Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ledwie weszłam do domu, a moje stuknięte przyjaciółki już się mnie przyczepiły.
- Jejciu, Sarah, i jak? - pyta podekscytowana Jane. Udaję, że takie pytanie z jej ust w ogóle nie padło i wchodzę do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Oczywiście dziewczyny podążają za mną.
- Sarah, nie bądź taka - Zoey krzyżuje ręce na piersiach i wwierca się we mnie swoim wzrokiem.
- Co ja mogę wam powiedzieć? Zawiózł mnie do księgowej, potem poszliśmy na kawę i jestem tutaj - mówię, szperając po szafkach w celu znalezienia odpowiedniego posiłku. Mam niezwykłą ochotę na słodycze. Co z tego, że będę gruba, a wtedy Dan na pewno mnie nie zechce? Wyjmuję z dolnej szafki czekoladowe ciastka, żelki i popcorn.
- Zaprosił Cię na kawę? - piszczy Jane.
- Mówiłam, że zakochany - wtóruje jej Zoey.
- Spotkaliśmy jego dziewczynę, Monique. Pocałowali się przy mnie. Nie sądzę, żeby był zakochany WE MNIE - biorę swoje słodycze i skinieniem głowy zapraszam dziewczyny do mojego pokoju. Kiedy już wygodnie się usadawiamy, one nie ustępują.
- Popatrz na to inaczej: spotkaliście jego laskę, a mimo to odwiózł Cię do domu, zamiast na przykład zostać z nią - mówi Zoey, częstując się popcornem.
- Dokładnie - wtrąca się Jane. - Mógł Cię zostawić i spędzić czas z nią. Właściwie, co się stało, jak ją spotkaliście?
- Okazało się, że nie wiedziała o jego dniu wolnym. Proponowała, żeby z nią poszedł, ale powiedział, że musi mnie odwieźć - odpowiadam z ciastkiem w ustach.
- Bingo! Właśnie o tym mówiłam - szczerzy się blondynka. - No i nie powiedział jej, że ma wolne, tylko przyjechał zapytać, co u Ciebie. Dziewczyno, zakochał się! - wrzeszczy uradowana i zaczyna skakać po moim łóżku.
- Jane - próbuję ją upomnieć, ale tylko skręcam się ze śmiechu. Do dziewczyny dołącza Zoey. Słowo daję, mam przyjaciółki idiotki.

Będąc już sama w swoim pokoju, analizuję sytuację, w której się znajduję. Zakochałam się w starszym o osiem lat, będącym w związku pracowniku mojego taty. Świetnie, nie powiem. Nie mam pojęcia, co robić. Nie chcę rozbijać ich związku, ale też nie będę czekać w nieskończoność, aż sami się rozstaną. Jeśli się rozstaną. Skoro są razem, to chyba się kochają, prawda? Bo niby z jakiego innego powodu byliby parą? Nie znam takiego powodu. Zapewne dlatego, że takowego nie ma. Zresztą, co ja się będę pchać mu w ramiona, jeżeli on nic do mnie nie czuje. Szczerze nie przekonują mnie argumenty Jane i Zoey, jakoby Dan był we mnie zakochany. Czy ja naprawdę jestem w nim zakochana? Cóż, przy nim nogi mam jak z waty, miliardy motyli w brzuchu, radość bez wyraźnego powodu, sam jego widok sprawia, że jestem szczęśliwa. Tak, wpieprzyłam się na całego.

Tylko co z Matt'em? Z nim to było tylko zauroczenie? Chyba tak. Bardzo, ale to bardzo się z tego powodu cieszę. Ten chłopak zaczął mi działać na nerwy. Szczerze mówiąc, zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy poznałam Dana. Kurde, pan Bolton nieświadomie mi pomógł. Chwała mu za to!

Następnego dnia cały swój czas postanawiam poświęcić mojemu gościowi. Ostatnie dni były przesłonięte osobą pana Boltona, więc żeby wynagrodzić to Zoey, postanawiam zabrać ją do kina, a potem na zakupy. Jednak to ona jest całym przywódcą naszego wypadu. Ciągnie mnie w stronę jakiejś sieciówki.
- Jasny gwint, Zoey! Jeśli mi nie powiesz, po jaką cholerę znowu idziemy do tego sklepu, przywalę Ci na oczach wszystkich - stękam poirytowana.
- Zaraz zobaczysz - odpowiada z entuzjazmem. Nie wiem, co sobie ubzdurała w tej małej główce, ale czuję, że to nie będzie fajne. Wchodząc do sklepu zauważam, że miałam rację. Przy kasie stoi Dan w towarzystwie swojej dziewczyny. Chcę szybko stamtąd uciec, ale Zoey przytrzymuje mnie za T-shirt. W tym momencie chłopak odwraca się w naszą stronę, a w ślad za nim robi to Monique. Moja przyjaciółka prowadzi mnie w ich stronę.
- Zatłukę Cię kiedyś - grożę jej. Najwyraźniej dziewczyna nic sobie z tego nie robi, bo tylko uśmiecha się pod nosem.
- Witaj Dan - mówi Zoey do chłopaka. Jest zmieszany.
- Cześć - odpowiada.
- Jakie miłe spotkanie - ciągnie moja przyjaciółka. Spoglądam na Monique, która widocznie nie jest zadowolona z naszej obecności. Kiedy przenoszę swój wzrok na Dana, stwierdzam, że patrzy na mnie. Onieśmielona spuszczam wzrok. Zauważa to jego dziewczyna.
- Zapewne, idziemy Dan - odzywa się Monique i, biorąc chłopaka za rękę, kieruje się w stronę wyjścia. Razem z Zoey odprowadzamy ich wzrokiem.
- Laska się wkurzyła - śmieje się moja przyjaciółka. Patrzę na nią pytająco. - Zauważyła, jak jej chłopak na Ciebie patrzy. Ślepy by to nawet zauważył. Miłość jest piękna, ale trudna. A trudna jest właśnie dlatego, że jest piękna - wzdycha.

Ma rację.

Witajcie! Wybaczcie, że rozdział nie za długi. Mam jednak nadzieję, że Was zadowoli. Martwi mnie wasza niska aktywność, nie chcecie nic komentować. Komentujcie, gwiazdkujcie, będzie mi bardzo miło. Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro