Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry! Nadszedł ten "wielki" dzień "wielkiej premiery" 2 sezonu! Jeśli spodoba wam się rozdział, zostawcie coś po sobie ;)
Miłego czytania <3

_________________________________________

Harry leżał na łóżku w swoim pokoju przy Privet Drive 4 i po raz kolejny odtwarzał w głowie zdarzenia, które miały miejsce po jego "zerwaniu" z Draco. Doskonale pamiętał, co wtedy czuł. Tego smutku nie dało się zapomnieć. Wybiegł z pokoju wspólnego Ślizgonów i popędził do swojego dormitorium w wieży Gryffindoru. Chciał jak najszybciej być sam, by móc dać upust emocjom. Miał ochotę wpełznąć pod kołdrę i spokojnie się wypłakać. Pobyć sam. Kap, kap, kolejne, pojedyncze łzy spadały na kamienną posadzkę, kiedy biegł. Dotarł do dziury pod portretem i szybko przeszedł przez nią. Od razu zobaczył tłum Gryfonów, którzy zorganizowali dla niego małe przyjęcie powitalne. Harry dobrze pamiętał te bladnące uśmiechy na ich twarzach, gdy zobaczyli, że płakał. Mimo wszystko mieszkańcy Domu Lwa, kompletnie nieświadomi prawdziwej przyczyny pomyśleli, że to łzy wzruszenia.

Dni do zakończenia roku szkolnego były koszmarem, ciągnęły się mozolnie, tak jakby chciałby cierpienia Wybrańca. Choć wbrew pozorom smutek wcale nie trwał długo i szybko ustąpił miejsca pustce, która była jeszcze gorsza. Zżerała go od środka.

Harry nie miał wątpliwości co do tego, kiedy jego twarz znów przyozdobił szczery uśmiech. Widok szczęśliwego Syriusza, czekającego na Dworcu King Cross, przyniósł brunetowi pewną ulgę, trwającą do momentu, gdy Black wyściskał Pottera przed domem jego wujostwa i obiecał, że zabierze go do siebie za dwa tygodnie. Te długie dwa tygodnie u Dursley'ów, również ciągnęły się niemiłosiernie.

Wybraniec wpatrywał się w biały sufit. Muszę jeszcze tylko przeżyć dzisiejszą noc i znów zobaczę Syriusza — pocieszał się Potter. Odtworzył wszystkie wydarzenia jeszcze raz, po czym w końcu udało mu się zasnąć.

Obudziło go walenie w drzwi pokoju i krzyki ciotki. No tak, przyjazd czarodziejów do domu jest niezwykle stresujący dla Dursley'ów. Harry wstał, ogarnął się, po czym poszedł na śniadanie. Wuj Vernon czepiał się bruneta o wszystko, ale to zupełnie nie przeszkadzało chłopakowi. Przecież jeszcze tylko trochę i znów będzie w Grimmauld Place 12.

Czas minął Harry'emu niezwykle szybko, w porównaniu do poprzednich dni, i zanim się obejrzał był w domu swojego wuja chrzestnego, gdzie czekali na nich Lupin, Ron i Hermiona. Gdy tylko brunet przekroczył próg domu, przyjaciele momentalnie rzucili się na niego, żeby go wyściskać.

— Cześć, Harry — przywitał się wesoło Remus z wielkim uśmiechem na twarzy.

— Jak dobrze cię znowu widzieć! Tęskniliśmy za tobą — powiedziała Hermiona.

— Cześć wszystkim. Nawet nie wiedzie, jak ja za wami tęskniłem — wyznał Wybraniec.

— Mam nadzieję, że Dursley'owie dobrze cię traktowali, bo inaczej wrócę tam i dam im taką nauczkę, że do końca życia popamiętają! — prychnął Syriusz. Nienawidził tych mugoli. Miał pełną świadomość, że zawsze traktowali Harry'ego jak śmiecia. Wiedział również, że obrażali Lili i Jamesa. Na samą myśl o Dursleyach podnosiło mu się ciśnienie. Nie rozumiał, dlaczego Dumbledore chciał, żeby Harry spędził u nich, choć część wakacji. Lupin podszedł do Syriusza i złapał go za trzęsącą się dłoń. Black miał czasem problemy z panowaniem nad sobą.

— Nie martw się, Syriuszu. Było bardzo dobrze w porównaniu do poprzednich lat. Nie ośmieliliby mi się niczego zrobić, z powodu strachu przed Tobą — spróbował zażartować Harry, choć była to prawda. Odkąd jego wujostwo dowiedziało się o Syriuszu, traktowali go dużo lepiej.

— Widzisz? Nie musisz się tak denerwować, najważniejsze, że Harry jest już z nami cały i zdrowy. Idźcie do góry się rozpakować. Ron i Hermiona też dopiero co przyjechali, na pewno macie sporo do obgadania. Wieczorem przyjdą na kolację inni członkowie Zakonu, wszyscy chcą się z tobą przywitać — rzekł Remus, zwracając się do Pottera.

Niedługo później Złoty Chłopiec był w swoim pokoju i rozpakowywał rzeczy. Czuł, że reszta wakacji będzie wspaniała, ale mimo wszystko jego myśli błądziły wokół pewnego blondyna. Miał nadzieję, że Ślizgon dobrze sobie radzi, a ich rozłąka przyniosła zamierzone rezultaty i nic mu nie jest.

***

W tym samym czasie w pewnym dworze, bogatych czarodziejów czystej krwi pewien młody chłopak przeżywał prawdziwe piekło. Draco był na wyczerpaniu sił, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Ciągłe krzyki, zebrania, kary i zabójstwa... Nie mógł spać, nie miał apetytu. Czekał w nieustannym strachu... Wiedział, że niedługo nadejdzie ta chwila, kiedy Voldemort będzie chciał zwerbować go do swoich szeregów lub po prostu zabić. Pomimo tego, że główną siedzibą Czarnego Pana był jego dom, to czuł się w nim zupełnie obco, jak w więzieniu. Jego rodzice, spadli z hierarchii, stracili zaufanie Gada, po porażce Lucjusza w Ministerstwie Magii. Riddle ciągle się wściekał i zabijał przypadkowych ludzi. Noce i dnie zmieniły się w prawdziwe koszmary. Malfoy widział, że jego najbliższa rodzina jest na dnie. Kilka razy słyszał, jak jego matka płacze. Bał się. Chciał ze wszystkich sił pomóc swoim rodzicom, którzy byli dla niego wszystkim. Niestety mógł tylko bezczynnie się przyglądać. Strach i mrok ogarnęły jego życie. Nie wiedział, co czeka go kolejnego dnia, jeśli uda mu się w ogóle dożyć.

Bardzo brakowało mu bliskości pewnego Gryfona. Chciał, aby Harry był teraz przy nim, chciał mieć wsparcie w tych strasznych chwilach. Chciał jego pomocy, ale wiedział, że to niemożliwe. Pomimo koszmaru, który rozgrywał się przed oczami Ślizgona od rana do nocy, chłopak wciąż żył, co z pewnością było po części zasługą Pottera. Gdyby Riddle wiedział, że się zbliżyli, Draco nie miałby co liczyć na litość z jego strony.

Pewnego, późnego wieczoru blondyn leżał w swoim wielkim łóżku i wpatrywał się w sufit, słuchając odgłosów śmierci. Co jakiś czas po jego bladej skórze płynęły sporadyczne łzy. Słyszał, jak w jego domu, w miejscu, gdzie dorastał, dawniej w miejscu pełnym szczęścia i uśmiechów, w miejscu swojego beztroskiego dzieciństwa, dokonywano kolejnych mordów.

Właśnie do jego uszu dotarł przeraźliwy krzyk torturowanej, przed śmiercią, kobiety, a następnie obrzydliwy, donośny śmiech Voldemorta. Arystokrata cały czas zachodził w głowę, jak to się stało, że ich życie potoczyło się w ten sposób, że jego ukochany dom stał się zupełnie obcym miejscem. Po policzku blondyna zleciała kolejna łza, gdy krzyki ustały — kobieta została zabita.

Niedługo później usłyszał pukanie do drzwi swojego pokoju. Momentalnie stanął na równych nogach, otarł szybko mokre policzki i poszedł otworzyć. W progu zobaczył swoją matkę. Widać było, że Narcyza również mocno przeżywała wszystkie wydarzenia. Była wystawiona na działanie ciągłego stresu. Jej cera poszarzała, pojawiły się widoczne zmarszczki i mocne cienie pod oczami. Kości policzkowe wystawały jeszcze bardziej niż zazwyczaj, kobieta mocno schudła.

— Czarny Pan chce cię widzieć, Draco — powiedziała zmartwionym i zatroskanym głosem, ale uśmiechnęła się lekko, jakby pokrzepiająco. Próbowała udawać przed swoim synem, że wszystko jest w porządku, ale Draco nie był głupi, doskonale widział, co się dzieje. Gdy tylko usłyszał słowa matki, poczuł, jak jego serce zaczyna bić niebezpiecznie szybko. Czyżby to był jego koniec? Z jego twarzy zniknęła reszta kolorów, pozostawiając ją białą jak kreda. Chłopak stał przez chwilę w miejscu, ale potem podszedł do swojej matki i przytulił się do niej.

— Kocham cię, Draco. Uważaj na siebie. Czarny Pan nie jest w najlepszym humorze - powiedziała kobieta bardzo cicho, po czym otarła dłonią łzy, których nie udało jej się powstrzymać. Draco miał wrażenie, że każdy dzień był walką o przetrwanie, więc rozumiał swoją matkę.

— Nie martw się, mamo. Też cię kocham — wyznał blondyn i udał się w kierunku wielkiego, eleganckiego salonu. Pomieszczenie było ciemne, ponure i nieprzyjemne, pomimo drogich mebli. Panował tam ogromny chłód, a w powietrzu unosił się zapach krwi.

Ślizgon niepewnie zszedł po schodach i zobaczył Voldemorta, stojącego przy wielkim oknie. W salonie było jeszcze kilku innych Śmierciożerców, a wśród nich Lucjusz Malfoy.

— Chodź, Draco. Nie bój się, przecież nie gryzę — oznajmił Gad beztroskim, lekko rozbawionym tonem, po czym odwrócił się w stronę Malfoya. Następnie rozłożył ręce i podszedł do stojącego w progu chłopaka, żeby objąć go ramieniem i wprowadzić w głąb pomieszczenia. Arystokrata czuł, jak wzdłuż kręgosłupa przebiegają mu nieprzyjemne ciarki, a mięśnie spinają się, był przerażony. Gdy znalazł się na środku eleganckiego, lecz ponurego salonu, młodzieniec momentalnie ujrzał zwłoki wcześniej krzyczącej kobiety. Poczuł, jak zbiera mu się na mdłości, dlatego szybko odwrócił wzrok i spojrzał na swojego ojca.

— Zostawcie nas samych — rzekł Voldemort. Draco pobladł jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Coraz ciężej mu się oddychało, ledwo co utrzymywał się na nogach. Czy to już koniec? Spojrzał błagalnym wzrokiem po pozostałych śmierciożercach. W pokoju oprócz Lucjusza byli jeszcze: Snape, Dołohow i Bellatriks.

— Panie, ale on... — zaczął starszy Malfoy, ale Gad nie dał mu skończyć:

— Muszę przegadać z Draco pewną propozycję sam na sam.

— Tak, Panie — powiedział Snape i wyprowadził Lucjusza z pomieszczenia pozostała dwójka śmierciożerców wyszła za nimi. Gdy zostali sami, Voldemort podszedł do okna i chwilę przez nie spoglądał w ciszy. Blondyn myślał, że się zaraz przewróci, nogi odmówiły mu posłuszeństwa, dlatego musiał podeprzeć się o jedno w pobliskich krzeseł. Nigdy nie bał się tak, jak w tym momencie. Serce kołatało jak oszalałe, a tlenu w płucach brakowało. Nagle coś otarło się o nogę Arystokraty, który z przerażeniem wbił wzrok w ziemię. Nagini — wąż Voldemorta pełzła po posadzce.

— P-panie, o c-co chodzi — zapytał w końcu cicho i niepewnie Ślizgon.

— Dziwne czasy nas nastały — rzekł Riddle i odwrócił się w stronę młodzieńca. Na jego twarzy widniał lekki uśmiech. — Myślę, że powinieneś zostać śmierciożercą, Draco. Masz wielki potencjał i nie powinieneś go marnować. Wierzę, że możesz mi się bardzo przysłużyć.

Gardło Malfoya zacisnęło się, nie przepuszczając ani odrobiny tlenu. Voldemort chce, żeby Draco stał się śmierciożercą? Ma zabijać niewinnych ludzi bez skrupułów? Odruchowo spojrzał na ciało martwej kobiety. On chce wykończyć Harry'egopomyślał blondyn. Oczami wyobraźni widział pozbawione życia, zmaltretowane ciało ukochanej osoby.

— Myślę, że to n-nie jest d-dobry pomysł.

— Jestem pewny, że sobie poradzisz, a nawet mam już dla ciebie zadanie. Jesteś pewny swojej decyzji?

— T-tak, Panie — odpowiedział niepewnie Ślizgon, jakaś część niego, była w stanie uwierzyć, że Voldemort liczy się z jego zdaniem i zostawi go w spokoju.

— Szkoda, chciałem załatwić to po dobroci. Pomyśl o tych wszystkich szlamowatych czarodziejach i mugolach, którzy nie muszą się ukrywać tak jak my. Nie sądzisz, że powinniśmy to zmienić — zapytał Gad, ale Draco milczał. — Spróbuję cię jednak przekonać. Pierwszym argumentem będzie... Hmm? Już wiem! Crucio!

Draco zdążył tylko otworzyć usta, ale nie udało mu się nic powiedzieć. Klątwa go dosięgła. Chłopak momentalnie upadł na podłogę. Krzyczał niemiłosiernie, a jego ciało skręcało się z bólu. Mimo wszystko nie chciał się podawać, nie chciał polować na Harry'ego. Dobrze wiedział, że gdy przyjmie znak śmierciożerców będzie podlegać Lordowi Voldemortowi.

W końcu, po bardzo długim dla Draco czasie, tortury ustały. Ciało młodzieńca leżało bezwładnie na podłodze. Chłopak nie mógł się ruszyć. Jego policzki zdobiło kilka mokrych śladów łez. Blondyn był bezbronny. Voldemort mógłby go teraz zabić, a chłopak nie miałby sił, żeby protestować. Poczuł palącą złość i odrazę do wszystkiego i wszystkich. Dlaczego nikt nic z tym nie robi? Dlaczego nikt mu nie zamierza pomóc? Dlaczego Voldemort chce go zwerbować? Dlaczego Dumbledore go nie chroni? Dlaczego Harry zostawił go na pastwę losu, pozwalając, by cierpiał?

— No dobrze, chyba czas na drugi argument. Albo zostaniesz jednym z moich podwładnych, albo twoim rodzicom przydarzy się potworna krzywda. Zaczniemy zabawę chyba od Lucjusza — powiedział Gad z obrzydliwym uśmiechem, po czym za sprawą różdżki wezwał mężczyznę. Draco patrzył na to wszystko ze strachem w oczach. Po chwili do salonu wszedł jego ojciec, spojrzał zmartwionym wzrokiem na syna, potem przeniósł go na Voldemorta.

— Tak, Panie? — zapytał Lucjusz.

— To jak będzie, Draco? — zapytał Riddle, nie zważając na pytanie śmierciożercy, po czym wycelował różdżką w starszego Malfoya. — Cru...

— STOP! Zgadzam się, Panie — przerwał mu szybko blondyn i powoli zaczął podnosić się z podłogi. Czuł się koszmarnie, bolało go całe ciało, a do oczu cisnęły się łzy, które perfekcyjnie powstrzymywał. — Zostanę twoim sługą, Panie.

_________________________________________

Po tygodniowej przerwie mamy 1 rozdział drugiego sezonu :) Mam nadzieję, że wam się spodobało <3
Kolejny rozdział napewno będzie jeszcze w tym tygodniu :)
Do usłyszenia :3

Ps. Dajcie znać, co myślicie o nowej okładce ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro