Wola Zanpakutou

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ramach powtórki z Bleacha, udało mi się skończyć filerową cząstkę tej opowieści. Mam nadzieję, że sprawdziłam wszystkie błędy w tej euforii, którą dziś przyniosły ZIO w Pekinie. Istny rollercoaster, to właśnie powód, dla którego jestem tak beznadziejnie zakochana w tej dyscyplinie. A jutro będzie na Was czekał nowy rozdział epopejki^^


Jakoś udało im się zgubić Kazeshiniego, choć Kira nie miał pewności, czy Zanpakutou odpuścił pościg za swoim shinigamim. Porucznik Trójki uznał jednak, że czas najwyższy zająć się ranami przyjaciela, przynajmniej na tyle, by mogli spokojnie dotrzeć do Czwartego Oddziału. Ostrożnie usadził go pod drzewem, po czym musiał odskoczyć, kiedy srebrne ostrze syknęło tuż obok jego głowy.

– Uchyliłeś się.

Niezadowolony głos należał do czarnowłosej dziewczyny o srebrzystych oczach, niemal przezroczystej cerze i bladych ustach wykrzywionych w złowróżbnym uśmiechu. Miała na sobie srebrne, krótkie kimono, trawa pod jej bosymi stopami zamarzła w jednej chwili.

Zamierzyła się na Kirę znowu i dopiero wtedy miał szansę przyjrzeć się lepiej ostrzu w jej dłoni – srebrny miecz zakończony krótkim łańcuchem pobrzękującym delikatnie przy każdym ruchu. Wiedział już, z czyim Zanpakutou miał do czynienia.

– Wolałbym nie walczyć z cudzym Zanpakutou – oznajmił spokojnie, cofając się jeszcze o kilka kroków.

Chciał ją odciągnąć od Hisagiego, choć wyglądało na to, że przeciwniczka skupiła się jedynie na nim.

– Wymówki – prychnęła. – Szykuj się na śmierć, blondasie.

Uniosła miecz, budząc lodowaty powiew wiatru, który miał zamrozić jej ofiarę. Błysnęło zaklęcie, rozwiało atak, a pomiędzy nimi stanęła Corrie z mieczem w dłoni.

– Jak nisko można upaść, Yukikaze? – zapytała, patrząc na swoją Zanpakutou z mieszaniną gniewu i przerażenia.

– Proszę, proszę, kto się zjawił. – Zanpakutou uśmiechnęła się drwiąco. – A chciałam być miła i wyświadczyć ci przysługę w pożegnalnym prezencie.

– Nie wiesz, co to znaczy być miłą – odparła Corrie. Zerknęła przez ramię na Kirę. – Zabierz stąd Hisagiego, ja się nią zajmę.

– Zajmiesz się mną? – zadrwiła Yukikaze. – Tak ci śpieszno do grobu, Corrien?

Shiroyama posłała jej ponure spojrzenie.

– Miałaś bronić tych, których kocham, nie ich zabijać.

– Robię ci przysługę – odparła Yukikaze. – Blondas na ciebie nie zasługuje, wciąż jesteś dla niego numerem dwa. Bez niego będzie ci lepiej.

– Nie ty o tym decydujesz – warknęła Corrie. – Nie będę się z tobą cackać, Yukikaze. Jeśli nie przestaniesz dybać na moich najbliższych, rozprawię się z tobą.

– Corrie...

– Poradzę sobie – zapewniła Kirę. – Idź, dogonię was.

Nie bardzo chciał zostawiać ukochaną naprzeciwko jej własnej Zanpakutou, ale wiedział, że żadna nie ustąpi. Chwilowo ważniejsze było zapewnienie Hisagiemu pomocy.

– Wrócę po ciebie – obiecał i shunpnął do Shuuheia, żeby zaraz z nim zniknąć.

Yukikaze chciała ruszyć za nim, ale bariera postawiona przez Corrie jej to uniemożliwiła.

– Nigdzie nie pójdziesz, to ja jestem twoim przeciwnikiem, Yukikaze – oznajmiła beznamiętnie.

– Czyli chcesz umrzeć pierwsza. Dobrze, mnie bez różnicy, mogę najpierw zabić ciebie, potem blondasa.

Rzuciła się na Corrie, która przyjęła pierwszy atak na miecz, przed drugim zaś odskoczyła. Uniosła katanę, wypowiadając komendę:

– Zawiej, Śnieżny Wietrze.

Nic się jednak nie stało. Miecz nie zmienił formy, zaś Yukikaze roześmiała się.

– Czego oczekiwałaś, Corrien? – zapytała rozbawiona. – Przecież mnie tam już nie ma, nie możesz już używać moich mocy. Unikniesz ich wszystkich? Tysiąc Srebrnych Ostrzy.

Lodowe pociski ruszyły na Shiroyamę ze wszystkich stron z mocą, której się nie spodziewała. Tylko z pomocą shunpo udało jej się uniknąć większości, choć jeden wbił się w jej lewe ramię. Syknęła z bólu, zaś ręka wokół zranienia pokryła się lodem. Nie tym, który miał zastąpić opatrunek, lód pozbawił shinigami władzy nad kończyną ku rozbawieniu Zanpakutou.

Jeśli jeszcze przed chwilą Corrie liczyła, że Yukikaze odpuści, tak teraz przekonała się, że partnerka nie rzucała słów na wiatr. Atakowała, by zabić. Była potężna, potężniejsza, niż Corrie sądziła, a przy tym tak okrutna i bezwzględna, jak tylko się dało.

Oddaliła się od przeciwniczki, wyrwała w końcu lodowe ostrze z ramienia, choć to w niczym nie pomogło, ręka nadal była bezwładna.

– Tak szybko uciekasz? – zakpiła Yukikaze. – Gdzie twoja buta sprzed chwili, Corrien? Jesteś tchórzem i gardzę tobą. Srebrna Mgła!

Okolicę spowił zimny obłok, w którym Corrie straciła zupełnie poczucie obecności kogokolwiek. Cudem tylko uniknęła kolejnego ataku. Resztki jej pewności siebie ulotniły się. Była przerażona.

Wiedziała, jakim mieczem jest Yukikaze. Okrutnym, uwielbiającym pastwić się nad wrogiem ostrzem, którego zawsze się w jakiś sposób obawiała. Wiedziała też, dlaczego Yukikaze taka jest. To ciemne miejsce w jej duszy nadal istniało, choć udawała, że jest inaczej. Yukikaze była odpowiedzią, lekarstwem na tę ciemność i nie chciała jej utracić. Nie była w stanie zabić własnej Zanpakutou i przekonała się o tym bardzo szybko.

– Jesteś słaba – syknęła Yukikaze, pojawiając się tuż przed Corrie i kopniakiem posyłając ją na zamarzniętą ziemię. – Zawiej.

Lodowaty podmuch wiatru poderwał Shiroyamę do góry i pchnął na najbliższe drzewo. Shinigami wypuściła własny miecz z dłoni zdrętwiałej od zimna. Czuła, jak zamarza jej skóra.

– Dlaczego? – zapytała. – Naprawdę tak mnie nienawidzisz, Yuki?

– Owszem – odparła bez wahania Zanpakutou. – Tchórzliwa słabeuszka. Nigdy mnie nie słuchałaś, zawsze wiedziałaś lepiej. Wiesz, Corrien, nienawidzę deszczu w tym samotnym świecie, a twój blondas wciąż go przynosił. Zasługujesz na kogoś lepszego, na kogoś, kto będzie cię kochał bezwarunkowo, stawiał na pierwszym miejscu.

– I dlatego chcesz go zabić?

– Tak, nienawidzę go. Zabiję jego, ciebie i każdego, kto spróbuje mnie znowu uwięzić.

– Nie jesteś aż tak okrutna.

– Jestem. Pamiętasz? Narodziłam się z twojej ciemności, z twojego tchórzostwa. Miałaś się już nie bać, a wciąż się boisz. Nie zniosę tego dłużej.

– Yuki...

– Dość gadania – warknęła Zanpakutou. – Srebrny Pocałunek!

Lodowate powietrze wypełniło płuca Corrie, sprawiając, że każdy oddech był torturą. Tak prosta technika, a tak okrutna. Ta, której Corrie nie znosiła najbardziej, pozostawiając ją jedynie dla prawdziwych wrogów.

Yukikaze stała nad nią i patrzyła, jak łapczywie próbuje złapać oddech. W jej oczach była jedynie pogarda dla na wpół martwej shinigami. Butne słowa jej nie ocaliły. Bardzo szybko się poddała, była słaba bez niej, bez jej mocy.

Corrie też patrzyła na Yukikaze. W jej oczach nadal była piękna, doskonała. Czuła dumę z posiadania tak pięknego Zanpakutou pomimo jej okrucieństwa i wiecznych psot. Była jej szansą na walkę, na zniszczenie bezsilności i lęku. Czy naprawdę zbyt wiele od niej oczekiwała?

"Narodziłam się z twojej ciemności, z twojego tchórzostwa" – te słowa nadal odbijały się w jej głowie. Niedotleniony mózg wciąż pracował, Corrie czuła, że odpowiedź jest blisko, choć pojęła ją po dość długim czasie, niemal już nieprzytomna.

– Z mojej... duszy... – wyszeptała sinymi wargami. – Twoja moc... jest... z mojej... duszy...

– I co z tego? – prychnęła Yukikaze. – Ty i tak jesteś już martwa, Corrien.

– Z serca...

– Hej, co robisz?! – krzyknęła Yukikaze, widząc materializującą się moc wokół Shiroyamy. Czuła, jak gasnące jeszcze chwilę temu reiatsu przybiera na sile. – Przestań! Zabijesz się!

Corrie nie słuchała. Doczołgała się do upuszczonej wcześniej katany i chwyciła ją niezgrabnie.

– Zawiej, Śnieżny Wietrze.

– Mówiłam, że to nie zadziała! – wrzasnęła zirytowana Yukikaze. – Mnie tam nie ma!

Miecz w dłoni Corrie uwolnił swoją prawdziwą postać, zaś sama Shiroyama podniosła się na kolana.

– Srebrna Mgła.

Zderzenie obu technik rozwiało kłęby mgły przeciwniczki. Yukikaze patrzyła na to z niedowierzaniem. Przecież jeszcze przed chwilą jej shinigami była na skraju śmierci, a teraz wstawała w pełni sił. W zielonych tęczówkach dostrzegła srebrne błyski, usta odzyskały swą naturalną barwę.

– I co zamierzasz teraz zrobić? – zakpiła Yukikaze. – Wciąż jestem od ciebie silniejsza. Nie pokonasz mnie.

– Wybacz, Yuki. Zapomniałam o czymś bardzo ważnym. Obie zapomniałyśmy. Twoja moc pochodzi ode mnie. Narodziłaś się, by chronić najpierw tego słabego tchórza, którym jestem, a potem wszystko to, co kocham. Zebrało się tego wiele. – Corrie uśmiechnęła się przelotnie. – Wiem, chyba jest tego zbyt wiele. Polegałam na tobie w zbyt wielu kwestiach, ale tylko dzięki tobie jestem tym, kim jestem. I ja nienawidzę tego samotnego deszczu. – Zranioną rękę przyłożyła do klatki piersiowej. – Pozwól mi jeszcze raz spróbować to naprawić. Użycz mi swojej mocy, by ten samotny deszcz już więcej nie padał.

– Nie! – wrzasnęła Yukikaze. – Zabiję ciebie, twojego blondasa i wszystkich, którzy mi się sprzeciwią!

– Dobrze – odparła niezwykle spokojnie Corrie. – W takim razie zmuszę cię, żebyś oprzytomniała. Zniszczenie numer trzydzieści jeden. Działo czerwonego ognia.

Yukikaze odbiła pocisk podmuchem lodowatego wiatru, nie zdążyła jednak uskoczyć przed Tysiącem Srebrnych Ostrzy posłanych przez shinigami. Kilka wbiło się boleśnie w jej ciało.

– Nie pokonasz mnie, Corrien! – wrzasnęła.

Shiroyama znalazła się tuż przed nią z uniesionym mieczem. Bez wahania przecięła sylwetkę Zanpakutou na skos. Yukikaze zrobiła kilka kroków do tyłu zupełnie zszokowana.

– Niemożliwe...

Zaraz też straciła cielesną postać, a srebrna katana upadła na zmarzniętą ziemię.

Corrie opadła na kolana, opierając się na mieczu, który pękł chwilę później, pozwalając Shiroyamie upaść na ziemię. Była wyczerpana walką ponad siły, wykorzystała do niej resztki energii duchowej i teraz nie była w stanie nawet pokryć swoich ran lodem.

– Nie chcę już nikogo więcej stracić – szepnęła, przymykając oczy. – Przecież doskonale o tym wiesz, głupia.

Owszem. I ja tego dopilnuję. – Usłyszała z głębi swojej duszy.

– Witaj z powrotem, Yuki.

Wybacz, zachowałam się naprawdę głupio, moja pani. Dzięki tobie oprzytomniałam.

Lód pokrył rany Corrie, zaś Yukikaze zmaterializowała się przy shinigami, która spojrzała na nią, nie ukrywając ulgi.

– Co się stało? – zapytała.

– Muramasa wykorzystał moje obawy i przejął nade mną kontrolę. Wszystkim nam to zrobił, ale dzięki tobie udało mi się wrócić do zdrowych zmysłów. Zaopiekuję się tobą, dopóki nie przyjdzie pomoc.

– Gdy wrócimy, musisz o wszystkim opowiedzieć kapitanom.

– Oczywiście. Odpoczywaj, moja pani.

Gdy Kira dotarł na miejsce zaniepokojony o wynik walki, Corrie spała z głową na kolanach swej Zanpakutou. Yukikaze schyliła przed porucznikiem Trójki głowę z lekkim uśmiechem.

– Życzyłabym sobie, byś lepiej o nią dbał, blondasie – oznajmiła, po czym zniknęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro