~16~
Leniwie się przeciągnęłam, po czym otworzyłam oczy. Za oknem jasno świeciło słoneczko. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc, że szykuje się ładna pogoda. Spojrzałam na ekran telefonu w celu sprawdzenia godziny. Była równo dziewiąta. Podniosłam się z łóżka i ponownie przeciągnęłam. Przygotowałam sobie czarną kangurkę i tego samego koloru rurki. Zabrałam jeszcze inne potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki się ogarnąć.
Wchodząc z powrotem do swojego pokoju, usłyszałam niepokojące dźwięki dochodzące z sypialni niebieskowłosego. Szybko odłożyłam swoje rzeczy na łóżko i zapukałam do drzwi błazna.
- Wejść! - krzyknął - No kurwa, jebane kłaki! - moim oczom ukazał się Candy, próbujący rozczesać swoje włosy. No nie szło mu za dobrze. Jednak muszę przyznać, że komicznie to wyglądało. Zaproponowałam mu swoją pomoc.
- Oo, mogłabyś? Popatrz, tu mi się poplątały i nie mogę sobie z tym poradzić! - powiedział pokazując mi kołtuna. Uśmiechnęłam się biorąc od niego szczotkę i każąc mu stanąć tyłem do łóżka. Sama stanęłam na małżeńskim łożu chłopaka i zaczęłam rozczesywać jego włosy. Usłyszałam chichot Candy Popa.
- No co? Jesteś wyższy, muszę jakoś dosięgnąć. Chyba, że jednak sam sobie poradzisz. - powiedziałam przerywając na chwilę czynność.
- No już już, nic już nie mówię. - uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do walki z kołtunem.
Po około piętnastu minutach wreszcie się udało, zwycięstwo. Fioletowooki westchnął z ulgi, że to już koniec. A ja chętnie jeszcze bym go poczesała, lubię to. Podziękował mi i kazał obudzić wszystkich na śniadanie, które będzie za pół godziny. Pokiwałam głową i wyszłam z pomieszczenia. Stanęłam pod drzwiami Jasona i krótko zapukałam. Już po chwili otworzył. Miał na sobie tylko szare dresy, a dłuższe, czerwone włosy były rozczochrane. Ale on ma klatę.. No muszę przyznać, że wyglądał seksownie..
- Za pół godziny śniadanie. - uśmiechnęłam się - Candy kazał was pobudzić, ale z tego co widzę, to niepotrzebnie.
- No ja akurat wstałem. Ale z tamtymi dwoma raczej ci tak łatwo nie pójdzie. - zaśmiał się. Rzeczywiście, dopiero wstał, ma jeszcze chrypkę. Ugh, to tylko dodaje mu uroku. Czułam, jak się czerwienię.
- Weź ty się ubierz chłopie. - wypaliłam, odwracając wzrok - To ja ogarnę resztę. - po tych słowach z prędkością światła znalazłam się pod pokojem Żarówy. Usłyszałam jeszcze tylko cichy śmiech czerwonowłosego i zamykanie drzwi. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do Puppeta. Odpowiedziała mi cisza. Toy Maker chyba miał rację..
- Puppeteer, wstawaj! - zawołałam, pukając głośniej.
- Weejdź! - odkrzyknął.
Niechętnie weszłam do środka. Ciemna podłoga, szare ściany, dwa dość małe okna, biurko, szafa, kilka szafek, półki z marionetkami i łóżko, na którym leżał pan świecący w.. samych bokserkach? No jeszcze lepiej. Skierowałam wzrok na swoje stopy. Te moje czarne skarpetki są takie interesujące..
- Co jest, laleczko? Chodź ze mną poleżeć, niewygodnie samemu. - no co on sobie wyobraża?!
- Za pół godziny śniadanie. Candy kazał przekazać. - rzuciłam szybko i wybiegłam z pomieszczenia. Boże, co za typ.. A to niby Candy jest zboczeńcem..
Został jeszcze Jack. Co tym razem zastanę? Jason w dresach, Żarówa w bokserkach, a Laughing.. bez niczego? W moim mózgu pojawił się ten obraz, tfu. Potrząsnęłam głową i zapukałam do drzwi, jednak odpowiedziała mi cisza.
- Jack, wstawaaaj! - krzyknęłam, pukając głośniej. I co? I nic. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Ściany w czarno-białe paski i czarna podłoga, dwie duże szafy i kilka szafek. Chociaż.. Nie kilka. Dużo szafek. To dziwne. Chyba wolę nie wiedzieć, co w nich trzyma. W dodatku wszędzie było pełno papierków po cukierkach i gdzieniegdzie cukierki. Jeśli on to wszystko zjada, jakim cudem jest taki chudy? No nieważne. Ale jeśli już mówimy o nim, to spał sobie w najlepsze na dużym łóżku. Przybliżyłam się do niego.
- Roześmiany, no wstawaj no. - powiedziałam dość głośno, jednak zero jakiejkolwiek reakcji z jego strony - Dobra, sam tego chciałeś. - mruknęłam.
Zabrałam mu kołdrę, przygotowując się na zobaczenie tego, co wcześniej sobie wyobraziłam. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Okazało się, że klaun śpi w białej koszulce na długi rękaw i czarnych dresach. W sumie to mi ulżyło, dość już widziałam. Ale jak tak o tym pomyślę, to Candy też miał bluzkę. Tylko, że on mógł ją założyć, gdy wstał. Ale z drugiej strony.. Moje rozmyślenia przerwało mruknięcie L.J'a, który przewrócił się na drugi bok. No co za..
- Kurwa, no wstawaj! - krzyknęłam rzucając się na niego i zaczynając go łaskotać. Tym razem długo nie musiałam czekać na reakcję. Już po chwili śmiał się jak opętany.
- Co hahaha ty robisz ahahah - wydukał.
- Budzę cię. - odparłam spokojnie, nie zaprzestając tortur.
- Ale żeby hahaha tak hahah brutalnie? Hahaha
- No dobra, dobra. - przestałam go łaskotać - Próbowałam po dobroci, ale nie wyszło. Za pół godziny śniadanie, ogarnij się. - nakazałam.
- Tak jest, szefowo. - zasalutował żartobliwie, a ja się zaśmiałam i opuściłam jego pokój.
Na korytarzu natknęłam się na Jasona. Tym razem już w pełni ubranego. Miał na sobie ciemnoszare spodnie i czerwoną koszulę w czarną kratę, u której nie zapiął dwóch górnych guzików. Do tego miał ten swój dziwny makijaż. No cóż, co kto woli.
- I jak ci poszło? - spytał.
- Z Puppeteerem nie było tak źle. Na Roześmianym musiałam zastosować tortury. - na wspomnienie o torturach, czerwonowłosy zrobił wielkie oczy - Oczywiście mówię o łaskotkach - dodałam - A o czym ty myślałeś?
Na moje pytanie chłopak zmieszał się. Boże, o czym on myślał? Lepiej nie wnikam. Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do swojego pokoju. O umówionej porze zeszłam na śniadanie. Budziłam wszystkich, a w kuchni i tak bylam ostatnia, pf. Jak się okazało, Candy zrobił naleśniki, pycha. Wszyscy konsumowali w ciszy, jednak postanowiłam ją przerwać.
- Czym wy się tak właściwie zajmujecie? - wszyscy spojrzeli na mnie, poczułam się niezręcznie - Noo, tak na co dzień. Odkąd tu jestem, siedzicie w domu. Ale chyba nie jest tak cały czas, nie? - tym razem wymienili się spojrzeniami między sobą. Przyznam, że wyglądało to, jakby chcieli coś ukryć.
- No wieeesz.. - zaczął Candy - Ja i Jack występujemy w cyrku - na jego słowa Roześmiany wyszczerzył się i pokiwał głową. Po chwili głos zabrał pan JakWysiądąCiKorkiBędęTwojąLatarką.
- A ja robię marionetki i urządzam ich występy. Chętnie ci pokażę. - mrugnął do mnie, zignorowałam to i spojrzałam wyczekująco na Jasona.
- Moją pasją jest robienie zabawek. Ale szczególnie kocham lalki. - czy mi się zdaje, czy jego oko znów błysnęło na zielono? - No i prowadzę własny sklep z zabawkami, tutaj w mieście.
No to mnie zaciekawił. W sumie to ma najpoważniejsze zajęcie z nich wszystkich. Heh, błazen, klaun, marionetkarz i zabawkarz, ciekawa ekipa. Po śniadaniu postanowiliśmy coś obejrzeć. L.J zaproponował 'Mordercze klauny z kosmosu'. Wszyscy się zgodzili. Roześmiany włączył film na laptopie i podłączył go do telewizora. Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie. Ja siedziałam między Candy'm, a Jasonem. Pasowało mi to, ich najbardziej polubiłam. Gdzieś tak w połowie filmu zaczęłam się źle czuć, głównie bolał mnie brzuch. Siedziałam więc trzymając się za niego i prawie przysypiając. Nie uszło to uwadze chłopaków.
- Ej, co jest? - spytał Jason. L.J zastopował film i wszyscy wyczekująco się na mnie patrzyli.
- Nie gapcie się tak, bo dziwnie się przez to czuję. - mruknęłam chowając twarz za włosami.
- No mów co ci jest. - nakazał Candy.
- Nic. - odparłam.
- No właśnie widać.. Gadaj. - dołączył Roześmiany.
- Mówię, że kurwa nic! Brzuch mnie po prostu boli! - wybuchnęłam.
- To przez te twoje naleśniki, Candy. Już moje spalone były lepsze. - rzucił czerwonowłosy na rozluźnienie atmosfery. Chyba mu się udało, bo wszyscy chłopcy się zaśmiali, a ja uśmiechnęłam.
- To może pomasuję, hm? - spytał fioletowooki poruszając brwiami w jednoznaczny sposób. Oburzyłam się i strzeliłam mu z liścia.
- Zboczeniec! - krzyknęłam wstając i biegnąc do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro