Rozdział 12. Nowa twarz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Oktawia

Początkowo nie byłam pewna co się wydarzyło. Podniosłam powoli głowę i rozejrzałam się po okolicy. Zobaczyłam znajome mury i bramę. Nie. Nie mogłam być akurat tutaj. Nie miałam siły dłużej podnosić głowy więc z powrotem opuściłam ją na ziemię. Byłam pewna że jestem brudna, nie tylko z kurzu i kawałków ściany którą rozbiłam w azkabanie ale również z wilgotnej ziemi na której teraz leżałam. Nie miałam siły wstać więc przetwarzałam w głowie wszystko co się wydarzyło.

Dostałam się do Azkabanu mało nie zabijając się po drodze, weszłam na jedno z najwyższych pięter, rozmawiałam z Narcyzą i Rudolfem, zmierzyłam się z dementorami, uciekałam przed grupą czarodziei, rozwaliłam ścianę i wyskoczyłam z 37 piętra przez dziurę która zrobiłam. Całkiem przyjemny wieczór.

Nadal leżąc na ziemi poczułam krople deszczu spadające na moje plecy. Musiałam wyglądać bardzo dziwnie rozwalona w ten sposób przed bramą do Hogwartu jednak nadal nie odnajdywałam w sobie wystarczająco dużo siły by wstać. Nie byłam pewna czy mnie znajdą w tej ciemności i czy właściwie chce być znaleziona

Z tego co dzisiaj się dowiedziałam wychodzi na to że gdy byłam dzieckiem to zostałam zamordowana. Ale jak to możliwe skoro żyje? Rudolf wspomniał też coś o jakiejś przepowiedni. Może dlatego mi się udało? Może przeżyłam bo mam jakąś przepowiednie do wypełnienia. Poczułam jak mój znak na ręce okropnie piecze, a przed oczami pojawiło się białe światło. Tak jakby znak chciał mi pokazać jakieś wspomnienie które nie było moje. Czułam że wypali mi głowę ale już nie miałam siły krzyczeć, po prostu odpłynęłam.

Obudziłam się ponownie niepewna co właściwie się stało. Otworzyłam leniwie oczy i przymrużyłam je bo było dosyć jasno. Czy teraz spotkają mnie konsekwencje mojego wyjścia do Azkabanu? I jak ja właściwie się znalazłam na łóżku?

Podniosłam głowę rozglądając się po pomieszczeniu. Byłam pewna że jestem w skrzydle szpitalnym jednak widok na pozostałe łóżka zasłaniał mi ogromny parawan rozłożony dookoła mnie. Ostatnie co pamiętałam to świst powietrza i mokrą, zimną ziemie na której leżałam. Czy wyskakując z piętra w Azkabanie uderzyłam w ziemię i jakimś cudem przeżyłam? Tą opcję musiałam wykluczyć bo skakałam z 37 piętra więc gdybym spotkała się z jakąkolwiek ziemią to nie było szans żebym leżała w łóżku.

Spróbowałam podnieść rękę jednak od razu poczułam że coś mi to uniemożliwia. To samo z drugą ręką. Próbowałam poruszyć nogami ale na marne. Wyglądało na to że byłam przywiązana do łóżka. Cudownie.

Moje próby podniesienia się musiała usłyszeć Pani Pomfrey która bez słowa spojrzała na mnie i wyszła z pomieszczenia. Aha. Bardzo miłe z jej strony. Domyślałam się jednak że poszła po McGonagall i w cale się nie pomyliłam bo pięć minut później drzwi sali się otworzyły i po chwili zza parawanu przyszła McGonagall w towarzystwie medyczki

-Z powodów pewnie doskonale ci znanych musieliśmy uciec się do środków które miały zapobiec twojej kolejnej możliwej ucieczce-powiedziała dyrektorka i skinęła głową Pani Pomfrey która machnęła różdżka na przytrzymujące mnie do łóżka koce- Dziękuję ci

-Nie ma za co pani dyrektor

Medyczka odeszła za parawan i skierowała się do swojego gabinetu dając prywatność rozmowie która najwyraźniej planowała przeprowadzić McGonagall. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Czułam się dosyć obolała

-Wiesz jak wiele praw złamałaś włamując się do Azkabanu?-zaczęła siwowłosa kobieta przecierając oczy- To cud że udało ci się przeżyć aportacje na tak daleką odległość ale sam pomysł wejścia do takiego zbiorowiska ludzi czyhających na twoje życie....czy ty w ogóle pomyślałaś co może ci się stać?

-To czarodzieje którzy mnie zaatakowali byli zagrożeniem dla mnie-powiedziałam niewzruszona

-Ci ludzie dostali się do tego okropnego miejsca tylko po to żeby tobie nie stała się krzywda! Gdyby któryś z więźniów wyrwał ci różdżkę?! Albo gdyby zaatakował cię dementor?!- krzyczała rozwścieczona zaciskając usta w wąska linie- Pojawili się tam a ty zaczęłaś przed nimi uciekać! Co więcej wyskoczyłaś z 37 piętra! 37! Czy ty w ogóle...

-Gdyby chcieli mi pomóc, a nie mnie atakować to nie rzucali by we mnie zaklęć paraliżujących -przerwałam jej zirytowana

-Robili to by ty sama nie potrafisz się kontrolować! Nie panujesz nad sobą! Zaryzykowałaś swoje życie by dostać się do najgorszego więzienia jakie istnieje i wyskoczyłaś z 37 piętra! Nie mam pojęcia jak w ogóle udało ci się to przeżyć- przerwała na chwilę i spojrzała na mnie. Nie było mi głupio. Wręcz przeciwnie, czułam satysfakcję że poszłam do azkabanu- Czego ty właściwie tam szukałaś?

Wzruszyłam ramionami decydując się na granie głupiej. Wolałam by uważano że niczego się nie dowiedziałam. Że tylko głupio zaryzykowałam, nic więcej. McGonagall pokręciła głową w niedowierzaniu, wzięła głęboki uspokajający wdech i spojrzała na mnie

-W czasie kiedy byłaś nieprzytomna udało mi się dogadać z ministerstwem. Nie zostaniesz ukarana przez nich w żaden sposób, to mi przysługuje prawo wymierzenia ci kary jak i zapewnienia bezpieczeństwa po twoim wygłupie

-Jak długo byłam nieprzytomna?-zapytałam

-Tydzień. Poinformowałam Harrego i Ginny że wylądowałaś w szkole i jesteś bezpieczna, ich dzieci nie wiedzą jednak nic na ten temat i tak pozostanie....

-Ale....-zaczęłam

-Nie przerywaj mi-powiedziała surowo dyrektorka- ze względów bezpieczeństwa nikt nie dowie się że jesteś w szkole, twój wygląd zostanie tymczasowo zmieniony jednak będziesz mogła kontynuować naukę w Hogwarcie

-Słucham?-powiedziałam otwierając szerzej oczy

-To co słyszałaś. Jeśli gdziekolwiek pójdzie informacja że jesteś w Hogwarcie to wszystkie osoby które mogą ci zagrozić pojawią się tutaj i mimo że Hogwart ma dobre środki bezpieczeństwa to nie mogę ryzykować. Nawet jeśli ktoś nie wiedział wcześniej o twoimi istnieniu bo nie przeczytał proroka codziennego to teraz doskonale zdaje sobie sprawę kim jesteś, tyczy się to przede wszystkim więźniów Azkabanu którzy nie powinni wiedzieć o twoim istnieniu- kobieta na chwilę przerwała i zmierzyła mnie wzrokiem- Przykro mi że to musi tak wyglądać, nie mogę pozwolić byś porzuciła szkołę i nie mogę pozwolić by twoja obecność tutaj stanowiła zagrożenie dla innych uczniów. To tylko tymczasowe rozwiązanie, może gdy to wszystko ucichnie....może w tedy....no ale zobaczymy, nie ma co gdybać

-Czyli co? Zmieni mi Pani całkowicie wygląd, da nową tożsamość i każe siedzieć w Hogwarcie?-zapytałam niedowierzając

-A masz jakieś lepsze miejsce do którego możesz iść Oktawia?

Zamilkłam. Nie chciałam wracać do sierocińca, ale nie chciałam też zostawać tu i udawać że nie jestem sobą. To wydawało się tak sprzeczne z tym jaka byłam. Może była to moja ostatnia szansa by sprawy wróciły na dobre tory. Chciałam się dalej uczyć i chciałam się dalej przyjaźnić z Albusem i Scorpiusem ale chciałam też odkryć o co chodzi z tą moją ,,śmiercią" i chciałam mieć normalną rodzinę. Chciałam by mama całowała mnie w czoło na do widzenia, a tata uczył zaklęć w wolnych chwilach, chciałam chodzić z nimi na spacery i latać na miotłach tak jak to było u Potterów. Chciałam normalnej rodziny, a przynajmniej zdawało mi się że tak wygląda normalna rodzina. Chciałam czegoś więcej niż zimnych głosów mówiących mi co robić, czegoś więcej niż rozmazanej projekcji ich twarzy, czegoś więcej niż bólu który czułam za każdym razem gdy chciałam z nimi porozmawiać. Mimo że zaledwie parę dni temu dostałam w ogóle tą możliwość to czułam że byłoby mi łatwiej gdybym jej nie miała. Może nie mogłabym w tedy tak wiele jak mogę teraz ale przynajmniej miałabym więcej czasu by zastanowić się czego chce, teraz czułam presje, poczucie że muszę uratować te zimne głosy rodziców by stały się czymś więcej niż zimnymi głosami.

-Dobrze, niech tak będzie, ale chce odpowiedzi na moje pytanie-powiedziałam podnosząc głowę i patrząc dyrektorce prosto w oczy- Co stało się ze mną podczas bitwy o Hogwart? Jak do tego doszło że trafiłam do sierocińca?

-Tu nie ma o czym mówić-powiedziała kobieta wstając- Twoi rodzice zginęli więc trafiłaś do sierocińca, koniec historii. Chciałabym ci szczerze powiedzieć że przykro mi że tak się stało ale to byli potworni ludzie, jest mi przykro że ty musiałaś przez to wszystko przechodzić, jak każde dziecko powinnaś mieć szczęśliwe dzieciństwo, przykro mi że tak nie było

McGonagall ruszyła w stronę parawanów uznając że rozmowa zakończona. Od razu gdy zadałam pytanie przestała mi patrzyć w oczy. Nic nie wiedziała o moim ,,dzieciństwie", nie miała prawa mi współczuć jeśli nawet nie znała połowy prawdy, głupi sierociniec to nie było wszystko przez co musiałam przejść, z resztą nie chciałam jej litości, chciałam prawdy

-Zostałam przyniesiona na teren Hogwartu kiedy trwała tu bitwa, dostałam jakimś zaklęciem, co się ze mną później stało?-zawołałam zirytowana, kobieta zatrzymała się i odwróciła powoli

-Nie wiem kto ci takich głupot nagadał panno Riddle ale nic takiego nie miało miejsca. Wrócę tu za moment z panią Pomfrey która będzie nadzorować twoją zmianę wizerunku, przygotuj się

Patrzyłam otumaniona jak dyrektorka znika za parawanem. To nie mogła być prawda. Dlaczego Narcyza i Rudolf mieliby kłamać? To nie miało sensu

-To nie ma sensu-odezwał się kobiecy głos w mojej głowie, głos mojej matki- McGonagall kłamie, byłaś tam, byłaś na polu bitwy

Pokręciłam głową odtrącając głos kobiety. Nie chciałam by bolała mnie głowa bo za chwile miałam się skupić nad tym jak będę wyglądać. Nie chciałam zmieniać wyglądu, wolałam pozostać taką jaką byłam i nie uważałam żeby obawy McGonagall były słuszne. Komu chciałoby się szturmować Hogwart tylko po to by dostać się do mnie?

Zza parawanu wyszła dyrektorka razem z panią Pomfrey, ta druga kobieta niosła w rękach jakąś butelkę

-Zmienimy twój wygląd za pomocą zaklęcia, a dzięki temu eliksirowi zaklęcie będzie się utrzymywać przez cały czas-powiedziała siwowłosa medyczka wskazując na butelkę- musisz go pić po łyżeczce rano i wieczorem każdego dnia

-Jakieś życzenia dotyczące tego jak chcesz wyglądać? -zapytała McGonagall dosyć miłym głosem, tak jakby nasza rozmowa nie miała miejsca. Z tyłu głowy pojawił mi się obraz tego jak mogłabym wyglądać ale ponownie zabolała mnie głowa więc pokręciłam nią sugerując że jest mi obojętne jak wyjdzie

Dyrektorka podniosła różdżkę i poczułam jak zimne powietrze owiewa moją twarz, włosy i ramiona, rzęsy, dłonie, nogi i brzuch. Było to dosyć przyjemne uczucie. Czułam zapach kwiatów, był to dziwnie znajomy zapach. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkukrotnie nie dowierzając że patrzę na moje ręce. Mój zwykle biały odcień skóry zmienił kolor na brzoskwiniowy i w tamtym momencie zdawało mi się to tak okropnie dziwne jakbym zaczęła świecić neonowym kremowym mimo że wyglądałam normalnie. Podniosłam rękę w stronę ramienia ale nie spotkałam na jej drodze długich czarnych loków, zamiast tego musiałam sięgnąć aż do lini szczęki by dotknąć moich krótkich i ku mojemu przerażeniu nie czarnych, a ciemno blond włosów. Złapałam do ręki niewielkie lusterko które trzymała dyrektorka i zamiast spotkać w nim moje piękne czarne oczy otoczone mocnymi, czarnymi, długimi rzęsami zobaczyłam niebieskie jak niebo oczy i ledwo widoczne blond rzęsy. Po mojej wyrazistej urodzie nie było śladu, miałam okrągłą buzie z różowymi ustami. Wyglądałam jak dziecko. Byłam za nic nie podobna do tego jak wyglądałam wcześniej. W porównaniu do tej moja twarz była straszna, ta była delikatna i dziecięca, wzbudzająca zaufanie, przypominająca aż za bardzo twarze puchonów gdy normalnie miałam przeraźliwie białą twarz z ostrą szczęką, dużymi czarnymi oczami przysłoniętymi ciężkimi powiekami i burzą czarnych loków dodających mi upiorności. Z taką twarzą ludzie mogli rzeczywiście zacząć mnie lubić, a nie się mnie bać.

-Da się zrobić coś z tym żebym nie była taka brzoskwiniowa?-zapytałam zerkając na McGonagall, wzdrygnęłam się słysząc że mój głos brzmi trochę inaczej

-Szczerze powiedziawszy to nie jestem pewna -powiedziała kobieta masując sobie nadgarstek, wyglądała jakby miała ochotę stąd uciec- Nie planowałam żeby to zaklęcie zmieniło twój wygląd w tym stylu ale najwyraźniej twoja podświadomość postanowiła w to zaingerować i wyglądasz....no cóż, właśnie tak

Ponownie zerknęłam w lusterko nie mogąc dopatrzeć się chociażby najdrobniejszego podobieństwa do samej siebie. Skądś jednak znałam już tą twarz

-I co teraz? Zostanę ponownie przydzielona do jakiegoś domu czy co?-zapytałam dyrektorkę oddając lusterko Pani Pomfrey

-Zostaniesz w Slytherinie bo nie możemy zmienić twojego przydziału. Musimy ustalić ci tylko jakieś nowe imię i nazwisko i jakąś historię. Co do nazwiska i historii to już to przemyślałam- powiedziała siwowłosa kobieta wyciągając niewielką karteczkę z kieszeni, poprawiła okulary i zaczęła czytać - Twoje nazwisko to Coldview, jesteś z niewielkiej farmy różdżek mieszczącej się na wschodzie kraju. Wychowuje cię twój ojciec jednak jest bardzo zapracowany dlatego święta i uroczystości spędzasz w Hogwarcie-kobieta podniosła na mnie wzrok i schowała kartkę - jeśli ktoś cię zapyta dlaczego nie pojawiłaś się w szkole we wrześniu to powiesz że chorowałaś i dopiero teraz mogłaś tu przyjechać

-Widzę że sobie to pani wszystko przemyślała-prychnęłam odwracając głowę zirytowana

-Tak, przemyślałam. I mam nadzieję że tym razem będziesz słuchać kogoś kto ma na celu twoje dobro. Możesz sobie wybrać imię jakim chcesz się posługiwać

-Też mi łaska-mruknęłam pod nosem- Oktawia nie może zostać? Tak mnie nazwali rodzice

-Nie może zostać, wzbudzisz podejrzenia

Rzuciłam mordercze spojrzenie dyrektorce ale nie zrobiło na niej wrażenia. W cale mnie to z resztą nie dziwiło bo z tą twarzą to mogłam ją co najwyżej rozbawić.

Zastanowiłam się jakie imiona mi się podobają. Jakie imiona będą pasować do tej bezbronnej, dziecięcej twarzy. Grace? Anya? Blair? Stella? Żadne mi się nie podobało

-Masz przecież drugie imię-wyszeptał zimny kobiecy głos. Zmrużyłam oczy by skupić się na tym co mówi-Masz na drugie imię Anabella...

Przymknęłam powieki czując że jest mi niedobrze, świat się trochę kręcił, a trochę nie. Przetarłam twarz dłonią i poczułam się dziwnie, tak jakbym dotykała maski nałożonej na moją twarz

-Anabella-powiedziałam podnosząc wzrok na stojące przede mną kobiety- Anabella Coldview, jedenastolatka z farmy różdżek

-Niech będzie Anabella-przytaknęła McGonagall i ruszyła w stronę wyjścia- Przedstawię cię przy kolacji, powiem że twój przydział odbył się w moim gabinecie

Skinęłam jej głową i spojrzałam na panią Pomfrey która wskazywała na butelkę znacząco

-Mam to brać rano i wieczorem, będę pamiętać -powiedziałam na co kobieta klasnęła w dłonie i poszła do swojego gabinetu

Opadłam ciężko na poduszkę. Dlaczego akurat w ten sposób musiała rozwiązać się ta sytuacja?

Nie musiałam długo czekać do kolacji. Czas zdawał się biec nieubłaganie nie dając mi szansy na przemyślenie wszystkiego dokładnie w głowie, no ale może też nie było po co za dużo myśleć. Była to po prostu szansa na nowy start, start jak z marzeń. Gdzie nikt nie spojrzy na mnie krzywo, nie będzie się bać mojego wyglądu lub nazwiska, nie będzie mnie oceniać przez to kim byli moi rodzice. Ale czy ja o tym marzyłam? Zawsze chciałam być akceptowana ale nie w taki sposób, nie kiedy byłam kimś innym.

Przebrałam się w komplet szat Slytherinu i o czasie ruszyłam do wielkiej sali, wszystko wydawało mi się być takie dziwne. Moje kroki na schodach nie brzmiały tak samo, krótkie włosy co jakiś czas wyślizgiwały mi się zza ucha i musiałam je ciągle poprawiać, miałam też wrażenie że widzę jakoś inaczej ale mogło być to spowodowane znacznie krótszymi rzęsami.

Weszłam do wielkiej sali w cale nie wyróżniając się z tłumu uczniów, nikt nie omijał mnie szerokim łukiem i to była zasadnicza różnica. Ruszyłam w stronę stołu ślizgonów rozglądając się po sali, wszyscy zachowywali się jak zawsze więc przynajmniej miałam coś co się nie zmieniło.

-Uważaj jak łazisz maluchu!-krzyknął jeden ze starszych ślizgonów gdy zagapiona wpadłam na niego

Zirytowana nic nie odpowiedziałam wiedząc że skoro mam zacząć od nowa to nie mogę tu ciskać zaklęciami. Spojrzałam na stół Slytherinu zastanawiając się gdzie usiąść. Normalnie siedziałabym między Albusem, a Scorpiusem jednak teraz nie miałam co na to liczyć bo przecież mnie nie znali. Czułam się okropnie nienaturalnie siadając na końcu stołu gdzie nikogo nie było. Wolałabym zająć moje poprzednie miejsce. Chciałam złożyć Scorpiusowi zaległe życzenia bo skoro byłam nieprzytomna tydzień to ominęły mnie jego urodziny jednak na to też nie miałam co liczyć bo skoro byłam nową uczennicą w szkole to jak mogłabym wiedzieć kiedy ma urodziny.

Dopiero siedząc przy stole ślizgonów odczułam że coś jest normalnie, mimo że nie byłam w tym samym miejscu co zawsze to nadal mogłam cieszyć się mniej lub bardziej ukradkowymi spojrzeniami w moją stronę. Wydawało się że część uczniów mojego domu zauważyło że jestem ,,nowa"

-Drodzy uczniowie-zaczęła McGonagall więc wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę- Mimo że nie zdarza mi się rozpoczynać zwykłych kolacji przemowami dzisiaj jednak zabiorę głos. Dziś rano do Hogwartu dotarła nowa uczennica, Anabella Coldview. Tiara przydziału zadecydowała przydzielić ją Slytherinu za co należą się oklaski. Anabella wstań proszę -powiedziała dyrektorka więc posłusznie wstałam gdy reszta szkoły mnie oklaskiwała, najgłośniej oczywiście robili to ślizgoni gdzie kilka osób zdecydowało się nawet zagwizdać. Było to tak cudownie inne od tego jak wyglądał mój przydział na początku roku kiedy to wszyscy milczeli mierząc mnie wzrokiem- Liczę na to że ciepło przyjmiecie nowa koleżankę. Teraz natomiast zaczynajmy kolację!

Kiedy uczta się zaczęła kilka osób co jakiś czas zerkało w moją stronę jednak nie było to aż tak uporczywe jak mogłoby się wydawać, większość zdawała się jednak zajmować jedzeniem i plotkowaniem

Patrzyłam na stół zastanawiając się co zjeść i dochodziłam do wniosku że chyba nie mam na nic ochoty, jedyne czego teraz chciałam to porozmawiać z Albusem i Scorpiusem, opowiedzieć im co u mnie i co się wydarzyło, czego się dowiedziałam i czego się obawiam. Nie mogłam jednak tego zrobić, nie było na to cienia szansy

Kolacje zakończyłam zjadając trochę jakiejś sałatki i postanowiłam iść do dormitorium, nie miałam ochoty na to by zaatakował mnie prefekt Slytherinu który co chwile patrzył w moją stronę jakby zastanawiał się czy ma mnie oprowadzić po szkole czy nie

Wstałam od stołu i zobaczyłam kątem oka że wstaje również grupka starszych ślizgonów, do tego byli to moi ulubieni ślizgoni którym już raz udało mi się pokazać gdzie jest ich miejsce, teraz jednak nie miałam niczego czym mogłabym się obronić lub zaatakować, moja różdżka została w skrzydle szpitalnym

-Co jest dziewczynko, zgubiłaś się?-zawołał Crowtest otaczając mnie dookoła swoją grupą- Z racji że jesteś tu nowa może przedstawię ci jak prezentuje się twoja sytuacja, uważaj na lepszych od siebie jeśli nie chcesz kuku. W naszym domu lepiej jest nie wchodzić im w drogę lub udowodniać że można do nich należeć, widać po tobie że nie ma na to szans więc nie wysilaj się

-Dobrze ale jak już znajdziesz lepszych ode mnie to powiedz mi którzy to, bo chyba nie mówiłeś o sobie?- powiedziałam nie mogąc się powstrzymać, na moje słowa zostałam brutalnie pociągnięta za ramię do tyłu tak że stałam twarzą w twarz z wściekłym Richardem Crowtestem

-Słuchaj no dzieciaku...

Przerwał mu głośny śmiech zbliżającej się grupy gryfonów przy których stole staliśmy

-Co jest Crowtest? Teraz atakujesz pierwszoroczne dziewczyny z własnego domu?-zawołał jeden ze starszych gryfonów, był starszy od Crowtesta więc chłopak cofnął rękę z mojego ramienia. Słusznie.

-Aż taki słaby jesteś że nie poradzisz sobie z kimś sobie równym?-zawołała blond włosa dziewczyna i przez chwile miałam wrażenie że była to Sophie jednak czerwone szaty dziewczyny to wykluczały

Crowtest zacisnął zęby ale nie zaatakował, za dużo starszych od niego uczniów było dookoła i nawet jego grupa by sobie nie poradziła. Rzucił mi mordercze spojrzenie i wyszedł z wielkiej sali

-To było całkiem niezłe-powiedziała blondynka łudząco przypominająca Sophie- Jestem Aurelia Marks

Uścisnęłam dłoń gryfonki rozumiejąc że musi to być bliźniaczka Sophie Marks, z bliska nie wyglądała już tak podobnie do siostry. Miała węższe i niewiele jaśniejsze zielone oczy, jej twarz gdy się nie uśmiechała wyglądała bardzo wrednie i przysięgłabym że znacznie bardziej pasowała by do Slytherinu niż jej wiecznie uśmiechnięta i rozgadana siostra

-Anabella Coldview. Zaskakujące że wstawiłaś się za mną skoro jestem ślizgonką

-Moja przyjaciółka też jest ślizgonką, Tina Clevly. Jeśli jeszcze jej nie poznałaś to poznasz ją w swoim dormitorium, mówiła że zwolniło im się jedno łóżko-odpowiedziała Aurelia

Kojarzyłam Tine Clevly bo już wcześniej dzieliłam z nią dormitorium, była jednak tą dziewczyną z którą chyba nigdy nie rozmawiałam bo nie przyjaźniła się z Sophie, Alice i Daniell, a większość czasu wolnego spędzała poza dormitorium Slytherinu. Kojarzyłam jednak dziewczynę z wyglądu. Była dosyć wysoką mulatką z czarnymi oczami i brązowymi włosami, była też bardzo ładna i pasowała idealnie na przyjaciółkę blondynki

-Hej Ana!-zawołał ktoś za moimi plecami więc odwróciłam się by zobaczyć idącą w moją Sophie- Widzę że poznałaś już moją bliźniaczkę, Aurelie! Spadaj stąd Riri, nie będziesz podkradała więcej ślizgonów do swojej grupki-rzuciła dziewczyna w stronę siostry na co dziewczyna zmierzyła ją lekceważącym spojrzeniem i odwróciła się do mnie

-Jesteś w niej mile widziana Anabelle Coldview-powiedziała i odeszła w stronę czekającej na nią przy drzwiach czarnowłosej dziewczyny

-Jestem Sophia-powiedziała w moją stronę uśmiechnięta blondynka- będziemy razem dzielić dormitorium więc pomyślałam że możemy się zaprzyjaźnić. Chętnie pokarze ci co i jak i właściwie to mogę oprowadzić cię po całej szkole jeśli chcesz. O patrz już idą-szybko mówiła wskazując na idącą w naszą stronę resztę znanych mi pierwszorocznych ślizgonów- To jest Alice i Daniell będą też w naszym dormitorium, tam dalej idzie Tina, ona też jest w naszym dormitorium ale ona raczej trzyma się z moją siostrą. Kiedyś jeszcze w naszym dormitorium była taka Oktawia Riddle, na pewno wiesz o kogo chodzi bo pisali o niej pełno w proroku codziennym, no ale już jej nie ma i chyba nie wraca do szkoły, właściwie to nie wiadomo czy żyje więc...

-Może daj Anabell odetchnąć?-powiedziała w stronę blondynki Daniell na co skinęłam jej wdzięcznie głową która zaczynała mnie już trochę boleć. Oczywiście planowałam się dowiedzieć co o mnie wiedzą w szkole jednak to jeszcze nie był ten moment

-Dobra dobra-powiedziała Sophia- O ale jeszcze musisz poznać Scorpiusa Malfoya i Albusa POTTERA

Uniosłam brew na dziewczynę słysząc że zaakcentowała nazwisko zielonookiego. Chciała zrobić na mnie wrażenie że zna kogoś takiego?

-Hej jestem Anabell- rzuciłam w stronę przechodzących obok nas chłopaków

-Hej-rzucił Albus idąc dalej

-Cześć-powiedział Scorpius odwracając się w moją stronę i machając

Obserwowałam jak oddalają się zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Gdyby tylko wiedzieli kim jestem. Zdawali się być tacy przygaszeni, czy coś się wydarzyło pod moją nieobecność czy to właśnie moja nieobecność to robiła?

-No dobra, chodźmy już to pokażemy ci nasz pokój-powiedziała Alice na co skinęłam głową i ruszyłyśmy w stronę lochów. Miałam nadzieje że nie byłam podejrzana gdy nie zastanawiałam się gdzie skręcać tylko szłam tak jakbym robiła to już kiedyś

Następne dni spędziłam na unikaniu zarówno grupki Crowtesta jak i rozgadanej Sophie która wzięła sobie za punkt honoru opowiedzenie mi całego swojego życia. To nie tak że jej nie lubiłam ale mimo wszystko znacznie bardziej pasowało mi towarzystwo jej bliźniaczki która w ciągu tych kilku dni jeszcze dwa razy do mnie zagadała. Nie było zagadką że Sophie nie odpowiadało że rozmawiam z jej siostrą bo później usilnie wypytywała mnie dlaczego chcę się przyjaźnić z gryfonką. Szczerze to nie miałam w cale takiego planu ale Aurelia wydawała się na prawdę w porządku i byłam w szoku że nie jest w Slytherinie. Unikanie przychodziło tylko i wyłącznie mi z trudnością bo zdawało się że Albus i Scorpius całkiem skutecznie unikają mnie. Nie miałam okazji zamienić z nimi zdania nie licząc głupiego cześć.

Jednak celowe unikanie kogoś miało pewne granice dlatego w końcu spotkała mnie grupa Crowtesta. Ze wszystkich możliwych opcji akurat musieli to być oni.

Weszłam na szybko do pokoju wspólnego przeklinając w duchu że ktoś taki jak rozgadana Sophie istnieje, marzyłam w takich momentach by mieć pelerynę niewidkę pod którą mogłabym się ukrywać za każdym razem jak ona otwiera swoje usta. Tym razem ledwo udało mi się uniknąć jej monologu o tym jak trudne są eliksiry

-Hej ty nowa -krzyknął któryś ze starszych chłopaków -wreszcie mamy okazję spotkać cię ponownie! Nie żebyśmy chętnie gościli tu przyjaciół zdrajców krwi ale możemy posłuchać co tam masz do powiedzenia o sobie

Wywróciłam oczami nie reagując i szłam dalej w stronę schodów do dormitorium. Obiecałam sobie nie wpadać w kłopoty.

-Hej mówi się do ciebie!-któryś z chłopaków pociągnął mnie za rękę tak że znowu stałam na przeciwko całej bandy, dopiero teraz zauważyłam że dwójka z dziewięciu osób to dziewczyny

-Nie chce z wami rozmawiać -powiedziałam jednak mój dziecięcy głos zabrzmiał bardzo dziwnie

-Nie bój się nas-powiedział jakiś wysoki brunet śmiejąc się głupkowato- Po prostu chcemy porozmawiać

-Porozmawiamy dlaczego takim smarkulą nie wolno obrażać starszych i silniejszych od siebie -warknął Crowtest popychając mnie tak że upadłam na ziemię

Zagotowało się we mnie, może gdzieś przez głowę znowu przeszło mi to uczucie bezsilności które czułam całe moje życie jednak teraz wiedziałam że nie jestem bezsilna. Miałam gdzieś moje postanowienia, Crowtest musi zapłacić za swoje chamstwo. Moja dłoń powędrowała w stronę schowanej różdżki jednak zatrzymał ją znany mi głos

-Dajcie spokój, McGonagall mówiła wam już że macie nie atakować innych uczniów- powiedział Scorpius który najwyraźniej już wcześniej siedział na kanapie- Przestańcie być tacy uprzedzeni do ślizgonow, jak chcecie się na kimś wyżywać to cała masa gryfonów czeka w wielkiej sali

Grupa zamilkła obserwując podchodzącego Scorpiusa

-Zrobiłeś się strasznie wyszczekany Malfoy-rzucił Crowtest mierząc blondyna wzrokiem

-Bez sensu marnować energię na swoich kiedy w szkole jest cała masa byle szumowin. Anabella ci odpyskowała w wielkiej sali, a to znaczy że ma charakter-blondyn podał mi dłoń żebym wstała, a ja czułam że nie dowierzam w to co widzę i słyszę. Od kiedy Scorpius tak na luzie zwracał się do starszych uczniów?- A jeśli ma charakter to dobrze, nie trzeba nam tu a'la puchonów którzy zdania nie potrafią wydukać

Kilka osób pokiwało głowami na słowa chłopaka. Nie odrywałam wzroku od obojętnej twarzy chłopaka który obserwował pozostałych. Co się wydarzyło w Hogwarcie jak byłam nieprzytomna? Od kiedy Scorpius się tak zachowuje i dlaczego nikt ze starszych ślizgonów się nie rzuca na jego słowa?

-Chcemy mieć pewność że smarkula wie gdzie jej miejsce -warknął po chwili Crowtest wskazując na mnie dłonią, jednak ciągle mierząc się wzrokiem ze Scorpiusem

-Nie będę wchodzić wam w drogę jeśli wy nie będziecie wchodzić mi w drogę-rzuciłam licząc na to że ta głupia dziecięca twarz ma w sobie coś takiego jak pewne siebie spojrzenie

-Świetnie-powiedział Scorpius-a teraz każdy może iść sobie w swoją stronę. Słyszałem że na ciebie Florence i na ciebie Crowtest czeka profesor Troots z jakimś zaległym zadaniem

Wspomniani Florence i Crowtest wyszli zirytowani z pokoju wspólnego, a reszta grupy odeszła w dalszy kąt

-Dzięki-powiedziałam do blondyna licząc że uda nam się nawiązać dłuższą rozmowę, nie odczuwałam jakiejś dużej wdzięczności do chłopaka bo mogłam sobie poradzić sama- To miłe że się za mną wstawiłeś nawet jeśli mnie nie lubisz

Scorpius uniósł brwi zaskoczony

-Czemu miałbym cię nie lubić?

-Nie wiem-odpowiedziałam wzruszając głupiutko ramionami, aż mi się nie dobrze robiło od robienia z siebie takiej sieroty- Nie rozmawiasz ze mną i mam wrażenie że mnie unikasz

-Przepraszam jeśli tak to wyglądało-powiedział ruszając w stronę kanap więc postanowiłam usiąść razem z nim- Po prostu ostatnio ja i Albus...trochę przeżywamy że nie ma z nami naszej przyjaciółki. Nie chciałem wyjść na nie miłego

-Nic nie szkodzi-powiedziałam przeklinając samą siebie w duchu, brzmiałam jak puchonka- Wasza przyjaciółka to ta Oktawia, tak?

Chłopak skinął głową wzdychając, zrobiło mi się go trochę szkoda bo nie miał pojęcia że właśnie ze mną rozmawia. Zastanawiałam się przez chwilę jak to musiało wyglądać z ich perspektywy i co o mnie wiedzieli

-Co się z nią stało?-stwierdziłam że najłatwiej będzie jak odpowiedzi na moje pytania udzieli Scorpius

-Aż dziwne że o tym nie słyszałaś, pisali o tym wszędzie

-Długo byłam chora-powiedziałam i machnęłam ręką pokazując że to nie istotne- Powiedz o co chodziło, jakoś Sophie nigdy nie wyszło wyjaśnienie mi tego

Blondyn zaśmiał się, a ja przyznałam sama sobie że jednak potrafię być zabawna w ten taki przygłupawy sposób którym gardziłam. Teraz gardziłam sobą.

-Cóż...był długi weekend na który można było wrócić do domów, to się rzadko zdarza w Hogwarcie więc wszyscy chętnie korzystali. Oktawia na co dzień mieszka w sierocińcu więc planowała zostać w Hogwarcie ale Albus ją zaprosił do siebie, mnie z resztą też. Byliśmy tam przez cały czas, znaczy...ja byłem przez jakiś czas też u siebie w domu, moja mama jest w ciąży i nie najlepiej to znosi...ale to nie istotne w tej historii-mówił blondyn, a ja w skupieniu obserwowałam go. Wcześniej nie wspominał że jego mama nie czuje się najlepiej - Cóż pewnego wieczora, mnie właściwie przy tym nie było bo już wychodziłem do domu, Albus mi mówił.... Albus odprowadził mnie w tedy do drzwi żeby się pożegnać. Ja z moim ojcem już wyszliśmy kiedy Al wrócił na górę. Powiedział mi że otworzył drzwi do pokoju w którym wcześniej była Oktawia, a ona się tak po prostu deportowała -otworzyłam usta udając zaskoczenie, o no rzeczywiście niesamowite, Oktawia potrafi się aportować, kto by pomyślał - No właśnie...i nikt nie wiedział gdzie się podziała. Podniesiono alarm w Azkabanie że niby udało jej się tam dotrzeć, tak też z resztą pisali w proroku codziennym, ale ja nie jestem pewien. Przecież to najbardziej strzeżone więzienie dla czarodziei, tam się nie da aportować więc jak inaczej miałaby się tam dostać?

-A co o tym pisali w proroku?-zapytałam tym razem szczerze zainteresowana bo właściwie to nie czytałam tych wydań proroka

-Pisali że udało jej się wedrzeć do Azkabanu i że uciekając wyskoczyła z 37 piętra robiąc dziurę w ścianie

-I co dalej się z nią stało?

-Jedni piszą że uciekła inni że zginęła -powiedział powoli odwracając wzrok- Ale ja nie wiem, to takie nie podobne do niej, mówiła o tym Azkabanie ale przecież nie wyskoczyłaby z 37 piętra, tego się nie da przeżyć...myślę że nawet nie weszłaby do Azkabanu przecież te zabezpieczenia....

-Skoro pisali o tym w proroku to chyba jej się udało tam wejść-powiedziałam obserwując twarz chłopaka, wyglądał na smutnego. Aż tak bardzo brakowało mu mnie?

-Może-mruknął- Wybuchło z tego okropne zamieszanie. Panika że co teraz, że skoro jest córką czarnego Pana to że uwolni cały Azkaban i że zaatakuje...ja nie wiem, nie wierzę w to co piszą, myślę że ona wróci uczyć się w Hogwarcie, wydaje mi się że polubiła to miejsce

-Albus też tak uważa?-zapytałam myśląc o zielonookim, wydawał się być dziwny odkąd wróciłam

-Albus....on chyba uwierzył że Oktawia była w tym Azkabanie i że wyskoczyła z tej dziury w ścianie. Nie wiem ile on słyszał w domu od swojego taty, a ile.....

Scorpius przerwał słysząc radosne szczebiotanie z wejścia do pokoju wspólnego. Z zamkniętymi oczami mogłabym trafnie zgadnąć że głos należy do Sophie. Westchnęłam domyślając się że teraz nadszedł czas na konfrontacje z nią i że już jej nie uniknę. Scorp zaśmiał się na moją reakcję

-...i on jest taki przystojny i miły i zabawny -mówiła podekscytowana Sophie- i musi być moim chłopakiem

-Ciekawe który tym razem -mruknęłam pod nosem, na co Scorpius zaśmiał się jeszcze głośniej

Wysiliłam się na uśmiech widząc nadchodzące w naszą stronę dziewczyny. Domyśliłam się że ten monolog Sophie będzie dotyczyć jakiegoś chłopaka (czwartego w tym tygodniu) który jej się nieziemsko podoba. Zastanawiałam się czy ona jest tak zaaferowana wszystkimi związkami bo jej starsza kuzynka ma chłopaka czy po prostu jest z nią coś nie tak

-O Ana! Nie uwierzysz kto mi podał książkę o którą prawie się zabiłam!- krzyknęła uradowana blondynka na mój widok, najwyraźniej cieszyło ją że może komuś opowiedzieć tą zdumiewającą historię

-Na prawdę nie uwierzysz-rzuciła do mnie cicho rozbawiona Daniell, z łatwością wyłapałam w jej głosie sarkazm jednak nie dając po sobie poznać zwróciłam się w stronę Sophie

-Theodor Longbottom jest najcudowniejszy na świecie!-niemal krzyknęła na co uniosłam brwi, na początku tygodnia jeszcze go wyzywała mówiąc że to skończony dupek i że dokucza ślizgonom. Wymieniłam zdezorientowane spojrzenie ze Scorpiusem który wiedziałam że nie przepada za chłopakiem

-I jak to się niby stało?-zapytał blondyn na co katarynka Sophia się odpaliła. Zastanawiałam się długo jak można opowiadać tak nudzące i żenujące historie i jakim cudem Longbottom z najgorszego gryfona stał się najcudowniejszym chłopakiem podnosząc jedną głupia książę która nawet nie należała do Sophie.

Wspomniałam w głowie tą rozmowę kiedy słuchałam jak Aurelia opowiada o jakimś Gryfonie ze starszego roku który zrobił coś głupiego. Zastanawiałam się w tedy jakim cudem Aureli trafiła się cała inteligencja jaka przypadała na bliźniaczki bo wypowiedzi jednej i drugiej były bez porównania. W przypadku Aureli zadziwiał mnie jeszcze jeden fenomen, jakim cudem ona i jej trzy przyjaciółki się przyjaźniły. Wiedziałam że poznały się w pociągu do Hogwartu i że Sophie nie udało się z nimi dogadać, jednak każda z czterech dziewczyn należała do innego domu w Hogwarcie. Aurelia była gryfonką, Tina była ślizgonką, czarnowłosa Fiona była krukonką, a cicha, blondwłosa Hailie puchonką. Pierwsze trzy łączyły silne charaktery, każda z nich była bardzo ładna i każda z nich była nieco wredna, nie pasowała do nich Hailie która rzadko się odzywała i jeśli już to robiła to była raczej nieśmiała. Reprezentowała sobą taka stereotypową puchonke która nie ma własnego zdania i jest jak taki pocieszny piesek który wszędzie za tobą chodzi. Jednak obecność Hailie nie zmieniała tego że znaczenie bardziej wolałam tą grupę niż pozostałe ślizgonki z mojego dormitorium. To nie tak że ich nie lubiłam bo były na prawdę w porządku. Najłatwiej było mi odnaleźć wspólny język z Daniell, Alice czasem zażartowała jednak w większości mierzyła wszystkich tym oceniającym wzrokiem co właściwie mi nie przeszkadzało, Sophia natomiast....no Sophia była Sophią. Rozgadaną za 15 osób i może czasami było to fajne jednak na dłuższą metę była strasznie męcząca.

-...i myślał że ma jakąś umiejętność czytania z twarzy czy coś takiego-mówiła Fiona wywracając oczami- że potrafi wyłapać jak ktoś kłamie, no to musiałam mu udowodnić że się myli

-Chciałabym tak umieć -powiedziała Aura odrzucając włosy do tylu- patrzeć komuś w twarz i wiedzieć że kłamie

-Jak bym chciała odczytywać emocje z twarzy-powiedziała cicho Hailie- że wiecie, że patrzycie na kogoś i już wiecie jak się czuje

-Lepsze byłoby czytanie w myślach -powiedziałam zgarniając moje włosy za uszy, w tym momencie jakoś przeszkadzało mi to że ja i Hailie wyglądamy podobnie

-Może tak na prawdę potrafimy to wszystko robić ale nie próbowałyśmy-powiedziała Tina

-Ja chce spróbować- powiedziała gryfonka przysuwając się bliżej stołu

-Ja na pewno nie potrafie odczytywać emocji-mruknęła Fiona, a Hailie jej przytaknęła

-Ja chce sprawdzić czy potrafię wyłapać czy kłamiecie-Aurelia spojrzała na Tine-powiedz coś, a ja stwierdzę czy kłamiesz

-Nie lubię lodów czekoladowych -powiedziała mulatka wzruszając ramionami

-Prawda-powiedziała blondynka wpatrując się w Tinę

-Kłamstwo, lubię lody czekoladowe

-Dobra to teraz ty Oktawia- powiedziała Aurelia i spojrzała mi w oczy- Lubię quidditch

-Wszyscy wiedzą że to kłamstwo -powiedziała Fiona śmiejąc się

-Dobra dobra to w takim razie....dostałam zadanie z transmutacji

Spojrzałam dokładnie w oczy dziewczyny czując jakbym wsiąkała w nie. Jakbym słyszała jej głos mówiący że w cale nie ma zadania z transmutacji

-Kłamstwo -powiedziałam uśmiechając się

-Zgadza się! Zgadywałaś?

-Chyba po prostu wiedziałam że kłamiesz -odpowiedziałam wzruszając ramionami

-Teraz na mnie sprawdź. Mam brata i siostrę-powiedziała Fiona, a ja znowu wpatrując się w jej oczu czułam że kłamie

-Kłamstwo

-Skąd wiedziałaś?

-Może mam tą niesamowitą umiejętność czytania z twarzy-zażartowałam myśląc że właściwie byłoby to całkiem fajne

Aurelia jako jedyna zaśmiała się na mój żart po czym podobnie jak trzy pozostałe dziewczyny spojrzała na mnie podejrzliwie

-Hailie teraz ty powiedz jedno zdanie prawdziwe, a jedno fałszywe. Zobaczymy czy Oktawia będzie wiedzieć które to które - powiedziała Tina w stronę nieśmiałej blondynki

Hailie przygryzła wargę zastanawiając się po czym podniosła na mnie oczy kiwając głową. To że rzadko się odzywała sprawiało że praktycznie jej nie znałam

-Chciałabym w przyszłości być aurorem. Chce wrócić na święta do rodziców -blondynka mówiąc cały czas zerkała w bok i dopiero po chwili zaczęła patrzyć mi w oczy. Tina i Aurelia prychnęły stwierdzając że zdania które powiedziała dziewczyna były oczywiste

Przyglądałam się chwilę stwierdzając że coś się nie zgadza. Zdanie o zostaniu aurorem było oczywistym kłamstwem nawet jeśli Hailie nigdy nie mówiła kim chce być, natomiast święta u rodziców też się jakby nie zgadzały, przynajmniej nie w całości....

-Obydwa to kłamstwa

-Co?-Hailie nerwowo się zaśmiała, na co pozostałe trzy dziewczyny wymieniły spojrzenia- Chce wrócić na święta, to była prawda

-Chcesz wrócić na święta -powiedziałam obserwując ją uważnie - ale nie do rodziców

Dziewczyna zamarła blednąc. Patrząc na nią miałam dziwne uczucie, jakbym wiedziała jak się czuje ale sama tego nie czułam. Odwróciłam od niej wzrok by pozbyć się tego wrażenia. Hailie wstała od stołu mamrocząc że musi iść do biblioteki bo zapomniała o zadaniu. Atmosfera była raczej napięta i nikt się nie odzywał

-Skąd wiedziałaś?-zapytała Fiona która sprawiała wrażenie zorientowanej w temacie

-Wyczytałam z jej twarzy -powiedziałam wzruszając ramionami, czułam się dziwnie, tak jakby nowo odkryta umiejętność nie była w cale pożądaną

-To przerażające -mruknęła Aurelia przyglądając mi się- Od zawsze tak umiesz?

-Chyba nawet nie wiedziałam że tak umiem-przyznałam- znaczy zawsze potrafiłam wyłapać jak ktoś kłamie ale nie aż z takimi szczegółami

-W takim razie będziesz kiedyś na prawdę świetną legilimentką -powiedziała Tina

-Legilimentką?

-Tak, to taka umiejętność przeglądania myśli i wspomnień w czyjejś głowie, no tak w skrócie. Mój tata zajmuje się tym w ministerstwie podczas przesłuchań -mulatka uśmiechnęła się- też bym tak chciała w przyszłości

Skinęłam głową myśląc że to całkiem fajna umiejętność, od razu stwierdziłam że poszukam więcej informacji na ten temat bo wcześniej nie udało mi się na to trafić w żadnej książce którą czytałam. Dziewczyny wciągnęły się w rozmowę o tym kim chciałyby być w przyszłości podczas gdy ja rozmyślałam czyje myśli najbardziej chciałabym przeczytać gdybym mogła i po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam że pierwszą na tej liście była McGonagall




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro