Rozdział XLIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DAN

- Zawsze możemy się rozwieść - niemal szeptem mówi Sarah, po czym odchodzi. Przez chwilę chcę za nią biec, jednak rezygnuję z tego pomysłu. Niech odpocznie i sobie wszystko przemyśli.

Nie spodziewałem się takich słów z jej strony. Rozwieść się? Nie ma takiej opcji. Poprosiłem ją o rękę z miłości. To ona jest kobietą mojego życia, żadna inna. Co bym zrobił bez niej, skoro to właśnie szatynka nadaje sensu każdemu dniu? Nie mam się nawet nad czym zastanawiać, zostanę z nią, a gdyby to ona chciała odejść, zatrzymam ją nawet siłą.

Co mi w ogóle strzeliło do głowy, żeby mówić, że żałuję? Cholera, byłem strasznie wściekły, ale to mnie nie usprawiedliwia. Musiałem ją tym zranić. Tyle że ja po prostu mam już dość tych wszystkich pretensji i insynuacji. Moja żona cały czas się mnie o coś czepia, czasami naprawdę o błahostki. Zdaję sobie sprawę, że to przez hormony w ciąży, ale powoli tracę cierpliwość. Mimo to nigdy nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby ją zostawić i odejść do innej.

Sarah jest bardzo zazdrosna o Vic. Nie rozumie, że znamy się od dzieciństwa. Brunetka była wtedy moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. Wszystko robiliśmy we dwoje. Siedzieliśmy razem w ławce, chodziliśmy na wagary, jeździliśmy na wycieczki rowerowe. Byliśmy tak zżyci, że postanowiliśmy razem przeżyć swój pierwszy pocałunek. Do niczego więcej nie doszło. Wraz z końcem szkoły średniej każdy poszedł w swoją stronę. Ucieszyłem się, kiedy znowu pojawiła się w moim życiu. Chciałem nadrobić stracony czas, dlatego spotykałem się z nią przy każdej możliwej okazji. Dla Sarah to jednak za dużo.

O sukience mówiłem prawdę. Niespodziewanie suwak się odsunął, dlatego poprosiła mnie o pomoc. Dlaczego miałbym odmówić? Nie chciałem, żeby ludzie w firmie zaczęli plotkować. I akurat wtedy musiała pojawić się moja żona, której wyobraźnia działa na wysokich obrotach.

- Dan? - słyszę obok aksamitny głos Victorii, która kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. - Czy ja dobrze zrozumiałam? Sarah Creig jest Twoją żoną? - patrzy na mnie zaskoczona.

- Tak, to ona.

- Ale macie inne nazwiska.

- W firmie używa panieńskiego, bo szef o niczym nie wie - wzdycham, wychodząc z firmy. Trzymaną w dłoni kopertę składam na pół i chowam do tylnej kieszeni. Nie mam teraz głowy, żeby oglądać zapewne kolejny list z banku.

- Nie spodziewałam się tego - wypowiada brunetka.

- Nieźle, co? Wyrwałem swoją szefową - śmieję się pod nosem. Nie jest to jednak szczera, szczęśliwa czynność. Zżera mnie poczucie winy. Nie znoszę, kiedy Sarah przeze mnie cierpi.

- Po Tobie mogę się wszystkiego spodziewać - Vic puszcza mi oko, po czym, znajdując się już przy moim aucie, oboje do niego wsiadamy.

Powiedziałem kobiecie o warsztacie, a ona chciała, żebym jej go pokazał, dlatego teraz tam zmierzamy. Brunetka oraz prezes zostali też poinformowani, że z końcem października odchodzę z pracy. Termin porodu Sarah wypada właśnie w tym miesiącu, dlatego już niedługo będę mógł być swoim szefem. W końcu spełni się moje marzenie o własnym warsztacie.

Bill odstąpił mi już biuro, więc niedawno je uporządkowałem według siebie. Moja żona jeszcze nic nie wie. Mam nadzieję, że się ucieszy i będzie ze mnie dumna. Na jej zdaniu zależy mi najbardziej.

Kiedy parkuję samochód pod serwisem, podchodzi do mnie stryj. Chyba jest zdziwiony moją obecnością. Wytrzeszcza oczy, zauważając moją towarzyszkę.

- Stryju, pamiętasz Victorię Sewell? - pytam go, ściskając jego dłoń w geście powitania.

- Jasne! Miło Cię widzieć, Vic. Ile to już lat - Bill uśmiecha się do niej, co brunetka odwzajemnia.

- Dobrze pan wyglada, panie Bolton - wypowiada kobieta, widocznie pochlebiając mężczyźnie.

- Idziemy do gabinetu - informuję oboje, po czym ruszam do biura, a Victoria kroczy za mną.

Gdy wchodzimy do środka, brunetka rozgląda się po pomieszczeniu. Jest ono utrzymane w szarym kolorze. Po prawej stronie stoi biurko, a naprzeciwko drzwi znajdują się regały. Jednak wzrok kobiety najbardziej przykuwa ogromny portret mojej żony zawieszony na wprost biurka. Jest to zdjęcie z naszego ślubu. Sarah patrzy na nim prosto w obiektyw i uśmiecha się najpiękniejszym uśmiechem na świecie. Jest taka piękna. Momentalnie przypomina mi się najważniejszy dzień naszego życia, który powoduje na mojej twarzy szeroki uśmiech.

- Piękne - Vic podchodzi do portretu, zachwycając się nim.

- Prawda? Za każdym razem nie mogę się napatrzeć na to zdjęcie. Urzekają mnie jej przepełnione radością oczy i ten uśmiech - siadam w fotelu, aby mieć ją prosto przed sobą.

- Opowiedz mi, jak się poznaliście - prosi brunetka, zasiadając na krześle przed moim biurkiem.

- To było sześć lat temu. Pracowałem wtedy u jej ojca. Sarah jest ode mnie o osiem lat młodsza, miała siedemnaście lat. Od początku mi się spodobała. Kiedy w końcu się w niej porządnie zakochałem i mogłem z nią być, wtrącił się szef. Nie pasował mu nasz związek, dlatego musiałem z nią zerwać. Pod koniec zeszłego roku ponownie się spotkaliśmy. Chciałem o nią zawalczyć i udało mi się - kończę, oddychając głęboko.

- Niesamowite - kwituje Victoria. - Widzisz, spotkałeś prawdziwą miłość, a w dzieciństwie mówiłeś, że na pewno nikt Cię nie zechce. Tymczasem to ja jestem sama, a Ty masz piękną żonę i dziecko w drodze. Jesteś szczęśliwy.

- To prawda. Tylko ostatnio coś się między nami psuje. Nie ma dnia, żebyśmy się o coś nie pokłócili. Ja naprawdę rozumiem, że to hormony, ale ciężko to znoszę. Jeszcze dzisiaj ta sytuacja, w której nas zastała - wzdycham ciężko, przymykając na chwilę oczy.

- Wiesz co? Jedź do niej teraz. Ja na jej miejscu też bym się wściekła, bo to wyglądało jednoznacznie. Sarah Ciebie potrzebuje najbardziej. Nie możesz dawać jej odczuć, że nie jest dla Ciebie ważna...

- Ale ja na każdym kroku pokazuję, jak bardzo ją kocham! - przerywam jej.

- Na przykład wtedy, kiedy się kłócicie? Dan, nie próbuj nawet zrozumieć kobiety, szczególnie w ciąży. Po prostu do niej jedź i ją przeproś - poleca mi. Może ma rację? Powinienem teraz wspierać moją żonę, a ja nawet nie poszedłem z nią na USG.

WŁAŚNIE! USG! Cholera, przecież dzisiaj mieliśmy się dowiedzieć, czy to będzie syn, czy córka. Nawet jej nie zapytałem o przebieg badania. Co ze mnie za mąż!

Victoria przeprasza mnie na moment, gdyż musi skorzystać z toalety. Mając wolną chwilę, wyciągam z kieszeni kopertę, aby zobaczyć jej zawartość. Szczerze mówiąc, nie wygląda mi to na list z banku. Nawet nie jest zaklejony. Wyjmuję kartki z koperty i moim oczom ukazuje się zdjęcie USG. Jest na nim dziecko. Moje dziecko. Uśmiecham się pod nosem, kiedy na nie patrzę. Odwracam papier na drugą stronę, a na na niej napisane jest: dziewczynka, kochanie :)

O cholera. Będę miał córkę. Będę miał córkę. BĘDĘ MIAŁ CÓRKĘ! Tak bardzo się cieszę. Na pewno będzie córeczką tatusia. Będę jej bronił, ochraniał przed każdym złem. Nie pozwolę jej skrzywdzić, a jeśli komuś się to uda, to jego skrzywdzę dotkliwiej.

Podnoszę się z werwą z fotela, a w tym samym momencie z łazienki wraca Victoria. Patrzy na mnie badawczo, widząc mój stan.

- A Tobie co się stało?

- To dziewczynka. Będę miał córkę! - wykrzykuję szczęśliwy. Kobieta składa gratulacje, przytulając mnie.

Chcę jak najszybciej porozmawiać z Sarah, dlatego czym prędzej idę z brunetką do samochodu. Najpierw muszę ją odwieźć i dopiero wtedy będę mógł jechać do domu.

Na miejscu jestem po prawie trzydziestu minutach. Bardzo się spieszyłem, przekraczając dozwoloną prędkość. Rozentuzjazmowany wbiegam do domu.

- Sarah! - krzyczę od progu. Zaglądam w każdy kąt, jednak na dole jej nie ma, dlatego wchodzę na górę. - Sarah!

W sypialni też pusto. Marszczę brwi, oddychając ciężko. Nie ma jej. Nie rozumiem. Gdzie ona może być? U rodziców? U Jane? Postanawiam sprawdzić w obu tych miejscach, ale najpierw przebiorę się w coś odświętnego. Muszę ją godnie przeprosić oraz uczcić fakt, że będziemy mieli córeczkę.

Otwieram szafę, a widok jej zawartości zwala mnie z nóg. Brakuje rzeczy mojej żony oraz walizki, która leżała na dnie mebla. Do mojej głowy wkrada się strach. Jasna cholera, wyprowadziła się?! Nie! To nie może być prawda!

Zamykam z impetem drzwi szafy i rozglądam się po pokoju. W pewnym momencie zauważam na komodzie obrączkę oraz pierścionek zaręczynowy Sarah. Przez moje ciało przebiegają nieprzyjemne dreszcze. Biorę do ręki biżuterię i przyglądam się jej. Cholera, ona naprawdę myśli, że ją zdradzam. Zraniłem ją do tego stopnia, że zdjęła obrączkę.

Chce mi się wyć tak jak wtedy, kiedy z nią zerwałem. Ona nie może ode mnie odejść. Nie pozwolę jej na to. Jedyną rzeczą, której najbardziej na świecie jestem pewien, jest to, że nie umiem bez niej żyć. Bo jak można żyć bez powietrza? Ona jest moim wszystkim. Muszę jej to udowodnić.

Wybieram numer do Jane, aby zapytać jej, czy nie ma u niej mojej szatynki. Ręce mi się trzęsą ze zdenerwowania, ale muszę być silny.

- Słucham, Bolton - odzywa się blondynka.

- Jest u Ciebie Sarah?

- Nie, a pow... - nie słucham dalej, gdyż rozłączam się. Nie mam czasu na tłumaczenia. Skoro jej nie ma, muszę szukać dalej. Dlatego chwilę potem dzwonię do swoich teściów.

- Tak? - słyszę głos mamy Sarah.

- Dzień dobry. Czy jest może u państwa moja żona?

- Nie, nie było jej dzisiaj... - i tym razem od razu się rozłączam.

Gdzie ona jest? Może w swoim mieszkaniu? Ale tam mieszka moja mama. Czyżby do niej pojechała? Sprawdzę to.

Bez pukania wchodzę do mieszkania. Przed wejściem do sypialni powstrzymuje mnie rodzicielka, która ucisza mnie i prowadzi do kuchni.

- Coś Ty gówniarzu zrobił? - jest wściekła. Nie dziwię się, sam jestem na siebie potwornie zły.

- Mamo...

- Nie mamuj mi tu! Dziewczyna jest w ciąży, nosi pod sercem Twoje dziecko, kocha Cię. A Ty co? Zadowolony jesteś z siebie? Przyszła tutaj cała zapłakana z walizką. Aż tak namąciłeś, że się wyprowadziła?

- Zostawiła w domu pierścionek i obrączkę - spuszczam głowę ze wstydu.

- Co zrobiłeś? - syczy Aubrey. Chyba nie mam innego wyjścia, jak tylko powiedzieć jej prawdę.

- Sarah myśli, że zdradzam ją z Vicki. No i powiedziałem jej, że czasem żałuję, że się z nią ożeniłem. Znaczy nie dokończyłem, ale ona sama się domyśliła i...

- Jasna cholera, tak Cię wychowałam?! Wybacz, synu, ale jesteś głupi.

- Wiem! Wiem to. Ale ja nie żałuję naszego małżeństwa. Sarah to najlepsze, co mogło mi się w życiu trafić. Tamto powiedziałem w nerwach...

- Ale powiedziałeś - przerywa mi, chowając twarz w dłoniach.

Patrzę na nią przez chwilę, po czym znowu kieruję się w stronę sypialni. Moja żona leży na łóżku skulona i śpi. Płakała. Widać to po niej. Serce mi pęka na myśl, że ja do tego doprowadziłem. Podchodzę do niej powoli i kucam przy niej. Delikatnie odgarniam włosy z jej twarzy, aby się nie obudziła. Wpatruję się w jej umęczoną twarz, a następnie mój wzrok pada na jej brzuch, w którym jest nasza córka. Uśmiecham się mimowolnie.

- Zostaw ją, Dan - słyszę za sobą głos mojej mamy. Ma rację. Muszę dać jej odpocząć. Nie będę jej budził. Porozmawiam z nią, kiedy sama wstanie.

Hej hej! Trochę się porobiło, ale życie nie jest przecież takie kolorowe. Pozdrawiam was cieplutko i życzę miłego weekendu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro