Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hejka wszystkim! Przepraszam za późną porę ;)
Miłego czytania <3
_________________________________________

Zaplanowanie wyprawy zajęło im tydzień, ale teraz mieli już wszystko gotowe. W sypialni Harry'ego Ron, Draco i Potter czekali na Hermionę, która miała zjawić się lada chwila.

- Czy wszyscy wiedzą co mamy zrobić? - tak brzmiały pierwsze słowa Gryfonki, gdy tylko dołączyła do zgromadzonych.

- Tak. Mamy znaleźć niewielką książkę ze złotem na okładce i jak najszybciej zwiewać stamtąd - odparł Ron, wywracając oczami. - Powtarzaliśmy to już setki razy.

Szatynka zrobiła urażoną minę i już chciała coś odpowiedzieć, ale Malfoy nie zamierzał słuchać ich kłótni.

- Zamknijcie się i chodźcie tutaj albo nigdzie nie idziecie - rzekł oschle. Nie mógł powiedzieć, że nie stresował się tą wyprawą. W końcu nie miał pojęcia, co mogą znaleźć w stosach czarnoksięskich przedmiotów, a już na pewno nie chciał, żeby przyjaciele Harry'ego ponownie mieli go tylko za Śmierciożercę, którego rodzina przetrzymuje niebezpieczne rzeczy z dala od ministerstwa.

Gryfoni zgromadzili się przy Draco i złapali się za ręce, bo jakby nie było, to tylko Arystokrata znał dokładną lokalizację posiadłości i tylko on mógł ich tam zabrać.

- No to lecimy - powiedział Ron, gdy mocno złapał dłoń Harry'ego, a zaraz potem całą czwórkę ogarnęła ciemność, ze wszystkich stron coś zaczęło na nich mocno napierać i niedługo później wylądowali przed ogromną, czarną bramą. Wykutą w wymyślny sposób z żelaza.

- Niby dawno opuszczony, ale wcale na taki nie wygląda. Ten Lucjusz wciąż musi pakować tutaj kupę forsy - burknął Ron, patrząc na wielki budynek. Arystokrata zignorował ten wywód, od razu podchodząc do bramy, którą tylko on, jako Malfoy, mógł otworzyć.

Już po chwili wrota posiadłości stały przed mini otworem i cała czwórka szybkim krokiem ruszyła ku wejściu. Dom z zewnątrz prezentował się niezwykle wytwornie, ale i mrocznie. Ogromna kondygnacja na kilka pięter z mnóstwem wielkich, okien, przez które nie można było nic zobaczyć, gdyż od środka zasłaniały je ciemne zasłony. Szary, lekko zabrudzony tynk krzyczał do nich wraz ze smoliście czarnym, spadzistym dachem. Nad całą rezydencją górowały ciemnie połacie chmur, które kompletnie przysłaniały słońce, co sprawiało, że willa wyglądała jeszcze mroczniej.

Szli kamiennym chodnikiem, a po jego obu stronach rósł ogromny żywopłot, tak, że wcale nie mogli dojrzeć ogrodu.

- Tak swoją drogą to dziwne, że Sami-Wiecie-Kto, nie wolał mieć swojej własnej rezydencji, tylko musiał do tego zabrać czyiś dom - powiedział Ron, gdy wchodzili po czarnym schodach.

- Ta rudera nie umywa się w porównaniu do obecnej rezydencji Malfoyów, Weasley. Myślisz, że Czarny Pan zamieszkał w czymś takim? W jakiejś opuszczonej komórce? - prychnął blondyn, nawet nie patrząc na rudzielca, tylko sprawnie otworzył drzwi.

- Rudera - mruknął cicho Ron, po czym razem z resztą wszedł do środka.

Jak się okazało, w głównym holu piętrzył się różne skrzynie, pajęczyny, kurz i brud. Wszyscy wyciągnęli różdżki, żeby oświetlić sobie drogę. Harry wzdrygnął się, gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi.

- Załatwmy to szybko - rzucił.

- Taki mamy plan - odparła Hermiona i spojrzała na blondyna, który miał być ich przodownikiem.

Przeciskali się między stosami nieużywanych rzeczy, co Potterowi trochę przypominało pokój życzeń, gdzie niegdyś ukrył podręcznik Księcia Półkrwi.

Gdy tylko przebrnęli przez hol i dotarli do ciemnego, długiego korytarza, który o dziwo był pusty, zaczęli iść bardzo szybkim krokiem, prawie że biegiem, przed siebie w kierunku schodów.

Harry ledwo co widział w tych koszmarnych ciemnościach, nie miał pojęcia, jak Draco mógł wytrzymać przebywanie w tym miejscu dłużej niż dzień.

Maszerował szybkim krokiem za pozostałymi. Miał ogromną ochotę rozejrzeć się po rezydencji, która robiła na nim nie małe wrażenie, ale wolał nie zostawać z tyłu.

- Stop! - krzyknął w pewnym momencie Draco i stanął jak wryty. Hermiona zatrzymała się z jakiś metr przed nim, ale Harry za późno zareagował i wpadł z impetem na Rona. W korytarzu zagrzmiał dźwięk spadających przedmiotów z najbliższego regału, na który zatoczyli się młodzieńcy.

Malfoy natychmiast złapał Rona i Harry'ego za ręce i odciągnął ich do tyłu w sam raz, gdy zmieszane substancje z różnych fiolek spowodowały niewielki wybuch na marmurowej posadzce, jednak dość duży, by wyrządzić krzywdę, gdyby stało się zbyt blisko.

- Co wy wyprawiacie?! Chcecie nas pozabijać?! - krzyknęła Hermiona w stronę pozostałych Gryfonów.

- Co wy tutaj trzymacie, Malfoy? - spróbował odwrócić uwagę swojej dziewczyny Ron.

- Jesteśmy w starym domu Śmierciożerców, Ronaldzie! Czego się spodziewałeś?! - kontynuowała szatynka podniesionym głosem.

- Przestraszyła się i tyle zamieszania - burknął Ron w stronę pozostałych chłopców.

- Proszę? - warknęła dziewczyna.

- Spokój. Mamy misję do wykonania - przypomniał Draco.

- To dlaczego, do jasnej cholery, się zatrzymałeś tak nagle? - spytał Ron, a szarooki jedynie wskazał ręką duże przejście, które nie miało drzwi, po prawej stronie korytarza.

- Co to jest?! - zdenerwował się rudzielec.

- Otwórz oczy, Weasley, i spróbuj się domyślić. Co widzisz? Może książki - powiedział chłodno Draco.

- Ale czy biblioteka nie miała być na piętrze? - spytał Harry.

- Biblioteka była na piętrze, kiedy jeszcze tutaj mieszkałem. Zapewne dalej tam jest, a tutaj musi być jakieś jej uzupełnienie. W końcu ojciec ma mnóstwo nielegalnych książek.

- Czyli co teraz?

- Musimy się rozdzielić, w końcu mamy jak najszybciej się stąd wydostać - powiedziała Hermiona. - Skoro główna biblioteka jest u góry ja i Malfoy ją przeszukamy, dużo szybciej poradzimy sobie z większą ilością książek. Wy, Ronaldzie i Harry, przejrzycie ten pokój i jeśli nie znajdziecie książki przyjdziecie do nas na pierwsze piętro - osądziła dziewczyna.

- Na pewno musimy się rozdzielać? - spytał Draco.

- Boisz się, co moglibyśmy znaleźć bez twojego nadzoru? - podłapał od razu rudzielec.

- Ron! - oburzył się Harry.

- Cisza. Dobrze, zrobimy tak, jak chce Granger, w końcu kto będzie mi ufał? - rzekł Malfoy, celując chłodnym spojrzeniem w Weasleya. - Tylko tym razem niczego nie zniszcz, bo nie będzie mnie obok, żebym mógł uratować twój tyłek - prychnął, po czym musnął swoją dłonią wierzch dłoni Harry'ego i ruszył ku schodom, a Gryfonka szybko go dogoniła.

Harry stał przez chwilę w miejscu, ale ocknął się, słysząc głos przyjaciela:

- Chodź, zakochany ptaszku.

- Czemu musisz być dla niego taki nie miły, Ron? Przecież się stara - zapytał Potter, kiedy obaj znaleźli się już w stosunkowo niewielkiej komnacie, w której było mnóstwo regałów z książkami, zakurzonych pudeł i ciężkich kufrów.

- Ta, stara się - prychnął Weasley, podchodząc do najbliższego regału, który zaczął przeczesywać w poszukiwaniu wyznaczonej książki.

- A nie widzisz, jak bardzo się wysila, żeby nam pomóc? Zabrał nas tutaj, dzięki niemu wiemy, czym jest Czarna Różdżka, której szuka Voldemort. Draco naprawdę chce nam pomóc. - Harry również podszedł do wielkiego regału, który był zrobiony z ciemnego drewna z bogato zdobionymi ramami drzwiczek, które otworzył. Ogromna fala kurzu wzbudziła się, wdzierając się momentalnie do gardła Pottera, który zaczął kaszleć.

- Ja i Hermiona też się staramy.

- Przecież wiem! Pomagacie mi od samego początku, bez was do niczego bym nie doszedł, ale to, że kiedyś nasze relacje z Draco nie były za dobre, nie znaczy, że jest w jakimś stopniu mniej ważny. To była przeszłość. Najważniejsze, że teraz jest z nami, naraża swoje życie dla nas. Mimo że ma Mroczny Znak na ramieniu Voldemort, z pewnością chętnie by go zabił, przez to, że się z nami zbratał. - Wybraniec stanął na palcach i zaczął macać dłonią po najwyższej półce regału, wzbudzając tym samym jeszcze większe połacie kurzu.

- Dobra, sorry. Może mam zły dzień czy coś... W sumie to nie mam nic do Malfoya, no może prócz tego, że najchętniej to lizałby się z tobą cały czas i w każdym możliwym miejscu. Na oczach wszystkich. Czasem za bardzo obnosi się z tym, że jesteście razem i robicie różne rzeczy, które robią pary - powiedział Ron, który właśnie otwierał jedno z większych pudeł. Harry zachłysnął się powietrzem. - Spokojnie, stary. Od razu zaznaczam, że ja nie mam nic to tego, że jesteś z chłopakiem.

- Co ten Draco wam naopowiadał? Kiedy obnosił się, z tym że robimy różne rzeczy?! Zabiję go jeśli jeszcze raz będzie poruszał jakieś osobiste tematy z innymi ludźmi - oburzył się Harry, po czym otrzepał dłonie z kurzu i przetarł okulary, gdyż obraz zaczynał być coraz bardziej zamglony.

- Ta, Malfoy, czasami mówi za dużo, ale w końcu to Ślizgon - parsknął rudzielec, ale szybko spochmurniał. - Chodzi o Ginny... Dalej się w tobie kocha i widzę, jak pęka jej serce, kiedy patrzy jak ty i Malfoy sobie słodzicie.

- Przepraszam, Ron. Nie chcę ranić twojej siostry, ale muszę być też w porządku wobec Draco. Nie mogę udawać, że nic mnie z nim nie łączy lub, że jest mi obcy za każdym razem, gdy wyjdziemy za drzwi naszej sypialni.

- Wiem, nie mam zamiaru Cię do tego namawiać czy coś, ale może pogadaj z nią na osobności... Z tego co wiem to jak na razie tylko Malfoy próbował jej uświadomić, że nie jesteś zainteresowany dziewczynami i zdecydowanie nie był zbyt delikatny - oświadczył Ron, przekopując się przez sterty papierów w ogromnym pudle.

- No tak, Draco jest zazdrosny o Ginny - przyznał Harry.

- Serio? Malfoy jest zazdrosny o dziewczynę i to jeszcze z nazwiskiem Weasley? - zapytał, uśmiechając się półgębkiem.

- On potrafi być zazdrosny jak cholera, mimo tego, że doskonale wie, że lubię chłopaków. Tak po prostu ma, a już na pewno nie pomaga, jak Ginny przytula mnie przy nim lub całuje w policzki.

- Kurde, naprawdę musisz z nią porozmawiać, bo będą z tego kłopoty. Oni się pozabijają w końcu o ciebie  - rzekł rudzielec, gdy dotarł dłońmi na dno kartonu, którego okładka wyraźnie była pokryta czymś śliskim.

- Porozmawiam z nią - obiecał Harry, masując skronie dłońmi.

W tym samym czasie Ron wyciągnął z kartonu niewielką książkę i otrzepał ją z kurzu, ale zanim zdążył się jej dokładnie przyjrzeć, nastolatek usłyszał skrzypnięcie drzwi prowadzących do wnętrza domu.

- Co to było? - zapytał od razu Ron, wlepiając spojrzenie w Harry'ego, na którego twarz wstąpił grymas bólu.

- Co?

- Ej, wszystko dobrze? Uderzyłeś się? - Weasley próbował podejść do Pottera, ale w momencie gdy tylko postawił pierwszy krok, powietrze przebiła smuga zielonego światła. Rudowłosy Gryfon zatoczył się do tyłu, prawie upuszczając przy tym książkę. - Harry, uważaj! - krzyknął, wyciągając różdżkę, ale w tym momencie kolejne zaklęcie  pomknęło w ich stronę.

- Protego! - wrzasnął Ron. Czar uderzył w futrynę drzwi. Z mroku wyłoniła się zakapturzona postać, a za nią stała kolejna. - Drętwota!

- Protego!

- Rictusempra!

Kolejny czar uderzył o szafę, za którą wskoczyli nastolatkowie.

- Wyjdźcie, wiemy, że tu jesteście - w pomieszczeniu rozległ się ochrypły głos.

- Expelliarmus! - Harry wyłonił się zza krawędzi szafy, niestety w takich ciemnościach nie był w stanie dosięgnąć swojego celu.

- Drętwota! - krzyknął Ron, a zaraz potem usłyszeli głuchy łoskot upadającego ciała. Zwykły fart.

- Dołohow! Wy, głupcy!

Harry złapał się za głowę, która płonęła okropnym bólem. Dlaczego akurat teraz?!

...sunie wokół wysokich murów czarnej twierdzy...

- Harry! Drętwota! - krzyki obok niego stawały się coraz głośniejsze, tupot stup również.

...patrzy w górę, na najwyższą wieżę, na jej najwyższe okno...

- Hermiono, uważaj!

- Malfoy, musimy uciekać!

- Drętwota!

- Harry, nie odpływaj!

...uniósł się w powietrze, podlatuje przed okno na szczycie wieży, które jak się okazało było zaledwie szparą w ścianie, człowiek się przez nią nie przeciśnie... widać przez nią wymarniałą postać, skuloną w rogu... martwa czy śpiąca?

Krzyki i zaklęcia latały po pokoju.

- Grayback!

- Drętwota! Harry wróć tutaj! - głos Rona był całkiem wyraźny, a potem kolejne zamglone krzyki.

- Protego!

- Expelliarmus!

...przeciska się przez wąską szparę jak wąż i ląduje lekko jak mgła w kamiennej celi...

- Crucio! - jakiś Śmierciożerca w nich celuje.

- NIE!

- To oni! To przyjaciele Pottera! Oddajcie nam go, a wyjdziecie cali!

...wychudzona postać, ledwo przypominająca człowieka, porusza się niespokojnie, podnosi głowę i jego podkrążone, wymęczone oczy wpatrują się w niego, w Voldemorta... uśmiecha się półgębkiem, jego szara twarz poorana zmarszczkami...

- Długo musiałem na ciebie czekać, już myślałem, że nie przyjdziesz mnie odwiedzić, ale to chyba i tak zbyteczny wysiłek... Nigdy jej nie miałem.

- Kłamiesz, Grindenwald! Wiem, że miałeś Czarną Różdżkę!

- To on! To on! Potter! Wezwijcie Czarnego Pana!

I wtedy jego czoło przeszył ból tak ostry, jakby pękła mu blizna, z jego gardła wyrwał się krzyk i wtedy wszystko ponownie zniknęło.

Był tylko Voldemortem, a wychudły, wypłowiały blondyn śmiał się bezzębnymi ustami. Czuł wściekłość, przecież ci kretyni nie mieli go wzywać! Pozabija ich wszystkich jeśli się mylą i przywołują go na daremno!

- A więc mnie zabij! - krzyknął starzec. - I tak nie zwyciężysz, nie możesz zwyciężyć! Ta różdżka nigdy nie będzie twoja, nigdy!

Jego wściekłość znalazła ujście razem z błyskiem zielonego światła, które pomknęło w stronę starca, unosząc jego ciało w górę, jednak zaraz potem padł bez życia. Ci głupcy gorzko pożałują, jeśli wzywają go bez powodu! Nie będzie dla nich ratunku!

- POMOCY!

- Malfoy!

- Puść ją, Grayback!

- Crucio!

- Harry, proszę, ocknij się!

- Expelliarmus!

- W NOGI!

***

- Przestań się szamotać, Granger! - syknął Draco.

- Mówiłam, że sama mogę to zrobić - oburzyła się dziewczyna, ale blondyn zmierzył ją lodowatym spojrzeniem.

- Wierzymy w twoje umiejętności, Hermiono, ale pozwól sobie pomóc. Ciężko by ci było opatrzyć tę ranę w pojedynkę, podejrzewam, że Malfoy wie co robi - powiedział spokojnie Ron.

- No jasne, że wiem! Nawet się nie domyślasz, ile razy musiałem opatrywać Harry'ego! Mam to w małym palcu, Weasley - powiedział dumnie Ślizgon.

Harry słyszał ich głosy jak przez mgłę. Ból głowy wiąż dawał się we znaki, ale nie był już tak intensywny. Brunet próbował podnieść się na przedramiona, ale zaczęło mu się mienić przed oczami. Opadł na łóżko. Głowy pozostałej trójki zwróciły się do niego.

- Nie wstawaj, Harry, zaraz się tobą zajmę - powiedział Draco. - Weasley, idź do niego, nie ma wstawać - dodał, a Ron usiadł przy Harrym i położył mu rękę na ramieniu.

- Jak się czujesz, stary? - zapytał.

- Dobrze, gdzie są moje okulary?

- Nie kłam, przyrżnąłeś głową w regał - dodał rudzielec.

- Gdybyś nauczył się oklumencji, nie doszłoby do tego, Harry - prychnęła Hermiona.

- Dobra, teraz nic nie zmienimy, nie róbmy mu wyrzutów. Oklumencja wcale nie jest prosta - powiedział Draco, zawiązując ostatni opatrunek wokół ramienia szatynki. - Gotowe! Tylko uważaj na tę rękę, żeby nie otworzyć rany. W Grimmauld powinien być jakiś eliksir przyspieszający gojenie. Będzie dobrze, to nie jest nic poważnego.

- Dzięki, Malfoy - wymamrotała Hermiona.

Draco posłał jej lekki uśmiech, po czym podszedł do Harry'ego i założył mu okulary na nos.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Wybraniec.

- Na Privet Drive 4, nie mogliśmy iść do Grimmauld w takim stanie. Wszyscy zaczęliby się niepotrzebnie niepokoić i zadawać pytania - odparła Gryfonka.

- Jak się czujesz, tylko tak naprawdę? - zapytał Draco, delikatnie odgarniając czarne włosy z białego opatrunku.

- W głowie mi się kręci. Mdli mnie trochę, ale tak poza tym to jest okay - wymamrotał Harry, na co blondyn tylko westchnął.

- Musiałeś nabawić się lekkiego wstrząśnienia mózgu, mocno się uderzyłeś. Chcesz iść do łazienki?

- Nie, jest dobrze, ale chciałbym wstać - poprosił Potter.

- Powinieneś jeszcze poleżeć - powiedział troskliwie Draco.

- Czuję się dobrze - oburzył się brunet i ponownie próbował się podnieść, ale Malfoy go przytrzymał.

- Wniknąłeś do świadomości Sam-Wiesz-Kogo, znowu! - krzyknęła szatynka, na twarzy bruneta pojawił się grymas.

- Nie krzycz, Granger - upomniał ją Draco. - Rozciąłeś sobie głowę przy uderzeniu i nabawiłeś wstrząśnienia mózgu. Masz leżeć z jeszcze jakieś 10 minut, zrób to dla mnie - poprosił Malfoy, a Harry poddał się i leżał spokojnie, gdy blondyn poprawiał opatrunek na jego głowie.

- Co się stało? - zapytał Harry. Ron spojrzał na niego z dezorientacją.

- Uderzyłeś się w głowę. Straciłeś przytomność.

- Nie, szybciej, dlaczego jesteśmy tutaj?

- Nie pamię... - zaczął rudowłosy Gryfon, ale Draco nie dał mu skończyć:

- Byliśmy w moim starym domu, mieliśmy znaleźć książkę o Insygniach, pamiętasz to?

- Tak, a potem?

- Zaatakowali nas Śmierciożercy.

- A ty odpłynąłeś - dodał Ron.

- Teleportowaliśmy się na Privet Drive, żeby nie martwić Syriusza i reszty.

- Udało nam się znaleźć tę książkę? - dopytał Wybraniec, na co jego przyjaciel uniósł niewielką księgę z bogatą okładką i uśmiechnął się zwycięsko.

- Wielkim trafem, ale tak - powiedział.

- Narobiłem wam problemów, co?

- Nie sądzę - powiedział blondyn, uśmiechając się czuło do Gryfona, i wciąż głaszcząc go po włosach.

- Przynajmniej było ciekawie - dodał Ron.

- I niebezpiecznie, prawie nas mieli - dodała Hermiona.

- Przynajmniej nie musiałeś oglądać tego całego cyrku, ale mieliśmy dużo szczęścia - powiedział Draco.

- Widziałem Vol...

- NIE! - krzyknęła Gryfonka. Harry znowu wykrzywił twarz w grymasie, od głośnych dźwięków zaczęło piszczeć mu w uszach.

- Mówiłem ci już, Granger, żebyś nie krzyczała - upomniał szatynkę Ślizgon poirytowanym głosem.

- Draco, nie dobrze mi, jednak chcę iść do łazienki - wybełkotał Harry.

_________________________________________

I oto przedostatni (najprawdopodobniej) rozdział tego Drarry :(
Naprawdę nie wiem, kiedy ten czas minął, ale cóż...

Jak się podobało? Koniecznie zostaw coś po sobie, bo jesteśmy już prawie na mecie XD

Rozdział pojawi się w ciągu tygodnia, ale niczego nie obiecuję UwU

Do usłyszenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro