Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po pierwszej, od roku, praktycznie nieprzespanej nocy, wstaję z łóżka, aby iść do pracy i zmierzyć się z wyborem asystentki. Półprzytomna wlokę się do łazienki. Po krótkim prysznicu wracam do sypialni i ubieram białą ołówkową spódnicę oraz czarne body z siateczką, do tego oczywiście czarne szpilki.

W kuchni, czekając na kawę z ekspresu, znowu myślę o Jasonie. Próbuję odnaleźć odpowiedź na to, dlaczego mnie pocałował, ale niestety nie mam bladego pojęcia, co nim kierowało. Przecież nigdy nie mówił, że mu się podobam, a teraz, podczas jednego spotkania, nie mógł się od razu zakochać.
Chyba że, jak to on, chciał się zabawić.

Coś mi to przypomina...

Stop! Nie myśl o Boltonie! To inna sytuacja, inny facet. Zapomniałaś już o nim, nie obchodzi Cię on.
Wmawiaj sobie.

- Kurwa! - uderzam ręką w ekspres, a kawa, która była już gotowa, właśnie się rozlała. Ponownie klnę pod nosem, wyłączam urządzenie i, zostawiając wszystko bez sprzątania, wychodzę do pracy.

Wściekła jak osa wręcz wbiegam do biura. Kieruję się do swojego gabinetu i mocno trzaskam drzwiami. Siadam w fotelu i głośno wypuszczam powietrze.

Dlaczego głupia myśl o Boltonie doprowadza mnie do takiego stanu? Minęło sześć lat, pogodziłam się z zaistniałą sytuacją. Co mam jeszcze zrobić, żeby całkowicie o nim zapomnieć?
NIE ZAPOMNISZ!

Może... Jason? Zawsze miałam do niego słabość, a teraz mam wrażenie, że wszystko wróciło. Może to właśnie on ma zapełnić pustkę w moim sercu?

Moje przemyślenia przerywa pukanie do drzwi.

- Proszę!

- Witam, pani dyrektor - od progu uśmiecha się do mnie Mandy.

- Przestań z tym oficjalnym nazywaniem - upominam ją.

- Dobrze, dobrze. Przypominam Ci, że musisz zatrudnić sobie asystentkę lub asystenta - unosi znacząco brwi.

- Ugh, daj mi spokój - chowam twarz w dłonie.

- Spokojnie, umówiłam Cię na kilka spotkań.

- To je odwołaj, chcę Ciebie na asystentkę.

- Co? - dziewczyna niedowierza. Dumnie unoszę głowę.

- Owszem, nie przesłyszałaś się. Powiem szefowi wszystko, powinien się zgodzić.

- Sama mu powiem, dziękuję! - Mandy piszczy i ściska mnie, a następnie, nie dając mi dojść do słowa, wybiega z hukiem z gabinetu. Po chwili jednak wraca ze spuszczoną głową.

- Słucham?

- Z końcem listopada dwóch naszych mechaników odchodzi na emeryturę, na te miejsca masz zatrudnić kolejnych. Miałam przekazać - informuje i ponownie wychodzi.

Świetnie, znajdź dwóch dobrych pracowników w cztery dni.

Postanawiam zlecić to Mandy. Na pewno da sobie radę. Ja jedynie spotkam się z nimi pierwszego grudnia oraz zapoznam z wszystkimi prawami i obowiązkami.
Tak, to dobry pomysł. Teraz pomyśl o Jasonie.

Postanawiam się z nim spotkać. Z racji tego, że dopiero przyszłam do pracy, umówię się z nim tutaj. Nie chcę czekać do wieczora.

Wyciągam telefon z torebki i... właśnie, nie mam jego numeru. Dlatego też dzwonię do Jane.

- Co tam, pracusiu? - odzywa się po chwili.

- Słuchaj, masz tam gdzieś przy sobie Jasona?

- Huhu, po co Ci mój kuzyn? - słyszę przyjaciółkę w słuchawce i niemal wyczuwam, jak szczerzy się niczym zboczeniec.

- Jest czy nie?

- Nie. To facet, nie siedzi cały czas w domu.

- Dasz mi jego numer? - proszę.

- Wyczuwam romanse - śmieje się. - Zaraz Ci wyślę smsem.

- Dzięki. Buziaki, pa - kończę i  rozłączam się.

Chwilę czekam na wiadomość. Zaraz słyszę charakterystyczny dźwięk nadchodzącego smsa i od razu go odczytuję. Po kilku sekundach już do niego dzwonię.

- Jason Tyler, słucham? - wsłuchuję się w jego aksamitny głos.

- Tutaj Sarah Creig.

- Jak miło mi Cię słyszeć. Coś się stało?

- Masz chwilę? Chciałabym się spotkać - mówię niepewnie.

- Jasne, akurat jestem na mieście.

- Wyślę Ci adres firmy. Do zobaczenia.

Szybko piszę do niego wiadomość i po chwili wysyłam. Wciągam głęboko powietrze i zastanawiam się, co mu powiedzieć, a czego nie.

Przyznawać się, że byłam w nim zakochana? Czy pytać tylko o jego uczucia? Nad czym ja właściwie myślę, i tak nie wyjdzie nic z tego, co zaplanuję. Nie chcąc zaprzątać sobie tym głowy, idę zrobić sobie kawę, której nie mogłam wypić w domu.
Przez własną głupotę.

Kilka minut później wracam do gabinetu nie z kawą, lecz z czekoladowym cappuccino. Po drodze zauważyłam, że Mandy zdążyła już zacząć przenosić się na swoje nowe stanowisko. Dobrze zrobiłam, biorąc ją jako swoją asystentkę. Jest kompetentna i lojalna, idealnie sprawdzi się w tej roli.

Siadam ponownie przy biurku i, chcąc wypróbować przycisk w telefonie biurowym przekierowujący od razu do asystentki, klikam go i czekam na odzew ze strony Mandy.

- Słucham, pani Creig - śmieje się dziewczyna.

- Uff, działa - także zaczynam się śmiać. - Daj mi znać, kiedy ktoś do mnie przyjdzie.

- Dobrze, bez odbioru - mówi Mandy, na co wybucham śmiechem. Upijam łyk delikatnego cappuccino i biorę się w końcu za pracę.

Niespełna piętnaście minut później słyszę dźwięk telefonu stacjonarnego.

- Tak? - odbieram, nie odrywając wzroku od dokumentów.

- Masz gościa - informuje mnie Mandy, a ja natychmiast odsuwam na bok pracę.

- Dziękuję, wpuść go.

Kilka sekund później do mojego gabinetu wchodzi Jason. Bardzo wysoki brunet o zielonych oczach, nie jakoś zbytnio wysportowany, jednak widać, że pracuje nad tym. Uśmiecha się do mnie promiennie, a ja wstaję i podchodzę do niego. Tyler całuje mnie w policzek, a ja gestem ręki zapraszam go na kanapę.

- O czym chciałaś porozmawiać? - pyta, patrząc mi w oczy.

- Właściwie... o wczorajszym pocałunku - spuszczam głowę, czując się zażenowana.

- Zobaczyłem Cię pierwszy raz po tylu latach, nie mogłem się powstrzymać. Tęskniłem.

- Mówiłeś tak co roku, kiedy przyjeżdżałeś - uśmiecham się smutno.

- Bo to była prawda.

- Dlatego z dnia na dzień zerwałeś ze mną wszelkie kontakty? - wwiercam się w niego swoim spojrzeniem. Każdy zawsze mi mówił, że mój wzrok mógłby zabijać, dlatego wykorzystuję to, żeby zaczął mówić.

- Sarah... mówiłem Ci, że wyjaśnię Ci to, tylko nie teraz - zamyka na chwilę oczy.

- Nie. Musisz mi powiedzieć teraz. Wiesz, że czułam się jak kompletna idiotka? Tęskniłam za Tobą. A Ty bez słowa zniknąłeś z mojego życia. Teraz natomiast wracasz i mnie całujesz. Jason, zwykłych znajomych się nie całuje - podnoszę się z kanapy i podchodzę do okna, biorąc głęboki oddech.

- Zakochałem się. To było powodem, dla którego przestałem się odzywać.

- To, że miałeś dziewczynę, nie musiało być przeszkodą dla utrzymywania kontaktów ze znajomą.

- Nie, nie. Źle mnie zrozumiałaś - słyszę jego kroki kierujące się w moją stronę. - Zakochałem się w Tobie.

- Słucham? - odwracam się i staję z nim twarzą w twarz.

- Związek z Tobą był odległym marzeniem. Ty w Stanford, ja w Waszyngtonie. Nie udałoby się widywać co tydzień. A dla mnie związek przez smsy, maile, Skype nie ma sensu. Dlatego chciałem o Tobie zapomnieć, odkochać się. Nie byłoby to możliwe, gdybyśmy ciągle pisali, więc zerwałem kontakt - spuszcza głowę.

- Mogłeś powiedzieć - szepczę.

- Przepraszam Cię za to. Teraz, kiedy Cię zobaczyłem... wszystko wróciło.

- Też byłam w Tobie zakochana - uśmiecham się lekko. - I wydaje mi się, że do mnie także to wróciło.

- Naprawdę? - wygląda na szczęśliwego, a po chwili składa pocałunek na moich ustach. Tym razem jednak nie odsuwam się, pozwalam mu zawładnąć moimi wargami.

Tylko dlaczego nie odczuwam ulgi? Dlaczego mam wrażenie, że coś się zepsuje?

Hejka, hej! Trzeci dzień - trzeci rozdział. Uwielbiam to, kiedy sprawiam wam radość. Uwielbiam patrzeć na wasz zachwyt. Uwielbiam to, że chcecie czytać moją książkę. Uwielbiam was! Gwiazdkujcie, komentujcie. Buziaki i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro