Przystojny oficer
Dawno nie było, ale skoro pojawiła się okazja, to dorzucam^^ Smacznego!
Dziewczyny rozprawiały o czymś z zaaferowaniem, gdy Corrie i Ami do nich dołączyły na błoniach przed Akademią. Corrie otworzyła książkę, wyłączając się niemal zupełnie na otaczających ich ludzi. Zresztą o czymkolwiek była mowa, nie obchodziło jej to.
– Wy też idziecie.
Nad przyjaciółkami stanęła Kaori, czarnowłosa gospodyni roku. Uśmiechała się szeroko.
– Dokąd? – zapytała Corrie, nie podnosząc spojrzenia znad czytanego tekstu.
Wiedziała, że Ami się nie odezwie. W grupie zwykle traciła tę lichą pewność siebie, która pchnęła ją do myśli o zostaniu shinigami.
– Przecież cały czas była o tym mowa, Shiroyama – prychnęła Kaori. – W pobliżu trenuje dzisiaj Dziewiąty Oddział. Mają tam przystojnego oficera. Idziemy go obczaić.
Na Corrie nie zrobiło to wrażenia. Zupełnie nie rozumiała tej pogoni za płcią przeciwną, tego całego zainteresowania i próbą zyskania na tym czegoś.
– Jeśli nas przyłapią, będziemy mieć kłopoty – odparła trzeźwo.
– No weź, Shiroyama. Naprawdę cię to nie interesuje? Dziewczyny wolisz?
Corrie wzruszyła ramionami. Co rusz słyszała, że ta czy tamta zaczęła się spotykać z jakimś chłopakiem, ale ani tego nie rozumiała, ani tego nie potrzebowała. A jednak odstawanie od grupy nie było czymś, czego pragnęła.
– No dobra, niech wam będzie – stwierdziła bez entuzjazmu.
Wszystko, żeby się nie wyróżniać, choć zupełnie nie widziała sensu w podglądaniu pełnoprawnych shinigamich podczas treningu. Nie rozumiała tej ekscytacji koleżanek, gdy dostrzegły obiekt swych westchnień.
– Tam jest!
– Jaki przystojny.
– A ten tatuaż. Czyżby jakieś zaproszenie?
– Podobno tych blizn nabawił się w walce z Olbrzymim Pustym jeszcze w Akademii.
– Bzdura. Żaden kadet nie dałby rady takiej bestii.
– A właśnie prawda. Uratował wtedy trójkę nadgorliwych pierwszaków, którym się wydawało, że sobie poradzą.
Zachwytom i opowieścią nie było końca. Corrie przewróciła wymownie oczami, żałując, że w ogóle dała się na to namówić, ale najwyraźniej taka była cena anonimowości w grupie.
Spojrzała na trenujących shinigamich. W tym momencie wzrok uniósł obiekt westchnień dziewczyn – czarnowłosy shinigami o pobliźnionej twarzy i charakterystycznym tatuażu na policzku. Choć wiedziała, że to niemożliwe, by dostrzegł je zza drzew, gdzie się ukryły, przez moment miała wrażenie, że szare oczy shinigami wpatrują się właśnie w nią. Zadrżała, czując nieprzyjemny uścisk na gardle.
– Wracam do akademika – mruknęła, odwracając się gwałtownie.
– Nudziara z ciebie, Shiroyama. Naprawdę nie rusza cię taki przystojniak?
– Cuchnie krwią i żelazem – prychnęła, po czym zniknęła w zaroślach.
Kilka chwil później usłyszała za sobą szybkie kroki.
– Zaczekaj, Corrie-chan.
Zatrzymała się i spojrzała na Ami. Na jej mysi warkocz i nieproporcjonalne granatowe oczy, w których błyszczał ślad wysiłku.
– Mogłaś tam zostać – odezwała się Corrie.
– Mnie ten senpai trochę przeraża – przyznała cicho Ami. – No i to, co powiedziałaś, że cuchnie krwią i żelazem. Tylko ty tak dobrze odczytujesz reiatsu.
– Mogło mi się wydawać. Szkoda czasu na takie głupoty. Wracajmy.
***
Trening dobiegł końca i Shuuhei mógł tylko odetchnąć z ulgą, że nikt się nie połapał, że niezbyt się przykładał. Choć lepsze ćwiczenia „na sucho" niż jakby znowu mieli iść w teren.
– Te, Hisagi. Kadetki znowu siedzą na wzgórzu! – zawołał Taka. – Może byś nas w końcu z jakąś zapoznał?
Shuuhei nieco się zmieszał.
– Nie znam żadnej z nich. Jak mają tyle wolnego czasu, mogłyby się zająć nauką – mruknął.
Nie był głupi. Wiedział, że one tam są. To się ciągle zdarzało i nauczył się już ignorować te dziewczęce sylwetki przekonane, że są doskonale ukryte za drzewami. Zresztą wydawało mu się, że widział odbicie słońca w długich włosach jednej z nich i poczuł chłodną, choć nie nieprzyjemną energię, która go musnęła. Wrażenie było jednak na tyle ulotne, że raczej była to jego wyobraźnia. O ile się orientował, obecnie w Akademii Shino nie przebywali żadni wybitni kadeci, inaczej wieść już by się niosła po Oddziałach, więc żadna z tych dziewcząt nie mogła mieć mocy na tyle silnej, by mógł ją wyczuć z tej odległości.
– Nudziarz z ciebie, Hisagi. Naprawdę mógłbyś skorzystać, skoro same się do ciebie garną.
– Odpuść, Taka-san. Nie jestem zainteresowany tak płytkimi znajomościami. Muszę iść. Umówiłem się z przyjacielem na obiad.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro