"Marzenie" III Rzesza & 🇵🇱

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamówienie od xxxCatraxxx

Pov Rzeszy

Spokojnym krokiem szedłem przez dobrze znany mi korytarz domu. Spoglądałem na liczne odznaczenia, które zdobyłem w swoim życiu. Cieszyłem się takim sukcesem, lecz najważniejszym dla mnie było to co zyskałem.
Gdy rozpoczynałem najazd na Polskę miałem w głowie tylko jedno, pokonać co i przejąć wszystko co kochał. Zniszczyć jego kraj, państwo, lud. Po części mi się udało. Razem z ZSRR opanowaliśmy jego państwo. Teraz był pod naszym władaniem. Pierwsze dni były trudne. Polska ciągle protestował wszystkiemu, szarpał się, nie wykonywał poleceń. Jednak szybko zmienił zdanie, gdy wyjaśniłem mu pewne... Zasady. Gdy on był nieposłuszny, ja wybierałem jednego polskiego więźnia i skazywałem go na śmierć. W końcu opór Polaka zniknął, a on stał się posłuszny. Wykonywał moje polecenia i nie protestował.
Pewnego dnia, gdy spoglądałem przez okno swojego biura, jak pracował w ogrodzie, dostrzegłem jego zachowanie względem niemieckich dzieci. Mimo iż były innej narodowości, narodowości niemieckiej, on uśmiechał się najlepiej jak umiał, tak na ile był w stanie. Bawił się z nimi i coś im opowiadał. Byłem tym wszystkim zaskoczony i wtedy wszystko się zaczęło. Polak nawet o tym nie wiedział, że zdobył coś, co było wręcz niemożliwe do zdobycia... Moje serce... Od tamtej pory byłem znacznie łagodniejszy. Nie szukałem kłótni, nie męczyłem go ciągłą pracą. Nie zawsze przydzielałem mu zadania. Gdy takowych nie posiadał mógł odpocząć. Zacząłem wszystko obliczać, przygotowywać. Zatraciłem się w tym uczuciu. Na tyle, że szykowałem atak, atak, który miał wyzwolić ziemię polską spod władzy Sowieta. Mój atak skończył się klęską, a ja zacząłem się załamywać. Pewnego dnia, gdy siedziałem załamany przy biurku, zajrzał do mnie on, Polska. Ubrany w stare ciuchy, które ciągle nosił.

- Wszystko w porządku? - spytał niepewnie. Z pewnością działałem na niego odpychająco.

- Przegrałem... - odparłem jedynie tyle. Pod wpływem pewnego szału zrzuciłem wszystko co było na biurku na ziemię. - Scheiße! Jak mogłem przegrać!

- Może źle oszacowałeś swoje szanse? - odezwał się, a jego głos drżał lekko.

- Możliwe... - przyznałem. - Es tut mir leid Polen. (Jest mi przykro Polsko) Chciałem odebrać mu twoje ziemię. - odparłem zasłaniając ręką oczy.

- C-co chciałeś zrobić? - spytał, a jak spojrzałem na niego.

- Odebrać mu twoje tereny. Nie odda ich dobrowolnie, dlatego musiałem zadziałać siłą. Jednak dałem ciała. - odparłem zły.

- Czemu chciałeś to zrobić? - spytał ciągle stojąc w tym samym miejscu.

- Ponieważ... Stałeś się mi bliski. - odparłem patrząc przez siebie. Po chwili spojrzałem na Polskę. Wstałem i zbliżyłem się, lecz on cofnął się. Dlatego też zatrzymałem się i zrezygnowałem. Wróciłem na swoje miejsce.

- Mówię prawdę Polen. Ale nie dziwię ci się, że się boisz. Też bałbym się takiego potwora, gdyby nim nie był.

- Rzesza... Czy ty masz na myśli...

- Zakochałem się w tobie. Poczułem to, gdy ujrzałem cię bawiącego się z niemieckimi dziećmi. Potrafisz być delikatny względem dzieci wrogiej narodowości... Nie byłem w stanie tego pojąć, ale... W końcu zrozumiałem, że jesteś wyjątkowy... Wtedy uczucie miłości dało o sobie znać.

- Rzeszo... Ja...

- Nie musisz nic mówić. - powiedziałem, po czym kliknąłem przycisk, który przyzywał do mnie sługę. Po kilku sekundach zawitał do nas jeden ze żołnierzy. Kazałem mu uwolnić wszystkich więźniów polskich. Ten skinął głową, skłonił się i odszedł. Polska wciąż stał w tym samym miejscu. Wpatrywał się we mnie, a ja coraz bardziej martwiłem się, ponieważ nie wiedziałem o co chodzi. W pewnym momencie zbliżył się i stanął przede mną.

- To nie jest jakiś teatrzyk...

- Nein. - odparłem i wskazałem palcem na okno, z którego można było dostrzec wychodzących na zewnątrz więźniów. Polska spojrzał w tamtym kierunku, a ja wstałem z fotela i zacząłem sprzątać bałagan, który wcześniej sam zrobiłem.
Usłyszałem jego westchnienie, a po chwili on także kucnął i pomógł mi zbierać rzeczy.

- Danke. - powiedziałem, gdy ostatnie przedmioty spoczęły na swoim miejscu. Usiadłem, a Polska spoglądał na mnie niepewnie. Z pewnością nie był pewny tego co właśnie miało miejsce. Sam nie wiedziałbym co zrobić.

- To ja dziękuję. - powiedział spuszczając wzrok.

- Za co? - spytałem zaskoczony.

- Za to co robisz. - odparł Polska.

- Naprawdę nie masz za co dziękować. Po prostu chciałem ci jakoś wynagrodzić to, co przeze mnie przeżyłeś. - odparłem. Polska zbliżył się i położył dłoń na moim policzku.

- To naprawdę żaden podstęp?

- Nein. Ja wiem, że byłem potworem i nie dziwię się, że ciągle mi nie wierzysz, ale... - urwałem, ponieważ Polska delikatnie musnął moje usta swoimi. Gdyby nie kolory flagi, widoczne byłyby moje rumieńce. Zamrugałam kilkakrotnie i spoglądałem na Polaka, który także się rumienił.

- Dziękuję ci jeszcze raz. - odparł i odszedł. Czułem jak moje serce bije... Tak mocno i tylko dla niego. Uśmiechnąłem się i dotknąłem ust. Czułem jak przyjemne ciepło opanowuje moje ciało. Resztę dnia, spędziłem z uśmiechem. Byłem znacznie bardziej mniej agresywny względem innych. Pozwoliłem swoim żołnierzom w końcu zobaczyć się z rodzinami, a sam spędziłem resztę dnia, leżąc i marząc. Marząc o tym, że może kiedyś Polska wybaczy mi całkowicie i zostaniemy parą. Marzenia są piękne....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro