobaczyła huncwotów i zdała sobie sprawę, że te siedem lat na długo zapadnie jej w pamięci :)

Od razu przepraszam, że tutaj rozdziały są tak często, a do opowiadania o Fredzie już prawie miesiąc niczego nie dodałam, ALE mam bardzo dobre wytłumaczenie, więc może mnie nie zabijecie. Następny rozdział tam będzie dosyć długi i...hmm... ciekawy, a że chce to fajnie napisać, to co chwilę zmieniam zdania, bo sobie myślę: ,,Może by to zdanie inaczej ułożyć? Może by dodać ten opis teraz? Czy ten dialog na pewno tu pasuję? A może go dać kilka linijek niżej?

Tak więc no, ale spokojnie na pewno nie będę tego pisała aż do zakończenia roku szkolnego (chyba).

* Robi niepewną minę i wzrokiem patrzy po całym pokoju, unikając waszego*

Jak to jest, że bohaterowie w świecie magii narzekają na wszystko: szkołę, nauczycieli, zły przydział, za dużo zadań, a ja i pewnie większość osób, które kochają Harrego Pottera oddałoby życie żeby chodzić do Hogwartu? A oni mają tą możliwość i jeszcze narzekają!

Kolejna sprawa, a raczej pytanie (do tych co mają albo mieli koty): Czy wasze też są takie, że jak koło nich przejdziecie, popatrzycie się na nie, albo ogólnie dacie jakikolwiek znak życia w ich obecności, to musicie ich pogłaskać, bo inaczej miauczą jak najęte dopóki nie dostaną tego czego chcą? Czy to tylko moje są tak przeze mnie rozpuszczone? Chyba to drugie...

Jakie macie plany na wakacje, jeśli będzie można już gdzieś pojechać? Ja mam zamiar wykorzystać bon i albo jadę na Mazury albo do Zakopanego (już któryś raz, ale co ja poradzę, że kocham góry). Więc, jeśli was to w ogóle obchodzi to jak ktoś już był na Mazurach, to może mi podać propozycję, co konkretnie mogę tam robić (oprócz leżenia na materacu na wodzie, które i tak mam zamiar robić).

Dopsze, a teraz pytanie zupełnie wyrwane z kontekstu: Wolicie rolki czy łyżwy? Ja osobiście chyba łyżwy, bo jak się na nich wywalisz to spadasz na lód, a nie na rozgrzany, piekący asfalt w lecie. Mówię to z własnego doświadczenia!

Wiem, że się rozpisałam, ale nie mam co robić ze swoim życiem, więc no. Niby mogłabym nadrabiać notatki z historii albo geografii, ale mówmy o rzeczach realnych. Nie chce mi się.

Dobra kończę moje biadolenie i wracam do pisania rozdziału z drugiego opowiadania, bo z tego mam kilka w zanadrzu i mogłabym dodać już teraz, ale tego nie zrobię, ponieważ uwielbiam was tak trzymać w niepewności i doprowadzać wasze mózgi do snucia tysiąca teorii :) Jak się poddam i nic nie wymyślę to przerzucam się na maraton Harrego Pottera.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro