Rozdział XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah

Idę do warsztatu. Szczerze mówiąc, byłam zdziwiona, że tata poprosił, żebym przyszła. Sam przecież mówił mamie, że nie powinnam przychodzić do serwisu. Albo to coś naprawdę ważnego, albo... nie wiem, przekonam się.

Wchodzę do gabinetu bez pukania.
- Cześć tato - witam się z nim. Mężczyzna podnosi wzrok znad dokumentów.
- Cześć, siadaj - poleca mi. Tak też robię.
- Coś się stało? - pytam, aby jak najszybciej dowiedzieć się, w jakim celu zostałam wezwana.
- Nie, chciałbym tylko, żebyś mnie przez kilka godzin zastąpiła - odpowiada, na co dziwię się. - Posegregujesz te papiery - wskazuje na kartki porozrzucane na biurku - i jak ktoś poprosi o fakturę czy coś, to napiszesz. Mogę Cię o to prosić?
- Jasne, nie ma sprawy - zgadzam się.
- Dzięki. Dzisiaj w pracy są tylko Mark i Greg, Bolton ma wolne - patrzy na mnie badawczo. Ach tak, to dlatego mnie poprosił. Już wszystko rozumiem.
- W porządku - wypowiadam oschle.
- To ja lecę, na razie - kończy i już go nie ma. Jestem zła. Zapewne specjalnie dał dzisiaj Danowi dzień wolny, bo musiał pilnie wyjść i nie mógł zostawić warsztatu. Postanawiam zadzwonić po Zoey, bo zanudzę się tutaj. Wyciągam z kieszeni spodenek telefon i wybieram numer przyjaciółki.
- Słucham Cię - odbiera po jednym sygnale.
- Wow, zaskakująco szybko odebrałaś telefon - śmieję się.
- Surfowałam po necie, ale do rzeczy, Sarah - pogania mnie dziewczyna.
- Wpadnij do warsztatu, tata zostawił mnie samą, bo musiał gdzieś wyjechać - proszę ją. Słyszę, jak energicznie podnosi się z łóżka, o czym świadczy lekkie skrzypienie.
- Zostawił Cię z Danem? - piszczy do telefonu. Odsuwam komórkę od ucha, bo mam wrażenie, że od dźwięku wydawanego przez moją przyjaciółkę pękną mi bębenki w uszach.
- Nie, niestety nie. Dan dostał dzisiaj dzień wolny - mruczę niezadowolona.
- Co za typ z tego Twojego ojca - wzdycha Zoey. - Dobra, zaraz będę - mówi i rozłącza się. Jestem chociaż trochę pocieszona, że nie będę musiała sama tutaj siedzieć.

Spędziłam z Zoey w warsztacie kilka godzin. Nie miałam nic szczególnego do zrobienia, więc cały ten czas spędziłyśmy na rozmowie. Aktualnie do gabinetu w końcu wchodzi tata.
- Witajcie, dziewczyny - mówi zdyszany.
- Dzień dobry, panie Creig - odpowiada Zoey.
- Córeczko, dziękuję Ci za pomoc. Możecie iść już do domu - uśmiecha się i siada w swoim fotelu, gdzie przed chwilą ustąpiłam mu miejsca.
- Dzięki za pozwolenie - mówię z sarkazmem. - Cześć - rzucam i razem z przyjaciółką wychodzę z biura.
- Co Ty tak ostro? - pyta dziewczyna.
- Nie dopuszcza do moich spotkań z Danem, to wystarczający powód - odpowiadam. Brunetka kiwa głową na znak zrozumienia i nie zadaje więcej pytań.

Wieczorem wyleguję się na sofie, a Zoey przygotowuje nam swoją specjalność, czyli sałatkę z kurczakiem. Szukam w telewizorze jakiegoś odpowiedniego dla nas programu. Mama jest jeszcze w pracy, a tata siedzi w swoim domowym gabinecie.
- Znalazłaś już coś? - krzyczy moja przyjaciółka z kuchni.
- Jeszcze nie - odkrzykuję, przełączając kolejne kanały. W końcu znajduję jakiś film romantyczny. Zoey przysiada się do mnie z naszym daniem. Nabierając sałatki do ust, słyszę pukanie do drzwi. Spoglądam na przyjaciółkę, która również na mnie patrzy.
- Otworzę - mówi, widząc, że mam pełną buzię. Składam ręce w geście podziękowania i wracam do oglądania telewizji. - Sarah, ktoś do Ciebie - wraca do mnie Zoey, a ja odwracam się i zamieram. Do salonu po cichu przychodzi Dan. Energicznie podnoszę się z sofy.
- Co tu robisz? - pytam cicho.
- Chciałbym porozmawiać - odpowiada tak samo głośno, jak ja. Spoglądam na Zoey błagalnym wzrokiem. Dziewczyna przewraca oczami.
- Ugh, dobra, zajmę czymś Twojego tatę - mówi, a ja szczerzę się i przytulam ją mocno.
- Dziękuję, kocham Cię - szepczę do niej. Ona idzie do gabinetu taty, a ja zabieram Dana do swojego pokoju. - Tak więc... o czym chciałeś porozmawiać? - zadaję pytanie, kiedy stoję na przeciwko niego.
- Właściwie... - przerywa i zza siebie wyciąga małą, ozdobną torebeczkę. - Chciałem Ci to dać - wręcza mi prezent. Jestem w szoku.
- Ale... z jakiej okazji? - pytam osłupiała.
- Bez okazji. A właściwie dlatego, że poprzednie musiałaś poświęcić przeze mnie - uśmiecha się, a ja zaglądam do środka i zauważam flakonik perfum Calvin Klein Euphoria. Z moich ust wydobywa się ciche wow.
- Nie musiałeś - wypowiadam cicho.
- Chciałem - odpowiada i patrzy mi prosto w oczy.
- Dziękuję - uśmiecham się. Między nami tworzy się niezręczna cisza. - No to ten... - mamroczę cokolwiek pod nosem. Nagle czuję, jak On swoim ciałem przygważdża mnie do ściany, a moje ręce przytrzymuje nad głową. Zbliża swoją twarz do mojej. Czuję Jego oddech na mojej szyi.
- Dan... co Ty wyprawiasz? - szepczę, dysząc ze zdenerwowania, jak również z podekscytowania. - Tata może w każdej chwili wejść. Nie chcę, żebyś stracił pracę.
- Nic mnie to nie obchodzi. Teraz liczysz się tylko Ty - mówi, a ja odpływam, bo właśnie mnie pocałował. Chłopak namiętnie pieści moje podniebienie. Czuję się tak wspaniale, tak błogo, że z moich ust wydobywa się cichy jęk. Wyczuwam, że Dan się uśmiecha. A ja... ja chciałabym, żeby ten pocałunek trwał wiecznie.

Cześć! Przyznam, że dosyć długo się zbierałam do napisania tego rozdziału, za co pluję sobie w brodę. Na szczęście ostatecznie udało mi się go skończyć i możecie czytać efekt mojej pracy. Mam nadzieję, że was zadowoli. Napiszcie mi, co sądzicie. Gwiazdkujcie, komentujcie. Dziękuję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro