Rozdział 6 Nie taki zły karzeł jak się kreuje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Misono w ciszy obserwował Clover mrużąc podejrzliwe oczy, zaś kobieta starała się unikać jego wzroku niczym ognia piekielnego. Właściwie odkąd wrócili przemoczeni do mieszkania Mahiru Laffite cały czas mówiła o swojej przeszłości z przed wypadku jak i po nim.

— Więc przypłynęłaś tutaj wpław..?

— Tak jakby..

— I twój wuj chce cie zabić..?

— Podejrzewam, że fortuna po ojcu mu się przyda do prania brudnych pieniędzy — Sama zdziwiła się swoją obojętnością, kiedy to mówiła. Dopiero, co niedawno stała i ryczała na środku głuszy, a Alicein niczym w dramacie romantycznym pojawił się w towarzystwie swoich kumpli. A teraz siedzą nad kubkami herbaty próbując zebrać wszystko do kupy.

— Czyli... Laffite to bujda..?

— Shirota na litość kurwa Boską, gdyby ciebie chcieli sprzątnąć to byś wystawił się jak na złotym talerzu? — Zmęczona kobieta potarła szczypiące ją oczy. Miała już dość, a to dopiero początek tego, co się wydarzyć ma w przyszłości — zdecydowałam się go sprzątnąć pierwsza, ale nie spodziewałam się, że tak szybko telewizja odkryje, iż żyje.

— Masz zamiar zabić swojego wuja?! — Oczy Mahiru otworzyły się szeroko. No tak powinien sie spodziewać, że dzirwczyna nie bez powodu potrafi posługiwać się bronią, co nawet ostatnio uratowało jej tyłek chociaż połowicznie — nie możecie ze sobą porozmawiać i załatwić tego polubownie?

— Shirota nie zachowuj się jak kompletny kretyn.. — Alicein spojrzał na brązowowłosego z pod swoich palców. Bóg jeden wiedział czy też go szczypią oczy, czy po prostu brakowało mu słów na głupie pytania chłopaka — to chyba jasne, że jak tylko [ Reader] się tam pojawi od razu odstrzelą jej głowę.

— Jestem Clover Laffite — Wszystkich spojrzenia z powrotem utknęły na dziewczynie, która powoli podnosiła się z krzesła nie spuszczając wzroku z nastolatka — [ Reader] zginęła na statku i nie mam zamiaru wracać do starego życia.

Widząc, że każdy dalej milczał spojrzała na swoją prawą dłoń na której został ślad po ugryzieniu podklasy najmłodszego Servampa. Ugryzienie, które wprowadziło tyle zamętu zamieniając ją w pół wampira.

— Mówiłeś Hugh, że przez ugryzienie jak wampiry jestem bardziej odporna na ataki z zewnątrz — Czarnowłosy mrugał zainteresowany nagłą zmianą dziewczyny, która tak po prostu po tygodniu wreszcie zaczęła interesować się swoją odmiennością — jak bardzo?

Niski Servamp postukał łyżeczką o filiżankę zamyślając się. Clover nie była w pełni wampirem, a tylko jego częścią. Jest słabsza od nich, ale dalej bardziej odporna od zwykłych ludzi.

— Powiedzmy, że jedna kula nie wystarczy by cię zabić, bo tak jak my przy postrzale nie powinnaś od razu zwijać się z bólu na ziemi.

— To świetnie — Zawsze lepsze to niż nic. Jakieś światełko w tunelu powoli zaczyna jej migać wołając w swoją stronę — mogłabym tego użyć. Chłopcy wiem, że to będzie dziwna prośba, ale... Potrzebuje waszej pomocy by oswoić swoją wampirzą stronę by..

— No chyba nie masz zamiaru użyć tego do zabicia swojego wuja?! — Fioletowowłosy poderwał się ze swojego miejsca uderzając pięścią w stół ignorując tym razem syk ziryrowanego brązowowłosego. Jeszcze brakuje mu tego by Alicein rozjebał mu stół w domu — to samobójstwo!

— Moje życie odkąd wyskoczyłam ze statku to jedno wielkie samobójstwo — Blondynka wyprostowała się pewniej zatrzymując kolejny raz wzrok na chłopaku z którym spędziła ostatni miesiąc - co dnia wychodząc na miasto rozglądam się czy gdzieś nie czają się ludzie wuja. Do tego widziałam na własne oczy śmierć ojca. Nie mam zamiaru zostawić tego w takim stanie jakim to jest. Jeśli mi pomożecie i wszystko się uda to pomogę wam z Tsubakim.

Zapadła grobowa cisza i Lily mógł spokojnie usłyszeć tykający zegar w rogu pomieszczenia, który wskazywał godzinę osiemnastą. Servampy spojrzały po sobie by na końcu popatrzeć na swoich Panów. Tetsu siedział z założonymi rękami nie odzywając się odkąd właściwie tutaj przyszli skupiając się tylko na opowieści dziewczyny, zaś Misono ze złości zgrzytał zębami i mało brakowało by spiłował sobie obie jedynki.

— Jeśli mi nie chcecie pomóc to powiedzcie sama sobie poradzę. Wszyscy, co byli w barze i tak wiedzą już kim jestem, a na pewno obiło się to o uszy policji. A jak im to wuj także już o tym wie, więc...

— Dobra! Niech ci będzie — Syk z ust fioletowowłosego brzmiał bardziej niż od rozeźlonej kobry i nikt nie miał zamiaru tego przerwać — skoro chcesz skończyć martwa nie będę cię zatrzymywać. Lily na pewno ci pomoże nie wiem jak reszta.

— Super, że we mnie wierzysz Misono — Laffite burknęła pierwszy raz czując nieprzyjemne uczucie pustki w sobie. Mimo, że wiedziała, iż ten chłopak jest małym perfidnym gnojkiem nie spodziewała się takich słów, a tym bardziej tonu jakim ją uraczył. Zabolało mimo, że długo go nie znała — a teraz przepraszam na chwile.

Czując jak kolejny raz gula zagościła jej w gardle ze wściekłą miną ruszyła do łazienki zamykając z zaraz z hukiem drzwi, a zrezygnowany Alicein usiadł z powrotem na swoim miejscu.

— Z takim podejściem to jej nie poderwiesz Misono — Wysoki wampir uśmiechnął się przymuszenie słysząc zirytowane prychnięcie swojego Pana — a bardziej do siebie zniechęcisz.

— Powiadasz bracie wyczuwasz romans w powietrzu?

— Ja nikogo nie podrywam! — Czerwony nastolatek syknął w ich stronę zjeżdzając już od ich przenikliwego spojrzenia po drewinianym krzesełku w dół — po prostu jej pomysł jest tak głupi, że brak mi na niego słów. Zresztą nie chce mieć jej potem na sumieniu.

— Jasne — Obaj bracia zawtórowali to takim tonem i spojrzeniem, że jasne było, iż prędzej uwierzą w Kuro tańczącego w balecie niż to co przed chwilą miało miejsce.

— Słuchajcie, a tak zmieniając temat — Mahiru chciał ominąć te rozmowę, która go krępowała tak samo jak siedzącego nastolatka — my z Kuro także pomożemy. Prawda, Kuro?

Wampir mruknął coś tylko z nad swojej konsoli, co mogło oznaczać równie zgodę, co odwal się. Było jasne, że nie słuchał i odburknał tylko coś by przymknąć swojego nad energicznego właściciela.

— Chcesz mi powiedzieć, że wcale nas nie słuchałeś?!

Misono zmęczony i wściekły na cały świat szedł korytarzem w stronę swojego pokoju unikając swojego ojca. Sprawa wymykała się coraz bardziej z pod kontroli i jeśli kobieta miała rację to nawet w ich rezydencji ją znajdą. Prychnął wciskając dłonie w kieszenie swoich spodni zaczynając po drodze wpatrywać się w swoje buty. Wiele razy widział [ Reader] w telewizji. Wypowiadała się z pewną siebie tonacją i miała w sobie to, co najczęściej mają w sobie dzieci bogatych ludzi — klasę i delikatność.

A Clover? Ona jest niereformowalna. Jej słownictwo ma wiele do życzenia i jej złośliwość można spokojnie porównać do typowego trognoglyty. Jak takie dwie skrajne osobowści mogą siedzieć w jednejkobiecie?! Co najgorsze. On woli tą Clover, którą widzi przed sobą. Zacisnął dłonie w pięści i wypuścił z ust powietrze. Tak naprawdę nikt nie wie, czy historia Laffite jest prawdziwa, a może naprawdę zabiła swojego ojca?

Ale czy w tej sytuacji nie zrobiła by tego dla majątku?

W takim razie, dlaczego uciekła?

Nawet nie zauważył, że nogi same poprowadziły go w kompletnie inną stronę niż planował i znalazł się dokładnie pod drzwiami dziewczyny. Brew chłopaka uniosła się do góry, bo był niemal pewien, że idzie do swojego pokoju. Cholera jasna przecież to nie jest możliwe by się tak zamyśleć! Jego ręka machinalnie ułożyła się w pięśc by zapukać, ale chęć rozmowy z kobietą jak szybko przyszła tak szybko poszła. Zwłaszcza w momencie, kiedy przypomniał sobie spojrzenia obu wampirów wciskających mu marny romans do głowy.

— Chrzanić to.. — Czerwony klnąc w myślach na swoją głupotę cofnął rękę i bezceremonialnie się odwrócił chcąc już ruszyć do swojego pokoju. On się nie zakochał. Nie w tej jędzowatej..

— Co ty tutaj robisz? — W dobrym czasie zdążył zatkać sobie usta inaczej wrzasnął by niczym przerażona kobieta. Spojrzał przed siebie widząc stojącą Laffite w szlafroku trzymającą w jednej ręce butelke wody i wyraźnie na nim skupioną. Jakim cudem on jej nie zauważył?

— Myślałem, że to mój pokój.

— Ach to zawsze przed wejściem do swojego pokoju pierw chcesz do niego zapukać?

Nastolatek pomrugał parę razy jakby uwaga do niego nie dotarła. Zaraz po tym Misono poczuł jak policzki zaczynają go piec niczym byłyby przypalne je rozgrzanym prętem. Zmusił się do perfidnego uśmiechu nie spuszczając wzroku z kobiety.

— Lily będzie na ciebie czekał o trzeciej po południu przed holem — Wyminął dziewczynę chcąc jak najszybciej wynieść z tego miejsca, bo czuł się coraz bardziej zakłopotany. Clover nawet go nie zatrzymała, ale czuł na sobie jej palące spojrzenie przeszedł kawałek wreszcie odwracając głowę — według ciebie zabicie wuja wszystko rozwiąże?

Blondynka słysząc pytanie rozejrzała się nerwowo jakby ktoś czaił się w zakamarkach korytarza, a przecież to niemożliwe, bo rzadko kogokolwiek tutaj widać. Powinna się spodziewać, że o to zapyta przecież dalej to ciekawski nastolatek.

— Tak. Przynajmniej nikt nie będzie chciał ze mnie zrobić trofeum.

— Gdy zginie twój wuj będziesz musiała z powrotem wrócić do swojego byłego życia — Chyba nie myślała, że zabije sobie tak po prostu ostatnią głowę rodu [ Nazwisko] i zniknie bez żadnego echa.

No cóż o tym nie pomyślała planując morderstwo z premedytacją. Zresztą kto na jej miejscu by o tym myślał? Powoli ruszyła w stronę Aliceina, a fioletowowłosy od razu się spiął czując perfumy kobiety, które tak uwielbiała. To zaczynało mieć niebezpieczne tory.

— Czyżbyś bał się, że odejdę? Już tęsknisz?

Oczy chłopaka otworzyły się szeroko i pewnie jeszcze trochę, a wyskoczyły by mu z orbit. Pokręcił głową niczym mokry pies i odsunął się jak najdalej chcąc jak najszybciej się stąd ewakuować. Za blisko. Cholera za blisko! Prędko odwrócił się do niej plecami chcąc iść już w swoją stronę.

— Nie idiotko tylko policja się tobą bardziej zainteresuje! Nie rozumiem cię. Będąc z tak bogatej rodziny twój ojciec miał głowę na karku, a ty zachowujesz sie jak opóźniona — Zacisnął mocniej dłonie czując jak jego nogi nie mają ochoty się ruszyć chcąc upajać się dalej jej zapachem. Dzieją się tutaj niebezpieczne rzeczy, a on nie ma na nie żadnego wpływu — i... Idę do siebie jestem zmęczony.

Nie dając Laffite już nic powiedzieć zmusił swoje nogi do ruchu zostawiając blondynkę na środku. Nie zakochał się to nie jest możliwe. Na pewno nie w tej wiedzmie!

Clover patrzyła za odchodzącym nastolatkiem czując jak serce zaczyna jej bić szybko niczym po maratonie. Cholera wie co się tutaj dzieje. Martwi się o nią. Uśmiechnęła się do siebie wreszcie mając jakiś grunt pod nogami jakiego nie potrafiła znaleźć od śmierci.

— Dziękuje Misono!

Widziała to. Chłopak zatrzymał się na pół chwili, co będąc człowiekiem na pewno by nie zauważyła. Zaraz po tym znowu ruszył dalej zostawiając ją samą w korytarzu, ale to już nie było ważne. Laffite idąc pomysłem Aliceina odwróciła się ruszając także do swojego pokoju. Jednak ten karzeł nie jest taki zły na jakiego się podaje. Teraz już była pewna tego, co chce zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro