Rozdział XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem, co się dzieje, ale nie mogę dodać załącznika. W każdym razie piosenka do rozdziału to Cash Cash - How to love ft. Sofia Reyes.

Odebrałam rano Zoey od jej chłopaka i  teraz wracamy razem do domu.

- Udała się wam noc? - pyta dziewczyna.

- Widzę, że Tobie się udała - odpowiadam, zwracając uwagę na jej banan na ustach i stan ogólny.

- Owszem, ale pytam o Ciebie.

- Nie, nie kochaliśmy się.

- Jak to?! - podnosi głos zdziwiona.

- Normalnie. Cholera, Zoey. Robisz z tego nie wiadomo jaką akcję - wywracam oczami.

- I co, po prostu sobie spaliście?

- Co w tym dziwnego?

- To, że Dan zdołał się powstrzymać. Przecież widzę, że najchętniej wziąłby Cię nawet na moich oczach.

- W zasadzie to... O mało co tego nie zrobiliśmy - spuszczam głowę.

- Czekaj, czekaj... Nie rozumiem.

- No bo... Całowaliśmy się, rozbieraliśmy... No i nagle poczułam, że się boję. Nie jestem gotowa, nie wiem, co mnie czeka.

- Sarah, nie ma się czego bać. Co prawda wiadomo, że pierwszy raz może boleć, bo Cię jednak rozdziewicza, ale to jest naprawdę fantastyczne uczucie. Ale okej, rozumiem, że nie jesteś gotowa, może dlatego, że to nie jest ten facet.

- Nie, absolutnie nie o to chodzi! Pierwszy raz chcę przeżyć właśnie z nim. Naprawdę czuję, że to ten. Po prostu... Nie wiem, co powiedzieć - wzdycham.

- Skoro chcesz się z nim kochać, to zrób to. Gdzie, jak nie w Dallas? Gdzie, jak nie na wakacjach, jakby nie było, zakazanych ze względu na Twojego ojca? - mówi Zoey, a ja muszę przyznać jej rację.

- Fakt, zakazany owoc smakuje najlepiej.

- No i bingo, Creig! - uśmiecha się moja przyjaciółka.

- Dobra, przemyślę to. Tylko teraz zadzwonię do Jane, dosyć dawno się nie słyszałyśmy - wyciągam komórkę i wybieram numer blondynki. W tym czasie wchodzimy już do domu Zoey.

- Sarah, cześć! - odzywa się w słuchawce Jane.

- Cześć, stęskniłam się i dzwonię.

- Też się stęskniłam! Jak na wakacjach? Co u Zoey?

- Jest lepiej niż myślałam, naprawdę. Właśnie weszłyśmy do domu. Zoey w porządku.

- No tak, Dan przyjechał. Jak on musi Cię kochać - słyszę, że się rozmarza, na co zaczynam się śmiać.

- Opowiem Ci wszystko ze szczegółami jak wrócę. A co u Ciebie?

- Przyjechał mój kuzyn i jakoś mi czas leci, ale czekam na Twój powrót.

- Niedługo się doczekasz. Lecę się jakoś ogarnąć po powrocie, buziaki.

- Okej, do usłyszenia - kończy i rozłącza się. Wchodzę do kuchni i zauważam panią Thompson.

- Dzień dobry - witam się z uśmiechem.

- Witaj, Sarah. Zjesz naleśniki na śniadanie?

- Chętnie, dziękuję.

Pani Thompson podaje mi danie oraz sok jabłkowy. Przypatruje mi się jakoś dziwnie, co szczerze mówiąc, trochę mnie irytuje. Przez chwilę przez moją głowę przechodzi myśl, że może domyśla się o naszym kłamstwie. Może wie, że nie byłyśmy u Chloe.

- Coś się stało? - pytam lekko przestraszona.

- Nie, nic. Zastanawiam się tylko, czy ten kolega Sama... Dylan?

- Tak, Dylan.

- Czy coś Cię z nim łączy? Kiedy was zobaczyłam, byliście dosyć blisko siebie - wypowiada, a ja ze strachu głośno przełykam kawałek naleśnika.

- W zasadzie to tak - mówię ledwo słyszalnie.

- Znacie się przecież dopiero jakiś tydzień, nie za szybko? Poza tym, on wygląda na starszego od Ciebie.

- Jest tylko trochę starszy, po prostu dojrzale wygląda jak na swój wiek. Ja juz pójdę do łazienki - kończę i szybko wychodzę z pomieszczenia.

Wbiegam do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. To był jednak duży błąd, że pani Thompson nas wtedy zobaczyła. Już zaczęły się pytania. Zapewne powie teraz wszystko moim rodzicom. Jeszcze, nie daj Boże, się czegoś domyślą. No tak, przecież to nic trudnego. Dan wziął wolne wtedy, jak ja wyjechałam. Pani Thompson powie rodzicom, że spotykam się z jakimś starszym ode mnie facetem o imieniu Dylan. Dan - Dylan. Dylan - Dan. Bardzo podobne. Do tego jeszcze Bolton powiedział, że wakacje spędzi z dziewczyną. Świetnie. Mogę mieć nieźle przesrane.

Moje przemyślenia przerywa Zoey.

- Co tak wiercisz dziurę w tym suficie? - śmieje się.

- Twoja mama zaczęła wypytywać o Dylana... Dana.

- Co? I co jej powiedziałaś?

- Że coś mnie z nim łączy. Co miałam innego powiedzieć, jak zastała nas podczas obściskiwania się?

- Przecież nic nie mówię.

- No tak. Pytała, czy jest starszy ode mnie, to powiedziałam, że tylko trochę bo po prostu dojrzalej wygląda.

- Jaka wścibska ta moja mamusia. Mówiła coś jeszcze? - dopytuje.

- A Ty widocznie nie lepsza - zdobywam się na odrobinę śmiechu. - Wspominała, że znamy się dopiero tydzień. Nic na to nie odpowiedziałam.

- Tydzień to wy jesteście razem - śmieje się Zoey. - Dobra, jakoś sobie poradzimy. Głowa do góry, Creig. Korzystaj z wakacji.

Witam po dosyć długiej przerwie. Wiem, że znowu, ale naprawdę przepraszam. Nieźle mi się posypało ostatnio. A jak się sypie, to wiadomo, wszystko na raz. Słabo się dzieje i zbieram się powoli. Mam nadzieję, że wybaczycie. Gwiazdki i komentarze mile widziane. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro