Rozdział VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SARAH

Dlaczego wtedy, kiedy miałam już nadzieję, że powoli wszystko zacznie się układać, znowu musiało się coś spieprzyć? Dlaczego do cholery ja mam takiego pecha?

Przecieram zmęczona oczy i wstaję z fotela, by przenieść się na biurową kanapę. Zdejmuję szpilki, po czym kładę się na sofie. Zamykam oczy i pragnę zniknąć. Chciałabym tak jak dziecko wierzyć, że kiedy ja nic nie widzę, to nikt nie widzi mnie.

Na szczęście jest piątek, a ja mam nadzieję w jakiś sposób odstresować się w ten weekend. Niestety nie z Jasonem, jednak mam jeszcze Jane.
Niestety albo stety.

Na mojej twarzy pojawia się grymas niezadowolenia spowodowany myślą nasuniętą przez moją podświadomość. Oczywiście, że niestety. Jesteśmy z Jasonem szczęśliwą, kochającą się parą.

Słyszę pukanie do drzwi, jednak ignoruję je. Nie mam ani siły, ani ochoty się odezwać, a tym bardziej wstawać. Ktoś nie rezygnuje i wchodzi do środka.

- Nie chciałabym przeszkadzać, ale masz gościa - informuje mnie Mandy.

- Nie wpuszczaj - wypalam, myśląc, że tym kimś jest Bolton.

- Ale ona chce wejść - ona?

- Kto? - podnoszę się.

Mandy odwraca się, a po chwili do środka wchodzi Zoey. Bez swojego charakterystycznego uśmiechu podchodzi do mnie i chwyta moją dłoń w swoje ręce. Tymczasem Mandy opuszcza pomieszczenie.

- Siedź - mówi moja przyjaciółka, kiedy próbuję wstać.

- Co Ty tutaj robisz?

- Przyjechałam na ratunek. Jane mnie wezwała, nie mówiąc, o co chodzi. Teraz chyba wiem i, sądząc po Twoim stanie, nie muszę pytać, czy mi się czasem nie przewidziało, że na dole widziałam Boltona - wypowiada, a z moich oczu nagle zaczynają płynąć łzy.

Zoey mocno mnie przytula i kołysze, co jeszcze bardziej potęguje mój płacz. Nie sądziłam, że zobaczę się z nią przed świętami, a ona nagle zjawia się, żeby mi pomóc.

- Masz jeszcze jakieś newsy dla mnie? - pyta brunetka.

- Jestem z Jasonem.

- Z kim?

- Jason Tyler, kuzyn Jane. Pamiętasz?

- Tak, pamiętam. Nie spodziewałabym się, przecież przestał się odzywać.

- To prawda. Jednak niedawno przyjechał i wszystko mi wyjaśnił. W końcu miałam nadzieję na szczęście, ale Bolton musiał to zepsuć - spuszczam głowę.

- Skarbie, bo Ty nadal coś do niego czujesz - Zoey patrzy mi prosto w oczy.

- Tak, masz rację. Czuję nienawiść - mówię, na co dziewczyna kręci głową.

- Nie sądzę. Owszem, masz do niego żal o to, co zrobił sześć lat temu. Ale Ty go wciąż kochasz.

- Przestań - oburzona wyrywam jej swoją dłoń i wstaję z kanapy. - Nie wiesz, co czuję.

- Widzisz, rozjusza Cię ta myśl. Odpychasz ją od siebie, bo zmuszasz się do nienawiści wobec niego. Rozumiesz? Sama siebie do tego zmuszasz. Skrzywdził Cię, zostawił, pomimo że go kochałaś. Nie wybaczyłaś mu tego i wciąż nosisz to w sercu oraz rozpamiętujesz.

- Skończ, proszę Cię - zaciskam dłonie w pięści.

- Myślę, że za jego zerwaniem kryje się coś głębszego. Do cholery, przecież widziałam na własne oczy, jak bardzo Cię kochał! I nagle z dnia na dzień przyszłoby mu coś do głowy, że to tylko zauroczenie?

- To już nie ma znaczenia, zrozum! To już nie wróci, a Twoje słowa nic w tej sytuacji nie zmienią. Zostawił mnie? Zostawił. Czas przeszły dokonany. W czasie teraźniejszym jestem z Jasonem.

- W takim razie dlaczego powrót Dana tak na Ciebie wpłynął, że się upiłaś? Że się popłakałaś? - wwierca się we mnie swoim spojrzeniem.

- Bo go nie znoszę i nie chciałam go więcej widzieć.

- Ja myślę, że chciałaś...

- Oh, przestań już! - wyrzucam ręce do góry. - Tak, chciałam. Zadowolona?!

- Niby z czego miałabym być zadowolona? Dobrze, że się przyznałaś.

- Świetnie, dało Ci to coś?

- Tak, utwierdziło mnie w przekonaniu, że go kochasz.

- Tak? W takim razie jak mi wytłumaczysz moje uczucia względem Jasona?

- Hm - zamyśla się na chwilę. - To Twoje uczucia. Jednak wydaje mi się, że jest to Twoje młodzieńcze, niespełnione zauroczenie, które musiało dać o sobie znać, żeby się w końcu wypaliło. Żebyś, będąc z nim, zdała sobie sprawę z rodzaju tego uczucia i nie myliła go z miłością.

- Ty masz coś z głową - pukam się w czoło. - Nie wiem, skąd w Twoim mózgu taki stek bzdur, ale chyba trzeba naprawić Twoje zdrowe myślenie i wyjść gdzieś dzisiaj.

- Zabawić się musimy koniecznie, ale jutro. Dzisiaj jestem zmęczona podróżą. Przyjmiesz mnie do swojego królestwa? - pyta, a ja cieszę się ze zmiany tematu.

- No dobra, przygarnę Cię - mówię z udawanym grymasem na twarzy. Podchodzę do przyjaciółki i tym razem to ja ją przytulam. - Dobrze, że jesteś.

- Wiem - odpowiada. - Chodź, wyciągam Cię stąd.

Cześć! Pod ostatnim rozdziałem rozpisaliście się, ku mojej uciesze. Zdecydowanie wygrał #teamBolton! Proszę proszę, tak was ten facet zaczarował ;). Czekam na gwiazdki i komentarze, buziolki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro