Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiem, późno, ale bardzo zależało mi, żeby dodać to dzisiaj XD (Uwaga specjalne ogłoszenia pod rozdziałem)
Miłego czytania UwU
_________________________________________

Dochodziła północ. Jasny księżyc wisiał wysoko na niebie, rzucając delikatną poświatę na łóżko stojące w sypialni. Harry zawiesił sobie na szyi woreczek, który dostał od Hagrida, wkładając tam znicz, medalion Slytherina, buteleczkę zawierającą czyjeś wspomnienia oraz mapę Huncwotów. Następnie jak najciszej założył buty i zarzucił na ramiona pelerynę-niewidkę, tak że teraz było widać tylko lewitującą głowę z burzą czarnych włosów. Chłopak ostatni raz sprawdził, czy Draco, aby na pewno śpi, po czym ledwo co musnął swoimi ustami czubek głowy Ślizgona, zarzucił kaptur na głowę i ruszył w drogę. Tej nocy wszystko miało się wyjaśnić.

Przemknął schodami i teleportował się z salonu prosto do Hogsmeade. Tam szybko dotarł do niegdyś swojego ulubionego sklepu - Miodowego Królestwa, a przy pomocy różdżki wejście do środka było bajecznie proste. Jak się okazało, jeszcze nie zapomniał podziemnej trasy do Hogwartu. Podczas drogi w głowie miał prawdziwy mętlik. Przez jego myśli przewijały się wspomnienia tych wszystkich beztroskich lat, mieszając się ze wspomnieniami walk z Voldemortem. Wiedział, że teraz ma rozwiązanie na wyciągnięcie ręki. Tak mało dzieliło jego i świat czarodziejów od powrotu tych wszystkich spokojnych lat. Jeszcze tylko trochę, a on i Draco będą mogli w spokoju cieszyć się życiem. Wszystko, co najlepsze dopiero przed nimi. Chłopak upewnił się w swoim przekonaniu, że jego decyzja samowolnej misji jest słuszna i przyspieszył kroku, żeby dostać się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa.

Jak się okazało, jego przypuszczenia były słuszne i nikt nie zabezpieczył tych podziemnych przejść, spokojnie udało mu się wyjść obok posągu jednookiej wiedźmy, skąd popędził prosto do gabinetu dyrektora. Czuł, jak szybko biło mu serce, a krew szumiała w uszach za każdym razem, gdy słyszał jakiejś dźwięki na korytarzach. Przyspieszył, chcąc załatwić tę sprawę najszybciej, jak się da. W końcu dobił do odpowiedniej sali, hasło niezmienione od jego ostatniego spotkania z Dumbledore'em, kamienna myślodziewnia na tym samym stoliku, gabinet wyglądał identycznie jak na jego zajęciach z dyrektorem, z jedynym wyjątkiem. Straszy mężczyzna z długą brodą, jasnymi niebieskimi oczami świdrującymi go znad okularów połówek i z lekkim uśmiechem nie siedział za biurkiem. Już nigdy tam nie zasiądzie. Harry zamrugał kilka razy, przypominając sobie pierwotny cel swojej misji, po czym szybko wlał zawartość fiolki, którą znalazł na parapecie, wziął jeden głęboki oddech i zanurzył się w odmętach wspomnień osoby, której nigdy nie posądziłby o żadną chęć pomocy jego misji, a jednak... Snape ze wspomnień pokazał mu wszystko, co powinien wiedzieć...

***

Draco przewrócił się leniwie na drugi bok. Blask księżyca świecił mu prosto w oczy, więc chcąc tego uniknąć, wciąż zaspany, wyciągnął rękę, żeby przysunąć się do Harry'ego i schować twarz w szyi ukochanego przed zdradzieckim światłem gwiazdy. Jednak jak się okazało, jego ramię opadło na pusty, zimny materac.

- Harry? - mruknął zaspany chłopak, wodząc dłonią po drugiej stronie łóżka w poszukiwaniu drobnego ciała bruneta, ale znalazł tylko zmiętą kołdrę. Chłopak otworzył leniwie jedno oko, żeby sprawdzić, o co chodzi. Nie zobaczył nikogo. Na początku jego świeżo wybudzony umysł nie chciał przyswoić żadnych nowych wiadomości. Dopiero po chwili zaczęły docierać do niego wybiórcze informacje. - Harry? - zapytał, otwierając również drugie oko i mrużąc je przez blask księżyca. Młodzieniec zmarszczył brwi i uniósł się na łokciach, żeby otaksować wzrokiem pomieszczenie. Nic.

Sięgnął po swoją różdżkę leżącą na stoliku nocnym i zapalił świece w pomieszczeniu. Oślepiony musiał przyzwyczaić się do takiej intensywności światła, ale gdy już mu się to udało, również nie dostrzegł Harry'ego. Zdezorientowany chłopak odruchowo zerknął na stolik nocny po drugiej stornie łóżka. O dziwi nie było na nim nic prócz lampki nocnej. Brak okrągłych okularów i różdżki do reszty wybudziły jego umysł. Co ten Harry znowu najlepszego wyczyniał?

Młodzieniec wygrzebał się z ciepłego łóżka, mamrocząc coś pod nosem i poszedł do drzwi łazienki. Zimno bijące od podłogi drażniło jego bose stopy. Zapukał kilka razy, ale nie słysząc żadnego odzewu, bezceremonialnie wszedł do środka. Ciemno i pusto.

Blondyn spojrzał podejrzliwie na zegar. Prawie 1 w nocy. Gdzie ten idiota podziewał się o takiej porze? I dlaczego, do cholery, wziął ze sobą różdżkę?! Teraz już poirytowany Malfoy wyszedł z sypialni i podreptał prosto do kuchni, gdzie jak się okazało nie było żadnej żywej duszy.

Ślizgon szybko przeanalizował swoją ostatnią rozmowę z Harrym, zanim zapadł w sen. Coś go tknęło i wrócił do swojego pokoju, żeby sprawdzić szafę. Brak butów mógł sugerować jedynie jakaś dalszą przechadzkę, co w przypadku Harry'ego Pottera mogło skończyć się tylko w jeden sposób - wielką katastrofą.

Zmartwiony blondyn nie zważając na późną porę, poszedł od pokoju Rona, zapukał kilka razy i po prostu wszedł do środka. Rudzielec spał rozwalony na całej długości łóżka, ale w pokoju nie było ciemno. Hermiona siedziała na fotelu, owinięta kocem, czytając jakąś książkę przy niewielkim blasku świecy. Powoli podniosła wzrok i zmarszczyła brwi na widok gościa.

- Coś się stało? - zapytała cicho, żeby nie budzić niepotrzebnie Weasleya.

- Wiesz, gdzie jest Harry?

Dziewczyna zamrugała kilka razu zbita z tropu.

- Nie ma go z tobą?

- Gdyby był to chyba bym głupio nie pytał - odparł blondyn, zaciskając dłoń na klamce. Szykowały się kłopoty.

- Sprawdziłeś strych? Kiedyś lubił siadać na parapecie i patrzeć na gwiazdy - powiedziała Gryfonka, ale bez przekonania. Sama wstała i narzuciła na siebie szlafrok. - Może jest w jakimś z pokoi, to ogromna rezydencja.

- Nie ma jego różdżki ani butów - odparł Draco, czuł, jak przyspiesza mu tętno. Osobiście udusi Harry'ego jak tylko go spotka. Dziewczyna również wydała się być poruszona, choć próbowała to zamaskować, żeby nie szerzyć paniki. Podeszła do łóżka swojego chłopaka.

- Ron! - Potrząsnęła nastolatkiem za ramię. - Ron, wstawaj! - ponowiła próbę.

- Wstawaj, Weasley, jest problem - powiedział Draco, podchodząc do łóżka. Tym razem rudzielec na dźwięk tego chłodnego tonu od razu otworzył oczy.

- Co jest? - mruknął.

- Harry'ego nie ma - powiedział Draco. Ron podniósł się do siadu, żeby spojrzeć na twarze pozostałej dwójki, chciał wiedzieć, czy aby na pewno nie próbują mu zrobić jakiegoś mało śmiesznego żartu.

- Co ty, do cholery, wygadujesz? - syknął, spoglądając na swoją dziewczynę z nadzieją jakiejś wskazówki. Jednak jej przejęta mina nie wróżyła nic dobrego. - Na Merlina, trzeba go poszukać, musi się gdzieś tu kręcić. Czasem mu odwala - powiedział, zbierając się z łóżka i odpychając od siebie niewygodne myśli.

Jednak kiedy 15 minut później spotkali się w kuchni, każdy po przeszukaniu odpowiedniego piętra, zdali sobie sprawę, że sprawa jest poważna. Mamrotali między sobą, zastanawiając się nad planem działania, jednak właśnie w tym momencie ktoś wszedł do kuchni.

- Co jest dzieciaki, czemu nie śpicie? - zapytał Syriusz, podchodząc do lodówki i wyjmując z niej kartonik mleka.

- Harry zniknął - powiedziała Hermiona. Mężczyzna upuścił trzymany przedmiot, odwracając się gwałtownie.

- Jak to zniknął?!

- Sprawdziliśmy wszystkie pomieszczenia. Nigdzie go nie ma. Jego ani różdżki czy butów - odparł Draco, zaciskając dłonie na krawędzi stołu. Cała trójka doskonale zdawała sobie sprawę z tego gdzie zawędrował ich przyjaciel. Zdecydowanie będą potrzebować pomocy Zakonu Feniksa.

***

Głęboki wdech... wydech. Krok za krokiem. Spokojnie. Oczyść myśli... Pamiętaj o Insygniach. Harry starał się opuścić zamek jak najszybciej i móc po prostu dostać się na błonia, jednak droga powrotna nie szła mu już tak sprawnie. Potykał się o własne nogi i nie mógł skupić na niczym innym prócz myśli, że on sam jest jednym z horkruksów, że to właśnie on przyczynia się do nieśmiertelności Voldemorta. Zacisnął szczęki ze złości. Dlaczego do cholery Dumbledore nie mógł powiedzieć mu czegoś tak istotnego wcześniej? Dlaczego nie mógł powiedzieć mu osobiście? Dlaczego nie powiedział mu o Czarnej Różdżce? Głęboki wdech. Złość na nieżyjącego już dyrektora w niczym nie pomoże. Musi się pospieszyć, zabrać różdżkę i wrócić do Grimmauld Place 12. Nikt nie może go zauważyć.

Przyspieszył, potrzebował świeżego powietrza. Skręcał mu się żołądek. Pod wpływem innej myśli - skoro Dumbledore nie powiedział mu o Insygniach Śmierci, ale o horkrokusach już tak to czy w takim razie nie wskazuje to na coś? Dyrektor chciał, żeby Harry zniszczył horkrokusy... Ale co w świetle obecnych informacji? Czy Harry naprawdę ma zniszczyć wszystkie horkrokusy łącznie z sobą? Nie, to Voldemort musiałby go zabić. Czy jego śmierć pomoże jego przyjaciołom? Czy jego śmierć uratuje setki innych żyć?

Biegł mokrą trawą najszybciej, jak potrafił. Chciał zabrać to, po co tu przyszedł i odejść. Ale czy aby na pewno do Grimmauld? Czy miałby opowiedzieć przyjaciołom i Draco o wszystkim? O tym, że jeśli nie uda im się znaleźć Insygniow, będzie musiał zginąć? Nie, nie mógłby. Jeśli plan z Insygniami by nie wypalił, oni próbowaliby go powstrzymać, a nie mógł na to pozwolić. Nie mógł pozwolić panoszyć się Voldemortowi i jeśli oddanie życia miałoby się temu przysłużyć, to na pewno by to zrobił. Jednak teraz najważniejsze jest coś innego. Skoro ma jeszcze inne rozwiązanie musi się go podjąć. Musi chociaż spróbować!

Zdjął pelerynę. Potrzebował lepszego dostępu do powietrza. Teraz i tak miał osłonę mroku. Wepchnął nakrycie pod bluzę i zwolnił kroku, próbując się uspokoić. Rozejrzał się po błoniach. Nie widział wiele w takiej ciemności, ale blask księżyc wystarczył, żeby zobaczyć jasny grobowiec. Trawa w miejscu, gdzie podczas pogrzebu były ustawione całe rzędy krzeseł, była nieestetycznie wydeptana. Staw święcił pustkami, nie wystawała z niego ani jedna głowa żadnego trytona.

To miejsce przyprawiało go o ciarki na ciele. Burza okropnych i bolesnych wspomnień uderzyła do niego, odbierając na chwilę zdolność trzeźwego myślenia. Stanął przed grobowcem. Czuł się tak, jakby ktoś użył na nim zaklęcia legilimens, przed oczami przewijały mu się najróżniejsze, przypadkowe wspomnienia.

Dumbledore opowiada mu o Voldemorcie... Dumbledore obwieszcza, że Gryffindor wygrywa Puchar Domów... Dumbledore odwiedza go w skrzydle szpitalnym... Dumbledore spokojnie przygląda się, gdy Harry niszczy jego gabinet... Dumbledore ratuje go przed inferiusami... Dumbledore rozmawia z trytonami... Dumbledore i jego wesołe spojrzenie... Dumbledore i jego przyjazny uśmiech... Dumbledore martwy u stóp wieży...

Jeden krok dzielił go od płyty grobowca. Jeden jedyny i będzie w posiadaniu Czarnej Różdżki. Nie, chwila, czyżby płyta groby była uchylona?

- Myślałeś, że ubiegniesz Lorda Voldemorta?! - zapytał zimny, wysoki głos, a zaraz potem rozległo się kilka pogardliwych prychnięć parsknięć śmiechem i syk węża. Harry odwrócił gwałtownie głowę. Przesłyszał się, prawda? - Jesteś zwykłym głupcem, który ma dużo szczęścia! TYM RAZEM CI SIĘ NIE UPIECZE!

- HARRY!

- Crucio!

- Expelliarmus!

- Protego!

- Drętwota!

Śmiech - chłodny, okropny. Ciarki na plecach. Zimny pot, strach.

- Ależ to nie ma sensu. Avada kedavra!

Światło. Ciemność.

***

Pisk w uszach rozsadzał mu czaszkę. Głośniejszy z każdą sekundą. Ból. Gdzie? Wszędzie. Nie, to iluzja. Uchylił powieki, świat był pozbawiony kolorów, falował. Próbował się podnieść. Przychodziło mu to z nadzwyczajną łatwością. Był nadzwyczaj lekki. Usiadł, nie czując już zupełnie nic. Zamrugał kilka razy, ale obraz nie wrócił do swojej prawowitej postaci. I wtedy widzi to. Widzi... siebie leżącego bez ruchu na ziemi. Poruszył swoją lekką dłonią, jednak wciąż widział jedną na trawie.

- Co się dzieje? - wymamrotał szeptem.

- Wspaniały widok, prawda? - usłyszał jakiś głos za sobą. Tak ochrypły, że nie mógł należeć do człowieka. Skrzypiał strasznie, przywodząc Harry'emu na myśl źle nastawioną stację radiową. Chłopak odwrócił się szybko i wtedy zobaczył wysoką postać, ubraną w czarną szatę z kapturem zaciągniętym na twarz. Przypominała Harry'emu dementora, gdyby nie to, że ewidentnie stała na podłodze i trzymała w dłoni powykrzywiany, długi i gruby patyk z jakimś kryształem na samej górze.

- HARRY! - usłyszał krzyk pełen bólu i rozpaczy. Ron trzymał Draco, który wyrywał się chłopakowi, chcąc wbiec prosto w szpony Śmierciożerców i Voldemorta. Płacz. Śmiech.

- Harry Potter nie żyje! - krzyknął Czarny Pan. Na jego wężowej twarzy gościł szeroki uśmiech, ukazujący obrzydliwe zęby. Mężczyzna uniósł ręce w geście triumfu, a następnie śmiało wycelował różdżka w ciało Wybrańca. - Crucio! - Zaklęcie uderzyło w martwe ciało, a siła czaru uniosła je ku górze. Harry patrzył na to szeroko otwartymi oczyma. Nie czuł nic.

Zwłoki opadły na ziemię. Śmierciożercy wiwatowali, Voldemort się śmiał, Zakon płakał. Nawiązała się walka. Draco wyrwał się Weasleyowi i pobiegł jak najszybciej do Harry'ego, upadając przy nim na kolana.

- Harry! Skarbie! - krzyczał, wziął nastolatka w swoje objęcia, zanosząc się niekontrolowanym szlochem. - Dlaczego to zrobiłeś?! - płakał, tuląc ciało, które stygło z każdą kolejną sekundą.

Harry patrzył na ten obraz nędzy i rozpaczy ze łzami w oczach. Próbował złapać Draco za ramiona, powiedzieć mu, że cały czas jest przy nim, ale bezskutecznie. Jego ręce przenikały przez ciało ukochanego.

- Fascynujące jest to, jak ludzie opłakują siebie nawzajem. Przecież na tym świecie ciągle ktoś odchodzi. Powinni się przyzwyczaić - powiedziała czarna postać.

- Co się dzieje?! - zapytał przerażony.

- Ach, ci śmiertelnicy, zawsze panikują - mruknął mężczyzna w kapturze tym swoim okropnym głosem. - Czy to nie oczywiste, że umarłeś?

- Jak to?! Dlaczego w takim razie wciąż tu jestem!? Dlaczego to widzę? Dlaczego ich słyszę? Kim ty jesteś?

- Miło, że w końcu zapytałeś. Jestem panem zaświatów, łączę świat żywych ze światem umarłych. Śmiertelnicy zwą mnie Śmiercią - powiedział zadowolony mężczyzna. Harry przyglądał się, jak fala uczniów wylewa się z Hogwartu, żeby wesprzeć swoich w walce. Pomóc rannym.

- J-ja umarłem... - wyszeptał Harry, wbijając swój wzrok w zapłakaną twarz Draco. Ostatni raz zbliżył swoją dłoń do policzka chłopaka, nie mógł go dotknąć.

- A no umarłeś, chłopcze. To chyba jedyne wyjaśnienie naszego spotkania - odparła Śmierć. - Zazwyczaj przychodzę po dusze lewitujące nad swoim martwym ciałem i zabieram je w zaświaty. Nie pozwalam im na zwiedzenie przestrzeni wolnej między dwoma światami. Ty jesteś wyjątkiem, Panie Śmierci.

- Słucham?

- Najpierw namiętnie użytkują moje Insygnia, a potem udają głupich, bezwstydnicy. Co ty sobie myślałeś? Przez cały czas miałem na ciebie oko, za każdym razem kiedy używałeś Peleryny. Obserwuję wszystkich, którzy posiadają predyspozycje do owinięcia mnie sobie wokół palca, głupcze. Przez tyle wieków nauczyłem się podzielności uwagi, w końcu czuwam nad dwoma światami.

- Nie jestem twoim panem - powiedział Harry, wciąż wpatrując się w lamentującego Draco. W ludzi, którzy się wywracają lub którzy padają bez życia na błoniach. Voldemort wciąż tam jest. - Umarłem.

- Pelerynę-niewidkę masz już do kilku dobrych lat. Kamień dostałeś w spadku, co według mnie nie powinno się liczyć, a różdżka jest twoja od wypadku na wieży. Z tego wynika, że jako posiadacz wszystkich trzech Insygniów jesteś Panem Śmierci. W dodatku pierwszym od setek lat. Zdenerwowałeś mnie, człowieku.

- Dlatego mam patrzeć na cierpienie moich najbliższych? Zemsta? Nie wystarczy ci, że umarłem?

- Każdego dnia zbieram tysiące dusz, myślisz, że przejąłbym się akurat twoją? Cholerni egoistyczni ludzie, zawsze tylko o sobie - powiedziała Śmierć. - Twoja dusza nie jest dla mnie atrakcyjnym obiektem. Jesteś tylko bachorem, który ma pecha i czystą niewinną duszę. Co tutaj interesującego? Ale tamta? - Śmierć wskazała swoim berłem na Voldemorta, który właśnie zabił jakiegoś człowieka. - Czaję się na nią od dłuższego czasu, mój Panie. Ten Gad drwi sobie ze mnie! Próbuje przechytrzyć! - Śmierć uderzyła swoim berłem z ziemię, tak, że wstrząsnęło całym światem cieni. - W moim interesie jest tylko to, by go unieszkodliwić, zagraża równowadze dwóch światów! Śmiertelnik nie może uczynić się nieśmiertelnym!

Harry spojrzał na zdeformowaną twarz Toma Riddle'a. Wsłuchiwał się przez chwilę w dźwięki ze świata żywych.

- I co teraz?

- Muszę go zniszczyć. Tylko że nie mogę przejść do świata żywych i zabrać go ze sobą. Mimo że jego dusza jest rozszczepiona to i tak twardo trzyma się swoich tymczasowych ciał. Musi go zabić jakiś dostatecznie silny śmiertelnik. Musi stanąć z nim do walki Pań Śmierci. Ty musisz to zrobić.

- Chwila? A co z horkrokusami? - zapytał Harry. Śmierć zaśmiała się krótko.

- Skupmy się na głównym problemie, a te pomniejsze rozwiążą się same w międzyczasie. Jeśli będziesz dostatecznie silny, dostaniesz życie, jeśli nie umrzesz z wycieńczenia. Powodzenia - odparła Śmierć i zanim Harry zdążył zadać jakieś pytanie, uderzyła berłem w podłoże. Świat cieni znów się zatrząsł, a Harry zobaczył tylko biel przed tym jak gwałtownie zaczerpnął oddech, kiedy dusza ponownie połączyła się z ciałem. Serce ponownie zaczęło pompować krew. Płuca znów zaczęły pracować, chłopak raz po raz łapczywie łapał powietrze.

Znów czuł potworny ból w każdej części ciała. Zanim cokolwiek zobaczył, usłyszał nad sobą szloch.

- Harry, skarbie, co się dzieje? Słyszysz mnie? - Draco trzymał głowę chłopaka na swoich kolanach, co chwila nerwowo odgarniając z czoła czarne włosy. Nastolatek złapał za policzki bruneta, próbując go docucić. - Proszę, obudź się, kochanie! Spójrz na mnie, słyszysz? Musimy cię stąd zabrać - mówił spanikowany Malfoy. Sam kompletnie nie rozumiał cudu, który dział się na jego oczach. Martwy Harry ożył, co przecież w magii było nieosiągalne! Jednak to później, teraz musiał jak najszybciej zabrać swojego chłopaka w jakieś bezpieczne miejsce.

- Nie - mruknął brunet, zanosząc się kaszlem. Otworzył powieki, dzięki ciemnościom panującym na błoniach jego wzrok nie został narażony na ciężko próbę.

- Shhh, spokojnie. Jesteś w szoku. Zaraz będzie w porządku. Musimy natychmiast opuścić to miejsce - mówił Draco bardzo niespokojnie. Brunet z trudem podniósł się do siadu.

- Nie! - krzyknął Wybraniec. Na szczęście jego oddech zaczął się uspokajać, więc nie musiał dyszeć już tak ciężko.

- Harry! - Malfoy złapał ukochanego za ramiona, powstrzymując go przed stanięciem na nogi. Kilka głów odwróciło się w ich strony, gdy usłyszało to imię.

- Panie! To Chłopiec, Który Przeżył!

- Panie, Harry Potter żyje! - krzyknął ktoś inny, a potem na błoniach wszystko zamarło. Wszyscy stanęli w bezruchu, wyczekując kolejnego ruchu. Voldemort powoli odwrócił się w stronę Wybrańca wyraźnie zszokowany.

- Ty! Jak śmiesz! - powiedział w języku węży, zbliżając się powolnym, ale stanowczym krokiem do chłopaka. Draco momentalnie zerwał się na nogi, zasłaniając bruneta, który wciąż klęczał na ziemi, swoim ciałem.

- I ty, Draco, przeciwko mnie? Już nie obchodzi cię twoja rodzina? Daję ci ostatnią szansę, młodzieńcze. Jesteś jednym z nas, wybierz dobrze - powiedział Czarny Pan, zatrzymując się w połowie drogi, następnie wypatrzył wzrokiem Lucjusza Malfoya i wycelował w niego Czarną Różdżkę.

Po jeszcze bledszej niż zazwyczaj twarzy Ślizgona płynęły łzy, usta zacisnął w cienką linię. Wyciągnął szeroko ręce, wciąż osłaniając Pottera.

- Wystarczy - powiedział Harry, również używając języka węży. - To koniec, Voldemorcie.

Chwiejnie stanął na własne nogi. Czarny Pan rozchylił lekko usta, oniemiały tym całym przedstawieniem. Przecież go zabił! Zabił Złotego Chłopca! On nie może mu teraz grozić! Uniósł dumnie głowę i wykrzywił usta w coś na kształt podłego uśmiechu, po czym stanowczym krokiem ruszył prosto na Harry'ego.

- Draco, to moja misja - powiedział brunet, wymijając swojego chłopaka, jednak ten szybko złapał go za ramię, odciągając w swoją stronę.

- Nie, proszę - powiedział, mocniej ściskając ramię Gryfona.

- Przepraszam, Draco - odparł tylko Potter, zanim uniósł swoją różdżkę i rzucił na blondyna zaklęcie oszałamiające. Nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek mu teraz przeszkodził. To wszystko zaszło za daleko.

- To koniec, Harry Potterze. Nie masz szans w pojedynkę przeciwko mnie i Czarnej Różdżce - syknął Voldemort. - Avada Kedavra!

- Expelliarmus! - krzyknął Harry. Dwa czary spotkały się w połowie drogi, pomimo innych różdżek. Wbrew wszystkim znanym do tej pory zasadom Harry'ego nie dosięgnęła śmiertelna klątwa. Mało tego wokół stóp Voldemorta zaczęła się kłębić czarna mgła, rozciągając się coraz wyżej i wyżej.

- C-CO?! - wrzasnął, gdy cień przesuwał się tylko w górę, gdy nie ustępował.

- Mówiłem, że to twój koniec, Riddle - powiedział Harry. Mimo iż cały czas stał w miejscu, czuł, jak powoli opada z sił. Nagle cień zaczął wirować, a z niego wyłoniła się czarna, zakapturzona postać - Śmierć. Położyła swoje kościste dłonie na ramionach Voldemorta, a następnie wepchnęła go prosto w otchłań, kłębiącej się pod Gadem mgły, znikając razem z nim.

I nagle tak szybko jak wszystko się zaczęło - wszystko ustało. Mgła rozpłynęła się w powietrzu.

Krzyki paniki rozległy się w powietrzu, gdy wielki wąż rozpadł się w proch. Sam Harry opadł na podłogę, ostatkami sił sięgnął do woreczka zaczepionego na szyi, otworzył go i zobaczył czarny proszek. Śmierć dopięła swego. Przy pomocy Pana Śmierci mogła zmaterializować się na świecie śmiertelników i zabrać Lorda Voldemorta wraz ze wszystkimi cząsteczkami podzielonej duszy.

- Harry! - Syriusz i Ron biegli przez błonia, wzięli chłopaka w swoje objęcia. Draco dołączył do nich chwilę później, gdy czar oszałamiający przestał działać. Potter uśmiechnął się tylko delikatnie, po czym wydusił z siebie:

- Udało się... Jestem zmęczony... - Następnie zamknął ciężkie powieki i pogrążył się w bardzo długim śnie. 
_________________________________________

Co do rozdziału: jeden wielki chaos. Pomysł był super, ale wykonanie nie do końca mi odpowiada, jednak no cóż, lepiej nie będzie. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to XD

Co do ogłoszeń: rozpoczynamy maraton!

Dzisiaj - ostatni rozdział Drarry
Jutro (wtorek) - epilog Drarry
Środa - prolog Bakudeku villian!Deku
Czwartek - pierwszy rozdział GaloLio
Piątek - one shot Bakudeku
Sobota - one shot Drarry
Niedziela - niespodzianka

Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni, trzeba jakoś uczcić początek wakacji haha

Do usłyszenia!

PS Harry żyje, możecie spać spokojnie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro