Legenda o Królowej Zmierzchu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śmiechy było słychać już z daleka. Ciepły dzień sprzyjał wypadom na zewnątrz, wielu shinigamich postanowiło wolny wieczór spędzić właśnie pod gołym niebem, ale w tym miejscu zastać można było tylko jedną grupę, której nikt nie przeszkadzał.

Corrie uśmiechnęła się pod nosem. Miło było wrócić z patrolu w Rukongai i zastać na biurku pustą czarkę – swoiste zaproszenie do wspólnego spędzania wieczoru z przyjaciółmi. Dzięki temu mogli na chwilę zapomnieć o swoich obowiązkach i poczuć beztroskę zwykłych shinigamich, którzy nie musieli odpowiadać nie tylko za siebie.

Była już bardzo blisko, gdy usłyszała Hisagiego:

– Ta historia krąży też po Rukongai, chociaż nie sądzę, żeby była prawdziwa. Nie napotkałem w żadnych kronikach imienia tej całej Królowej Zmierzchu.

Corrie zatrzymała się w pół ruchu i momentalnie ukryła swoją obecność. Pomagał fakt, że jeszcze nikt nie zauważył jej nadejścia, więc mogła przysłuchać się rozmowie, nie ściągając na siebie uwagi.

– Kim była ta Królowa Zmierzchu? – zapytał Iba.

– Wersja legendy, którą znam, mówi o tym, że dawniej było więcej rodów tej samej rangi co dzisiejsze Cztery Rody. Knuły pomiędzy sobą i w końcu doszło do wojny domowej, bardzo krwawej, w której Królowa Zmierzchu się ujawniła. Podobno była bardzo inteligentna, a jej zmysł taktyczny nie miał sobie równych. Do tego posiadała bardzo potężny miecz, Zmierzch właśnie. Nikt już nie pamięta jej prawdziwego imienia ani z którego rodu właściwie pochodziła. Zresztą cały ród zginął w czasie tej wojny i to ona posłała ich na śmierć. Swego ojca, braci i ukochanego. Po śmierci tego ostatniego wpadła w szał i zaczęła mordować wszystkich jak leci. Nieważne, czy byli jej wrogami czy sojusznikami. Już wcześniej nazywano ją Królową Zmierzchu i obawiano się jej, ale tamten moment przeważył. Mówi się, że to Wszechkapitan Yamamoto w końcu ją powstrzymał.

– Co się z nią stało? – zapytała Rangiku.

– Nikt nie wie. Są różne wersje zakończenia. Gdy pierwszy raz usłyszałem tę historię, mówiono, że została stracona przez Bliźniaczą Kaźń.

– W Seireitei częściej mówi się, że została wygnana wraz z przegranymi rodami na niegościnną pustynię daleko za Rukongai, by shinigami nie przelali więcej krwi – odezwał się Kira. – Istnieje też ostrzeżenie, że jeśli kiedykolwiek Królowa Zmierzchu wróci do Seireitei, Niebiosa upadną.

– Biedna dziewczyna. Nie dość, że straciła wszystkich najbliższych jej ludzi, to jeszcze ludzie pamiętają tylko jej złą sławę.

– To tylko legenda, Rangiku-san. Wątpię, żeby ta cała Królowa Zmierzchu kiedykolwiek istniała – odparł Kira. – Nie mówiąc już o powrocie do Seireitei, żeby je zniszczyć.

Corrie oparła się o pień drzewa. Czuła, jak strach zaciska się na jej gardle i budzi stare wspomnienia, o których już zapomniała, że je ma. Królowa Zmierzchu. Ten trwożliwy szept, spojrzenia pełne pogardy i nienawiści. Wyobcowanie.

Kiedyś będziesz musiała im powiedzieć. – Usłyszała głos Yukikaze.

Nie zamierzała mówić im nigdy. Nie była Królową Zmierzchu, nigdy nią nie będzie. Należała do Seireitei, była Trzecim Oficerem Szóstego Oddziału. Nikim więcej. To tylko głupia legenda.

Odetchnęła kilka razy i gdy była pewna, że niczego po niej nie widać, ruszyła na spotkanie z przyjaciółmi, którzy opowiadali sobie już całkiem inną historię. Tę o Kamieniu Życzeń.

– No proszę, kto tu się raczył pojawić. – Pierwszy zauważył ją Ikkaku.

– Jakiś problem, Madarame-san? – zapytała, siadając obok Kiry, którego ramię musnęła delikatnie dłonią. – Niektórzy tu ciężko pracują.

– Czy ty coś sugerujesz, Corrie-chan? – zaperzył się Trzeci Oficer Jedenastki.

– Że powinieneś mi polać. – Wystawiła w jego stronę czarkę, którą zabrała ze swojego biurka.

Tego właśnie pragnęła. Utopić strach w sake i śmiechu przyjaciół. Zapomnieć o przeszłości, która nic już nie znaczyła. Sama wybrała to życie, obrała własną ścieżkę i żadna głupia legenda jej tego nie odbierze. Nie pozwoli na to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro