12. Supernowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Długo analizowali i roztrząsali temat, zanim zgodzili się na jedną wersję wydarzeń. Konfrontacja Harry'ego Pottera z Lordem Voldemortem miała nastąpić w dzień siedemnastych urodzin Pottera, czyli 31 lipca. Jako miejsce akcji wybrali łąkę na grani za Hogwartem. To tajemnicze miejsce, o którym nikt zdawał się nie wiedzieć. Harry czuł się na tej łące na tyle bezpieczny oraz pewny siebie, by wybrać ją na miejsce swojej ewentualnej śmierci. Ustalili, że Severus poinformuje Czarnego Pana o pojmaniu chłopaka, który do tej pory był chroniony w Hogwarcie i przetrzymuje go w miejscu, co do którego nikt nigdy by się nie spodziewał, iż może być tymczasowym więzieniem dla Chłopca-Który-Przeżył. Przeżył wtedy, ale tym razem to mu się już nie uda.

Czarny Pan zostanie przez Severusa na tę łąkę sprowadzony, by wręczyć Harry'emu Potterowi z okazji urodzin wyjątkowy podarek - śmierć. Voldemort docenił symbolikę wydarzenia, a zwłaszcza jego daty. Oto siedemnaście lat temu Lily Potter oddała życie za swojego syna, zapewniając mu tym samym ochronę, wygasającą wszakże z dniem osiągnięcia przez bachora pełnoletniości. Dlatego właśnie w tym dniu Czarny Pan mógł, wręcz powinien, zaatakować ponownie, mając pewność, że dzieciak, nie, nie dzieciak, tylko formalnie już "mężczyzna", mu się nie wywinie.

Pozbawiony ochronnego czaru matki będzie bezbronny jak pisklę, które wypadło z gniazda. Można je podnieść i ogrzać oddechem. Można również rozgnieść podeszwą. Takie jest małe. Voldemort zamierzał zrobić to drugie. Rozgnieść, rozdeptać, wetrzeć w grunt jak łajno, które przyczepia się do buta i w pierwszym odruchu człowiek trze tym butem o ziemię albo o trawę, by łajna się pozbyć. Severus zapewnił, że w miejscu, w którym przetrzymuje Pottera, trawy jest pod dostatkiem.

Mistrz eliksirów starał się nie okazywać swoich emocji związanych z całym tym szalonym planem, ale był nim formalnie przerażony. Plan bowiem nie był tak naprawdę planem, lecz jedną wielką improwizacją. Nie mieli scenariusza, a nawet gdyby go napisali, nie do pomyślenia było wręczenie skryptu Voldemortowi i poproszenie, by zechciał nauczyć się swej roli, a następnie ją odegrać. Czyli, po prostu: umrzeć, zniknąć, wyparować. Na tym, w jaki sposób się to dokona, nie bardzo im zależało. Chodziło tylko o sam akt eliminacji przeciwnika.

Plan był beznadziejny. Tak bardzo do dupy, że bardziej chyba nie mógł być. Ale nadal był to jedyny plan, jaki mieli. Jedynym pozytywem, który Severus dostrzegał w tym planie i którego czepiał się z uporem tonącego, był ten, iż to Harry ustalał warunki, czyli miejsce i dzień konfrontacji. To dawało mu odrobinę psychicznej przewagi. Severus uczepił się jeszcze czegoś. Przypomniał sobie, że Harry traktował tę łąkę, na której miał spotkać się z Vol..., z Czarnym Panem jak odpowiednik pokoju życzeń. A skoro to mogła być łąka życzeń, to Severus życzył sobie, by okazała się miejscem, w którym Czarny Pan zostanie pokonany raz na zawsze, a Harry Potter przeżyje tę akcję. Życzył sobie tego aż do bólu. Życzył każdą świadomą i nieświadomą myślą. Każdym uderzeniem serca.

Ale musiał zaprzestać wznoszenia modłów o życie Harry'ego, bo zbliżał się już moment starcia. Aportowali się razem na łąkę, by nie tracić czasu. Harry ubrał się z tej okazji normalnie. Ot, zwykła koszula i spodnie. Zdaje się, że nawet nie nowe, że noszone już wiele razy. Spodnie mogły mieć nawet lekko postrzępione lamówki albo drobne przetarcia. Severus miał na sobie przerażającą maskę śmierciożercy i płaszcz do kompletu.

- Zdejmij to cholerstwo, Sev! - zawołał Potter, gdy stanęli na łące. - Nie mogę na ciebie patrzeć, gdy masz to coś na sobie.

- O tym mówiłem, Harry - Severus pieszczotliwie pogładził jego policzek. - Gdy nie będziesz umiał dostrzec mnie pod maską, spójrz na obrączkę. I nie zwątp we mnie.

Harry wolno szedł przez łąkę, jakby szukając miejsca, odpowiedniego do rozegrania zaplanowanego przedstawienia. Severus szedł za nim i nie przestawał mówić:

- On na pewno będzie cię torturować. Nie za dużo, żeby nie zabić cię zbyt szybko, ale trzy, cztery razy na pewno. I na pewno rozkaże również mnie. Będę musiał to zrobić. Nie będę mógł tego w żaden sposób złagodzić, bo Czarny Pan od razu pozna, że coś jest nie tak.

- Naprawię to później. Zaleczę rany. Nie będziesz czuł żadnego bólu, nie pozostawię żadnych blizn. Na ciele. Ale tego tutaj - dotknął serca chłopaka mocno bijącego pod napiętą skórą - nie będę mógł naprawić. Tego tutaj nie da się naprawić magią. Być może nie będziesz mógł po tym na mnie spojrzeć. Być może ja nie będę mógł spojrzeć na ciebie po tym, co ci zrobię.

- Teraz musimy zrobić to pierwszy raz, żeby Sam-Wiesz-Kto się nie zorientował.

Severus skierował w jego stronę czubek różdżki. - Crucio - powiedział. Trzymał go mocno w objęciach przez cały czas, gdy ciało Harry'ego rzucało się w bólu.

Zaklęcie straciło moc i Harry opadł jak szmaciana lalka w ramionach Severusa.

- Teraz to naprawdę mam syndrom sztokholmski - powiedział spierzchniętymi ustami, sięgając po pocałunek.

- Sectumsempra - Severus wypowiedział klątwę ze łzami w oczach. Powietrze wokół Harry'ego wydało się zostać zastąpione setkami ostrzy, które cięły skórę. Niektóre płytko, inne aż do kości. Harry nawet nie próbował udawać bohatera. Wył z bólu, dopóki nie zemdlał.

Severus ucałował jego zakrwawione usta.

- Wytrzymaj, Harry. Idę po niego.

*****************************

Nic nie mogło wywołać wrażenia większej dysharmonii jak widok Lorda Voldemorta na ukwieconej łące. Nic do siebie tak bardzo nie pasowało jak ta przypominająca trupią czaszkę beznosa twarz i rozświetlone słońcem trawy i kwiaty.

- W istocie, Severusie... - z ust Voldemorta, czy raczej ze szpary w czaszce, w której powinny znajdować się usta, wydobył się syk. - Nikt nigdy nie spodziewałby się, że można przetrzymywać Harry'ego Pottera w TAKIM miejscu.

- Mój Panie - Severus skłonił głowę. - Chłopak jest tam - wskazał ręką miejsce na niewielkim wzniesieniu, jakieś trzy, cztery kroki przed nimi.

Harry leżał w trawie. Zakrwawiony po tym, jak Severus potraktował go Sectumsemprą.

- To twoja robota, Snape? - zaśmiał się Voldemort.

Severus w milczeniu przytaknął.

- Chcesz się zabawić jeszcze raz?

Czarny Pan lubieżnie przesunął wężowym językiem po niemal nieistniejących wargach.

- Mój Panie. - Severus ukłonił się jakby z wdzięcznością. Wyciągnął różdżkę w stronę Harry'ego i całkowicie beznamiętnym tonem wycedził:

- Crucio.

Przyglądali się w milczeniu, podczas gdy ciało chłopaka skręcało się przed nimi na trawie. Dłoń Severusa trzymająca różdżkę ani nie drgnęła przez cały czas trwania zaklęcia. Tylko jego zęby ukryte pod maską zgrzytnęły, gdy mocno je zaciskał. Jakby sam odczuwał ból, zadawany temu młodemu ciału rozciągniętemu na trawie. Czarny Pan nie zwracał uwagi na takie głupoty, jak zgrzytanie zębami.

- Dobra robota - pochwalił swego sługę. - Ale i mnie się coś należy!

Wyciągnął różdżkę i skierował w stronę bezwładnie leżącego ciała.

- Crucio! - Ciałem wstrząsnęły dreszcze. Wydaje się, że po stokroć silniejsze niż wtedy, gdy przenikało je zaklęcie Severusa.

- Crucio! crucio! crucio!

- Mój Panie - wyszeptał Severus. - Powstrzymaj się, bo kolejny cruciatus wykończy bachora, a nie tak to miało wyglądać.

Voldemort spojrzał na swego sługę czerwonymi ślepiami.

- Słuszna uwaga. Jak zwykle, Snape.

Pożądliwym wzrokiem spojrzał na własną różdżkę i na umęczone ciało Pottera. Napawał się jego cierpieniem. Delektował jak wyszukanym smakołykiem.

- Przygotuj go! Niech stanie przede mną. Nie będę zabijał jakiegoś leżącego ścierwa!

Severus podszedł do niemal bezwładnego ciała.

- Stań przed swoim panem! - ryknął.

Harry nie potrafił utrzymać się na nogach, ani nawet podnieść z ziemi.

Snape momentalnie znalazł się przy nim. Brutalnie pociągnął za włosy, zmuszając do powstania. Opuszki jego palców w ułamku sekundy czule musnęły skórę na karku chłopaka.

- Już niedługo będzie po wszystkim, chłopczyku! - Severus niemal zasyczał, jakby chciał naśladować wężomowę. Jego głos ociekał jadem, ale spojrzenie było pełne miłości. Wypowiedziane słowa niosły ukryte znaczenie, zrozumiałe tylko dla Harry'ego.

- Wytrzymaj jeszcze trochę - błagał go oczami.

- Zachowaj resztki godności, jeśli je posiadasz - powiedział głośno.

- Bachor nie ustoi, mój panie - skłonił się przed Voldemortem po tym, jak pociągnięty na nogi Harry runął ciężko u jego stóp.

- To go trzymaj! - zasyczał Voldemotr.

I tak to właśnie wyglądało. Severus Snape stanął nieco z boku i wyciągniętym ramieniem podtrzymywał słaniającego się Harry'ego Pottera.

- Avada kedavra! - ryknął Czarny Pan.

- Expecto patronum - wyszeptał Harry Potter.

Czarny Pan mocno ściskał swoją różdżkę i wpatrywał się drapieżnie w twarz Harry'ego Pottera. Harry Potter trzymał swoją różdżkę bardzo lekko. Po piątym czy szóstym cruciatusie ledwie ją czuł w swojej dłoni. Wzrok powędrował do srebrnego krążka na palcu. Gdy udało mu się unieść głowę, napotkał wpatrzone w siebie czarne oczy Severusa Snape'a.
- Kocham cię - mówiły.

Poczucie szczęścia było obezwładniające.

Z różdżki nie wystrzelił srebrzysty jeleń, ani srebrzysty pegaz, ani żadne inne opiekuńcze zwierzę. Na końcu różdżki wybuchło oślepiające światło supernowej. Ogień i blask pochłonęły wszystkich trzech czarodziejów. Fala uderzeniowa z ogłuszającym hukiem rozeszła się po ziemi.

********************************

Gdy światło wreszcie przygasło, a w powietrzu zapanowała cisza, gdy po jakimś czasie spłoszony wiatr odważył się zakołysać ostrymi czubkami traw, na bezkresnej łące na grani za Hogwartem coś się poruszyło. Ludzkie ciało. Zerwało się na równe nogi i rzuciło w stronę innego ciała, leżącego bez ruchu. To Severus Snape dopadł do Harry'ego Pottera. Chłopak wyglądał strasznie. Zakrwawiony, posiniaczony, porozcinany. Nienaturalnie blady i nieruchomy. Zmaltretowany strzępek ludzkiego mięsa, a nie słodkie ciało, które kochał tak gorąco i czule jeszcze tego ranka. Raz za razem rzucał zaklęcia leczące. Najsilniejsze, jakie znał. Fioletowe sińce stopniowo znikały, blizny się wygładzały. Teraz przyszła kolej na eliksiry. Uzupełniające krew, regenerujące, uspokajające. Wlewał je do gardła Pottera, masując delikatnie jego szyję, by nieprzytomny chłopak przełknął kolejne porcje, ale się nie udławił. Po ostatniej dawce pozostało już tylko czekać. Zrobił wszystko, co było w jego mocy. Czy po tym co się stało, on stał się horkruksem Harry'ego? Nic nie czuł. Nic innego, niż zwykle. Czy to się czuje? Nie wiedział. Szkoda, że nigdy nie zapytał chłopaka o to. Jak tamten się czuł.  Może teraz on sam by wiedział. Choć w sumie to nieistotne.

Zrobił wszystko, co było w jego mocy i teraz mógł tylko czekać, aż Harry powróci z miejsca, w którym teraz się znajdował. Jeżeli powróci. Jeżeli zdecyduje się powrócić. Usiadł na ziemi z jego ciałem. Otoczył je rękami i nogami. Zamknął w objęciu swojego ciała jak w klatce.

- Nie wypuszczę cię - szeptał mu do ucha. - Nie pozwolę ci odejść. - powtarzał w kółko, całując skronie i powieki chłopaka, i kołysząc go w ramionach jak małe dziecko.

- Nie mam zamiaru odchodzić. - usłyszał po chwili.

Napotkawszy jego wzrok, jego spojrzenie wreszcie przytomne, Severus nie powiedział ani słowa, tylko z całej siły przytulił i ucałował. Usta spoczęły gdzieś na policzku, czy na czole. Miejsce było nieistotne. Istotne bowiem było tylko to, że czuł pod swoimi wargami żywą, pulsującą skórę Harry'ego, czuł jego ciało, poruszające się w takt oddechu. Żywe ciało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro