~10~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak zwykle siedziałem u Charlotte. W pewnym momencie poruszyła palcami, a jej powieki zaczęły drgać. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie, a następnie lekko się uśmiechnęła. Po chwili jej twarz przybrała wyraz zdezorientowania i dziewczyna zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Wytłumaczyłem jej, że jest w moim domu i jak się tu znalazła. Słysząc o Slendermanie lekko (no dobra, mocno) się zdziwiła. Kiedy dziewczyna ogarnęła się po.. dłuższej drzemce, zabrałem ją do salonu, żeby poznała chłopaków. Przy rozmowie z nimi wydało się, że jesteśmy mordercami. Wtedy Charlotte wybiegła z domu, a ja oczywiście za nią. Ale.. nie zdążyłem. Po wybiegnięciu z lasu, dziewczyna wpadła pod samochód. Wokoło było pełno krwi. W głowie słyszałem czyiś śmiech i słowa 'nie zdążyłem się zabawić'. Ten głos tak bardzo znajomy.. 

Wtedy się obudziłem. Może to jakaś przestroga? Może nie powinienem jej na razie mówić, kim jesteśmy? Tak będzie lepiej. Muszę jeszcze tylko poinformować chłopaków, że mają siedzieć cicho. Ubrałem się i ogólnie ogarnąłem, po czym poszedłem z nimi pogadać. Na szczęście się zgodzili. Zjadłem śniadanie i jak zwykle poszedłem do niej. Po drodze widziałem Puppeta wylatującego z jej pokoju. Było to dosyć dziwne, bo to nie pierwszy raz w ciągu tych pięciu dni. Slenderman powiedział, że dojście do siebie zajmie jej trzy-cztery dni, ale to już piąty dzień kiedy jest nieprzytomna. W pewnym momencie tak samo jak w śnie, poruszyła palcami.


/Charlotte/

Wszędzie była tylko ciemność. Ciemność i ja. I cisza, którą zakłócały jedynie moje i myśli i bicie mojego serca. Chwila. Bicie serca? Mojego? Czyli jednak żyję! W takim razie, gdzie jestem i co tutaj robię? Po chwili usłyszałam głos.. Tak bardzo za nim tęskniłam.. Mimo, że miałam tylko siedem lat, kiedy zginęła, pamiętałam go doskonale.. To był głos mojej mamy.. Mojej kochanej mamy..

- Pora na ciebie, kochanie..

- Mamuś? O czym ty mówisz?

- Jesteś na granicy życia i śmierci. Umarłabyś, ale.. - zawahała się.

- Ale co? Mamo, o czym ty mówisz? 

- Ktoś uratował twoje ciało. Teraz masz wybór. Możesz trafić do świata umarłych, albo wrócić do żywych. Wysłano mnie, żeby cię o tym poinformować..

- Jeśli zechcę umrzeć, to będziemy już zawsze razem..? - zapytałam. 

- Tak, to prawda. Jednak wolałabym, żebyś wróciła. Jesteś jeszcze młoda, córeczko. Ja będę na ciebie zawsze czekać. Ale jeszcze nie teraz.. Jeszcze nie twój czas. Pora wrócić.

- Wrócę. Zrobię to dla ciebie. Kocham cię, mamo. 

- Też cię kocham, skarbie. Ale proszę, uważaj na siebie. Teraz wszystko się zmieni..

Jej głos zaczął się jakby rozmywać, oddalać, zanikać. Aż w końcu zniknął całkiem. Nie rozumiałam, co miała na myśli. Ale już nie mogłam spytać. Skoro żyję, ktoś mnie uratował, jestem na granicy, to.. jestem duszą. Moje ciało pewnie jest teraz w jakiejś śpiączce.. No dalej Charlotte, zrób coś, otwórz oczy, postaraj się.. Robiłam co mogłam, aż nagle  w tej ciemności pojawił się.. portal? Poszłam w jego stronę, jak postacie z tych filmów fantasy. Raziło mnie w oczy, ale ignorowałam to. Wyciągnęłam rękę przed siebie i wsunęłam w światło. Zapiekło, więc odruchowo zacisnęłam pięść. Chciałam cofnąć dłoń, ale już nie mogłam. Dokonałam wyboru. Zostało mi tylko wejść tam całym ciałem. Jak mogłam się domyślić - zaczęło piec mnie wszystko. - Dawaj Charlotte.. Dasz radę.. - mówiłam w myślach. Nagle znowu widziałam tylko ciemność. Nie udało się..?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro