Rozdział XLIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy myję zęby, nagle słyszę płacz Tess. Wzdycham ciężko i szybko płuczę jamę ustną wodą. Przy wyjściu z łazienki słyszę głos mojej teściowej, która zajęła się wnuczką. Uśmiecham się pod nosem i kieruję się do pokoiku małej.

- Już, kochanie. Babunia Cię przytuli i nie będziesz płakać, tak? - Aubrey tuli do siebie moją córkę. Przyglądam się im chwilę, przechylając głowę w bok.

Tess skradła serca wszystkich. Mamy Dana, moich rodziców, mojego brata, przyjaciół. Dzisiaj nasi najbliżsi mają nas odwiedzić. Przyznam, że będzie to trochę irytujące mieć tylu gości w domu. Dodatkowo wymęczą moją malutką kruszynkę. Będzie przechodziła z rąk do rąk, każdy będzie się o nią wręcz kłócić. Wszyscy chcą ją przytulać. Halo, to moja córka!

- To się nazywa kojący dotyk babci - odzywam się, kiedy płacz małej ustaje. Aubrey odwraca się w moją stronę z uśmiechem.

- Od tego są babcie - składa lekki pocałunek na główce wnuczki. Tess dobrze się czuje w jej ramionach. Uspokoiła się praktycznie od razu, gdy na ręce wzięła ją moja teściowa.

- Zajmiesz się nią? Pójdę się ubrać.

- Nawet nie pytaj, Sarah.

Kiwam głową, a następnie idę do sypialni. Staję przed szafą, a tym samym przed dylematem, co mogę ubrać na spotkanie z rodziną i przyjaciółmi. Ostatecznie mój wybór pada na szarą dresową sukienkę z długim rękawem sięgającą mi przed kolano. Nie chcę się zbytnio stroić, ale też nie będę wyglądała jak zmęczona życiem matka kilkorga dzieci. Myślę, że ten strój będzie odpowiedni.

Spoglądam na swoją dłoń, na którą nie wrócił jeszcze pierścionek i obrączka. Przygryzam dolną wargę, zastanawiając się, dlaczego mój mąż nie zwrócił mi biżuterii. Ta myśl jest dosyć dołująca. Na szczęście nie mam okazji się tym dalej martwić, gdyż w tym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Z szopą na głowie i bez makijażu schodzę na dół, aby otworzyć. Jak się okazuje, pierwszymi gośćmi są moi rodzice.

- Od małego będziecie ją rozpieszczać? - pytam na wstępie, wskazując na pudełko pokaźnych rozmiarów, które trzyma tata.

- Rodzice wychowują, dziadkowie rozpieszczają. Gdzie moja mała Tess? - mężczyzna bez przywitania się z własną córką wchodzi do środka i od razu idzie na górę. Przewracam zirytowana oczami.

- Cześć, Sarah - mama przytula mnie mocno, więc śmiem sądzić, że to również przywitanie za tatę.

- Nie kupujcie tak dużo rzeczy - wypowiadam, kiedy przechodzimy do salonu.

- Nie mogliśmy się powstrzymać. Tyle słodkich, malutkich ubranek. I prześliczny mięciutki kocyk, od razu skojarzył nam się z Tess - kobieta rozmarza się. Kto by pomyślał, że będą takimi dziadkami. Nie mam szansy odpowiedzieć, bo przed drzwiami stoją kolejni goście i domagają się, aby ich wpuścić, pukając głośno.

- Możesz mi do cholery wyjaśnić, co na podjeździe robi Crowley? - Jane łapie mnie mocno za łokieć, groźnie na mnie patrząc. Spoglądam w stronę furtki i faktycznie zauważam tam Matt'a.

- Nie mam pojęcia, wejdź do środka. Pogadam z nim - robię jej przejście w drzwiach, a sama wychodzę na zewnątrz.

- Pogoń stąd tego pasożyta - poleca mi, na co kręcę głową.

- Cześć - podchodzę do niego. Chłopak patrzy w moje oczy, nie odpowiadając. - Coś się stało? Co tu robisz?

- Przyszedłem zapytać, co słychać. Podejrzałem adres w szpitalu, wybacz.

Jego zachowanie jest co najmniej dziwne. Nerwowo przestępuje z nogi na nogę, cicho odpowiada, patrzy na mnie ciągle. Nie sądzę, że wykradłby mój adres, gdyby chciał zapytać jedynie o to, co się u mnie dzieje. Jakie on ma zamiary, co planuje?

- Na pewno wszystko w porządku? Może wejdziesz? - proponuję, uśmiechając się lekko.

- Nie, tam jest Twój mąż...

- Dana na razie nie ma, jest w warsztacie. Poza tym nawet gdyby był, to co z tego? Mamy akurat małe spotkanie na cześć Tess, mógłbyś wejść - zachęcam go. Brunet mruga kilka razy oczami, po czym zgadza się.

Kiedy Jane widzi, kogo przyprowadziłam do domu, robi groźną minę. Nie lubi go. Nigdy mu nie wybaczyła, że się mną zabawił. Ja w zasadzie też nie, ale staram się o tym nie wspominać. To przeszłość, której nie możemy zmienić. Trzeba się z nią po prostu pogodzić i patrzeć w przyszłość. Co nie zmienia faktu, że jakaś uraza do niego zostanie mi na zawsze.

Moi rodzice nie wiedzą, co kiedyś między nami zaszło, więc są wobec niego sympatyczni. Aubrey w ogóle go nie zna, dlatego również jest dla niego miła. Szczerze powiedziawszy, trochę się boję reakcji Dana. Zdążyłam zauważyć, że nie lubi Matt'a. To znaczy, że może sprzymierzyć się z Jane. Duet szalony, wybuchowy i niebezpieczny. Jeśli połączą swoją nienawiść w jedno, to może się to skończyć nieciekawie.

- Możemy porozmawiać? - pyta cicho Crowley.

- Najpierw ze mną pogada - przy moim drugim boku znikąd pojawia się Osborne.

- A może mogłabym się najpierw doprowadzić do porządku? - wyrzucam ręce w powietrze. Oboje kiwają głowami, że mogą poczekać, dlatego wchodzę na górę i zamykam się w sypialni.

Tata zdążył już znieść na dół Tess, dlatego wszyscy są w salonie i wielbią moją córeczkę. Wzdycham głośno. Zastanawiam się, kiedy wróci mój mąż. Gdyby był tutaj ze mną, byłoby mi łatwiej. Jak mam sama zająć się gośćmi? Co prawda od rana jest tutaj moja teściowa i stara się mi pomóc, ale ona nie jest gospodynią. Dlaczego w ogóle w niedzielę Dan siedzi w pracy?
Ugh.

Siedząc przy toaletce, czeszę swoje brązowe włosy. Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi, a w lustrze widzę, że do pokoju wchodzi moja przyjaciółka.

- Nie chcą dać mi Tess - marudzi. Wybucham śmiechem, wyobrażając sobie blondynkę walczącą o moją córkę. - Co się cieszysz? To nie jest fajne - podchodzi do mnie. Kiedy kończę czesać włosy, dziewczyna zaczyna mnie malować.

- Jeszcze ją potrzymasz, spokojnie - puszczam jej oko.

- Słuchaj... czego chce tutaj ten dupek?  - pyta, na co wzruszam obojętnie ramionami. - Jak to nie wiesz, musisz wiedzieć!

- Nie wiem, przerwałaś mu - irytuję się.

- Po co go w ogóle wpuściłaś? Sama mówiłaś, że Dan go nie lubi - spogląda na moje odbicie w lustrze.

- Widzisz go tu gdzieś? Nie.

- Ale...

- Skończ już, po prostu maluj. Tylko nie za mocno - kończę tę rozmowę.

Co z tego, że mój mąż nie lubi Matt'a? Nie będę mu całkowicie podporządkowana i będę spotykać się z tym, kim chcę. Nie będę wszystkiego robiła pod jego dyktando i zgodnie z jego wolą. Nie jestem jego niewolnikiem, żeby mi rozkazywał. A to, że nie lubi bruneta, to już jego problem.

Słyszę kolejne pukanie do drzwi. Podnoszę głos, aby pozwolić komuś wejść. Sekundę później wyłania się postać Crowley'a. Nasłuchuję, jak Jane wciaga głośno powietrze.

- Zostawisz nas? - zwracam się do niej. W lustrze widzę, jak przewraca oczami, jednak posłusznie wychodzi z sypialni, wcześniej rzucając groźne spojrzenie chłopakowi. Makijaż dokańczam sama. - O czym chciałeś porozmawiać?

Matt siada na brzegu mojego łóżka i spuszcza głowę, wpatrując się w dywan. Denerwuję się. Sam chce pogadać, a kiedy już jest taka możliwość, to się nie odzywa? Gdzie tu sens? Jedynie będę wyprowadzona z równowagi przez takie zachowanie, a brunet przez lata liceum zdążył już poznać moją agresywną stronę.

- Nie będę owijał w bawełnę. Sarah, chyba coś do Ciebie czuję - obdarza mnie czułym spojrzeniem.

On zwariował? Nagle mu się przypomniałam? Jednak można żywić do mnie jakieś pozytywne uczucia? Cholera, przez to cały obraz przeszłości nawiedził moje myśli. Jestem zła, a tego, co usłyszałam od Crowley'a, nigdy bym się nie spodziewała.

- Już trochę na to za późno, nie uważasz? - odpowiadam kąśliwie. Nie chcę być bardzo niemiła, dlatego odwołuję się tylko do sarkazmu.

- Wiem. Po prostu musiałem Ci to powiedzieć.

- Jaka nowość. A jeszcze w liceum nie garnąłeś się do odkrywania swoich prawdziwych uczuć - podkreślam przedostatni wyraz.

- Wiem, Sarah...

- Zapomnijmy o tym. Chodźmy na dół - wstaję zdenerwowana i ruszam w stronę wyjścia. Matt posłusznie podąża za mną.

Na dole natykamy się na Dana, który właśnie wrócił z pracy. Widok żony z facetem, którego nie cierpi, zapewne go zaskoczył i rozzłościł. Chcę go trochę uspokoić, więc podchodzę do blondyna i całuję go. Nasz pocałunek trwa krótko ze względu na gości.

- Wszyscy już są? - pyta, kiedy chwyta moją twarz w swoje dłonie.

- Tak - odzywa się nagle głos Louisa dochodzący z pokoju obok. Odwracam się w tamtą stronę i ruszam w stronę mojego brata, po czym rzucam mu się na szyję.

- Kiedy przyjechaliście? - pytam, przytulając Marie.

- Kiedy Jane do Ciebie poszła - odpowiada moja bratowa.

- Dobrze, skoro nikogo nie brakuje, a wręcz przybyło nas więcej - w tym momencie Dan spogląda na zawstydzonego Matt'a, po czym  zwraca się do moich rodziców. - Chciałbym oficjalnie poprosić państwa o rękę córki.

Nie wierzę. Zwariował. Co on wyprawia? Przecież jesteśmy po ślubie już prawie dziewięć miesięcy, a on teraz zwraca się do swoich teściów z taką prośbą. Cholera. To... to piękne!

Tata przekazuje Tess Aubrey, po czym razem z mamą powoli kroczą do swojego zięcia. Przez moje ciało przechodzą ciarki. Niby rodzice zaakceptowali mojego męża, ale ojciec jest niereformowalny, dlatego trochę się stresuję. Ponownie podchodzę do Dana i łapię go za rękę.

- Zgadzamy się - mój tata kładzie dłoń na ramieniu blondyna i uśmiecha się lekko. Ogromny kamień spada mi z serca. Panowie ściskają swoje dłonie, a następnie zięć całuje teściową w rękę, po czym odwraca się twarzą do mnie.

- Kochanie, chciałbym, żeby to - pokazuje mi mój pierścionek i obrączkę - do Ciebie wróciło.

Dan klęka na jedno kolano. Do moich uszu dochodzi ciche och kobiet zgromadzonych w naszym domu. Mój mąż powoli nakłada na mój palec serdeczny pierścionki, po czym spogląda na mnie z dołu i mówi bezgłośnie kocham Cię. Z uśmiechem na twarzy i ze łzami w oczach odpowiadam mu to samo. Blondyn wstaje i całuje mnie krótko.

- A teraz poproszę naszą córkę - Bolton podchodzi do swojej matki i bierze od niej Tess, a następnie wraca z nią do mnie. - I jesteśmy w komplecie. Teraz możemy świętować narodziny małej.

W moim mężu uwidacznia się dusza romantyka. Miło mnie zaskoczył. Ba! Wręcz mnie zatkało. Mój mąż. Mój najwspanialszy mąż.

Hej hej! Ostatnio zauważyłam, że kilka osób polubiło Matt'a, stąd moje pytanie: #teamMatt czy #teamDan? Czekam na odpowiedzi, buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro