Rozdział XXIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dan

Wychodzę z łazienki po orzeźwiającym prysznicu, wycierając ręcznikiem mokre włosy, i podchodzę do hotelowej szafy, żeby się szybko ubrać. Po chwili jestem już gotowy, więc schodzę na dół na śniadanie. Nie zastanawiając się długo, biorę dwie kanapki i nalewam w szklankę gorącą herbatę. Konsumuję w dość szybkim tempie. Przegryzając jeszcze ostatnią kanapkę, wstaję z krzesła i wychodzę z hotelu.

Około piętnastu minut później siedzę już w autobusie. Minusem wybrania samolotu w podróży do Dallas było to, że teraz muszę poruszać się bez samochodu, co jest dosyć męczące. Niestety, podróży autem wolę sobie nawet nie wyobrażać. Muszę wytrzymać jeszcze kilka dni bez mojego kochanego Audi. Jednak o wiele gorzej znosiłbym nieobecność Sarah. Dlatego też moje własne upodobania muszą się chwilowo schować w kąt.

Stoję pod drzwiami domu Zoey i zastanawiam się, co zrobić. Zapukać czy zadzwonić do Sarah i poczekać przed budynkiem. Albo w ogóle wejść bez pukania. Ostatnie wyjście jest najbardziej ryzykowne ze względu na rodziców przyjaciółki mojej dziewczyny, ale też najbardziej kuszące, dlatego wybieram trzecią opcję. Po cichu wchodzę do środka i rozglądam się po domu, szukając jakiejś wskazówki, szczerze mówiąc nie wiem nawet jakiej. Nagle ktoś włącza muzykę i do moich uszu dobiegają dźwięki Love is strange (w załączniku). Podążam więc za piosenką i trafiam do kuchni, gdzie odwrócona do mnie tyłem, przy szafkach, stoi panna Creig. Na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech, kiedy widzę, jak wije się w rytm muzyki. Podchodzę cichutko do wyspy kuchennej i obserwuję jej poczynania. Zauważam, że gniecie ciasto i bardzo podoba mi się sposób, w jaki to robi. Jest tak zaangażowana w swój taniec, że mogę się praktycznie nie martwić, iż mnie zauważy. Jedynie w każdej chwili ktoś z domowników może tutaj wejść. Podpieram podbródek dłonią i obserwuję, jak Sarah, schylając się po mąkę z dolnej szafki, kusząco kręci biodrami. W końcu zaczyna gestykulować rękami i podśpiewywać, zmieniając swój ton w kwestiach poszczególnych osób.

- Silvia...
Yes Mickey?...
How do you call your loverboy?... Come 'ere loverboy!!...
And if he doesn't answer?...
Ohh loverboy!...
And if he STILL doesn't answer?...
I simply say
Baby,
Oohh baby
My sweet baby
You're the one / Silvia...
Tak Mickey...
Jak wołasz swojego ukochanego?...
Chodź tu ukochany!...
A jeśli on nie odpowiada?...
Och, ukochany!...
A jeśli on NADAL nie odpowiada?...
Mówię po prostu
Kochanie
Och, kochanie
Moje słodkie kochanie
Jesteś jedyny - wraz z tymi słowami Sarah odwraca się i zdumiona patrzy na mnie, a ja podchodzę do niej, chwytam ją w talii i przysuwam do siebie.

- Baby
Oohh baby
My sweet baby
You're the one - śpiewam razem z nią, a jej wzrok z przestraszonego zmienia się w pożądający. Zjeżdżam dłonią na jej tyłek, a ona zarzuca swoje ręce na moje ramiona. Kołyszemy się chwilę, a ja zbliżam do niej swoją twarz. Już mam ją pocałować, kiedy...

- Sarah - do kuchni wchodzi starsza kobieta, a my odskakujemy od siebie jak poparzeni. Dziewczyna wraca do ugniatania ciasta, a ja przestępuję z nogi na nogę. Po kobiecie widać, że jest zażenowana. - Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać... Nie wiedziałam... - plącze się w słowach.

- Co dzisiaj gotujemy? - do pomieszczenia wbiega Zoey i zamiera na widok naszej trójki.

- Ty jesteś przyjacielem... - zwraca się do mnie zapewne matka brunetki, lecz jej córka nie daje jej dokończyć.

- Tak, jest przyjacielem Sama. Nazywa się... Dylan.

- Miło Cię poznać, Dylan. Ja jestem mamą Zoey.

- Mi panią również - uśmiecham się.

- To co, ja już... pójdę - mówi kobieta i wychodzi z kuchni. Dziewczyny oddychają z ulgą.

- Co Ty tu robisz, Dan? - pyta Zoey.

- Jak to, co. Przyszedłem do mojej dziewczyny.

- Wiesz, co by było, gdyby...

- Wiem - przerywam jej. - Ale nic takiego się nie stało, spokojnie.

- Ta... - spogląda na mnie i wybucha śmiechem. Marszczę brwi, nie wiedząc, o co jej chodzi.

- Co? - pytam.

- Twoje... ramiona - krztusi się ze śmiechu. Spoglądam na nie i widzę pozostałości po cieście. Sarah, widząc to, podchodzi do mnie.

- Przepraszam, zdejmij koszulkę i zaraz to zmyję, wystarczy nawet samą wodą - mówi, składając lekki pocałunek na moich ustach. Robię to, o co mnie prosiła. Ściągam T-shirt i podaję go dziewczynie.

- Dooobra, to ja idę - wtrąca Zoey i wychodzi.

Chwilę potem Sarah wiesza moją koszulkę na krześle, żeby wyschła. Podchodzi do mnie i kładzie swoje dłonie na moim torsie, delikatnie sunąc po nim opuszkami palców, co odczuwam w kroczu.

- Jeszcze raz przepraszam - szepcze.

- Już okej, nie stało się nic strasznego.

- W sumie mogę teraz oglądać Cię półnagiego, to jest jakiś plus - kokietuje mnie, co niezmiernie mi się podoba.

- Jak duży ten plus?

- Taki trochę duży.

- Trochę? - nie odpuszczam.

- Możliwe, że bardzo duży - uśmiecha się słodko i zaczyna nucić mi do ucha - Baby
Oohh baby
My sweet baby
You're the one - kończy, a następnie namiętnie mnie całuje.

Cześć! W końcu się doczekaliście i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. Wyrażajcie to w postaci gwiazdek i komentarzy, będzie mi bardzo miło, buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro