11. Drugi prezent

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak się złożyło w tym roku, że 31 lipca wypadał w czwartek. Severus obudził się tego dnia niemal o świcie, wraz z pierwszym powiewem porannego chłodu, który wtargnął przez otwarte okna do jego sypialni. Do ICH sypialni.

Tak się bowiem złożyło, że jak przed ponad miesiącem Harry Potter przyszedł do niego po raz pierwszy na noc, tak już został. Dopóki rok szkolny się nie skończył, przychodził w kolejne noce, o brzasku wracając do siebie. Wraz z pierwszym dniem wakacji przeniósł się na stałe do mieszkania Severusa Snape'a w Hogwarcie. I to Severus powiedział to słowo na literę "z", które sprawiło, że Potter z nim zamieszkał. "Zostań". Tak brzmiało to słowo. Wtedy dodał jeszcze: "tutaj ze mną", ale samo "zostań" spokojnie by wystarczyło.

A teraz to wspólne mieszkanie stało się niemalże torturą. To zaczęło się w niedzielę przed tym czwartkiem. A każdy kolejny dzień był coraz gorszy. Każdy był dniem apatycznego wpatrywania się Harry'ego w ścianę, sufit, podłogę lub własne palce. Ewentualnie dniem niewychodzenia z łóżka i bycia zawiniętym w kołdrę, narzutę i wszystkie znalezione po szafach koce, jakby nie był to środek lata, lecz arktyczna zima lub jakby się było rozgorączkowanym do tego stopnia, że członki drżą z zimna, mimo iż na przyrządach do mierzenia temperatury ciała dawno już brakło skali.

Każda noc była nocą cichego płaczu Harry'ego w ciemności albo samotnego siedzenia w świetle księżyca z kolanami pod brodą i ramionami obejmującymi własne ciało skulone tak, by w ogóle nie było go widać. Albo, dla odmiany, była nocą zapalania wszystkich świateł dla odpędzenia koszmarów. Co oznaczało, że była również nocą odganiania wszelkiego możliwego nocnego robactwa, które przez otwarte okna wlatywało do sypialni czy do salonu i lądowało we włosach, na rękach, na karku. Co oznaczało, że to Severus musiał odganiać to robactwo, bo Harry ograniczał się do leżenia w łóżku lub siedzenia w fotelu czy na podłodze. A najlepiej do bycia wciśniętym w zagłębienie pomiędzy ścianą a łóżkiem.

Bo Harry bał się. Wyznaczona data konfrontacji z Voldemortem zbliżała się nieubłaganie. Wypadała we czwartek, a już od niedzieli Harry zaczął się dziwnie zachowywać. Poddawał się coraz większej panice.

Może jeszcze nigdy nie kochał Snape'a tak mocno, jak wtedy, gdy tamten obejmował go przez całe noce i nawet nie całował, ani nie próbował żadnych pieszczot, tylko leżał przy nim lub siedział i trzymał go mocno w ramionach. I Harry wcale nie musiał mówić, że jest śmiertelnie przerażony, ani że wstydzi się swojego strachu, bo Severus wiedział to wszystko. I wiedział również, że Harry nie potrzebuje usłyszeć żadnych słów pocieszenia, bo takich po prostu nie było, tylko potrzebuje czuć, że jest kochany i że nie jest sam. Snape w ostatnich dniach właściwie się nie odzywał, tylko zamykał go w swoich ramionach i trzymał w nich prawie przez cały czas.

Nie odzywał się, a jednak w myślach cały czas powtarzał "kocham cię". I jeszcze "nie bój się", "jestem TU z tobą", "będę TAM z tobą". Harry słyszał te myśli Severusa w swojej głowie i one tak jakby podtrzymywały jego funkcje życiowe. Karmił się nimi lepiej nawet, niż jakimkolwiek posiłkiem i napojem. Kiedy je słyszał w swojej głowie, a słyszał właściwie cały czas, czuł się też trochę silniejszy. Czuł się trochę tak, jak podłączony do jakiejś mugolskiej kroplówki, która utrzymywała przy życiu i pozwalała odzyskać siły i zdrowie. Tyle że tutaj nie było igieł ani elektrolitów czy lekarstw.

Tutaj był tylko Severus Snape i jego rozpaczliwe próby mentalnego wpompowania w Harry'ego własnej siły emocjonalnej, a najlepiej też fizycznej. Robił to w zasadzie od połowy tego siódmego miesiąca. Od momentu poznania planów Harry'ego na konfrontację z Czarnym Panem. Ale od czterech dni robił właściwie tylko to i zaczynał tracić już siły, patrząc na niezmniejszające się, ba, wręcz z każdym dniem eskalujące cierpienie Harry'ego.

To wszystko, co działo się od niedzieli oznaczało bowiem, że co dzień i co noc Severus siadał lub kładł się przy Harrym, w zależności od tego, ile miejsca znajdowało się tam, gdzie akuratnie był Harry, obejmował go aż do bólu całego ciała i powtarzał w myślach słowa miłości. I z każdym dniem i nocą był coraz bardziej przerażony. Bo na dobrą sprawę nie potrafił zrobić nic więcej. W żaden sposób pomóc dzieciakowi. Siedział tylko lub leżał jak głupi i trzymał go w ramionach. I powtarzał głośno w myślach to "kocham cię". Głośno, żeby do Harry'ego dotarło. Żeby w jakiś sposób usłyszał. I zakopywał najgłębiej, jak się dało, zupełnie inne myśli. Co zrobi, jeżeli nie uda się to, co zaplanowali. Jeżeli Harry... Jeżeli Harry'ego...

Gdy trzymał go tak w swoich ramionach i myślał o tym, że może już nigdy nie poczuć ciężaru jego ciała na swoim, nie usłyszeć szumu jego oddechu... Że może za kilka dni, za dwa dni, że jutro.... Że jego ramiona mogą pozostać puste, bo nie będzie ciała, które by się w nie wtuliło... Że gdy wejdzie do ich mieszkania, powitają go jego rzeczy, martwe przedmioty, które zostaną, choć jego nie będzie... Że przyjdzie, przyjść może, taki dzień, w którym rozwieje się ostatni ślad zapachu Pottera, w którym nawet ubrania zamknięte w szafie zaczną po prostu cuchnąć stęchlizną, zamiast wysyłać słodki zapach jego ciała... W którym nie będzie w stanie przypomnieć sobie barwy jego głosu... W którym nie będzie pamiętał jego smaku...

Życie w ten sposób, życie bez Harry'ego, jawiło się jako tortura nieporównywalna ze wszystkim, czego doznał do tej pory. Wiedział, że nie będzie umiał żyć w ten sposób. Że nawet nie spróbuje. Harry był jego światłem, był niebem nad jego głową, powietrzem w jego płucach, krwią w jego żyłach. Gdyby go zabrakło...

A dzisiaj... Dzisiaj nadszedł wreszcie TEN DZIEŃ. Dzień, po którym, jak to majaczyła Sybilla, "żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje". Ten dzień był, miał być ostatni. Dzień tak, ale noc już nie. Wiadomo bowiem było, że po tym dniu nie będzie już żadnej nocy. Ani żadnego innego dnia. Że dziś wszystko się zakończy.

Severus z trudem zwlókł się z łóżka. Niemal bez udziału świadomości jego ciało wykonywało zwykłe czynności w łazience. Myło się, wypróżniało. Jego samego jakby przy tym wszystkim nie było. Dryfował gdzieś we własnym umyśle i sercu, osiągnąwszy stan nieświadomości bodajże pierwszy raz w życiu bez posłużenia się magią, alkoholem lub innymi używkami. Biorąc prysznic gorąco płakał, a jego łzy mieszały się z gorącą wodą, której strugi spływały po jego ciele. Łzy musiały odblokować to głęboko ukryte w nim samym miejsce, w którym uwięził kiedyś swój strach. Wypełzł on teraz i oplótł Severusa swoimi mackami. Dokładnie go oplótł. Jego dłonie, które zaczęły się trząść. Jego nogi, które zaczęły się uginać. Jego klatkę piersiową, która zaczęła się poruszać albo za wolno, albo za szybko dla płuc, próbujących nabrać wystarczającą ilość tlenu. Strach wniknął w jego oczy, które nagle zaczęły bać się patrzenia. I w jego usta, które nagle zapragnęły być nieme. Ubranie się i wyjście z łazienki w sytuacji zawładnięcia całym ciałem przez strach było nadludzkim wręcz wysiłkiem.

Gdy udało mu się tego dokonać, wrócił do sypialni i usiadł na łóżku, w którym spał jeszcze Harry Potter. Spał snem nerwowym, niespokojnym, drżąc na całym ciele. Skulony w pozycji embrionalnej spał tylko dlatego, że wczorajszej nocy Severus wmusił w niego fiolkę eliksiru bezsennego snu. Pożarli się najpierw o ten eliksir, jakby było o co. Zdaniem Severusa było, bo Potter właściwie nie przespał żadnej nocy (ani dnia, żeby być szczerym) od niedzieli i słaniał się wprost ze zmęczenia i ledwo patrzył na oczy.

Wcześniej pożarli się też o jedzenie, bo od niedzieli Potter właściwie nic nie jadł, a i pił niewiele. Przy życiu utrzymywały go na przemian - adrenalina i strach. I miłosne wyznania, ale Severus nie słyszał jeszcze o tym, by czyjkolwiek żołądek trawił adrenalinę czy strach, czy miłosne wyznania, i by z tych emocji i słów dało się pozyskać jakiekolwiek składniki odżywcze, których mógł potrzebować wciąż rozwijający się organizm siedemnastolatka.

Urządził więc swojemu siedemnastolatkowi karczemną awanturę o niepicie i niejedzenie. Awanturę zakończoną wmuszeniem w siebie przez tegoż bachora dwudaniowego obiadu, który w niedługim czasie po odejściu od stołu został spektakularnie wyrzygany. Co dziwne, Severus nie wściekł się na ten postępek Pottera, który po wszystkim rozbeczał się zupełnie nie jak siedemnastolatek, ale jak jakiś przedszkolak. Włożył tylko w jego drżącą dłoń fiolkę z eliksirem i stał nad nim, dopóki zawartość nie została wypita.

Ciekawe, o co pokłócą się dzisiaj.

Gdy Potter zaczął wygrzebywać się z kokonu pościeli, Severus delikatnie sięgnął dłonią do jego twarzy. Harry nadstawił policzek jak kot domagający się pieszczoty. I Severus głaskał go jak jakieś zwierzątko. Czule i uspokajająco. Jeszcze parę dni temu taka czułość byłaby podszyta namiętnością, a jego palce z policzka chłopaka przeniosłyby się wkrótce na jego szyję, ramiona, na sutki, na brzuch, na nogi, penisa, na tyłek. W ślad za palcami poszłyby jego usta i jego własny penis. I koniec końców kochaliby się gorąco i głośno. I długo. Tak było codziennie przez prawie cały lipiec. I jeszcze w czerwcu. Tak było od tej pierwszej nocy, którą Potter spędził u niego. Aż do niedzieli przed tym czwartkiem. TYM, który jest dziś.

Od tamtej niedzieli nie spali ze sobą. Owszem, próbowali. Ale żaden z nich nie potrafił tego zrobić. Gdy patrzyli sobie w oczy - widzieli w nich głód swoich ciał. Gdy stali przy sobie mocno objęci lub leżeli przy sobie, na sobie - to pożądanie tylko się wzmagało. Ale gdy próbowali cokolwiek z tym zrobić - nie udawało się. Paraliżował ich strach. Czytali to nawzajem w swoich oczach. To przerażenie, że właśnie ten pocałunek i właśnie ten dotyk może być ostatnim. Że każdy może być jak pożegnanie. A nie chcieli się żegnać ze sobą. Jeszcze nie teraz. Może dlatego ten stan dziwnego celibatu przedłużał się już czwarty dzień. Bo gdyby jednak zdecydowali się na stosunek, to mogłoby oznaczać, że się naprawdę żegnają. Na zawsze.

- Dzień dobry, kochany - Severus czule ucałował powieki budzącego się Pottera.

Harry westchnął.

- Pójdę się umyć. Poczekasz tu na mnie?

- Nigdzie się stąd nie ruszam.

Harry skinął głową na tę deklarację i poczłapał do łazienki. W ciągu ostatnich kilku dni niepokojąco schudł. Patrząc na jego prawie nagie ciało, Severus niemal się przeraził. To dobrze, że ten dzień wreszcie nadszedł. Jeszcze lepiej, że Potter tak długo wytrzymał w stanie względnej normalności. Gdyby stres zaatakował go wcześniej, niewiele by z niego zostało do dzisiejszego dnia.

- Chodź tu do mnie - powiedział Severus, gdy Harry wyszedł z łazienki przeczesując dłonią mokre po kąpieli włosy. Klepnął się w prawe udo, dając w ten sposób do zrozumienia, czego oczekuje. W oczach chłopaka na ułamek sekundy pojawiło się niedowierzanie. Spokojnie jednak podszedł do Severusa siedzącego na niskiej pufie przed łóżkiem i wpakował się na jego kolana. Owinął nogi wokół talii Snape'a, ułożył twarz w zagłębieniu jego szyi i kilka razy głęboko zaciągnął się zapachem skóry starszego mężczyzny. Objęli się mocno.

- Cześć - powiedział Harry w szyję Severusa i polizał ją końcem gorącego języka.

- Cześć - odparł Severus z twarzą na karku Harry'ego, pieszcząc palcami wystające kręgi szyjne chłopaka.

- Dawno mnie tu nie było. - Harry otarł się policzkiem o twarz Severusa. Przyłożył usta do jego warg i skubał je swoimi wargami w takt swoich słów: - Tęskniłem.

Severus w odpowiedzi chwycił mocno pośladki Harry'ego i, podtrzymując go w ten sposób na sobie, podniósł się z pufy. Przeszedł do łóżka. Ułożył chłopaka na poduszkach i zaczął rozbierać, pieszcząc odsłaniane fragmenty skóry. Harry zatopił palce w jego włosach. Rozkoszował się czułym dotykiem dłoni, ust i języka. Gorącymi, długimi liźnięciami i nieoczekiwanymi uszczypnięciami. Po raz pierwszy od czterech dni jego ciało odprężyło się do tego stopnia, że zaloty kochanka wywołały erotyczną ekscytację w niemal każdej komórce. Severus wziął jego twardego penisa do ust i Harry poruszał się w tych ustach z coraz głośniejszym jękiem. Odnalazł dłonie Severusa gdzieś na swojej talii i przyciągnął je na klatkę piersiową. Po jednej dłoni na każdym ze sutków. Uwielbiał być dotykany, lizany i szczypany w tych miejscach, a równoczesna stymulacja brodawek i członka tylko zwiększała odczuwaną rozkosz.

Teraz, gdy miał dłonie Snape'a na swoim ciele, gdy wpychał swoją erekcję w jego gardło, poczuł, jak bardzo był wyposzczony przez te ostatnie dni. Doszedł szybko i gwałtownie, wbijając palce w prześcieradło, aż kostki niemal zbielały i podrywając biodra wysoko, jakby chciał przebić usta Severusa. Ten mocno przytrzymał jego drgające pośladki. Po chwili, nadal trzymając penisa chłopaka w swoich ustach, rozłożył jego nogi i ugiął w kolanach. Harry poznał już dobrze ten scenariusz, więc wiedział, co teraz nastąpi. Severus wejdzie w niego. Weźmie go. Tak jak to robił do tej pory. Fala gorąca zdaje się, że oblała całe ciało Harry'ego i skumulowała na jego pośladkach i ponownie na penisie, który znów zaczynał twardnieć.

Pieszczotę palców wewnątrz swojego ciała Harry jeszcze jakoś zniósł, choć muśnięcie prostaty spowodowało efekt porównywalny do porażenia prądem i wydarło z jego gardła okrzyk bolesnego zachwytu. Ale gdy członek Snape'a zaczął zagłębiać się w jego ciało, Harry zamiast ekscytacji zaczął odczuwać przerażenie. Każde kolejne pchnięcie Severusa wywoływało w jego młodym kochanku panikę, zamiast euforii. Zaczął się wyrywać, odsuwać.

Sam nie wiedział dlaczego, ale wmówił sobie, że w jego sytuacji spełniony akt seksualny jest, będzie czymś w rodzaju pożegnania. Pożegnania z życiem i zgody na śmierć. Czytał w różnych książkach o erotycznych ekscesach, jakim oddawali się żołnierze przed bitwą, w której mogli lub mieli zginąć. Czytał o antycznych gladiatorach, którym przed pojedynkiem na arenie dostarczano oprócz obfitości jedzenia i picia, również wszelkiej maści kobiece i męskie ciała, by mogli się uspokoić. Zaspokoić. Ostatni raz przed śmiercią. Ta historyczna, mugolska w dużej mierze, tradycja przedśmiertnego spółkowania podziałała na niego w dość osobliwy sposób.

Zafiksował się na tym, że jeżeli będą się kochać z Severusem PRZED TYM dniem, to on na pewno zginie. I dlatego teraz wierzgał nogami i odsuwał się, jakby bronił się co najmniej przed gwałtem. Severus momentalnie wysunął się z jego ciała i odsunął na bok. Nie był nawet zdziwiony, a tym bardziej urażony. Prawdę powiedziawszy, spodziewał się takiej reakcji. Dziwił się jedynie, że nastąpiła tak późno. Najwyraźniej seksualna frustracja chłopaka sięgnęła już takiego poziomu, że pozwolił sobie na przyjemność seksu oralnego. Przyjemność penetracji - to było już za wiele. Severus rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło. W tym wzbranianiu się przed seksem, postrzeganym jako pożegnanie. Ostatnie pożegnanie. Z czymś takim nie dało się walczyć ani polemizować. To trzeba było przeczekać. I pozwolić, żeby zamiast do pożegnania doszło do powitania.

Na wszystkich bogów, do których kiedykolwiek ludzkość zanosiła modły! Jak bardzo on pragnął, by Harry unicestwił tę poczwarę i sam przy okazji przeżył, a potem (nawet na zewłoku Voldemorta!) POWITAŁ go swoim ciałem i W swoim ciele. Gdyby w coś, gdyby w kogoś wierzył, modliłby się gorąco, jak czynili to niektórzy pobożni mugole, by jakaś potężna siła, kierująca ludzkimi poczynaniami, wysłuchała tego błagania. Niestety! Tak się składało, że nie wierzył nawet w magię. Tak na dobrą sprawę wierzył jedynie w Harry'ego Pottera, ale była to wiara mocno podszyta niedowierzaniem. Jak tu bowiem wierzyć w siedemnastolatka?

- Harry, nie bój się - uspokajał dygocącego ze strachu chłopaka. - To nie miało być żadne pożegnanie.

- A co? - wydyszał Harry, drżąc na całym ciele i okrywając się kołdrą.

- Prezent? - zapytał Snape.

Oczy Harry'ego zrobiły się wielkie jak spodki.

- Urodzinowy. Chyba nie zapomniałeś, że masz dzisiaj urodziny? Siedemnaste. Bardzo ważna data w życiu czarodzieja.

- Nie zapomniałem, Severusie. To raczej ty zapomniałeś, że z tej okazji to JA mam być prezentem. Dla Voldemorta.

- Och, może przy okazji świętowania urodzin pokonasz Czarnego Pana i to dopiero będzie prezent! Dla całego świata - wykrzyknął Severus.

- Ale dajmy temu pokój. Mam dla ciebie jeszcze drugi prezent. W zasadzie, to mam ich kilka - Severus uśmiechnął się trochę zawstydzony. - Na razie nie mogę ci tego dać, więc ci tylko pokażę.

I wręczył zdumionemu Harry'emu plik kopert. W każdej z nich było zdjęcie. Niektóre mugolskie, inne czarodziejskie. W każdej kopercie było jedno zdjęcie. Na jednym z nich piaszczysta plaża. Z piaskiem niemal białym i wodą niemal turkusową. Na dole zdjęcia był odręczny podpis: "Lefkada". Na innym dla odmiany dość ponuro wyglądające wnętrze biblioteki, swym ogromem przypominające katedrę. I znów podpis: "Trinity College". Było jeszcze zdjęcie złoto-purpurowego wnętrza teatru z podpisem "Opéra Garnier" i zdjęcie chyba włoskiej uliczki z wystawionymi na chodnik stolikami przed jakąś restauracyjką. To zdjęcie miało podpis "Montepulciano". Harry przeglądał te oraz inne zdjęcia. Na niektórych były znane pałace albo muzea, na innych puste przestrzenie pól i lodowców. Było nawet zdjęcie słoni idących równym rządkiem przez sawannę i Wielka Piramida*. I romantycznie wyglądający domek, zatopiony w zieleni drzew. Podpisany jednym jedynym słowem: "dom". Pytającym wzrokiem spojrzał na Severusa.

- Gdybym mógł, Harry, chciałbym dać tobie to wszystko. Szczęśliwe wspomnienia. Ale żeby mieć wspomnienia, najpierw trzeba coś zobaczyć, przeżyć, doświadczyć czegoś. I to chciałbym dać tobie. Przeżycia i doświadczenia. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie dam rady załatwić słoni ani greckiej plaży. Nie mamy na to czasu. Te zdjęcia potraktuj jako zapowiedź.

Dzisiaj mam dla ciebie coś innego.

********************************

- Kończysz dziś siedemnaście lat, kochanie. W czarodziejskim świecie od dziś jesteś już formalnie dorosły. Nie musisz dłużej mieć żadnego opiekuna. Możesz zamieszkać, gdzie chcesz, możesz robić, co chcesz. Możesz  się nawet ożenić. Albo wyjść za mąż.

Harry posłał Severusowi na te słowa jakieś zdziwione spojrzenie.

Severus tymczasem sięgnął dłonią pod poduszkę i coś stamtąd wyciągnął. Było to najwyraźniej coś małego, bo mieściło się w zaciśniętej dłoni.

- Kocham cię Harry - powiedział bardzo poważnie - i chcę, żebyś przyjął ten znak mojej miłości do ciebie. - Otworzył dłoń. Połyskiwała na niej szeroka, prosta srebrna obrączka.

- Czy mam to potraktować jako oświadczyny, Sev?

Snape wzruszył ramionami, udając zblazowanie.

- Od dziś możesz się ożenić albo wyjść za mąż. Dlaczego nie miałbyś wyjść za mnie?

- Chciałbym się z tobą związać na zawsze. Poślubić cię. Tak, panie Potter - roześmiał się tak, jak nie śmiał się od niedzieli. Śmiechem nagle radosnym i dźwięcznym. - Mam wobec pana "poważne zamiary", tak to się chyba nazywa, prawda? - i porozumiewawczo mrugnął do Harry'ego. - Mieszkamy już razem i sypiamy ze sobą, więc chyba wypadałoby to zalegalizować, nie uważasz?

Śmiech w jego głosie nagle zamarł i teraz mówił już bardzo poważnie.

- Chcę, Harry, żebyś miał tę obrączkę dzisiaj na palcu. Kiedy staniesz przed Czarnym Panem. Wiesz, że ja też tam będę. Obok niego, nie obok ciebie. Że będę mówił straszne słowa i robił straszne rzeczy. Tobie. Wiesz, że muszę ukryć przed nim to wszystko, co jest między nami. Dlatego chcę, żebyś miał tę obrączkę. Znak mojej miłości. Kiedy, stojąc przed nim, zwątpisz we mnie, popatrz na swoją dłoń.

- Kocham cię, Harry Potterze - powiedział i ucałował obrączkę, po czym wsunął ją na serdeczny palec prawej dłoni Harry'ego. Uniósł tę dłoń do ust i ucałował krążek srebrzący się teraz na palcu. Był bardzo szeroki. Sięgał prawie do kłykcia serdecznego palca i wyglądał trochę jak jakiś dziwny opatrunek nałożony na zraniony palec.

- To zwykła obrączka, Harry. Wygląda podobnie jak srebro, ale to białe złoto. Specjalnie jest taka szeroka, żebyś mógł udawać, że to taki ekstrawagancki pierścionek. Pomyślałem, że mógłbyś poczuć się zawstydzony, nosząc klasyczną obrączkę. W twoim wieku? Ludzie mogliby rzucać pod twoim adresem jakieś dziwne komentarze, spojrzenia. Poza tym, jest tak duża, że nawet ślepy ją zauważy, więc i ty nie powinieneś mieć problemu. - ta drobna złośliwość znakomicie rozładowała powagę sytuacji. Obydwaj się uśmiechnęli.

- Nie ma na niej żadnych zaklęć. Myślałem trochę o tym, czy nie nałożyć protego albo lokalizatora, ale jakoś mi to nie pasowało. Jest na niej tylko moja miłość do ciebie. Mam nadzieję, że to wystarczy.

- Wystarczy, Severusie.

- Czy to znaczy, że się zgadzasz?

Namiętny pocałunek w zasadzie powiedział wszystko, ale Harry czuł, że potrzeba jeszcze słownej deklaracji, więc wyraźnie powiedział to jedno krótkie słowo:

- Tak.



* Lefkada - grecka wyspa z jednymi z najpiękniejszych plaż, Trinity College - Kolegium Świętej Trójcy w Dublinie z niesamowitą biblioteką, paryska Opéra Garnier - jeden z najpiękniejszych tego typu budynków na świecie, Wielka Piramida to piramida Cheopsa, a toskańskie Montepulciano słynie z wina Nobile (nie licząc niepowtarzalnej atmosfery wiekowego miasteczka)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro