Rozdział 5 Kim naprawdę jest reader?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Czy macie czasami wrażenie, że życie układa się tak by ci tylko udowodnić jak bardzo ma cię w dupie? Clover przełknęła sytuację, którą zaserwowali jej dwa tygodnie temu, gdzie prawie skończyła zjedzona przez wampira i o zgrozo dowiedziała się o innych uroczych mieszkańcach, którzy także łaknęli krwi. Wiele razy zamykała się w swoim zaciszu zastanawiając nad zaistniałą sytuacją. To co się działo w jej otoczeniu było chore.. Chore. To było jak jeden wielki marny film klasy B, który tak uwielbiała Manuela. Właściwie.. zjadła by szarlotkę z lodami, którą zawsze jej robiła. O kurwa jak ona tęskni za Manuelą i to jebaną szarlotką z waniliowymi lodami. Tutaj nawet jak ktoś by jej zrobił taki rarytas nigdy nie będzie miał tego zapachu jak i smaku, który potrafiła stworzyć tylko ona.

— Powiadacie, że jestem jednym przypadkiem na paręnaście tysięcy..? — Blondynka popijając swojego shake'a odchylała się na krześle starając się utrzymać na dwóch tylnych nóżkach i nie polecieć z impetem do tyłu. Zważając na to, co się wydarzyło po ataku na rezydencję nie było to dużym wyzwaniem. Ono miało dopiero nadejść.

— Dokładnie tak Panienko Clover — Hugh siedzący naprzeciwko przyglądał się dziewczynie z niemym zainteresowaniem, co Laffite wcale się nie podobało. Zwłaszcza od chwili, gdy wampir słysząc jej nazwisko wyjechał tekstem, że nie kojarzył by Laffite miał jakichkolwiek potomków. Co o zgrozo akurat ten niski czarnowłosy pacan mógł wiedzieć. Jest starszy niż Maunela, Hawkins czy pół jej drzewa genealogicznego razem wziętych!

— Aha. — Przyłożyła słomkę kolejny raz do ust czując przyjemny smak zmiksowanych truskawek z mlekiem. Dawno nie czuła tego chłodu na swoich ustach to tym bardziej spowodowało u niej aprobatę w duszy.

— Tylko tyle masz do powiedzenia? „Aha"?! — Misono prychnął zirytowany stukając palcem o blat wystukując przy tym nieświadomie Pory Roku Vivaldiego. Raczej robił to machinalnie, ale potrafiło to wybić z równowagi. Normalne dzieciaki w jego wieku prędzej wystukiwały jakieś znane melodie z telewizji niż pieprzone Lato Vivaldiego. — przez atak podklasy Melancholii stałaś się pół wampirem i dla ciebie to tylko Aha?!

Chłopie jakiś czas temu gonił mnie tłum z giwerami i musiałam nie dość, że zabić dwoje to wskoczyć do lodowatej wody oraz chuj wie ile przepłynąć by znaleźć się w Tokio. Do tego prawie zostałam zjedzona przez wampira i skakałam przez okno na pieprzonej kołdrze. Tak Acha to idealne słowo w tym momencie.

— A co mam w agonii zwijać się na ziemi do wystukiwanego przez ciebie Lata? — Ręce Aliceina opadły z rezygnacją widząc jak dziewczyna kompletnie nic sobie z tego nie robi dalej popijając Shake'a — dopóki nie będę miała tak strasznej mordy jak Lily po przemianie to wszystko przetrwam.

— Mówiliście coś o mnie..? — Wampir jak na zawołanie pojawił się przy stoliku z szerokim uśmiechem, który by go nie znała dałaby mu nawet osiem na dziesięć, lecz znając Servampa z bliska już wie, co oznacza ten uśmiech. Agonię i czyste morderstwo w pełnym tego calu. Bądź pedofilie. Nie lepiej nie wnikać w uśmiech tego blondyna.

— Zdajesz sobie sprawę, co to dla ciebie w ogóle oznacza?!

— Że.... będę się opierdalać jak on..? — Tym razem palec kobiety wskazał przysypiającego Sleepy Asha nad swoją colą. Wampir nie wyglądał na osobę, która w ogóle ich słuchała i dopiero, kiedy palec Laffite został skierowany w jego stronę wyrwało się Servampowi ciche „Co ja znowu?".

— Stałaś się kimś na miarę podklasy — Czarnowłosy widząc, że Clover nic z tego nie zrozumiała zacmokał zniecierpliwiony. Jak tylko zauważył dziwne zachowanie dziewczyny po wszystkim od razu wiedział, że będą z nią problemy. Nie pasowała do świata Aliceinów i na pierwszy rzut oka było widać iż łże niczym pies. Nawet przez chwilę się zastanawiał czy nie wysłać za tą kobietą, którejś swojej podklasy. Blondynka dobrze się maskowała kimkolwiek jest. Co go bardziej zdziwiło, kiedy wreszcie wysłał za nią kogoś jeden z jego wampirów powiedział mu, że dziewczyna w lesie strzela do tarcz z rewolweru. No cóż chociaż wiedział jakim sposobem potrafiła strzelać. — gdy nasz najmłodszy brat się dowie na pewno będzie chciał cię poznać.

— Tsushi, tak?

— Tsubaki...

— No też ładnie. — Nie widziała Servampa, ale wystarczył jej widok tamtej dwójki by wiedzieć, że lepiej nie spoufalać się z kimś takim jak on. Jeśli miał tyle odwagi by stworzyć tak popierdolone podklasy i polować na swoje wampirze rodzeństwo to lepiej trzymać się od tego tak daleko jak ojciec zakonnic. Widząc zirytowane spojrzenie Misono uśmiechnęła się słodko i wróciła wzrokiem na Hugh'a — to co mam robić..?

— Zastanawialiśmy się nad tym wczoraj — Mahiru nachylił się bardziej nad stołem wpatrując uporczywie w kobietę — nasze Servampy pomogły by ci opanować siłę, którą dostałaś. Wtedy udałoby nam się może pokonać Tsubakiego.

— Hola! Hola! — Jaką moc? Oprócz faktu, że przypadkiem za mocno otworzyła ostatnio drzwi wyrywając je przy tym i robiąc tak z kolejnymi pięcioma nie widziała u siebie innej zmiany — to że wyrwałam parę drzwi nie znaczy, że jestem pogromcą wampirów...

Uciekła przed wujem by prowadzić całkiem normalne życie. No prawie normalne. Za parę lat może by się dobrała mu do tyłka i raczej nie planowała nic po tym. A dlaczego? Umarłaby zanim cokolwiek by się wydarzyło. Kiedy Shirota chciał kolejny raz się odezwać ich rozmowę przerwał rozgłoszony telewizor i cała grupa spojrzała do tyłu na plazmę wiszącą w kącie.

Mamy wiadomość z ostatniej chwili — Laffite nie spodobało się to, co widziała w kąciku ekranu. Prostokąt w którym najczęściej pokazywali miniaturkę tego o czym miały być dzisiejsze historię kolejny raz pokazywał nieszczęsny statek na który wybrała się z ojcem z okazji swoich kolejnych urodzin. Poczuła jak odrobinę zaczęły ją szczypać oczy na samo wspomnienie jego uśmiechu, kiedy wchodzili na pokład. To miał być rejs życia. I w sumie nawet był, bo niby zginęła, nie?

— Wiecie co.. wyjdę zaczerpnąć świeżego powietrza. Strasznie tutaj duszno — Ale jakoś dzisiaj nie uśmiechało jej się słuchanie o kolejnych historiach jej śmierci. I tak głupio się czuła, kiedy Mikado rozmawiał o tym jakiś czas temu z pokojówką porównując ją do Misono. Ona na pewno nie była jak ten fioletowowłosy karzeł. Ignorując pytające spojrzenia w jej stronę postawiła napój na stoliku i ruszyła w stronę wyjścia planując powrót, kiedy nie zobaczy tej pizdy w ekranie.

— Nurkowie przeszukali wrak, którego resztki znaleźli na dnie morza i znaleźli dowody na temat [ Reader] jedynej dziedziczki wielkiej fortuny po swoim zmarłym tragicznie ojcu. Według ich spekulacji w czasie wybuchu kobiety nie było na statku — Clover zamarła i jej głowa machinalnie odwróciła się na ekran czując jak jej serce, które po przemianie działało jak nachlany pijus nagle zaczęło wybijać tak szaleńczy rytm, że spokojnie można by było przy nim zatańczyć makarene — zdążyła się ewakuować ze statku zanim nastąpił wybuch. [ Reader ] żyje i prawdopodobnie jest odpowiedzialna za śmierć [ Ojciec Reader ].

W tym momencie serce kobiety dosłownie stanęło, gdy zobaczyła swoje zdjęcie na ekranie. Serio miała tak chujowo ulizane włosy? By po chwili dotarło do niej, co przed chwilą usłyszała. Oni odkryli, że ona żyje. Co gorsze dla niej teraz wszyscy podejrzewają ją o zabójstwo.. Czując na plecach palący wzrok odwróciła powoli głowę do tyłu widząc jak wpatruje się w nią nie tylko Misono, którego usta powoli się poruszały jak u ryby bez wody, ale także reszta i teraz zrozumiała. Poznali ją. Cholera kurwa jasna, gdy zdjęcie pojawiło się na ekranie to oni wszyscy ją poznali, a to oznacza, że jeśli wuj jest dalej w mieście także ją pozna.

— Clover zaczekaj! — Fioletowowłosy nawet nie zdążył wstać, kiedy blondynka dosłownie ruszyła pędem w stronę drzwi ignorując już to, że nie panując nad swoją siłą je wyrwała z zawiasów. Cóż klientem tego miejsca już na pewno nie będzie, a zapamiętają ją przez wyrwane drzwi. Uroczo w chuj.


♚♚♚


Miesiąc wcześniej

[ Kolor włosów ] Biegła przez korytarz podrzucając zadowolona w powietrze swoją ostatnią torbę jaką planowała wziąć na morze. Pod wolną pachą niosła swojego ukochanego bomboxa, którego miała jeszcze od dziecka. Przedmiot jako, że miał już swoje lata przeszedł wiele. Zaczynając od mani naklejania na niego misiów i serduszek po naklejki zespołów jak i okres buntu, gdzie miał pisane różne dzikie hasła.

— Naprawdę nie chcesz wymienić tego starego pudła na nic innego..? — Popatrzyła w prawo na lokaja, który obserwował ją od dłuższego czasu stojąc z miotełką. Był tutaj dopiero od pół roku, ale zdążył zauważyć tą chorą zażyłości między dziewczyną, a jej zjechanym do granic możliwości boomboxem.

— Kochałeś, kiedyś coś tak bardzo czemu nie potrafiłbyś się oprzeć?

Mężczyzna zamilkł spoglądając kolejny raz na przedmiot. [ Reader ] mogła mieć wszystko, a chodziła z czymś takim nawet do łazienki, gdy brała kąpiele.

— Mama mówiła, że to prezent od wuja. Nie umiałabym się z nim rozstać.

Minęła lokaja zbiegając już po schodach. To prawda. Radio było w pamięci u niej odkąd pamięta. Często z rodzicielką słuchały na niej muzyki klasycznej by zaspokoić ambicje wymagającego ojca. Czasami, kiedy rezydencja zamierała ciszą razem z nią zakradała się do biblioteki puszczając różnego rodzaju radia na których leciała muzyka jakiej osoby ich korzeni nie powinny słuchać. [ Reader ] uważała te muzykę za niesamowitą, zaś jej matka, że wystarczy włączyć krzyk ojca dodać do tego rąbanie siekierą Hawkinsa i by to miało podobny efekt.

Na samym dole schodów stał już jej ojciec wyraźnie wpatrując się w zegarek na ręce. Zadowolona nastolatka zapiszczała podekscytowana i tylko to, że mężczyzna nie miał nic w rękach uratowało go przed znalezieniem się na ziemi.

— Przyjechałeś! Przyjechałeś! — [ Kolor ] włosa skakała dookoła swojego ojca zupełnie jakby była nakręcona katarynką. Bała się, że znowu złamie obietnice i będzie siedziała w czterech ścianach w otoczeniu służby dmuchając kolejne świeczki.

— Obiecałem. W końcu mamy odbyć nasz rejs życia, prawda?


♚♚♚


Nie wiedziała ile biegła, ale miała wrażenie iż robiła to bardzo długo. Dopiero po paru chwilach zrozumiała, że znalazła się w miejscu, gdzie odkąd pracowała u Aliceinów trenowała strzelanie z rewolweru. Nerwowo zaczęła otasywać pomieszczenie jakby z każdej strony miało skoczyć na nią zagrożenie. Teraz pierwszy raz rządziły nią instynkty, które nabyła podczas tej pieprzonej przemiany dwa tygodnie temu. Jej zmysły wyczulił się tak bardzo, że nawet słyszała ptaka, który usiadł na gałęzi czy biegnącego zająca w krzakach. Obracała się w każdą stronę nasłuchując chociaż najmniejszego szmeru. Była jak w klatce z której nie mogła znaleźć wyjścia.

Zabiją ją. Zabiją ją albo osądzą uważając za mordercę ojca, a dla jej wuja to będzie bardzo na rękę. Kiedy wiesz, że jest chujowo zawsze pogoda lubi robić sobie z ciebie jaja i tym razem też postanowiła to uczynić. Pierwsza kropla spadła na policzek blondynki, która machinalnie go dotknęła czując chłodną wodę i spojrzała w górę. Kropel zaczęło lecieć z nieba coraz więcej spadając jej na włosy, twarz, powieki. Zupełnie jakby chciało ją oczyścić ze wszystkich najgorszych wspomnień jakie nawiedzały ją od feralnego dnia. Odkąd dopłynęła do Tokio nie płakała i dopiero teraz zrozumiała jak bardzo źle na nią wpływało udawanie kogoś kim naprawdę nie jest. Zmęczona opadła na kolana wpatrując się dalej w zachmurzone niebo

Czuła się tak jak pierwszy raz, gdy pojawiła się w mieście. Gdy wyskoczyła przerażona z morza trafiając od samego wejścia na dwójkę przeciwników, których musiała zlikwidować. Nie wspominając już o tym, co się działo na statku. Potarła zziębnięte dłonie czując jak i tym razem z jej oczu płynie coraz więcej łez przeszkadzając jej w widzeniu.

— Obiecałem. W końcu mamy odbyć nasz rejs życia, prawda?

Powoli zaczęła pociągać nosem wiedząc, że to i tak jej nie pomoże. Brakowało jej matki, która zostawiła ją samą w czasie, kiedy bardzo potrzebowała jej wsparcia. W pewnej chwili po prostu została sama w wielkiej Rezydencji z ojcem, który w tym momencie musiał robić za jej oboje rodziców, co nie kryjmy także mu chujowo szło, bo większość czasu spędzał na wyjazdach służbowych.

Ale mimo tego brakowało jej jego gburowatego wyrazu twarzy, który się zmieniał jak tylko ją zobaczył w szeroki uśmiech. Mimo, że nie widzieli się często zawsze, gdy się pojawiał stawał na głowie by ją uszczęśliwić, a jej wystarczyło po prostu jego towarzystwo. A teraz? Teraz widzi tylko ten moment w którym ginie na jej oczach, a ona może tylko stać i obserwować.

A na koniec brakowało jej tego pieprzonego radia, które mimo iż dostała je od swojego przyszłego kata było jej połączeniem z przeszłością, którą tak kochała. Którą chciała zapamiętać.

Usłyszała szmer i popatrzyła przed siebie. Cholera wie, co ją bardziej przeraziło: To z jaką zwinnością nawet nie podejrzewając siebie wyciągnęła rewolwer mierząc w Aliceina czy to, że Misono pojawił się tutaj stojąc przed ni zdziwioną ni przerażoną miną.

— Skąd wiedziałeś, gdzie jestem..?

— Hugh mi powiedział — A ten mały knypek skąd to wiedział..? Co te wszystkie niskie karły są takie wścibskie czy tylko ona trafia na takich ludzi. Zaraz po tym wyjrzała za niego, gdzie pokazywał palcem i zobaczyła resztę jego znajomych stojących za chłopakiem — chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia Clover Laffite, a może jednak [ Reader ]?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro