Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam wszystkich i zapraszam na nowy rozdział!
Miłego czytania <3
_________________________________________

Harry odzyskał świadomość. Otworzył niepewnie oczy, wciąż był zaspany i w dodatku bolała go głowa. Pierwsze co ujrzał to... ciemność? Nie, jednak na prawo od niego bił leciutki blask świecy. Brunet ospale podciągnął się do siadu, świat zdawał się lekko wirować.

- W końcu się obudziłeś. - Harry usłyszał tak dobrze znany mu głos. Sięgnął po okulary leżące na szafce nocnej, a gdy miał je na nosie, Draco już siedział przy nim na wielkim łóżku. - Jest w porządku? - zapytał troskliwie.

- Tak, co się stało? - zapytał, łapiąc się za głowę. Zamknął oczy i zmarszczył brwi, próbując sobie coś przypomnieć, jego umysł był jeszcze trochę zamroczony, jednak nie minęła chwila, jak chłopak odtworzył w głowie ostatnie wydarzenia, od razu się ożywił. - Która godzina?! Gdzie jest Syriusz?!

- Spokojnie, Harry, Jest grubo po 3 w nocy. Lupin i pani Weasley dobrze zajęli się Syriuszem, opatrzyli go i teraz śpi. Jest jeszcze pod działaniem eliksiru słodkiego snu. Bardzo się tym wszystkim przejąłeś, dostałeś ataku paniki - tłumaczył Malfoy, cały czas patrząc z wielką troską na ukochanego.

- Muszę iść do Syriusza - wymamrotał Potter, po czym zaczął szamotać się z kocem, którym był starannie okryty. Draco westchnął tylko zrezygnowany, dobrze wiedział, że Harry się bardzo martwi. Powstrzymywanie go byłoby bezsensowne.

- Dobrze, pójdę z tobą - oznajmił Malfoy, gdy Wybraniec pośpiesznie zakładał swoje buty. Chciał być blisko na wypadek, gdyby brunet znów zaczął za bardzo się przejmować.

- Nie musisz - rzekł szybko Gryfon, ale Arystokrata nie skomentował jego wypowiedzi, tylko posłał wymowne spojrzenie i Harry już nic więcej nie mówił.

Obaj ruszyli szybkim krokiem w kierunku tymczasowego pokoju Syriusza. Brunet bez pukania wszedł do sypialni, gdzie leżał jego chrzestny. Przy łóżku Blacka siedział Lupin, a właściwie to jego górna połowa tułowia opadła na łóżko. Zasnął na siedząco. Harry trochę niepewnie podszedł do Remusa i potrząsnął delikatnie jego ramieniem. Mężczyzna ocknął się od razu.

- Harry - powiedział z ulgą. - Przestraszyłeś mnie.

- Przepraszam, nie chciałem - zaczął, po czy dodał patrząc zmartwionym wzrokiem na Łapę:
- Nic mu nie będzie?

- Na szczęście wyjdzie z tego - oparł Lupin, Potter dopiero teraz spostrzegł, że jego dawny nauczyciel cały czas trzymał dłoń Blacka.

- Może pójdziesz się położyć? Jesteś zmęczony, teraz ja tutaj z nim posiedzę, Syriusz na pewno chciałby, żebyś odpoczął. Jeśli się obudzi to od razu cię powiadomię - rzekł Wybraniec, patrząc na zmęczoną, pooraną zmarszczkami oraz bliznami twarz Remusa. Były profesor spojrzał ostatni raz na chorego, a potem pokiwał lekko głową i powoli wstał z krzesła.

- Jeśli coś się będzie działo, obudź mnie natychmiast - powiedział.

- Oczywiście - odparł Wybraniec. Lunatyk udał się do drzwi, gdzie stał Draco i posłał mu lekko, zmęczony uśmiech, po czym wyszedł z pokoju, kierując się najprawdopodobniej do swojej sypialni.

Harry od razu zajął miejsce Lupina i przysunął się jak najbliżej swojego wuja chrzestnego. Malfoy podszedł do nich, stanął za swoim chłopakiem, kładąc mu dłonie na barkach, przez co chciał zapewnić bruneta o swojej bliskości. Wybraniec dosięgnął ręką zimnej dłoni blondyna.

- Jak to się stało? - zapytał, nie patrząc na Ślizgona.

- Wszystko działo się naprawdę szybko, Harry. Zaatakowali nas Śmierciożercy, przez co zostaliśmy trochę z tyłu. Widziałem, jak Mungundus się teleportował i jak Czarny pan zabił Moody'ego. Wtedy Dołohow zaskoczył nas od przodu, trafił w Syriusza jakimś zaklęciem. Na szczęście niedługo później ktoś go oszołomił i dzięki temu udało nam się uciec i tutaj dotrzeć.

- Mówiłem, że to zbyt niebezpieczny plan - rzekł z wyrzutem Harry. - Obaj mogliście tam zginąć... Wszyscy mogli zginąć przeze mnie. Tyle strat i to wszystko przez kogoś takiego jak ja...

- Nie obwiniaj się - powiedział Draco, przytulając Pottera od tyłu. Nie wiedział, co mógłby mu więcej powiedzieć. Nikt czasu nie cofnie. Innego wyjścia nie mieli. Wszyscy zrobili to, co było konieczne i teraz muszą zaakceptować skutki swoich działań.

- Nie tak wyobrażałem sobie mój powrót do Grimmauld Place - wymamrotał smutno Złoty Chłopiec, przecierając twarz dłonią. Blondyn przestał go obejmować, po czym kucnął przy ukochanym.

- Wiem, skarbie, ale teraz już nic nie zrobimy. Naprawdę nie było innego wyboru. To wojna, Harry, zbiera swoje ofiary, nawet pomimo naszych starań - odparł spokojnie Draco, patrząc prosto w zielone oczy. Potter nic nie odpowiedział, tylko westchnął. Doskonale wiedział, że Arystokrata miał rację. W pokoju zapadła chwila ciszy.

- Spałeś choć trochę? - zapytał w końcu Wybraniec, widział podkrążone oczy blondyna.

- Nie za bardzo, ale zostanę z tobą tutaj, dam radę - odparł Ślizgon.

- Widzę, że jesteś zmęczony. Idź się położyć, potrzebujesz tego. Mogę zostać sam, przecież nic mi nie będzie - rzekł Harry, po czym pogładził blady policzek swoją ciepłą dłonią.

- Na pewno nie zaczniesz się za bardzo zamartwiać, obwiniać czy panikować?

- Obiecuję, idź się wyspać. - Potter uśmiechnął się zachęcająco do Malfoya, który po chwili wstał, cmoknął swojego chłopaka w usta i posłusznie poszedł prosto do ich sypialni, żeby odpocząć. Dzisiejszy dzień był naprawdę wyczerpujący, więc gdy tylko opadł na łóżko, od razu zasnął.

Z kolei Harry wytrwale siedział przy swoim wuju chrzestnym, czekając na moment, w którym mężczyzna się obudzi i będzie mógł go w końcu wyściskać.

Pomimo tego co obiecał swojemu chłopakowi, nie mógł wyzbyć się z głowy przeróżnych, natrętnych myśli. Bo przecież jak miał się nie zamartwiać w takiej sytuacji?! Każdy by się martwił! Tym bardziej, że to wszystko kręciło się wokół niego! Wokół słynnego Harry'ego Pottera, Chłopca, Który Przeżył, Wybrańca... Wszyscy pokładali w nim nadzieję. W jeszcze nieletnim czarodzieju, który tylko dzięki swojej matce i jej poświęceniu uszedł z życiem jako niemowlę w Dolinie Godryka. Nie był niezwykły. Wszystkie następne razy, kiedy nie zginął przy starciu z Voldemortem to zwykłe przypadki, cudy, które sprawiły, że jeszcze stąpa po tym świecie. Dlaczego więc on miał być tym, który stawi czoło i co najważniejsze pokona Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Przecież nie jest nikim wyjątkowym, ale mimo to tyle osób ryzykuje dla niego życie. Oddaje za niego życie.

A wszystko zaczęło się od jakiejś głupiej przepowiedni! Harry czuł się tak, jakby całe jego życie było już z góry ustalone, bo kiedyś, jeszcze długo przed jego narodzeniem, jakiś człowiek wygłosił kilka słów...

Gdy był u Dursleów, bardzo często myślał o swoim zadaniu. Układał w głowie różne plany, dzięki którym mógłby odnieść sukces, ale tak naprawdę wszystkie wydawały się być nierealne. Wyjęte z kosmosu. Miała go czekać długa, mozolna i niebezpieczna droga, żeby móc odnaleźć i zniszczyć wszystkie horkruksy, a zostało ich jeszcze pięć, wliczając w to złoty naszyjnik Salazara Slytherina, który był ukryty w specjalnym pudełeczku na dnie jego kufra. Potter nie miał jeszcze nawet pomysłu jak w ogóle rozwalić ten czarno-magiczny przedmiot. Wszystkie zwyczajne sposoby zawiodły, nawet różdżka nie dawało sobie z tym rady. Harry odnotował w pamięci, że będzie musiał przeprowadzić długą rozmowę ze swoimi przyjaciółmi, jak na razie to oni jako jedyni wiedzieli o wszystkim, łącznie z przepowiednią. A co z Draco i Syriuszem? Czy im też należy powiedzieć?

Oczywiste było również, że Harry nie będzie mógł wrócić do Hogwartu na ostatni rok nauki. Skoro Dumbledore nie żyje, a Śmierciożercy już mają swoich ludzi w Ministerstwie Magii, to tylko kwestia czasu, zanim zajmą jego ukochaną szkołę. Co jeszcze go czeka? Jak długą drogę będzie musiał pokonać? No i Kto jeszcze zginie? Zapewne wielu ludzi i, zgodnie z przepowiednią, albo on sam, albo Voldemort.

Rozmyślania Harry'ego trwały bardzo długo, wzbudzając w chłopaku najróżniejsze emocje, nawet się nie obejrzał kiedy nastał świt i światło dzienne zaczęło leniwie wlewać się do pomieszczenia.

Lato w tym roku było paskudne, zimne i pochmurne. Zupełnie tak jakby matka Natura również bała się zła, które znów zaczęło pałętać się po świecie na ogromną skalę, siejąc wiele szkód i zniszczenia.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - Harry usłyszał dobrze mu znajomy głos najdroższego przyjaciela. - Jak długo już tu siedzisz? - zapytał Weasley, wchodząc w głąb pokoju.

- Cześć, Ron. Obudziłem się po 3 w nocy i od razu przyszedłem - odparł Harry. - Wcześnie wstałeś.

- Ta, nie mogłem za bardzo spać. To wszystko jest takie skomplikowane. Dobrze, że przynajmniej ty już tu jesteś. Głowa do góry, Harry, z Syriuszem będzie dobrze, z George'em też - odparł najlepszy przyjaciel, po czym usiadł po drugiej stronie łóżka.

- Przykro im z powodu twojego brata...

- Daj spokój, naprawdę. Nic nie zmienimy, najważniejsze, że nie stało mu się nic poważniejszego. Mungundus już się więcej nie pokazał, w sumie bardzo prawdopodobne, że to ta gnida na nas zakablowała. Chyba niesłusznie oskarżyłem, Malfoya. Byłem naprawdę zaskoczony, gdy zobaczyłem, jak bardzo się starał, żeby ci pomóc. Nigdy nie sądziłem, że ten Ślizgon, mógłby się o kogoś troszczyć - powiedział Ron, a następnie zaczął udawać, że się czymś dusi. - Chyba właśnie wstawiłem się za Malfoyem - wycharczał. Harry zaśmiał się.

- Tak, chyba tak - odparł. - Mówiłem ci, że jest bardzo troskliwy i że się stara. Naprawdę, nie jest taki zły, za jakiego go uważaliśmy. Z pozoru może wydawać się, że ma dość ciężki charakter, ale to tylko gra - powiedział całkiem szczerze. Naprawdę bardzo chciał, żeby jego chłopak i przyjaciele potrafili się jak najlepiej dogadać, w końcu teraz wszyscy muszą trzymać się zarazem, muszą sobie zaufać, osobno nic nie zdziałają.

- Czyli mówisz, że Malfoy tylko gra takiego chojraka? Jest naprawdę świetnym aktorem, skoro przez tyle lat uważałem go za najgorszą świnię. - Harry spojrzał na Rona spode łba. - No już, już. Pewnie nie uwierzysz, ale przez wakacje się nawet dogadywaliśmy. Wcześniej nigdy bym nie pomyślał, że Malfoy będzie siedzieć z nami wieczorami i rozmawiać nie wszczynając kłótni ani bójek.

- Naprawdę? - Potter aż się ożywił na te słowa. Właśnie na taką postawę liczył i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Niby Syriusz mówił coś o tym, że się w miarę dogadują, ale brunet nawet nie liczył na to, że dobrowolnie spędzają ze sobą czas.

- Tak... Chyba zwariowałem - zaśmiał się rudzielec.

- Na Merlina! Strasznie się cieszę!

- Chociaż mogliście nam powiedzieć, że ma Mroczny Znak - dodał Ron. Mina Harry'ego od razu zrzedła. Czyli jednak wszyscy już wiedzieli o tym czego Draco tak bardzo się obawiał.

- Powiedział wam? - zapytał brunet.

- Nie za bardzo. Ginny przypadkiem zobaczyła Znak. Zrobiło się niezłe zamieszanie - rzekł Weasley, a jego twarz przybrała czerwony kolor. Jakby nie było, to on ze wszystkich zgromadzonych uniósł się najbardziej i nie potrafił zapanować nad swoją złością. Harry poczuł, jak ściska mu się żołądek, już chciał coś odpowiedzieć przyjacielowi, gdy dotarł do niego słaby i niewyraźny głos:

- Gdzie ja jestem?

- Syriuszu! - krzyknął Potter, od razu spojrzał na twarz leżącego mężczyzny, który lekko mrużył oczy, aby wyostrzyć wzrok. - Jak się czujesz? - zapytał.

- Harry, jak dobrze cię widzieć - powiedział Łapa a na jego twarzy zagościł słaby uśmiech, Black chciał podnieść się od siadu, ale dał radę tylko syknąć z bólu.

- Nie wstawaj. Zostałeś ranny. Ron, mógłbyś pójść po Lupina? - poprosił Harry, przytrzymując ramię swojego wuja chrzestnego, aby ten nie mógł już się podnosić. Jeszcze tego by brakowało, żeby Łapa otworzył ledwo zasklepioną ranę i znów naraził się na dużą utratę krwi. Weasley kiwnął głową, na znak potwierdzenia, i od razu poszedł po Remusa.

- Ile spałem?

- Nie długo. Od wczorajszego wieczoru. Teraz jest 7 rano - odpowiedział niezwłocznie Złoty Chłopiec. - Tak się cieszę, że wyszedłeś z tego cały. Strasznie się martwiłem.

- Spokojnie, Harry, wszystko w porządku. Jestem okazem zdrowia - powiedział Black, siląc się na najszerszy uśmiech, na jaki było go w tej chwili stać. Wciąż był mocno osłabiony.

Po chwili do pokoju wparował Remus.

- Jak się czujesz? - zadał to samo pytanie co Harry, od razu podchodząc do łóżka.

- Dobrze, trochę mnie boli, ale to nic takiego - odparł Syriusz, po czym ponownie spróbował się podnieść.

- Nawet mi się nie waż wstawać! Masz leżeć i odpoczywać, o mało co wczoraj nie umarłeś - zganił go od razu Lunatyk, posyłając groźne spojrzenie.

***

Cały dzień Harry spędził przy swoim wuju chrzestnym. Podczas rozmowy i żartów z Blackiem Potter kompletnie potrafił zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Najważniejsze dla niego było to, że Syriusz żył i miał się całkiem dobrze.

Do swojego pokoju Harry wrócił dopiero przed północą. Od razu zobaczył Draco, który siedział na łóżku z książką w rękach - jedną z tych, które dostał od niego w prezencie. Chłopak był już przebrany w piżamę, a jeszcze mokre włosy zaczesał idealnie do tyłu, żeby nie przeszkadzały mu w lekturze.

- Wróciłeś - powiedział, unosząc głowę znad powieści.

- Tak, pójdę wziąć prysznic i wtedy położę się przy tobie. - Na te słowa blondyn uśmiechnął się promiennie.

- No to, co tu jeszcze robisz? Marsz do łazienki, nie będę czekać całą noc - polecił. Potter tylko zaśmiał się pod nosem i tak jak nakazał mu Ślizgon, niezwłocznie poszedł się wykąpać.

Tak się pośpieszył, że 15 minut później już leżał na miękkiej pościeli z głową na kolanach Draco, który bawił się jego miękkimi, czarnymi włosami.

- Draco? - zagadnął w pewnym momencie Gryfon.

- Tak?

- Rozmawiałem dzisiaj z Ronem i powiedział mi o akcji z Mrocznym Znakiem - wyznał Wybraniec. W pokoju zapadła dłuższa cisza. Chłopak utkwił swoje zielone tęczówki w początkowo zaskoczonej twarzy blondyna, ale ten szybko zatuszował swoje emocje.

- Co konkretnie ci powiedział? - zapytał w końcu Arystokrata. Nie chciał mówić Harry'emu zbyt wiele, żeby nie obciążać go dodatkowymi zmartwieniami. W końcu Potter i tak miał już sporo na głowie. Brakowało jeszcze tego, żeby martwił się relacjami Draco z innymi członkami Zakonu i, nie daj Merlinie, żeby próbował je "naprawiać".

- Nie za wiele. Oczywiście nie zamierzam cię przesłuchiwać czy coś, ale chciałbym tylko wiedzieć, czy wszystko jest w porządku?

- Tak, jest dobrze, dlaczego miałoby być źle? Na szczęście nie oddali mnie do Azkabanu - odparł Malfoy, siląc się na delikatny uśmiech.

- Oh, Draco. - Harry podniósł się z kolan ukochanego, żeby móc go mocno przytulić. Czyli przez ten cały czas Malfoy obawiał się, że Zakon Feniksa odda go Ministerstwu, po czym ci wsadzą go do więzienia dla czarodziejów. Blondyn musiał czuć się jak jakiś kryminalista, żyjąc z takimi obawami. W ciągłym strachu przed zdradzeniem swojego sekretu, przed tym, że ktoś odkryje jego tożsamość, a ostatecznie to i tak się stało, w dodatku musiał przechodzić przez to sam. - Przepraszam, że nie było mnie przy tobie, kiedy tego potrzebowałeś - dodał brunet.

- Nie masz kompletnie za co przepraszać, przecież to nie jest twoja wina. Jakby nie było, to ja jak ostatni osioł upierałem się, żeby nikomu nie mówić, przecież oczywiste było, że prędzej czy później wszyscy się dowiedzą, że jestem... - tu na chwilę urwał - tym kim jestem - dokończył po chwili. Potter odsunął się od Draco na tyle, aby móc spojrzeć w jego oczy.

- Jesteś moim najukochańszym chłopakiem i największym skarbem, żadnym Śmierciożercą, jeśli o tym myślisz. Przecież sam znak w sobie nic tak naprawdę nie znaczy. Nie jesteś zły - rzekł Wybraniec, czule patrząc na blondyna.

- Może masz rację - westchnął Ślizgon.

- Nie może tylko na pewno - powiedział stanowczo Harry. - Poza tym zdawało się, że Ron cię polubił. Nie myśl sobie przypadkiem, że to, iż teraz wiedzą o Mrocznym Znaku coś między wami zmienia. Nikt nie powinien być przez to do ciebie negatywnie nastawiony.

- Nikt poza tą małą Weasley. Ewidentnie mnie nie cierpi i ewidentnie jest zazdrosna - prychnął blondyn. - Z chęcią wydrapałaby mi oczy, otruła albo oblała kwasem, żeby nie mieć żadnej konkurencji - dodał z mocno naciąganym, dramatycznym tonem, wznosząc spojrzenie do góry. Potter parsknął śmiechem.

- Kocham cię, wiesz? - zapytał Harry z promiennym uśmiechem na twarzy.

- Tak? A wiesz, że masz do nadrobienia dużo czułości? Już zaczynam odczuwać jej niedobory.

- Spokojnie, wszystko ci wynagrodzę, będziesz mieć nawet jej nadwyżkę.

- To mi się podoba - rzekł Arystokrata, przywdziewając najwspanialszą wersję swojego zwycięskiego uśmiechu.

- Głupek - wymamrotał Harry, po czym przysunął się blisko Draco i złączył ich usta w długim, spokojnym i delikatnym pocałunku.

_________________________________________

UWAGA!
Fundamentalne pytanie: chcecie w następnym rozdziale cimcirimcim, czy wystarczy już erotyki jak na to opowiadanie?

Jeśli tak to mam zrobić tak jak wcześniej, czyli Draco przewodzi całą akcją, czy tym razem to Harry ma być top?

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :)

Nie wiem co więcej napisać, więc do usłyszenia w piątek za tydzień (chyba dobrym pomysłem na zmotywowanie się, będzie postawienie konkretnej daty) <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro