Dwa strzały i koniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stiles cały czas będąc na telefonie z przyjaciółką, kazał się wszystkim przygotować. On sam poszedł i schował się przy wyjściu, a Isaac z drugiej strony.

Kiedy usłyszeli warkot silnika, przygotowali się. Allison przejechała i wtedy przyjaciele wyskoczyli zza ściany. Ich pomysłem było złapanie kanimy. Nie udało się, ponieważ Lahey był za wolny.

Wtedy dopadł go Derek chwycił jego prawą dłoń i wykręcił odsłaniając wrażliwą skórę. Zatopił kły w ciele Jackson'a. Potym kanima straciła przytomność. Odsunęli ją na bok do ściany, każdy wiwatował.

Jednak to nie był koniec. Allison wyskoczyła z auta i krzyknęła.

- Nadjeżdżają!!

- Wszyscy niech będą gotowi do boju.
- poinstruował Stiles.

Odsunęli się gdy dwa czarne suv-y wjechały do fabryki. Kiedy się połapali, że ich kanima jest już bezużyteczna, chcieli wyjechać. Noah im na to nie pozwolił oddając, dwa strzały w opony.

Nastała głucha cisz w oczekiwaniu, aż wysiądą z pojazdów. Kiedy drzwi pierwszego z nich się otworzyły, Allison zaniemówiła.

- Przywitaj się z dziadkiem Allison. - powiedział Gerard.

- Nie mam zamiaru. - odparła z obrzydzeniem. - Próbowałeś mnie zabić.

- To nie był mój pomysł, ale owszem zrobiłaś się upierdliwa. Pomogłaś tamtym w odkryciu co ich atakuje i jak to pokonać. Nie mogłem pozwolić, żebyś nas powstrzymała.

- Jesteś śmieciem nie człowiekiem. Spłoniesz w piekle.

- Jeśli tak to nie sam. Kochana chyba czas, żebyś się z nimi przywitała.

Na te słowa drzwi drugiego suv-a się otworzyły. Allison ledwo stała na nogach gdy to zobaczyła. Z broni mierzyła do nich jej matka.

- Dlaczego? - spytała płaczliwie.

- Wiesz my zabijamy wilkołaki, a kanima to idealne narzędzie. Jest rzadko spotykana i praktycznie nikt jej nie podejrzewa. Zwłaszcza było miło jak zabijał Scott'a, jego matką i potem przypadkiem Liam'a. - Stiles ledwo nad sobą panował. - Gdyby chłopaczyna wrócił później nic by mu się nie stało.

- Jesteście potworami, powtórze Allison. Spłoniecie na dnie piekła.

Po tych słowach Victoria chciała pociągnać za spust, ale strzała była szybsza niż reakcja jej matki. Grot wbił się głęboko w jej prawy oczodół.

Z strachu jej lewy rozszerzył się, pozostało oko wyszło jej z orbity. Osunęła się martwa na podłogę. Gerard krzyknął i chciał do niej podbiec, ale zobaczył drugą strzałę na cięciwie.

- Nie radzę. - powiedziała Allison. - Jeśli chcesz żyć, masz wyjechać z Beacon Hills. Jeśli kiedykolwiek usłyszę, że nadal polujesz na wilkołaki. Znajdę cię i osobiście poderżnę ci gardło.

- Nie ma takiej możliwości. Bardzo dobrze możesz zabić mnie tu i teraz.

- Twoje życzenie dla mnie rozkazem.

Strzała świsnęła w powietrzu i przebiła serce Gerard'a w sam środek.
Jego twarz wyrażała spokój, kiedy upadł na ziemię. Allison przytuliła się do Stiles'a. Płakała to zrozumiałe w końcu zabiła dwóch członków swojej rodziny.

Stilinski objął ją ramieniem i nadal patrzył na dwa lezące ciała. Wtedy w rogu sali dostrzegł ruch. Spojrzał w tamtym kierunku. Właśnie obudził się Jackson. Już nie był kanimą. Wszystko się udało, Mieczysław wyczuł od niego subtelną woń wilkołaka.

Jackson podszedł do nich zupełnie nagi. To było do przewidzenia przecierz kanima nie będzie biegała w ubraniu. Mimo to nastolatek nie zwracał na to uwagi. Oglądał całą scenę z szeroko otwartymi oczami.

Nie zadawał, żadnych pytań wszystko było widoczne. Mimo to przeczesał włosy i zwrócił się do Lahey'a.

- Co ja tu robię i dlaczego jestem nagi?

- Wyjaśnię ci później. Narazie idź do samochodu Allison i nie ruszaj się stamtąd.

- Dobra.

Jackson pierwszy raz w życiu kogoś posłuchał. Schował się w aucie i tam został. Kiedy Allison się opanowała zabrała swoje strzały z trupów. Wytarła się o ich ciuchy i włożył spowrotem do kołczanu.

Nikt nie zamierzał ich grzebać. Noah powiedział, żeby ich ciała wrzucić do rzeki w workach i z kamieniami. Po to, żeby nie wypłynęli na powierzchnię.

Każdy się z nim zgodził. Zajęli się tym dosyć szybko. Po trzydziestu minutach oba ciała znajdowały się w rzece nieopodal fabryki. Krew natomiast zasypano piaskiem i każdy się stamtąd zabrał zanim zjawi się policja.

Potym incydencie nikt narazie nie próbował ich pozabijać. Żyli sobie spokojnie i szczęśliwie.

^^^^
641 słów. Wiem krotki, ale zwiezly i na temat. Mam nadzieję ze się podobało. Opowiadanie kiedyś może doczeka się kontynuacji zalezy ile będzie głosów podtym rozdzialem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro