Rozdział 7 Zazdrość, Kaczka i Hisuo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Clover pełna energii z zadowoleniem szła przez uliczki Tokio. W uszach kobiety bębniła muzyka znana jej tylko z bomboxa jakim najczęściej radziła się w domu. Nie kryjmy, kto by dał radę żyć bez muzyki? Wszystko zaczęło się układać. Chłopcy znali jej prawdziwą tożsamość. Misono dalej był złośliwym skrzatem, ale już o wiele spokojniejszym niż przedtem. Cholera wie czy to zasługa tego, że dowiedział się kim kobieta jest naprawdę, a może po prostu skończył mu się okres.

Skręciła w lewo przeciskając się tym razem przez mało uczęszczaną dróżkę, gdzie roiło się od obdrapanych budynków jak i zakazanych gęb. Wcześniejszym razem, kiedy stawiała tutaj swoje kroki była nieświadoma swojej przyszłości przyszłości. Teraz wie czego w życiu naprawdę chce — i nic jej nie stanie ja drodze choćby miała podpisać pakt z samym diabłem.

Wychodząc na ulicę skrzywiła się. Owszem pamiętała to getto, ale spędzając tyle czasu w rezydencji zawsze będzie ją to szokować. Czujne oczy prześlizgiwały się z budynku na budynek w poszukiwaniu osoby z którą się tutaj umówiła i w pewnej chwili usta blondynki rozszerzyły się szeroko widząc biegnącego w jej stronę szatyna.

— Jak miło cię ponownie widzieć [ Reader]

— Osobiście wolałabym byś mówił do mnie po mojej nowej tożsamości — Chłopak zaśmiał się perliście czym spowodował jeszcze szerszy uśmiech na ustach Clover o ile to w ogóle możliwe.

Tanaki Hisuo był wysokim dobrze zbudowanym młodzieńcem, który wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Średniej długości brązowe włosy nie sięgały mu dalej niż do łopatek i wiązał je w kucyka, zaś śniada karnacja zgrywała się z jego wielkim tatuażem w kształcie orła na obojczyku. Do tego był miły, zabawny i szarmancki. Całkowite przeciwieństwo tego niskiego gnoma, który więcej czasu przebywał w jej głowie niż by tego chciała.

— Pani. Mój powóz już czeka — Pokazując na szeroki motor uśmiechnął szeroko przy tym kłaniając, a policzki Laffite zrobiły się lekko czerwone. Znali się tylko parę dni, a wygladało to jakby ich znajomość trwała conajmniej parę miesięcy. Owszem wymieniali się sms-sms-ami, ale na tym się kończyło — twój uniżony sługa postarał się o najlepszy środek lokomocji w tym padole.

— Przestań się ze mnie zbijać Tanaki - Blondynka przewróciła oczami mimo wszystko czując się miło połechtana. Przyjemna odmiana po wiecznie ziejącym ogniem Aliceinie.

— Bratanica jednego z większych szych tego świata powinna mieć to co najlepsze.

— Pragnę ci przypomnieć, że ta szycha prędzej mnie zobaczy w basenie z alogatorami niż obok siebie.

Kobieta minęła mężczyznę wsiadając okrakiem na motor robiąc miejsce z przodu brunetowi. Hisuo wskoczył na motor zaraz go odpalając. Blondynka złapała w pasie Tanakiego czując jak w jej nozdrza uderza zapach mocnych perfum wymieszanych z papierosami, które musiał palić jakiś czas wcześniej. Zabawne, kiedy była jeszcze człowiekiem nie zwróciła na to uwagi.

Jak tylko brunet ruszył przymknęła oczy pozwalając swoim myślą gnać przed siebie. Decyzję jaką podjęła sprawi, że jej życie nigdy nie wróci na byłe tory. Zresztą ona już nie chce wracać do życia pełnego przepychu i wiecznego zamknięcia w czterech ścianach. Chociaż patrząc na rozwiającą się sytuację to prędziej będzie siedzieć w pierdlu niż zobaczy swoją rezydencję.

— Jesteś pewna tego, co chcesz zrobić Clover?

Kobieta otworzyła oczy i spojrzała na niego czując jak wiatr z włosami powoli smuga ją po twarzy. Serce biło jak oszalałe niczym po wielkim maratonie jakiego nigdy nie doznała, ale teraz chociaż wiedziała, że gadżetem na jaki będzie zbierać swoje pieniądze o ile przeżyje — motor. Hisuo dalej oczekiwał odpowiedzi jakby fakt, że tutaj jest nie był całkowitą odpowiedzią na jego pytanie. Tanaki był tym, co podrabiał jej dokumenty i także do niego zwróciła się o pomoc teraz. Chłopak znał wszystkich gagatków z ulicy. Tylko on mógł jej teraz pomóc.

— Jestem.

— Wiesz z czym to się wiąże, prawda?

— Gdybym nie wiedziała nie prosiłabym cię o to - Brunet westchnął wiedząc, że dziewczyna podjęła już decyzję jakiej miał nadzieję nie będzie żałować do końca swojego życia. Chcąc ją odrobinę wesprzeć ściągnął jedną dłoń z kierownicy kładąc na jej drobnej dłoni. Mimo, że wiedziała, iż pewnie dla każdej kobiety jest tak wylewny poczuła się o wiele pewniej.

Trasa, którą pokonali nie była zbyt długa i po parenastu minutach znalezli się pod wielkim budynkiem, gdzie z wystawy straszyły ludzi manekiny. Może i by do nich nic nie miała, gdyby nie fakt iż postacie były bardzo realistyczne. Przełknęła ślinę schodząc z motoru unosząc wzrok na szyld " Paradise ". Oryginalna nazwa.. Zwłaszcza dlatego co tworzą.

— Gotowa.? - Drgnęła słysząc przy uchu szept i prawie zapomniała, że nie jest tutaj sama.

— T.. Ta. Miejmy to już za sobą.

Ruszyła przed siebie modląc się w duchu o siebie. Robi to nie tylko dla siebie, ale także dla Manueli, Hawkinsa i Misono. W szczególności dla niego. W końcu obiecała im wszystkim, że po tej przygodzie pomoże im z Tsubakim, prawda?


♚♚♚


Misono siedział w swoim pokoju stukając długopisem o pustą kartkę. Miał się uczyć, ale kompletnie nie mógł się skupić. Jego myśli ciągle przeskakiwały od nauki do blondynki, która przewróciła im życie do góry nogami. Ba! Nawet walka z z Tsubakim zeszła na dalszy tor i bardziej jest skupiony na pomocy kobiecie niż ratowaniu świata.

Łapiąc się znowu na myśleniu o Clover zganił się w myślach zaczynając wypisywać tekst z książki leżącej obok robiąc z nich notatki. Wiele razy łapał się na tym, że przypadkiem znajdywał się obok jej sypialni. Pierw zwalał to na zbytnie zamyślenie, potem na przypadek, a teraz? Zwykłą głupotę. Lily uważa to za zauroczenie, on za czystą ciekawość. Znał Laffite tylko z gazet, telewizji jak i artykułów. Teraz poznał kobietę osobiście i może śmiało stwierdzić, że ma nie równo pod sufitem - a o zgrozo to mu się podoba.

Nigdy nie pojawił się na żadnym z treningów blondynki. Nie potrafił przełknąć tego, że dziewczyna naprawdę chce walczyć ze swoim wujem i w każdej rozgrywce zniknie z jego życia. Szybciej czy później.

Albo zabije ją wuj.

Albo odejdzie.

Nie umiał sobie wyobrazić, że naprawdę pomoże im z czarnowłosym. Nie znał jej. Nawet nie wiedział czy naprawdę nie zabiła ojca. Mogła im sprzedać każdą bajkę, a oni łyknęli to jak pelikany. Ale... Czemu też miał jej nie wierzyć? Potarł się po skroniach mając wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa od tych wszystkich rozmyślań.

Mimo, że beznadziejnie to okazywał lubił ją. Może nie tak jak Shirote. Nie to była inne lubienie. Ciężko by darzył ją podobną sympatią. Brązowowłosy był dziwny i chciał wszystkim pomóc. Nawet tym, co nie musiał. Clover jest bezczelna i nie miała żadnych oporów by mi dosrać tak, że aż mu w buty pójdzie. Jeszcze nie miał nigdy z taką osobą do czynienia.

Lubił te sprzeczki. Były jak dzienny rytuał jakiemu nie potrafił się oprzeć.

Tak samo lubił się przyglądać, gdy Laffite wpadała rano do jadalni w największym nieładzie jaki jest możliwy. Mało tego. Nie raz jej wytknął, że pewnego dnia pewnie zejdzie nago na śniadanie. Niestety Servamp Nieczystości wziął to dosłownie do serca i raz zabrał wszystkie ubrania blondynki, że zeszła na dół owinięta tylko w koc. Blondyn nie oszczędził nawet szlafroka, a potem i tak poszło wszystko na niego. W końcu to on wspominał o nagości.

Jego twarz mimowolnie zrobiła się czerwona na samą myśl, co kobieta musiała mieć pod kocem ( dop. Aut. Misono ty zboczuszku xD).

W pewnej chwili jego wzrok wrócił na kartkę i twarz chłopaka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, gdy zamiast notatek narysował sobie patyczakową wersję blondynki, a obok serduszko.

— No ja chyba głupieje..

Wyrwał kartkę wrzucając do śmietnika, kiedy usłyszał dźwięk motoru podjeżdżającego dosłownie pod ich wjazd. Mimo, że normalnie miałby w dupie coś takiego to aktualnie poczuł się w obowiązku — zwłaszcza odkąd Laffite ostrzegała ich o Mafii. Fioletowowłosy do ssał się do okna by po zaraz jego mina zmarkotniała widząc zsiadającą z motoru blondynkę. Ale chyba bardziej irytował go chłopak, który z nią przyjechał. Nie zastanawiając się nawet chwili wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami.


♚♚♚


Clover zeskoczyła z motoru ściągając w drodze kask. Mogła dać kolejny plus do swojego wampirzego ja — cudowną zwinność i nie robienie z siebie ofiary na samym wejściu.

— Naprawdę dziękuje za podwózkę. Nie musiałeś tego robić — Uśmiechając się do niego przyjaźnie oddała w jego dłonie kask, który zaraz wylądował na miejscu pasażera, a brunet ściągając swój oparł się o kierownice wpatrując w rezydencje.

— Mieszkasz w takiej chacie? Gratuluje szczęścia Panno Laffite — Tanaki zacmokał ubawiony czym lekko speszył dziewczynę. Powinna się spodziewać, że tak to będzie wyglądało. Hisuo jak i chłopcy znał jej prawdziwą historię — dalej ciągnie cię do bogactwa.

— To zwykła praca — Tak jak on spojrzała na Rezydencje i oczy kobiety otworzyły się szeroko, gdy zobaczyła jak drzwi od budynku zostały otwarte, a z budynku wyszedł fioletowowłosy.

Nastolatek z miną godną przyszłego następcy terminatora pruł w ich stronę wyraźnie zirytowany, co mogła poznać po jego typowym chodzie. Kiedy się wściekał tak śmiesznie układał stopy, że czasami po cichu nazywała go kaczuszką. Gdy nadchodzi kaczy chód to wiadomo, że Alicein jest wkurwiony do granic możliwości.

Dwójka osób przed bramą w milczeniu obserwowała jak fioletowowłosy dochodził do bramy by zaraz przed nią wyjść i zmrużył oczy bez ceregieli tasując Hisuo od stóp do głów.

— O której ty wracasz do domu?

— Co to za dziecko..? — Tanaki nie zdając sobie nawet sprawy z kim ma do czynienia podszedł zainteresowany w stronę niskiego chłopaka łapiąc go za wystającego włosa — urocza antenka dzieciaczku.

Twarz Misono zrobiła się czerwona i nie wiadomo było czy bardziej ze wstydu, czy ze złości.

— Mam szesnaście lat złamany kutasie.

— Khm. To... Misono Alicen — Clover naprawdę musiała się postarać by nie wybuchnąć śmiechem widząc te scenę. Brew bruneta uniosła się do góry. Ten Alicein..? Popatrzył z powrotem na niskiego chłopaka, który prawie, że zjadał go wzrokiem. Nawet jeszcze trochę i by się bał, że w tym tajemniczym budynku uprawiają kanibalizm. — wiesz ten o którym ci tyle opowiadałam.

— A.. aha.. — Przestając ciągnąc nastolatka za włosy zaczął go poklepywać ojcowsko po głowie — spoko też w twoim wieku trochę byłem.... Skurczony.

Nie potrzebuje twojej pieprzonej łaski gorylu. Nastolatek mając cały czas zwężone usta jakby liczył czas do wybuchnięcia stał zaciskając pięści i w głowie już układał plan jak nasyła na tego aroganckiego dupka Lily'ego. Tak wysłanie za nim Nieczystości i parę jego podklas będzie idealnym posunięciem. Gdy na ustach chłopaka pojawił się lekki mroczny uśmieszek Laffite nerwowo oblizała spierzchnięte usta. Pan Servampa Nieczystości coś planował i w ciszy już nawet podejrzewała co.

— Dziękuje za podwózkę Tanaki naprawdę — Starała się ubrać słowa w dość delikatne by nie urazić chłopaka, ale i stąd wyczuwała aurę morderstwa, która powoli szła w tą stronę niczym chmura burzowa — ale lepiej by było jakbyś już pojechał.

— Naprawdę..? — Brunet mruknął niby zawiedziony, ale także posłał rywalizujące spojrzenie w stronę niskiego chłopaka — zawsze możemy się gdzieś przejechać tylko niech ten niski karzeł się upewni, że ma na sobie pieluchę.

— Ja bym ci raczej radził uważać na to co się czai w mroku. — Blondynka miała ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Jasna cholera. Gdyby ktoś jej powiedział miesiąc temu, że dwóch chłopów będzie się kłócić przed rezydencją i jedną z nich będzie bluzgający Alicein nie uwierzyłaby — czasami motyle wkręcając się w szprychy, a potem pożerają właściciela w całości.

Hisuo zamilkł nie rozumiejąc tak naprawdę o co chłopakowi chodzi, ale widząc ponaglające spojrzenie kobiety wiedział, że nic tu po nim. Szybko zawrócił się na butach by wskoczyć na motor i założyć kask.

— Wystarczy jeden telefon o Pani i będę u twych stóp! — Ukłonił się przy okazji puszczając całusa i ignorując warczącego fioletowowłosego odpalił motor wyjeżdżając z podjazdu z piskiem.

— CO TO KURWA MIAŁO BYĆ?! — Czerwony Misono pokazał palcem na ulicę, gdzie dopiero był Tanaki by zaraz także spojrzeć na zrezygnowaną Clover — kto to był do cholery?!

— Motyle w szprychach. Misono naprawdę... i ty ukrywasz wampiry? — Laffite zacmokała odwracając się w stronę ogrodu i ruszyła do wejścia budynku chcąc jak najszybciej zniknąć z widoku sąsiadów.

— Kto to był!? — Nastolatek nie dawał za wygraną depcząc jej po piętach niczym wściekła żona.

— Czy to ważne..? Nie mogę mieć kolegów?

— Masz kolegów!

— Mahiru i reszta waszej szalonej ferajny się nie liczy — Odmachała Lily'emu, który stał sobie w oknie wyraźnie ubawiony sceną, która była na dole. Swoją droga mimo tego, że ta sytuacja była dość kłopotliwa jej także się podobała. Było.... Fajnie. — a teraz przestań mieć minę jak wściekła kaczka tylko chodź zagramy w szachy.

— WŚCIEKŁA KACZKA!?

— Kwa, kwa kaczorku kwa, kwa. — Nie raz słyszał od kobiety o kaczym chodzie, ale teraz gdy pokazała mu jeszcze język niczym jego starszy brat miał ochotę dokonać samosądu tu i teraz.

Wiedziała, że za to kwa, kwa zapłaci. Zwłaszcza, gdy wściekły nastolatek zaczął rzucać w nią wszystkim, co leżało na chodniku. Włącznie z urwanymi krzakami. Blondynka zwinnie unikała jego rzutów śmiejąc się przy tym w głos. Jednego była pewna.

Wtedy podczas jazdy jej serce biło szybko przez co czuła się szczęśliwa. To samo uczucie poczuła, gdy zobaczyła fioletowowłosego — czy ktoś może komuś zawrócić w głowie przez tak krótki okres czasu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro