Rozdział XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

EDIT: SPÓJRZCIE NA KONIEC ROZDZIAŁU

DAN

Od kilku dni nie mogę skontaktować się z Sarah. W firmie jej nie ma, w mieszkaniu też. Do jej rodziców nie pójdę. Mógłbym nie wyjść stamtąd w jednym kawałku.

Z każdym dniem mój niepokój rośnie. Nie mogę znieść myśli, że nie znam miejsca jej pobytu, nie mam pojęcia, co się z nią dzieje. Uciekła? Miała mnie dość? Jakby tak logicznie pomyśleć, to bardzo możliwe by było, gdyby chciała przede mną uciec. Rzucam się na nią, pomimo że kazała mi się od siebie odpieprzyć, pomimo że ma chłopaka, w końcu pomimo że kiedyś ją zostawiłem i zraniłem.

Z drugiej strony jednak nie odpychała mnie... przynajmniej na początku. To znaczy, że również za mną tęskni, możliwe też, że mnie kocha.
Oby, oby, oby.

Nie wytrzymam tak, nic nie robiąc, nie szukając jej. Muszę się dowiedzieć, gdzie przebywa Sarah. Tak dawno jej nie widziałem, aż kilka dni. Czasami się zastanawiam, jak ja mogłem wytrzymać sześć lat bez niej.

No tak, starałem się o niej zapomnieć. Nie udało się, a teraz nie zamierzam tak robić. Po pierwsze - wiem, że to niemożliwe. Po drugie - chcę ją odzyskać.

Postanawiam więc jechać do jej przyjaciółki Jane. Mam nadzieję, że nie zmieniła miejsca zamieszkania. Znam tylko adres jej domu rodzinnego.

Kiedy parkuję przed mieszkaniem blondynki, nie wysiadam od razu. Oddycham głośno, próbując dodać sobie odwagi. Przecież tak naprawdę nie wiem, jaki Jane ma do mnie stosunek po tym wszystkim. Najprawdopodobniej mnie nienawidzi, ale nie mogę się spodziewać niczego innego. Zraniłem jej przyjaciółkę, więc mogłaby mi nawet urwać jaja.

W końcu wysiadam z auta i wolnym krokiem podchodzę do drzwi, w które niepewnie pukam. Jestem zaskoczony, kiedy otwiera mi starsza kobieta. Zapewne jest to mama dziewczyny, jednak spodziewałem się od razu zobaczyć jej córkę.

- Eee... dzień dobry - wyduszam z siebie.

- Dzień dobry, o co chodzi? - odzywa się życzliwie kobieta.

- Chciałbym porozmawiać z Jane. Jest może w domu?

- Nie, córka jest teraz w szpitalu.

- Coś się stało? - marszczę brwi.

- Jej nie, natomiast jej przyjaciółce owszem. Coś przekazać? - krew odpływa mi z twarzy. Jasna cholera, ona na pewno mówi o mojej Sarah!

- W którym szpitalu leży ta przyjaciółka? - pytam, a kiedy zauważam, że kobieta mruży oczy, jakby była podejrzliwa, wyjaśniam - Ja naprawdę muszę pilnie porozmawiać z pani córką.

- Stanford Health Care.

- Dziękuję pani bardzo, do widzenia - żegnam się, po czym biegnę do auta, by jak najszybciej znaleźć się na miejscu.

Sarah jest w szpitalu. Coś jej się stało. Może miała wypadek? Nie! Nie mogła go mieć.

Tylko w takim razie dlaczego tam jest?Nie potrafię znaleźć żadnego powodu, bo cały czas na myśl przychodzi mi ten cholerny wypadek.

Tak bardzo się o nią boję. Mam nadzieję, że nic jej nie jest, bo nie mogę jej stracić. Nie teraz, kiedy chcę o nią walczyć. Nie wtedy, kiedy, można powiedzieć, że Bóg zesłał mi ją z nieba.

Zatrzymuję samochód na szpitalnym parkingu. Po chwili znajduję się już w ogromnym budynku. Nie mam niestety pojęcia, gdzie powinienem się kierować. Podchodzę do windy i czekam na jej przyjazd. Kiedy się otwiera, moim oczom ukazują się Jane i Zoey. Na mój widok wytrzeszczają oczy.

To świetnie trafiłem. Obie na raz. Mam uciekać przed damską zemstą czy zaryzykować rozmowę z nimi?

- Bolton? Co Ty tu robisz? - pyta brunetka, kiedy znajduję się w windzie. Dziewczyny z niej nie wychodzą, a ja wciskam przycisk na pierwsze lepsze piętro.

- Gdzie jest Sarah?

- Nie możemy Ci tego powiedzieć - spuszcza głowę blondynka.

- Muszę się z nią zobaczyć.

- Nie! Jest z nią Jason, jej chłopak. Nie możesz do niej iść - warczy Zoey.

- Nie obchodzi mnie to - odpowiadam, kiedy drzwi się otwierają. Chcę wyjść, jednak dziewczyny ciągną mnie za oba łokcie i ponownie wciągają do windy. Jane wciska kolejny przycisk.

- Chyba my musimy porozmawiać - przyjaciółki Sarah zmierzają mnie groźnym wzrokiem.

Mam przejebane? Chyba tak. Dziewczyny nie wyglądają na miło nastawione. Po wyjściu z windy ciągną mnie w stronę szpitalnej kawiarni. Sadzają mnie przy stoliku, po czym same usadawiają się obok mnie.

Nie odzywam się. Nie mam nawet odwagi na nie spojrzeć. Spodziewam się, że chcą wyrzucić mnie z życia swojej przyjaciółki. Chciałbym je jakoś przekonać, że naprawdę ją kocham, tylko mogą mi nie uwierzyć.

- Bolton, Bolton, Bolton. I co my mamy z Tobą zrobić? - Jane opiera rękę o stół, wpatrując się we mnie.

- Kocham ją...

- Wiemy - przerywa mi Zoey. Patrzę na nie zaskoczony.

- Wiecie?

- Tak. Wywnioskowałyśmy to z opowiadań Sarah. Powiedziała nam, co robiłeś. Przede wszystkim to wasze rozstanie było dosyć dziwne.

- Nie mogę sobie tego darować...

- Ona też Cię kocha. Tylko że boi się i chce poświęcić waszą miłość w zamian za szczęście mojego kuzyna i...

- Jej facet to Twój kuzyn? - przerywam blondynce wypowiedź.

- Tak. Wracając, musisz się o nią naprawdę postarać i przekonać ją do siebie. A teraz zjeżdżaj stąd, żeby nikt z jej rodziny albo Jason Cię nie zobaczyli - Jane wygania mnie.

- Proszę, powiedzcie mi, co z nią - staram się je ubłagać o jakiekolwiek informacje na temat stanu zdrowia Sarah.

- Miała operację. Nic więcej na ten moment Ci nie powiemy. No już, idź - kończy Zoey.

Wychodzę ze szpitala, zastanawiając się, z jakiego powodu szatynka miała zabieg. Nie mam jednak żadnego pomysłu. Nie znam się na medycynie.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wybieram się do swojego przyjaciela, Jamesa. Liczę na to, że on mnie postawi do pionu i pomoże jak facet facetowi.

Pół godziny później sączymy już piwo. Leżę na kanapie w salonie McGarry'ego i wpatruję się w sufit. Czuję się w sumie jak na jakiejś sesji u psychologa czy psychiatry.

- Dobra, masz ją do siebie przekonać. Chyba już to robisz, skoro całowałeś się z nią - mówi mój przyjaciel.

- Za każdym razem mnie odpychała, a ostatnio przeszkodziła nam jej asystentka, której, swoją drogą, się podobam.

- Nie myślałeś nad tym, żeby powiedzieć jej prawdę?

- Jaką prawdę? - podnoszę się, zaciekawiony jego myślą.

- Dlaczego z nią wtedy zerwałeś. Może to by wam pomogło, gdyby wiedziała, że zmusił Cię do tego jej ojciec - brunet upija łyk alkoholu.

- Nawet o tym nie pomyślałem.

- To chyba najlepsza możliwość.

- Tylko że ja jej nie mogę powiedzieć, czym mnie zaszantażował Creig.

- Dlaczego? - James dziwi się.

- Wtedy na pewno by mnie znienawidziła - spuszczam głowę. Wzdrygam się na myśl, jaka byłaby jej reakcja.

- Stary, przeszłości nie zmienisz.

- Wiem. Powiem jej większość prawdy, ale powodu nie zdradzę. Ominę jakoś ten temat - ponownie kładę się na kanapę.

- A jak sobie chcesz.

Że też nie przyszło mi to od razu do głowy. Powiedzieć jej, że za naszym rozstaniem stoi jej ojciec. Pytanie tylko, czy by mi uwierzyła. Mogłaby też dokładnie dopytać go o całą tę sytuację, a Creig powiedziałby jej całą prawdę.

Trudno. Zaryzykuję.

Witajcie po raz pierwszy w 2017 roku! Mam nadzieję, że dobrze go zaczęliście. Ode mnie na dobry początek rozdział. Dobranoc!

Mam do was pytanie: wolelibyście, aby druga część była dłuższa czy aby była krótsza, ale za to pojawiła się część trzecia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro